„Teściowa przy każdej okazji mówi, że Michał mógł mieć lepszą żonę. Mąż w milczeniu je zupę, a ja czuję się jak śmieć”
„Już nie mogłam. Wstałam od stołu i wyszłam do łazienki. Oparłam się o umywalkę, wciągnęłam głęboko powietrze i poczułam, że coś we mnie pękło. Michał znów mnie zostawił samą. Znów pozwolił, by jego matka mnie upokorzyła”.

- Redakcja
Jestem nauczycielką i mam dwójkę dzieci – dziewięcioletnią Olę i sześcioletniego Jasia. Mój mąż Michał... No właśnie. Pracujemy, opiekujemy się dziećmi, jeździmy na zakupy, gotujemy obiad, sprzątamy. Mijamy się w kuchni, jakbyśmy byli tylko współlokatorami. Nie zawsze tak było. Na początku był śmiech, spontaniczne kolacje, nieprzespane noce z winem i rozmowami do rana. A teraz? Niedzielne obiady u jego matki. Zawsze to samo: ja przy stole, z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Helena – jego matka – siedząca naprzeciwko i sącząca kąśliwe komentarze z takim wdziękiem, jakby podawała deser. Ostatnie święta? Pamiętam każde słowo.
– No, Michał to miał kiedyś lepszy gust – powiedziała, patrząc na mnie z góry.
Udawałam, że nie słyszę, ale w środku mnie zmroziło. Bo ona nie mówi tego raz. Mówi to zawsze. Na każdej rodzinnej imprezie, każdej kolacji, chrzcinach, imieninach Adama – młodszego brata Michała. Teściowa nie odpuszcza. A Michał? Milczy. Nigdy mnie nie broni. Nigdy nie powie: „Mamo, dość”. Tylko siedzi, je i w najlepszym wypadku próbuje zmienić temat. Czasem rzuci coś w stylu: „Oj, daj spokój, mama sobie żartuje”. A ja? Siedzę i czuję się jak śmieć. Jeszcze nigdy nie wybuchłam. Dla dobra dzieci. Dla spokoju w rodzinie. Dla świętego spokoju. Tylko że ten „święty spokój” kosztuje mnie coraz więcej.
Zrobiło mi się gorąco
Stół uginał się od jedzenia – teściowa jak zwykle się postarała. Schab w galarecie, sałatka jarzynowa, śledzie, domowe paszteciki. Wszyscy siedzieli już przy stole, tylko szwagier krążył między kuchnią a salonem, szukając korkociągu. Teściowa zagadywała wnuki, a Michał rozmawiał z jakimś kuzynem. Ja? Starałam się uśmiechać.
– No, Adam, ty to przynajmniej nie przyprowadziłeś do domu byle kogo – rzuciła teściowa z tym swoim niewinnym uśmiechem, jakby właśnie podała komplement.
Rozmowy przy stole ucichły na chwilę. Adam się roześmiał nerwowo. Michał spojrzał na matkę, ale tylko spuścił wzrok. Zrobiło mi się gorąco. Serce waliło mi w piersi, a w uszach szumiało. Nie wytrzymałam.
– Może w końcu powinnaś mi powiedzieć wprost, że mnie nienawidzisz? – wypaliłam, patrząc jej prosto w oczy.
– Uspokój się – Michał natychmiast się odezwał. – Mama tylko żartowała…
– A ty jak zwykle stajesz po jej stronie – odpowiedziałam cicho, ale tak, by wszyscy słyszeli.
– Przestań, proszę cię – dodał Michał przez zaciśnięte zęby.
Nie odpowiedziałam. Już nie mogłam. Wstałam od stołu i wyszłam do łazienki. Oparłam się o umywalkę, wciągnęłam głęboko powietrze i poczułam, że coś we mnie pękło. Michał znów mnie zostawił samą. Znów pozwolił, by jego matka mnie upokorzyła. I po raz pierwszy pomyślałam, że on nigdy nie stanie po mojej stronie.
Zagotowałam się
Wracaliśmy do domu w ciszy. Michał prowadził, kurczowo trzymając kierownicę, jakby ją miał zaraz połamać. Patrzyłam przez okno, nie mówiąc ani słowa. Cisza była lepsza niż to, co chciałam mu powiedzieć. Weszliśmy do mieszkania. Zdjęłam buty, rzuciłam torebkę na krzesło i od razu się odwróciłam.
– Serio? – zapytałam. – Po raz kolejny pozwoliłeś jej mówić o mnie takie rzeczy?
– Nie zaczynaj… – jęknął, zdejmując kurtkę.
– Nie zaczynaj? A kiedy mam zacząć? Po dziesięciu latach czekania, aż się odezwiesz? A może jeszcze trochę poczekać, aż powie przy dzieciach, że ich matka to pomyłka?
– Przesadzasz. To były tylko żarty...
– Żarty? – parsknęłam. – Ty w ogóle słyszysz, co mówisz?
Michał podszedł do kuchni i nalał sobie wody. Pił powoli, jakby zyskiwał na czasie. Milczał.
– Nigdy nie powiesz, żeby przestała – powiedziałam w końcu. – Bo się jej boisz.
– To jest moja matka! Nie chcę z nią walczyć!
– Tylko że pozwalasz jej walczyć ze mną. Codziennie – odpowiedziałam. – I nawet nie kiwniesz palcem.
Oparł się o blat i spojrzał w podłogę.
– Nie chcę wybierać między wami.
– Nie musisz wybierać. Już wybrałeś.
Chciałam, żeby coś powiedział. Cokolwiek. Milczał. Zostawiłam go tam. Poszłam do sypialni, zamknęłam drzwi. Zasnęłam z jedną myślą w głowie: „Może ja już nie mam męża. Mam tylko wspólnego lokatora”.
Zrobiło mi się niedobrze
To był wtorek. Michał wrócił z pracy wcześniej. Kiedy wróciłam ze szkoły, z korytarza usłyszałam jego głos. Rozmawiał przez telefon na głośnomówiącym. Z kuchni dobiegało echo jego słów, ale nie mogłam od razu rozpoznać, z kim rozmawia.
– Ja wiem, mamo. Wiem – powiedział cicho. – Ona już taka jest… Czepia się wszystkiego.
Zamarłam.
Przylgnęłam plecami do ściany i przymknęłam drzwi do przedpokoju. Głos Heleny był wyraźny – mówiła głośno, jakby wiedziała, że nikt jej nie podsłuchuje.
– Ty się z nią męczysz. Ona cię wykańcza, to widać. Powinieneś ją zostawić. Wciąż jesteś młody. Dasz sobie radę.
Zrobiło mi się niedobrze. Jakby ktoś otworzył okno w mroźny dzień i wpuścił do środka całe zimno świata.
– Sam nie wiem, mamo… – usłyszałam głos Michała.
Bez życia. Bez sprzeciwu. Bez cienia obrony. Weszłam do kuchni bez słowa. Stał tyłem. Odwrócił się, jakby go uderzyło coś w twarz.
– Dzięki – powiedziałam tylko. – Teraz już wiem, na czym stoję.
– Julia… – wyjąkał.
– Słyszałam wszystko.
Teściową też musiało zatkać, bo z telefonu nie dobiegał już żaden głos. Michał spuścił wzrok. A ja? Wyszłam. Zamknęłam się w łazience i opadłam na podłogę. Nie płakałam. Nawet nie miałam siły. Tylko jedno zdanie tłukło mi się po głowie: „Sam nie wiem, mamo…”. Nie protestował. Nie powiedział, że mnie kocha. Nie powiedział, że to nieprawda. Tego wieczoru pierwszy pomyślałam, że nie chcę z nim być.
Poczułam się silna
Zadzwoniłam do teściowej dwa dni później. Głos miała zaskakująco uprzejmy.
– Dzień dobry – powiedziała przesłodzonym tonem. – Coś się stało?
– Chciałabym z tobą porozmawiać. W cztery oczy. Może być dziś?
Chwila ciszy. Pewnie ją zaskoczyłam. W końcu się zgodziła.
– Dobrze. Zapraszam na herbatę.
Pojechałam do niej wieczorem. Dzieci zostawiłam z Michałem. W drodze powtarzałam sobie w głowie, że nie będę się unosić, że po prostu zapytam, że chcę wiedzieć. Drzwi otworzyła uśmiechnięta, jakby cieszyła się na pogawędkę. W kuchni pachniało cynamonem i goździkami.
– Usiądź, dziecko. Napijesz się?
– Nie, dziękuję – usiadłam sztywno przy stole. – Przyszłam tylko zapytać o jedną rzecz.
– O co?
– Dlaczego mnie tak nienawidzisz?
Jej uśmiech zgasł. Przesunęła filiżankę bliżej siebie, jakby szukała oparcia.
– A może po prostu jestem szczera? Widzę, że nie jesteście dla siebie stworzeni.
– Wiesz o nas wszystko, tak?
– Wiem, że Michał był inny, zanim się z tobą związał. Wesoły, ambitny, miał plany. A teraz? Zgasł. Ciągle zmęczony, wiecznie zestresowany.
– Bo może żyje w ciągłym napięciu, bo ciągle go ze wszystkiego rozliczasz? – rzuciłam. – Bo nigdy nie pozwoliłaś być mu dorosłym?
Wstałam.
– Nie doradzaj mu rozwodu. Sama podejmę decyzję.
Wyszłam, nie oglądając się za siebie. Na klatce odetchnęłam głęboko. I pierwszy raz od dawna... poczułam się silna.
Powiedziałam, co myślę
Kiedy wróciłam, Michał siedział w salonie. W dłoniach trzymał telefon, ale nie pisał. Po prostu wpatrywał się w ekran.
– Gdzie byłaś? – zapytał, nie podnosząc wzroku.
– U twojej matki.
Zamarł. Powoli podniósł głowę.
– I?
– Powiedziała mi wszystko. A raczej... potwierdziła wszystko, co od dawna wiedziałam.
Usiadłam naprzeciwko. Bez emocji. Bez płaczu.
– Chcę separacji.
Zrobił minę, jakby ktoś go uderzył w brzuch.
– Co?
– Chcę, żebyś się wyprowadził. Na jakiś czas. Żebyś się zastanowił, czego chcesz. Bo ja już wiem, że nie chcę tak żyć.
– Proszę cię. To był tylko jeden komentarz...
– Nie. To było dziesięć lat życia – przerwałam mu. – Dziesięć lat, które oddałam komuś, kto mnie nigdy nie obronił. Ani razu. Stałeś obok, jakby to wszystko cię nie dotyczyło. Ale to dotyczyło mnie. I naszych dzieci. One też to widzą.
– Zrobię wszystko, żeby to naprawić – powiedział cicho.
– Za późno – odpowiedziałam. – Nie potrzebuję deklaracji. Potrzebuję czynów. A ty przez dziesięć lat nic nie zrobiłeś.
– Kocham cię – rzucił rozpaczliwie.
Wstałam. Poszłam do sypialni. Przez resztę wieczoru słyszałam, jak krząta się po mieszkaniu, jak dzwoni do brata. A ja… spokojnie pakowałam rzeczy dzieci do małych walizek. Wiedziałam, że nie zostanę w tym mieszkaniu ani dnia dłużej.
Julia, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zdradziłam męża z sąsiadem w garażu, bo chciałam coś poczuć. Nie byłam jedyną kobietą, którą próbował naprawić”
- „Gdy mój biznes nie wypalił, rodzina przejechała się po mnie jak po ściernisku. Dla nich miłość jest, gdy są pieniądze”
- „Zdradziłem żonę z apetyczną asystentką. To miał być tylko szybki skok w bok i powrót, ale uwikłałem się na amen”