Reklama

Kiedy trzymałam w ramionach naszą maleńką córeczkę, czułam się, jakbym mogła góry przenosić. To były nasze pierwsze tygodnie jako rodzina, takie piękne i intensywne, pełne nowych wyzwań. Ale równocześnie z nową rolą matki do naszego życia wkroczyła teściowa.

Reklama

Chciała nam pomóc

Pani Zofia zjawiła się z walizką, mówiąc, że przyjechała pomóc.

– Basieńko, nie martw się, będę tu, żebyś mogła odpocząć – mówiła, całując mnie w czoło. Antek patrzył na nas z uśmiechem, dumny, że jego matka tak chętnie angażuje się w nasze życie.

Na początku rzeczywiście byłam wdzięczna za jej pomoc. Jednak z dnia na dzień czułam, że coś zaczyna się zmieniać. Pani Zofia coraz częściej przejmowała inicjatywę, nie pytając mnie o zdanie. Na każde moje delikatne uwagi reagowała zdziwieniem, jakby to ona była matką naszego dziecka, a nie ja. Nawet Antek nie zdawał sobie sprawy z tego, co się działo – nie dostrzegał, że stopniowo tracę grunt pod nogami.

Codziennie karmiłam małą, śpiewałam jej piosenki, tuliłam ją do snu, a pani Zofia krążyła po domu, komentując wszystko, co robiłam.

Zobacz także

– Nie tak trzymasz butelkę, malutka może się zakrztusić – mówiła, a ja czułam, jak krew we mnie się gotuje. Ale milczałam, chcąc za wszelką cenę uniknąć konfliktu.

Antek zawsze był bardzo przywiązany do swojej matki, a ja nie chciałam go stawiać między młotem a kowadłem. Jednak nie mogłam pozbyć się myśli, że to nie jest życie, jakiego chciałam dla nas. Zamiast cieszyć się każdym dniem z córeczką i mężem, coraz bardziej czułam się jak intruz we własnym domu.

Wtykała nos we wszystko

– Basia, dlaczego zakładasz jej te śpioszki? W takie chłodne dni powinna mieć coś cieplejszego – pani Zofia spojrzała na mnie z dezaprobatą, gdy zapinałam ostatni guzik piżamki.

– Ale w domu jest ciepło, a mała ma przecież kocyk – odpowiedziałam, starając się brzmieć spokojnie.

– Lepiej żeby było jej za ciepło niż za zimno, uwierz mi. Ja wychowałam trójkę dzieci – jej głos nie pozostawiał miejsca na sprzeciw.

Wzięłam głęboki oddech, próbując zapanować nad narastającym wściekłością. Pani Zofia jak zwykle nie pytała o zdanie, tylko narzucała swoje zasady. Później, kiedy próbowałam położyć małą spać, teściowa znów stanęła w drzwiach.

– Nie tak się usypia dziecko. Zobacz, trzeba ją kołysać w ramionach, a nie odkładać od razu do łóżeczka – powiedziała, podchodząc bliżej.

– Myślałam, że… – zaczęłam, ale nie dokończyłam.

Wieczorem, kiedy Antek wrócił do domu, zebrałam się na odwagę.

– Antek, twoja mama ciągle mi mówi, co mam robić. Nie mogę nawet ubrać naszej córeczki po swojemu – zaczęłam, czując łzy w oczach.

– Wiem, że może być trudno, ale ona chce pomóc. Daj jej czas, proszę – odparł, delikatnie mnie obejmując.

Skinęłam głową, ale w głębi duszy wiedziałam, że nie mogę tak dłużej żyć.

Czułam się niepotrzebna

– Dlaczego tak późno karmiłaś małą? Przecież niemowlęta powinny jeść regularnie co trzy godziny! – Zofia od razu zaatakowała, gdy tylko weszłam do kuchni z dzieckiem na rękach.

– Była spokojna, więc pomyślałam, że może jeszcze nie jest głodna… – próbowałam tłumaczyć, ale z każdym słowem czułam, jak narasta we mnie frustracja.

– To nie jest kwestia spokoju, tylko potrzeby! Jak ją przyzwyczaisz do nieregularnych posiłków, to potem będziesz miała problemy – odparła z przekonaniem.

Miałam dość. Cały dzień znosiłam jej uwagi, a teraz chciałam tylko chwili spokoju. Kiedy Antek wrócił z pracy, usiedliśmy w salonie. Nie mogłam już tego dłużej tłumić.

– Antek, nie mogę już tak żyć. Twoja mama ciągle podważa to, co robię. Krytykuje każdy mój ruch – powiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie, ale z trudem powstrzymywałam łzy.

Mąż spojrzał na mnie zaskoczony.

– Ona naprawdę chce nam pomóc. Proszę, zrozum to – próbował mnie uspokoić.

– Ale ja się czuję, jakbym przestawała być matką własnego dziecka! – wybuchłam, nie mogąc już dłużej się powstrzymać. Wstałam gwałtownie, a Antek patrzył na mnie zdezorientowany.

– Basiu, kochanie… – zaczął, ale ja już wiedziałam, że ten wieczór nie skończy się dobrze.

Wszystko krytykowała

Tego wieczoru, kiedy Antek poszedł odpocząć do sypialni, postanowiłam, że nie mogę dłużej milczeć. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do kuchni, gdzie pani Zofia krzątała się przy zlewie.

– Musimy porozmawiać – zaczęłam, czując, jak serce bije mi w piersi. Teściowa odwróciła się powoli, z lekko uniesionymi brwiami.

– O co chodzi, Basieńko? – zapytała, ale w jej głosie nie było ciepła.

– Czuję, że przestaję być gospodynią we własnym domu. Ciągle mówisz mi, co mam robić, jakbym nie mogła sama podjąć żadnej decyzji – wyrzuciłam z siebie, starając się, by mój głos brzmiał stanowczo.

Pani Zofia wyprostowała się, a jej twarz stężała.

– Myślałam, że chcesz mojego wsparcia. Pomagam, bo zależy mi na was, a teraz oskarżasz mnie, że robię coś złego? – W jej głosie pojawiła się nutka gniewu.

– Nie o to chodzi… Doceniam twoją pomoc, ale czasem czuję, że odbierasz mi moje miejsce jako matki – powiedziałam, starając się opanować drżenie w głosie.

– Jako babcia mam prawo uczestniczyć w wychowaniu wnuczki – odparła zimno. – Może po prostu nie jesteś jeszcze gotowa na taką odpowiedzialność?

Mąż nie widział problemu

W tym momencie Antek wszedł do kuchni. Spojrzał na nas obie, a ja widziałam w jego oczach mieszankę zmęczenia i niepewności. Stał w progu, ale nie ruszył się, żeby zareagować. Zrozumiałam, że muszę sama rozwiązać ten konflikt.

Kolejne dni były dla mnie udręką. Antek unikał rozmów, a ja czułam, że nasza relacja wisi na włosku. Pani Zofia nie odpuściła. Próbowałam trzymać się swojego, a ja z każdym dniem coraz bardziej ulegałam presji. Czułam się, jakbym traciła grunt pod nogami. Kiedy patrzyłam na małą Anetkę, zastanawiałam się, czy naprawdę jestem gotowa, żeby być matką w takim chaosie.

Tego wieczoru nie wytrzymałam. Kiedy Antek wrócił z pracy, usiadłam na kanapie, nie mogąc powstrzymać łez.

– Nie mogę tak dłużej. Twoja mama niszczy nasz związek. Czuję się, jakbym była tylko gościem we własnym domu – wyznałam.

Mój mąż spojrzał na mnie, jego twarz wyrażała mieszaninę bólu i bezradności.

– Nie chcę, żebyś się tak czuła. Ale to moja mama… Co mam zrobić? – zapytał, a ja widziałam, jak bardzo jest rozdarty.

– Musisz postawić granice. Albo ona, albo ja… Bo ja dłużej tego nie wytrzymam – powiedziałam stanowczo, choć wewnętrznie drżałam.

Ta cisza była jak wyrok

Antek spuścił wzrok, milczał. Wstałam, czując, że muszę uciec. Muszę wyjść, zanim stracę resztki zdrowia psychicznego.

– Jeśli tak dalej będzie, to wyprowadzę się z Anetką. Chcę, żebyś to wiedział – wyszeptałam, zanim zamknęłam za sobą drzwi sypialni.

Nie chciałam odchodzić, ale wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, rozsypię się na kawałki. Mała spała spokojnie, nieświadoma burzy, która przetaczała się przez nasz dom. Ostatni raz spojrzałam na nasze mieszkanie, a serce ścisnęło mi się z bólu. To miał być nasz dom, a teraz stał się polem bitwy.

Gdy Antek wieczorem wszedł do mieszkania i zobaczył mnie przy drzwiach z walizką i dzieckiem w nosidełku, jego twarz wyrażała czystą panikę.

– Basia, co ty wyprawiasz? – rzucił, podchodząc do mnie szybko. Jego oczy były pełne strachu.

– Muszę wyjechać. Nie daję już rady z tą kobietą. Ta sytuacja mnie niszczy, a ja muszę myśleć o sobie i o naszej córce – głos mi drżał, ale wiedziałam, że nie mogę się teraz wycofać.

– Proszę… Nie zostawiaj mnie! – Jego głos załamał się, a w oczach pojawiły się łzy. Nie widziałam go nigdy w takim stanie.

Zupełnie spanikował

– Ja już nie mam siły walczyć. Nie mogę tu zostać, dopóki to się nie zmieni – odpowiedziałam, a serce łamało mi się na pół, widząc jego rozpacz.

– Proszę, zostań… Zrobię wszystko, co chcesz. Porozmawiam z mamą, obiecuję… Tylko nie odchodź.

Odsunęłam się, uwalniając swoje dłonie z jego uścisku.

– Musisz to załatwić. Musisz pokazać, że jesteśmy rodziną, którą chcesz chronić. Jeśli tego nie zrobisz, ja nie wrócę – powiedziałam, zamykając za sobą drzwi.

Po tygodniu spędzonym u koleżanki w innym mieście wróciłam do mieszkania pełna nadziei, ale i lęku. W domu panowała cisza, która zdawała się wypełniać każdy zakątek naszego domu. Antek czekał na mnie w salonie, wyglądał na zmęczonego, jakby przez te kilka dni postarzał się o lata.

– Basia… – zaczął, ale głos mu się załamał. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, jak obcy ludzie, których dzieli ocean niewypowiedzianych słów. – Mama się wyprowadziła. Rozmawialiśmy i zrozumiała, że nie mogę pozwolić, by nasze małżeństwo się rozpadło. Ale… – jego oczy zaszkliły się. – Powiedziała, że już nigdy nie chce mnie widzieć. Że zdradziłem ją, wybierając ciebie… Zabrała swoje rzeczy i wyszła.

Obraziła się

Te słowa uderzyły mnie jak cios prosto w serce. Wiedziałam, że ta decyzja była dla mojego męża najtrudniejsza w życiu, ale ta świadomość nie przyniosła mi ulgi. Zamiast tego poczułam ciężar, który nagle spadł na moje barki. Coś zostało złamane, a ja nie wiedziałam, czy uda się to naprawić.

– A więc… to koniec? – zapytałam, choć wiedziałam, co odpowie.

– Tak… – odpowiedział cicho. – Nie mogę udawać, że wszystko będzie dobrze. Straciłem matkę.

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, która wydawała się wiecznością. W jego oczach widziałam miłość, ale też ogromną pustkę, jakby w jednej chwili całe jego życie się zawaliło. Wiedziałam, że ta decyzja miała nas ocalić, ale jednocześnie zniszczyła coś fundamentalnego.

Reklama

Barbara, 34 lata

Reklama
Reklama
Reklama