Reklama

Teściowa nigdy nie była typem serdecznej starszej pani, która częstuje wnuki ciasteczkami i dzierga szaliki na zimę. Raczej kontrolowała, oceniała i przemycała aluzje pod pozorem troski. Mimo to starałam się być uprzejma i utrzymywałam rodzinne pozory. Kiedy więc któregoś popołudnia zjawiła się niespodziewanie z workiem pełnym fasolki szparagowej, pomyślałam, że może się zmieniła. Że może to pierwszy krok do ocieplenia relacji. Nie wiedziałam, że ten zielony podarek to początek czegoś znacznie większego.

Reklama

Przyśnił mi się koszmar

– Przywiozłam ci fasolkę, prosto z działki. Sama zbierałam – powiedziała teściowa, ledwo przekroczyła próg.

Uśmiechała się do mnie.

– Ojej, dziękuję, naprawdę nie trzeba było! – wzięłam od niej worek, ciężki i jeszcze ciepły od słońca.

– Trzeba było, trzeba – odparła z błyskiem w oku i ruszyła w głąb mieszkania, jakby była u siebie.

Przy kuchennym stole wypiła herbatę, pogłaskała kota, który wyjątkowo pozwolił się dotknąć, i po dwudziestu minutach wyszła równie szybko, jak przyszła. Worek zostawiła na blacie. Pachniał latem i ziemią. Miałam dobre wspomnienia z dzieciństwa – moja mama też przynosiła takie wory warzyw z ogródka. Usiadłam więc wieczorem z miską i zaczęłam odcinać końcówki fasolki, planując, że jutro ugotuję ją na parze, z bułką tartą. Ot, małe, przyjemne zajęcie.

– Zobacz, mamo, ale dużo! – zawołał mój synek, grzebiąc w worku.

Mama cię chyba polubiła – zażartował mąż.

Skinęłam głową, ale czułam coś nieokreślonego. Ten uśmiech teściowej... Coś wisiało w powietrzu. Może to tylko przewrażliwienie? A może po prostu nie byłam przyzwyczajona do bezinteresownych gestów? Tej nocy śniła mi się fasolka – rosła wszędzie, wypełniała zlew, zalewała kuchnię, a ja nie mogłam jej przestać obierać. Obudziłam się spocona i rozkojarzona. To miał być zwykły prezent. Tylko że z moją teściową nic nie jest zwykłe.

Patrzyłam na telefon jak idiotka

Na drugi dzień wzięłam się za gotowanie. Fasolka z masłem i bułką tartą – klasyk. Mąż był w pracy, dzieci w przedszkolu, więc miałam czas, by wszystko zrobić spokojnie. Odgarniałam włosy za ucho i nuciłam coś pod nosem, kiedy zadzwonił telefon. „Teściowa” – wyświetliło się na ekranie. Westchnęłam i odebrałam.

No i jak tam fasolka? – zapytała.

– Pychota! Już ugotowana, zaraz będę ją podawać z bułką tartą.

– Aaa, czyli już zrobiłaś. Dobrze. To wiesz, co, zaraz przyjadę, bo trzeba ją dobrze poporcjować i rozwieźć.

– Rozwieźć?

– No przecież umawiałyśmy się, że ty to ugotujesz i zawieziesz do ciotki Irenki, do wujka Zdzisia i jeszcze Halince. Sama nie dam rady.

Zamarłam.

– Ale... Myślałam, że to dla nas...

– Dla was też, oczywiście, ale reszta jest do rozdania. Przecież mówiłam wczoraj, że trzeba... – tu się zaśmiała – No trzeba roznieść. Nie pamiętasz?

Milczałam.

– No to co? Będziesz gotowa za godzinę? Przyjadę z reklamówkami.

Zanim zdążyłam zaprotestować, już się rozłączyła. Patrzyłam na telefon jak idiotka. Więc to nie był prezent. To było... zlecenie? Obowiązek? Pułapka? W zlewie parowała fasolka, na stole stygła bułka tarta. Smak przestał mieć znaczenie. Już wiedziałam, że to nie będzie zwykły dzień. I że worek fasolki był tylko początkiem.

Nie zdążyłam się sprzeciwić

Teściowa zjawiła się punktualnie. Z uśmiechem, który zwykle zwiastował kłopoty.

– Dobra jesteś, że się tak sprawnie uwinęłaś – powiedziała, stawiając na blacie kilka kolorowych reklamówek. – To tutaj damy dla Halinki, to dla Irenki, a to dla Zdzisia. Tylko im powiedz, że wszystko świeżutkie, z mojej działki. I niech oddadzą pojemniki, bo mi się kończą.

Stałam nieruchomo, z łyżką do bułki w dłoni.

– Mamo... ale ja naprawdę myślałam, że ta fasolka była dla nas.

– No przecież ci mówiłam, że trzeba porozwozić – uśmiechnęła się tak szeroko, że aż się we mnie zagotowało. – A poza tym masz czas. Dzieci w przedszkolu, mąż w pracy. Lepiej, żebyś się przewietrzyła.

– Ale mam też swoje obowiązki. Pracuję zdalnie, mam dziś dwa spotkania i korektę do oddania.

– To po drodze rozdasz. Pieszo się przejdziesz, dobrze ci zrobi.

Nie wiem, jak to zrobiła, ale zanim zdążyłam się poważnie sprzeciwić, miałam już w rękach dwie torby, a ona wsuwała mi trzecią przez próg.

– No to dzięki! Ty to jesteś złota synowa. Każda teściowa by ci zazdrościła!

Trzasnęły drzwi. Siedziałam w kuchni, z fasolką, której już nie chciałam nawet próbować. Zostałam właśnie wciągnięta w coś, czego nawet nie zrozumiałam do końca. I że nie powiedziałam „nie”, choć bardzo chciałam.

Coś we mnie pękło

Po drodze do ciotki Irenki zastanawiałam się, jak do tego doszło. Jakim cudem zyskałam opinię tej, co zawsze pomoże? Czy jedno „dziękuję” wypowiedziane z uśmiechem naprawdę ma taką moc, by zamknąć mi usta? Ciotka otworzyła z uśmiechem.

– O, fasolka od teściowej? Ona to ma rękę do ogrodu. I ty jeszcze to ugotowałaś? Złoto, nie kobieta!

Nie potrafiłam nic odpowiedzieć. Tylko kiwnęłam głową, jakbym była dumna z tej fasolowej misji. U wuja Zdzisia było podobnie. Poklepał mnie po ramieniu, dał nawet czekoladę dla dzieci. W podziękowaniu. Za coś, czego wcale nie chciałam robić. Wróciłam do domu zmęczona, z obolałymi rękami i jeszcze bardziej bolącą głową. Teściowa już czekała pod drzwiami.

– No i jak poszło?

– Dobrze – odpowiedziałam automatycznie, a ona się rozpromieniła.

Wiedziałam, że na ciebie można liczyć. Następnym razem dam ci też trochę ogórków. Tylko musisz pomóc je zanieść do…

I wtedy coś we mnie pękło.

– Mamo, nie jestem kurierem. Ja mam swoją pracę, swoje życie. I ja... nie chcę tego robić.

Popatrzyła na mnie zaskoczona, jakby pierwszy raz usłyszała, że mam jakieś „ja”. Nie odpowiedziała. Odwróciła się i poszła.

Miałam mieszane uczucia

Przez kolejne dni była cisza. Żadnych telefonów, żadnych nagłych wizyt. Nawet mąż zauważył napięcie.

Pokłóciłaś się z mamą?

– Nie do końca. Raczej... powiedziałam, co myślę.

Spojrzał na mnie z uznaniem, ale nic nie powiedział. Wiedziałam, że nie chciał wchodzić między nas. Teściowa potrafiła zrobić z każdego rozmówcy winowajcę. A ja? Czułam coś pomiędzy ulgą a niepokojem. Czy bycie asertywną oznaczało automatycznie bycie egoistką? Tydzień później wpadła niezapowiedziana. Weszła bez słowa, postawiła na stole słoik ogórków i torbę z jabłkami.

– Nie bój się, nie będziesz musiała nic z tym robić – powiedziała lodowatym tonem. – Pomyślałam, że może... wolisz tylko dla siebie.

– Dziękuję – odparłam cicho.

Usiadła naprzeciwko mnie i przez chwilę tylko patrzyła.

– Wiesz... ja też kiedyś wszystko robiłam dla innych. Też myślałam, że tak trzeba. Że kobieta, jak się nie narobi, to jej praca się nie liczy. A potem, jak nikt nie podziękował, to bolało. Ale chyba... nie każdy chce tak żyć.

Zamilkła, a ja poczułam, że powietrze w kuchni zrobiło się trochę lżejsze.

– Nie każdy – przyznałam.

Kiwnęła głową. I pierwszy raz od dawna poczułam, że rozmawiamy naprawdę. Że może ten worek fasolki, choć niewinny, otworzył nam oczy.

Zrozumiałam coś ważnego

Długo jeszcze myślałam o tamtej fasolce. Leżałam wieczorem w łóżku i przewijałam w głowie tamten dzień – jej telefon, moją niemą zgodę, ten absurdalny obchód z reklamówkami. To nie chodziło o fasolkę. Chodziło o to, że dałam sobie wmówić, że jestem zobowiązana, że skoro ktoś coś dał – to ja muszę oddać, choćby swoim czasem, siłą, cierpliwością. I że nie mogę odmówić, bo przecież „to drobnostka”. Ale żadna przysługa nie jest mała, jeśli odbiera nam spokój. Żaden gest nie jest darem, jeśli niesie za sobą oczekiwanie zapłaty – nawet tej niewypowiedzianej. I nie jestem złym człowiekiem, kiedy powiem „nie”.

Fasolka nauczyła mnie więcej niż niejeden kurs psychologii. Zrozumiałam, że mogę stawiać granice, że mam prawo do swojego czasu, do swoich decyzji. Że „dziękuję, nie” jest pełnym zdaniem. Dziś z teściową mamy inny układ. Dalej przywozi warzywa, ale zostawia je bez słowa. Ja decyduję, co z nimi zrobię – zjem, zamrożę, wyrzucę. I ona to akceptuje. Nie zawsze jest ciepło, ale jest uczciwie. A to więcej niż dotąd. I czasem śni mi się znowu ta fasolka – tylko tym razem paruje w garnku, a ja siadam przy stole z uśmiechem. Bo wiem, że zrobiłam ją dla siebie. Nie z przymusu, tylko z wyboru.

Ewa, 35 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama