„Teściowa psuje moje dzieci. Prezentami kupuje sobie ich miłość i pokazuje, że jest lepsza ode mnie”
„– Dla ciebie to drobiazg, bo nie widzisz, co się dzieje na co dzień. One zaczynają uważać babcię za lepszą od własnej matki. Wszystko, co mówię, jest kwestionowane! – powiedziałam. Marek spojrzał na mnie, jakby był zmęczony tą rozmową. – Może to ty powinnaś przestać tak to przeżywać?”.
- Redakcja
Ta rozmowa była nieunikniona.
– Problem w tym, że dzieci zaczynają myśleć, że to, co im dajemy, nie wystarcza! Porównują nas do niej i do tych wszystkich rzeczy, których my nie możemy im kupić – powiedziałam, starając się nie podnosić głosu.
Marek westchnął i odłożył telefon.
– Przesadzasz. To tylko prezenty. Po co robić z tego dramat?
Znowu. Siedziałam przy stole w kuchni, słysząc pisk opon samochodu mamy Marka, która właśnie podjechała pod dom. Dzieci wybiegły na spotkanie babci, a chwilę później usłyszałam hałas otwierających się drzwi.
– Mamo! Mamo! Patrz, co nam babcia kupiła! – krzyczał syn, trzymając w ręku ogromne pudło z zabawką, którą widziałam już w reklamach telewizyjnych. Tego na pewno nie kupiłam ja.
Za nim wbiegła córka, pokazując nową sukienkę, która lśniła w sztucznym świetle, z dodatkiem błyszczących gwiazdek na spódnicy. Obie rzeczy musiały kosztować majątek.
– Mamo, a kiedy my pojedziemy do Disneylandu, jak z babcią do parku dinozaurów? – zapytał syn, zafascynowany prezentem i nowymi atrakcjami, o których pewnie rozmawiał z babcią.
Zaczynało mnie irytować
Serce mi zamarło, a w gardle poczułam gorzką gulę. Teściowa znów ich rozpieściła. Tylko dlaczego nie zapytała, czy to jest coś, na co mogę się zgodzić?
– Kochanie, takie wycieczki są bardzo drogie. Nie możemy sobie teraz na to pozwolić – odpowiedziałam, starając się brzmieć spokojnie, chociaż w środku gotowało się we mnie.
– Ale babcia mówi, że dzieci w naszym wieku muszą mieć takie przygody! – wtrąciła córka z pełną pewnością siebie, jakby miała na to odpowiedź lepszą niż ja.
Patrzyłam na nich i miałam wrażenie, że tracę coś cennego. Czy to już ten moment, kiedy autorytet babci stał się ważniejszy od mojego? Zmarszczyłam brwi, próbując ukryć narastającą frustrację.
– Nie wszystko, co się chce, można mieć od razu – powiedziałam, chociaż wiedziałam, że te słowa nie przebiją się przez migotliwe atrakcje, które oferuje babcia. Próbowałam zachować spokój, ale dzieci spojrzały na mnie z niezrozumieniem. Czułam, że każda taka rozmowa to kolejny krok w oddalaniu się od nich.
Chwilę później usłyszałam głos teściowej z korytarza:
– Och, Aniu, musisz przyznać, że dzieciom trzeba trochę przyjemności, nie można im tylko odmawiać!
Nie odpowiedziałam od razu. Zdecydowanie potrzebowałam porozmawiać z Markiem, bo nie mogłam tak dłużej.
Mąż uważał, że przesadzam
Kiedy dzieci poszły spać, usiadłam obok Marka, który wciąż przeglądał coś na telefonie.
– Marek, musimy porozmawiać – zaczęłam ostrożnie. – Twoja mama znowu rozpieszcza dzieci. Dziś wróciły z prezentami, a teraz domagają się wycieczki do Disneylandu. Ja już nie mogę tego ciągle tłumaczyć.
Marek uniósł wzrok znad ekranu, nieco zirytowany.
– Aniu, o co ci chodzi? Mama chce im tylko sprawić radość. Przecież to nic złego.
Poczułam, jak narasta we mnie złość. Zawsze to samo.
– Problem w tym, że dzieci porównują nas do niej i do tych wszystkich rzeczy, których my nie możemy im kupić – powiedziałam, starając się nie podnosić głosu.
Marek westchnął i odłożył telefon.
– Przesadzasz. To tylko prezenty. Po co robić z tego dramat?
Zacisnęłam zęby. Nie mogłam uwierzyć, że znowu tego nie rozumie.
– Dla ciebie to drobiazg, bo nie widzisz, co się dzieje na co dzień. One zaczynają uważać babcię za lepszą od własnej matki. Wszystko, co mówię, jest kwestionowane!
Marek spojrzał na mnie, jakby był zmęczony tą rozmową.
– Może to ty powinnaś przestać tak to przeżywać?
Poczułam, że jestem zupełnie sama w tej walce.
Próbowałam pogadać z teściową
Następnego dnia, gdy dzieci bawiły się na podwórku, złapałam teściową w kuchni. Wiedziałam, że muszę to załatwić raz na zawsze.
– Czy możemy porozmawiać? – zaczęłam, starając się zachować spokój, choć już czułam, że w środku narasta we mnie napięcie.
Teściowa odwróciła się od blatu, gdzie właśnie kroiła owoce, i uśmiechnęła się lekko.
– Oczywiście, Aniu. Co się dzieje?
– Chciałam porozmawiać o dzieciach. Wiem, że chcesz dla nich jak najlepiej, ale te wszystkie prezenty... Zaczynają nas porównywać. Coraz częściej wracają do domu, domagając się więcej i więcej – powiedziałam, starając się, by mój ton nie brzmiał oskarżycielsko.
Teściowa zmarszczyła brwi, ale wciąż się uśmiechała.
– Aniu, to przecież tylko dzieci. Chcę im sprawiać radość. Co w tym złego?
– Złego? Problem w tym, że teraz każde nasze "nie" jest kwestionowane. Tracę nad nimi kontrolę, bo uważają, że skoro babcia daje im wszystko, to mama jest tą, która odmawia.
Na te słowa jej wyraz twarzy stężał. Odłożyła nóż i spojrzała mi prosto w oczy.
– Może powinnaś się zastanowić, dlaczego dzieci wolą słuchać mnie, a nie ciebie, Aniu.
Słowa ugodziły mnie jak nóż. Czułam, jak ściska mnie w gardle, ale nie mogłam nic powiedzieć. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, wyszła z kuchni, zostawiając mnie z narastającą bezradnością.
Dzieci zaczęły być roszczeniowe
Po tej rozmowie z teściową wiedziałam, że muszę zrobić coś, by odzyskać dzieci. W najbliższy weekend zaplanowałam rodzinny dzień – wyjście do parku, lody, wspólna zabawa. Chciałam im pokazać, że możemy cieszyć się czasem razem, nawet bez drogich prezentów.
Siedzieliśmy na kocu w parku, dzieci zajadały lody, a ja obserwowałam ich uśmiechnięte buzie. Na chwilę poczułam ulgę, jakby wszystko wracało do normy.
– Mamo, a kiedy babcia zabierze nas znowu na wycieczkę? – zapytał nagle syn.
– Tak, babcia mówiła, że niedługo pojedziemy na prawdziwy rejs statkiem! – dodała córka, aż podskakując z radości.
Poczułam, jak znowu coś we mnie pęka. Starałam się, a oni wciąż myśleli tylko o tym, co może im dać babcia.
– Kochanie, przecież teraz spędzamy czas razem, to też jest ważne – powiedziałam, starając się nie brzmieć zbyt zraniona.
– Ale babcia mówi, że jak będziemy mieli pieniądze, to możemy mieć wszystko, co chcemy – odpowiedziała córka z pełną powagą, jakby to było jedyne, co się liczyło.
Zamarłam. Czułam, że ich słowa uderzają mnie coraz mocniej.
– Nie wszystko, co cenne, można kupić – próbowałam tłumaczyć, ale oni tylko wzruszyli ramionami i kontynuowali rozmowę o przygodach, które czekają ich z babcią.
Spojrzałam na Marka, który milczał przez cały ten czas. Wiedziałam, że próbuje udawać, że problemu nie ma. A ja czułam, że moja rola jako matki staje się coraz mniej znacząca.
Nie byłam autorytetem dla dzieci
Wieczorem, kiedy dzieci już spały, siedziałam sama w kuchni. Patrzyłam na pusty stół, który przypominał mi o wszystkim, czego nie mogłam im dać. O tym, jak każde moje staranie jest niewystarczające w porównaniu z bogatymi gestami babci.
Marek siedział w salonie, jak zwykle zajęty swoim telefonem. Nie miałam już siły na kolejne rozmowy, które i tak nie przynosiły żadnego rezultatu. To uczucie osamotnienia zaczęło mnie przytłaczać.
– Dlaczego one jej tak ufają? Dlaczego ja, matka, nie mogę być dla nich autorytetem? – powiedziałam półgłosem do siebie, wpatrując się w parujący kubek herbaty, który trzymałam w rękach.
Zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy to przez to, że staraliśmy się żyć skromniej? Czy powinnam odpuścić i pozwolić, by teściowa dalej przejmowała kontrolę nad ich wychowaniem? Tyle razy próbowałam coś zmienić, ale miałam wrażenie, że staczam tę walkę sama.
Miałam żal do Marka, który nie chciał dostrzec problemu, do teściowej, która swoim "dobrodziejstwem" odebrała mi dzieci, i wreszcie do siebie – że nie potrafiłam lepiej zareagować, że pozwoliłam, by sytuacja zaszła tak daleko.
W końcu wstałam, wyłączyłam światło i skierowałam się do sypialni. Czułam, że w tej walce jestem coraz bardziej bezsilna. I nie wiedziałam, jak ją wygrać.
Anna, 39 lat