„Teściowa regularnie podbierała nam szynkę z lodówki. Gdy ją wreszcie przyłapałam, jej wyjaśnienia mnie zszokowały”
„Z czasem zaczęłam zauważać, że coś tu nie gra. Konkretnie – coś znika z lodówki, a najczęściej moja ulubiona szynka, taka z delikatesów, wcale nie najtańsza. Bartek twierdził, że może po prostu zapomniałam, że ją zjadłam”.

- Redakcja
Nasze dwupokojowe mieszkanko w bloku z wielkiej płyty dzielimy nieformalnie z mamą Bartka, która wpada do nas codziennie. I kiedy mówię wpada, nie mam na myśli serdecznej wizyty po wcześniejszym umówieniu. Ona przekręca klucz, bo oczywiście ma zapasowy, wchodzi bez pukania i od progu komentuje, co oglądamy w telewizji, co mamy w garnku i dlaczego hodujemy tak mało roślin.
Ktoś grzebał w lodówce
Z początku było mi głupio. Myślałam: no trudno, taka już jest. Ale z czasem zaczęłam zauważać, że coś tu nie gra. Konkretnie – coś znika z lodówki, a najczęściej moja ulubiona szynka, taka z delikatesów, wcale nie najtańsza. Bartek twierdził, że może po prostu zapomniałam, że ją zjadłam. Ale to nie był jeden plasterek. To było regularne ubywanie, jakby ktoś codziennie podkradał.
– Powiedz mi szczerze – odezwałam się któregoś dnia do męża – nie zauważyłeś, że z lodówki znikają rzeczy?
Mąż siedział na kanapie, zapatrzony w telewizor. Zareagował dopiero po chwili.
– Coś ci się przewidziało – rzucił bez większego zainteresowania.
– Nie, nie przewidziało mi się. Znikają konkretne rzeczy. Wczoraj była cała paczka szynki, dzisiaj zostały dwa plasterki. Ja jej nie jadłam, ty mówisz, że też nie. To kto?
Bartek wzruszył ramionami i spojrzał na mnie z niejakim rozbawieniem.
– Może sama ją zjadłaś i zapomniałaś? Albo kot ci podkradł – zażartował.
– Nie mamy kota – powiedziałam już z wyraźną złością. – I wiesz co? Przestań ze mnie robić wariatkę.
– No ale serio, może ci się tylko wydaje? To tylko szynka, Boże drogi.
– Nie chodzi o szynkę! – wybuchłam wreszcie. – Chodzi o to, że ktoś chodzi po naszym mieszkaniu jak po swoim, zagląda do naszej lodówki i się częstuje, jakby miał do tego prawo.
Miałam podejrzenia
– Ty myślisz, że... mama?
– A kto inny ma klucze i przychodzi, kiedy nas nie ma?
Bartek wyglądał na zmieszanego. Usiadł prosto, przetarł twarz ręką.
– Nie no, moja mama by tak nie zrobiła. Na pewno nie. Przecież gdyby coś chciała, to by zapytała.
– Nie zauważyłeś, że od jakiegoś czasu nie pyta o nic? Po prostu wchodzi, mówi swoje, wychodzi. Nie wiem, może się poczuła zbyt swobodnie. Ale mnie to wkurza.
Bartek nie wiedział, co odpowiedzieć, ja też już nie miałam ochoty ciągnąć tej rozmowy. Wstałam, zgarnęłam puste kubki ze stołu i zaniosłam do kuchni. Stałam tam chwilę, patrząc na lodówkę, jakby miała mi zaraz coś wyjaśnić.
To był środek tygodnia. Wróciłam wcześniej z zakupów, z torbami w rękach, przeklinając w duchu windy, które znów nie działały. Przekręciłam klucz w zamku i już od progu dobiegał mnie jakiś szmer. Pomyślałam, że może Bartek wrócił wcześniej, ale od razu odrzuciłam tę myśl – on nigdy nie wraca przed siedemnastą.
Przyłapałam ją
Postawiłam zakupy w przedpokoju i weszłam do kuchni. Teściowa stała przy otwartej lodówce, z ręką w środku. Zamarła, kiedy mnie zobaczyła.
– O, Elu, dzień dobry – powiedziała z przesadnym uśmiechem, szybko zamykając lodówkę. – Ja tylko sprawdzałam, czy nie trzymacie tu czegoś przeterminowanego.
– Przeterminowanego? – uniosłam brwi. – Myślałam, że to ja pilnuję, co w niej leży.
– No tak, tak, ale wiesz… ja się tylko rozejrzałam. Tyle teraz się słyszy o zatruciach, a ta wasza szynka leży otwarta…
– Nie leży, bo już jej nie ma – odpowiedziałam chłodno. – Rano było pół opakowania, teraz nie ma ani plasterka.
– Elu, ja nic nie wzięłam – odparła szybko, ale oczy uciekły jej w bok.
– Oczywiście – powiedziałam. – Musiała się rozpłynąć. Albo może sama wyszła.
Teściowa roześmiała się nerwowo, ale ja nie odwzajemniłam uśmiechu. Stałyśmy tak chwilę, w niezręcznym milczeniu. W końcu powiedziała, że już pójdzie, bo jeszcze ma coś do ogarnięcia u siebie.
Odprowadziłam ją wzrokiem do drzwi. Kiedy zniknęła za ścianą, wróciłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę. Półka pusta, szynka zniknęła całkowicie. Został tylko ślad po opakowaniu.
Nie spodziewałam się
Westchnęłam i zamknęłam drzwi lodówki z delikatnym trzaskiem. W tamtej chwili wiedziałam już na pewno – nie przesadzałam i nie wymyślałam sobie. Granica została przekroczona. Problem nie leżał w plasterkach wędliny, tylko w czymś dużo głębszym.
Tego wieczoru, kiedy Bartek wrócił z pracy, byłam już zmęczona nie tylko fizycznie, ale też tą całą sytuacją. Nie wspomniałam mu ani słowem o porannej konfrontacji z jego mamą. Zresztą nie chciałam znów słuchać, że może coś mi się przywidziało.
Następnego dnia po południu usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i stanęłam oko w oko z teściową. W rękach trzymała siatkę z delikatesów, a w niej paczkę tej samej szynki, która tak regularnie znikała z naszej lodówki.
– Mogę wejść na chwilkę? – zapytała cicho.
Skinęłam głową i cofnęłam się do kuchni. Usiadła przy stole i położyła reklamówkę na blacie. Wyciągnęła z niej szynkę delikatnie, jak coś kruchego, i przesunęła w moją stronę.
– Wiem, że to głupie – zaczęła – ale… nie chciałam, żeby to tak wyszło.
Współczułam jej
Usiadłam naprzeciwko, patrząc na nią uważnie.
– Dlaczego nic nie powiedziałaś? – zapytałam.
– Bo się wstydziłam – odpowiedziała po chwili. – Od kilku miesięcy ledwo wiążę koniec z końcem. Emerytura wystarcza na opłaty i leki. A potem zostaje tyle, że czasem… no, wiesz.
Zamilkła na chwilę, a ja zauważyłam, jak w jej oczach zbierają się łzy.
– Myślałam, że jak wezmę plasterek czy dwa, to się nie zorientujecie. Że to nic takiego. Ale potem zaczęłam czuć się jak złodziejka, ale dalej nic nie mówiłam, bo nie chciałam być ciężarem. Ani dla ciebie, ani dla Bartka. Już i tak pewnie macie mnie po dziurki w nosie…
Nie odpowiedziałam od razu. Spojrzałam na nią i po raz pierwszy od dawna zobaczyłam nie tylko teściową, która wchodziła bez pytania, ale starszą kobietę, która była po prostu samotna i przerażona.
Chciałam jej pomóc
Bartek przyszedł chwilę później. Zatrzymał się w drzwiach, spojrzał na mnie pytająco. Kiwnęłam głową. Usiadł obok. Teściowa wytarła oczy i uśmiechnęła się blado.
– Nie chodziło tylko o szynkę – powiedziała cicho. – Tęsknię za rozmową, za czymś, co przypomina mi rodzinę. Po śmierci męża zostałam sama, a teraz czasem czuję się tak, jakby mnie nie było.
Zapanowała cisza. Bartek spuścił wzrok, a ja czułam, jak gdzieś we mnie znika cały gniew, cała frustracja. Przykryła je tylko jedna emocja – współczucie.
– To ustalmy coś – powiedziałam, przerywając milczenie. – Róbmy razem zakupy. Podzielmy się tym wszystkim… ale oficjalnie. Bez chowania się, bez cichych wizyt w lodówce.
Zapadło ciepłe, ciche milczenie. W tej ciszy nie było już napięcia, tylko porozumienie. Spojrzałyśmy na siebie jak dwie kobiety, a nie teściowa i synowa. I w tej jednej chwili byłam jej naprawdę wdzięczna, że przyszła z tą paczką szynki.
Ela, 35 lat
Czytaj także:
- „Synowa przyjechała do nas na wieś pomóc przy zbiorach ogórków. Ruszyła w pole w białych jeansach i słomkowym kapeluszu”
- „Zrobiłam mężowi eksmisję z sypialni. Powinien być wdzięczny, że za to, co zrobił, nie wyrzuciłam go za drzwi”
- „Prawda o moim mężu była gorzka jak fusy po kawie. W końcu wyszły na jaw wszystkie jego brudne tajemnice”