„Teściowa rządziła moim mężem jak królowa, a ja byłam tylko parobkiem w tym układzie. Wreszcie przejrzałam na oczy”
„Teściowa wparowała do środka jak do siebie. – Kochana, nie obraź się, ale… wiesz, faceci to duże dzieci. Trzeba o nich dbać – uśmiechnęła się słodko, a ja zacisnęłam zęby. Potem poszła do kuchni i podniosła pokrywkę garnka”.

- Redakcja
Kiedy poznałam Romka, myślałam, że trafiłam na ideał. Był czuły, troskliwy, zawsze słuchał mnie z uwagą. Miałam wrażenie, że mogę mu powiedzieć wszystko, a on zawsze będzie po mojej stronie. Zakochałam się bez pamięci. Ślub był tylko formalnością – od dawna czułam, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
Pierwsze miesiące po ślubie były cudowne. Wspólne plany, długie wieczory przy winie, poranne rozmowy przy kawie. Czułam się kochana. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że w naszym związku jest ktoś trzeci. Ktoś, kto od lat miał nad Romkiem władzę i nie zamierzał jej oddać.
Teściowa od początku była „troskliwa”. Dzwoniła codziennie, czasem kilka razy, „żeby sprawdzić, czy Romek nie jest głodny” albo „czy dobrze się ubrał do pracy”. Uważałam to za urocze – przecież kochała syna. Ale szybko przekonałam się, że to nie miłość, tylko kontrola. A najgorsze było to, że Romek nawet nie widział w tym problemu. Ja zaś z każdym dniem czułam się bardziej jak intruz we własnym małżeństwie.
Mąż nie widział problemu
Wzięłam głęboki oddech. Musiałam w końcu to z siebie wyrzucić.
– Romek, twoja mama… wtrąca się we wszystko. Dzwoni po kilka razy dziennie, decyduje, co masz jeść, w czym chodzić. Dzisiaj zadzwoniła i kazała mi zmienić firanki, bo „w takich dekoracjach Romek nie powinien mieszkać”. Rozumiesz, o czym mówię?
Mąż westchnął, jakbym mówiła o jakimś błahym nieporozumieniu.
– Basia, przecież wiesz, jaka ona jest. Zawsze taka była. Ona tylko chce dobrze.
– Nie, Romek. Ona chce kontrolować twoje życie. A przy okazji mnie i nasze małżeństwo.
– Przesadzasz – mruknął i zajął się jedzeniem.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Czy on naprawdę tego nie widział?
– A może to ty masz problem, a nie ona? – dodał nagle. – Może jesteś przewrażliwiona?
Coś we mnie pękło. Wstałam od stołu i spojrzałam na niego z rozczarowaniem.
– Jeśli teraz tego nie dostrzegasz, to kiedy? Jak zamieszka z nami?
Romek nawet na mnie nie spojrzał.
– Nie dramatyzuj, Basia.
Zacisnęłam pięści. Już wtedy powinnam zrozumieć, że ta walka będzie nierówna.
Wizyty teściowej działały mi na nerwy
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek – była dopiero dziesiąta rano. Otworzyłam i zamarłam.
– Dzień dobry, kochanie! – Teresa uśmiechnęła się promiennie, wchodząc do mieszkania bez zaproszenia. – Przywiozłam wam kilka rzeczy.
Za nią wtaszczył się dostawca z ogromnym pudłem.
– Co to jest? – zapytałam, krzyżując ręce.
– Nowa pościel, ta wasza była taka… no, bez wyrazu. A tu elegancki wzorek, Romek na pewno się ucieszy! – zaklaskała w dłonie. – No i kilka koszul dla niego, bo ostatnio chodził w jakichś… szarych. Wyglądał na zmęczonego.
Patrzyłam na nią w osłupieniu.
– Pani Tereso, Romek ma swoje ubrania. I sam wybiera, co nosi.
– Och, ale przecież wiem, w czym mu najlepiej! Poza tym, kochana, nie obraź się, ale… wiesz, faceci to duże dzieci. Trzeba o nich dbać – uśmiechnęła się słodko, a ja zacisnęłam zęby.
Poszła do kuchni, podniosła pokrywkę garnka.
– No i co ty mu tu ugotowałaś? – skrzywiła się. – On lubi schabowego, a nie te... wynalazki.
Nie wytrzymałam.
– Proszę nie mówić mi, co mam gotować w moim domu!
Zamilkła na chwilę, patrząc na mnie jak na niesforne dziecko.
– Ależ Basieńko, nie unoś się tak. Ja tylko chcę, żeby Romek miał dobrze…
Właśnie wtedy do mieszkania wszedł Romek. Spojrzał na nas zdziwiony.
– Mamo? Co ty tu robisz?
Patrzyłam na niego z nadzieją. Może w końcu coś zrozumie.
– Dbam o ciebie, synku – westchnęła. – Bo widzę, że ktoś tu się o to nie troszczy…
Czekałam, aż zaprotestuje. A on? Tylko się uśmiechnął i przytulił matkę. A ja poczułam się jak intruz we własnym domu.
Miałam do niego żal
Siedziałam na kanapie, czekając, aż Romek skończy prysznic. W głowie układałam sobie, co mu powiem. Musiałam spróbować jeszcze raz, spokojnie, bez krzyków. Może w końcu mnie posłucha.
Wyszedł z łazienki, wycierając włosy ręcznikiem.
– Romek, musimy ustalić granice. Twoja mama nie może przychodzić tu, kiedy chce, przynosić rzeczy, których nie potrzebujemy i traktować mnie jak intruza w naszym własnym domu.
– Basia, przecież ona nic złego nie robi…
Zacisnęłam palce na podłokietniku.
– A to, że mówi, że nie dbam o ciebie? Że podejmuje decyzje za nas? To według ciebie normalne?
– Ona chce dobrze – powtórzył po raz setny.
– A ja? A moje zdanie? Moje uczucia?
Patrzył na mnie z niezrozumieniem.
– Nie przesadzaj, Basia. Ty i moja mama… obie mnie kochacie. Nie możecie po prostu się dogadać?
– Dogadać?! – prychnęłam. – Romek, czy ty nie widzisz, że ona mnie nie szanuje?
Wzruszył ramionami.
– Może ty też powinnaś się bardziej postarać…
Zamarłam.
– Myślisz, że to ja jestem problemem? – wyszeptałam.
– Po prostu mam już dość tych awantur. Moja mama nic złego nie robi, a to ty ciągle masz pretensje.
Wbiło mnie w kanapę. Poczułam, jak zaciska mi się gardło. Właśnie w tej chwili dotarło do mnie coś strasznego – ja nie walczę z Teresą. Ja walczę z moim własnym mężem. I przegrywam.
Przyjaciółka coś mi podpowiedziała
– To się nigdy nie zmieni, Basia. On jej nie odetnie – powiedziała Aneta, dolewając mi wina.
Siedziałyśmy u niej w kuchni, a ja czułam, jak narasta we mnie bezsilność.
– Ale to jego matka. Przecież nie każę mu jej wyrzucić ze swojego życia – jęknęłam, kręcąc kieliszkiem w dłoniach.
– Nie musisz. Ona i tak w nim siedzi po uszy. I nie zamierza ustępować miejsca.
Pokręciłam głową.
– Nie chcę się poddać. To moje małżeństwo.
– Tylko czy ty w ogóle masz w nim coś do powiedzenia? – Aneta spojrzała na mnie uważnie. – Bo na razie wygląda na to, że twoje zdanie ma najmniejsze znaczenie.
Zamilkłam.
– Basia, posłuchaj. Romek nie widzi problemu, bo jego całe życie wyglądało tak samo. Zawsze miał nad sobą matkę, która za niego decydowała. On nie zna innego układu.
– Więc mam to zaakceptować? – prychnęłam.
– Nie. Ale jeśli on sam nie zrozumie, że coś jest nie tak, to ty go nie zmienisz.
Zacisnęłam usta. Nie chciałam słuchać, że przegrywam. Że moja miłość do Romka nie wystarczy, żeby coś się zmieniło.
– I co mam zrobić? – spytałam cicho.
Aneta wzruszyła ramionami.
– Albo to zniesiesz, albo postawisz mu ultimatum. Ale musisz być gotowa na każdą odpowiedź.
Poczułam ścisk w żołądku. Pierwszy raz pomyślałam, że może ta historia wcale nie skończy się dobrze.
Postawiłam mu ultimatum
Czekałam, aż wróci z pracy. Nie gotowałam, nie nakrywałam do stołu. Siedziałam na kanapie, ściskając w dłoniach kubek zimnej herbaty. Wiedziałam, że to ostatnia taka rozmowa.
Romek wszedł do mieszkania, rzucił klucze na półkę i spojrzał na mnie zdziwiony. Westchnął.
– Basia, jeśli znowu chodzi o moją matkę…
– Właśnie o nią chodzi – przerwałam. – O to, że jestem w tym domu jak ktoś obcy. Że moje zdanie nic nie znaczy. Że każda rozmowa kończy się tym, że to ja przesadzam.
Patrzył na mnie, jakbym mówiła w obcym języku.
– Ale po co drążysz temat? Po co ci to wszystko? Nie możemy po prostu żyć normalnie?
– Romek, to nie jest normalne – powiedziałam spokojnie. – I jeśli tego nie widzisz, to ja nie mam tu czego szukać.
Zmarszczył brwi.
– Co to znaczy?
Wzięłam głęboki oddech.
– Albo stawiasz granice, albo ja odchodzę.
Przez chwilę myślałam, że mnie wyśmieje. Ale on tylko zmrużył oczy i powiedział cicho:
– Jeśli ktoś ma problem, to ty, a nie moja matka.
Wtedy już wiedziałam, że to koniec.
Nie miałam na co czekać
Spakowałam walizkę w godzinę. Romek stał w progu, patrząc na mnie, jakbym nagle postradała zmysły.
– Naprawdę chcesz to zrobić? – zapytał w końcu.
– Nie chcę. Ale nie mam wyboru – odpowiedziałam, podnosząc na niego wzrok.
W jego oczach zobaczyłam nie gniew, nie żal – tylko zdziwienie. Jakby nigdy nawet nie przyszło mu do głowy, że mogłabym odejść. Że to wszystko naprawdę mnie zniszczyło.
– Myślałem, że przesadzasz – powiedział cicho.
– Wiem. Dlatego odchodzę.
Sięgnęłam po torbę, a on nie zrobił nic, żeby mnie zatrzymać. Gdy zamknęłam za sobą drzwi, nie poczułam ulgi. Tylko pustkę.
Romek nie zadzwonił, nie przyszedł. Nie błagał, żebym wróciła. Może tak było łatwiej. Może rzeczywiście to ja byłam problemem, a on i jego matka mogli dalej żyć swoim życiem, bez kogoś, kto ciągle chciał coś zmieniać. A teściowa? Teściowa wygrała.
Barbara, 32 lata