Reklama

Nigdy nie sądziłam, że największym wrogiem mojego domowego spokoju będzie… kobieta po siedemdziesiątce. Niby z troską, ale jakimś cudem po każdej jej wizycie mam ochotę wyć do poduszki albo tłuc talerze. Halina – matka mojego męża Michała – to naczelna inspektorka sanitarna naszego salonu. A może powinnam mówić: jej salonu? Bo kiedy tylko przekracza próg, zachowuje się, jakby to wszystko było jej – łącznie z moim mężem.

Reklama

– Magda, ty to masz dobrze – potrafi rzucić niby od niechcenia. – Nie musisz pracować na dwa etaty jak ja kiedyś, tylko domem się zajmujesz. Choć nie wiem, czy to się teraz nazywa „zajmować domem”, skoro tu kurz na półce...

Michał czasem staje między nami – jakby mógł rozdzielić to napięcie jednym westchnieniem. A może dlatego, że mam swój własny sposób na małą zemstę. Gdy wiem, że Halina ma nas odwiedzić, zostawiam kurz. Tak, specjalnie.

Michał zawsze mówi, żebym się nie przejmowała. Ale jak się nie przejmować, kiedy kobieta regularnie przyjeżdża, żeby zaglądać mi pod łóżko?

Wiedziałam, że się nie dogadamy

– A jak długo zostanie? – zapytałam Michała, opierając się o blat kuchenny i obserwując go, jak bez pośpiechu kroił warzywa na sałatkę.

Mówiła, że tylko na obiad – odpowiedział, nie podnosząc wzroku. – Potem jedzie do ciotki, tej z Sulejówka.

– Tylko na obiad… – powtórzyłam z lekkim niedowierzaniem. – Czyli zdąży ocenić stan podłogi, powierzchnię mebli i poziom wilgotności w łazience.

Michał westchnął.

– Magda, proszę cię, nie zaczynaj. Przecież wiesz, jaka ona jest. Nie zmienimy jej.

– Ale możemy jej nie karmić – mruknęłam, zerkając na garnek z rosołem. – Albo wsypać jej do zupy łyżkę soli. Jak za dużo posolę, to uzna, że wszystko robione jest nie tak. Znów będzie mogła triumfalnie westchnąć: „U nas w domu to by nie przeszło”.

– Przestań, naprawdę – powiedział łagodnie. – Po prostu... bądź sobą, nie daj się sprowokować.

– No właśnie zamierzam być sobą – uniosłam brwi. – Sobą, która od dwóch dni specjalnie nie ściera kurzu z półki w przedpokoju. Czekam aż pani detektyw czystości go znajdzie.

– Magda... – jęknął i przyciągnął mnie do siebie. – Proszę cię, nie rób tego.

– Ale dlaczego nie? – spojrzałam mu w oczy. – Mam udawać, że mi nie przeszkadza, jak mnie podważa przy każdej okazji? Jak daje mi do zrozumienia, że nie jestem wystarczająco dobra, że dom jest nie dość wysprzątany, że obiad jest za tłusty albo że twoje koszule są źle uprasowane?

– Ona nie robi tego specjalnie – próbował mnie uspokoić.

– A niby jak robi? Przypadkiem? Wbrew sobie? – zapytałam z gorzkim uśmiechem.

– Po prostu... taka już jest. Dla niej wszystko musi być perfekcyjne. Tak ją wychowano.

– A mnie wychowano, że nie grzebie się w cudzym domu, nie robi się uwag gospodyni i nie traktuje synowej jak dziecka do poprawki.

Zamilkliśmy na chwilę. Michał wrócił do krojenia, ja nalewałam herbatę. W kuchni panowała cisza, ale napięcie było gęste jak dym. Wiedziałam, że się nie dogadamy. On zawsze próbował łagodzić sytuację, ja od jakiegoś czasu wolałam już nie udawać.

– To ja może jeszcze prysznic szybko wezmę – rzucił, gdy skończył. – Będzie dobrze, Magda. Tylko nie prowokuj jej tym kurzem, proszę.

– Nie prowokuję – odpowiedziałam. – Ja po prostu robię przestrzeń do jej samorealizacji.

Nie odpowiedział. Wyszedł z kuchni, zostawiając mnie z myślami i parującym garnkiem. Wzięłam ściereczkę z parapetu i spojrzałam na nią przez chwilę. Potem rzuciłam ją z powrotem. Nie dzisiaj. Dzisiaj ona sama ją weźmie do ręki.

Sama sobie posprzątaj!

Halina pojawiła się punktualnie, jak zwykle. Miała na sobie swój beżowy płaszcz, a raczej mundur inspekcji sanitarnej. Uściskała Michała, mnie pocałowała w policzek, zerkając przy tym na podłogę.

– No, no... – rzuciła, wchodząc do salonu. – Widzę, że pogoda taka sobie, ale przynajmniej okna czyste. Albo się mylę?

Uśmiechnęłam się słabo.

– Ostatnio nie padało – odpowiedziałam. – Kurz też się trzyma na miejscu.

– A właśnie! – Halina przystanęła przy półce w przedpokoju, nachyliła się teatralnie i przeciągnęła palcem po krawędzi. – Widzisz, Michał? Mówiłam ci. A ona mi nie wierzyła.

– Mamo... – Michał próbował zareagować, ale jego ton był słaby.

– Ależ ja wierzę – przerwałam mu. – Dlatego właśnie zostawiłam specjalnie. Żebyś mogła się poczuć jak u siebie.

Podałam jej ściereczkę, którą trzymałam przygotowaną na szafce. Spojrzała na mnie zdziwiona.

– Proszę. Skoro już znalazłaś, to może sama sobie posprzątaj.

Halina zacisnęła usta, wzięła ściereczkę i przez chwilę stała, jakby nie wiedziała, co z nią zrobić. Michał rzucił mi krótkie, błagalne spojrzenie.

Może siądziemy już do obiadu – zaproponował, udając, że nic się nie stało.

– Oczywiście – odpowiedziałam. – A po obiedzie możemy razem obejrzeć resztę półek.

Halina nie odpowiedziała. Ale ścisnęła ściereczkę w dłoni, jakby trzymała berło.

Powiedziałam to na głos

Zaczęło się od półki. Potem był blat w kuchni. Z blatu przeszła do zlewu, ze zlewu do łazienki. Nie mówiła dużo. Czasem tylko cicho westchnęła, czasem odchrząknęła. Ale ja słyszałam każdy jej ruch.

Siedziałam przy stole i udawałam, że przeglądam gazetę, chociaż nawet nie potrafiłam skupić wzroku. Michał krzątał się przy kuchence, z wyraźnym zamiarem, by nie zauważać niczego poza garnkiem.

– A jednak ktoś musi tu zadbać o porządek – usłyszałam w końcu. Głos Haliny był spokojny, niemal rozbawiony.

Zamknęłam gazetę.

– To jednak jest mój dom. Tak tylko przypominam.

– Ależ ja wiem. – Uśmiechnęła się i zaczęła wycierać kran. – Przecież nic nie mówię.

Wstałam.

– Tylko wszystko pokazujesz. Palcem. Albo tą ściereczką.

– Po prostu nie lubię, kiedy coś się lepi.

– A ja nie lubię, kiedy ktoś wchodzi do mojego domu i zachowuje się, jakby był na komisji kontrolnej. Nie jesteśmy w twoich czasach. Tu nie chodzi o brud, tylko o szacunek. Ja tu mieszkam, a nie ty.

Halina spojrzała na mnie zaskoczona, jakby nie spodziewała się, że powiem to na głos.

Michał odwrócił się od kuchenki. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił wybrać żadnych słów.

– Magda, może nie teraz... – zaczął niepewnie.

– Właśnie teraz – przerwałam. – Bo mam już dość. Naprawdę dość.

Halina odłożyła ściereczkę na blat. Atmosfera w kuchni zgęstniała jak sos, który właśnie przypalał się na palniku.

– Ja tylko chciałam pomóc – powiedziała cicho.

– Nikt cię nie prosił.

Michał zamilkł. Stał tam, między nami, jakby próbował zrozumieć, kiedy wszystko wymknęło się spod kontroli.

Nie chcę już być grzeczną synową

Zamknęłam drzwi sypialni i oparłam się o nie plecami. Wszystko we mnie drżało. Nie ze złości, tylko z ulgi, że wreszcie to powiedziałam. Że nie uśmiechnęłam się z grzeczności. Że nie zbyłam tego żartem.

To była walka o prawo do własnego miejsca. Do bycia traktowaną jak dorosła kobieta, a nie dziewczyna, którą trzeba poprawiać.

Po chwili usłyszałam ciche pukanie.

– Magda?

Michał.

Nie odpowiedziałam, ale wszedł.

– Mogę? – zapytał. Usiadł obok mnie.

– Jeśli przyszedłeś mnie przekonywać, że powinnam ją przeprosić, to nie.

– Nie. – Pokręcił głową. – Nie o to chodzi. Tylko… ja nie wiedziałem, że to aż tak cię boli.

Spojrzałam na niego. Był zmęczony. Nie tylko dzisiejszym dniem.

– Bo nie chciałeś wiedzieć. Bo za każdym razem udawałeś, że to drobiazgi. A ja w tym wszystkim byłam coraz bardziej niewidzialna. Tak jakby moje zdanie nie miało znaczenia, bo przecież „ona taka jest”.

Michał spuścił wzrok.

– Przepraszam – powiedział cicho. – Nie potrafiłem... zawsze mi się wydawało, że jak nie będę dolewał oliwy do ognia, to samo się jakoś ułoży. Ale widzę, że to nie działa.

Chodzi o to, że nie chcę więcej milczeć. Już nie. Jeśli to ma być nasze życie, to chcę mieć w nim głos.

Przez chwilę było cicho.

– Nie wiem, czy wytrzymam kolejne odwiedziny – dodałam.

Michał skinął głową.

– Rozumiem.

Wstałam i podeszłam do okna. Spojrzałam na podwórko. Dzieci bawiły się w berka. A ja myślałam o tym, jak często kobiety milczą. Latami. Pokornie pozwalają, żeby ktoś im mówił, jak mają żyć, jak mają sprzątać, jak wychowywać dzieci. I to nie zawsze są obce osoby.

– Nie chcę już być grzeczną synową – powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do Michała.

Michał stanął po jednej ze stron

Następnego dnia Halina zachowywała się, jakby nic się nie wydarzyło. Bo przecież jej wizyta musiała się przeciągnąć. Przy śniadaniu mówiła o nowym lekarzu pierwszego kontaktu i o promocji na proszek do prania. Unikała mojego wzroku, ale głos miała spokojny, wręcz pogodny.

Michał długo milczał. Potem spojrzał na nią uważnie.

– Mamo, muszę ci coś powiedzieć. Nie chcę, żebyś przyjeżdżała tu i podważała decyzje Magdy. To nasz dom. I jeśli masz do czegoś uwagi, to zachowaj je dla siebie. Ona nie musi się tobie tłumaczyć.

Halina wbiła wzrok w blat. Po chwili odchrząknęła, wstała i zaczęła zbierać talerze.

– Nie wiedziałam, że się wam tak naraziłam – rzuciła cicho.

– Chodzi o granice – powiedział jeszcze Michał. – A one będą teraz jasno postawione.

Po jej wyjściu usiedliśmy w ciszy. W końcu Michał spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się lekko.

– Nie wierzę, że to powiedziałeś.

– Ja też nie. Ale widziałem, jak się czujesz. Nie mogłem dłużej tego ignorować.

– Dzięki – szepnęłam.

To nie był koniec, ale pierwszy raz poczułam, że nie jestem w tym sama.

Magda, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama