„Teściowa traktowała mnie jak księżniczkę, ale bajka źle się skończyła. Obraziła się na śmierć, gdy postawiłam granicę”
„Czułam się jak księżniczka. Ale coś mi nie pasowało. Wszystko było zbyt intensywne, zbyt słodkie, aż do mdłości. Wchodziła w moje życie z butami, ale z taką gracją, że trudno było się sprzeciwić. Czułam się doceniona i zarazem osaczona. Każdy taki prezencik podszyty był niepisanym oczekiwaniem”.

- Redakcja
Od roku jestem żoną Tomka i dopiero od niedawna zaczynam uczyć się, co to znaczy być sobą. Bo przez długi czas myliłam miłość z byciem miłą. Zwłaszcza dla niej – Beaty, mojej teściowej. Na początku była jak z bajki. Wiecie, taka teściowa, o której inne kobiety mogą tylko pomarzyć. Kiedy poznałam Tomka, od razu przyjęła mnie z otwartymi ramionami. Na pierwsze spotkanie przyniosła mi perfumy – „Zasługujesz na coś wyjątkowego, kochanie”. Potem były kwiaty, sukienki, kolacje. Komplementy leciały z jej ust jeden po drugim: „Masz niesamowity gust!”, „Jesteś taka mądra!”, „Nigdy nie widziałam Tomka tak szczęśliwego!”.
Czułam się jak księżniczka. Tyle że... coś mi nie pasowało. Jakby wszystko to było zbyt intensywne, zbyt słodkie, aż do mdłości. Wchodziła w moje życie z butami, ale z taką gracją, że trudno było się sprzeciwić. Czułam się doceniona, a jednocześnie... osaczona. Każdy taki prezencik podszyty był niepisanym oczekiwaniem – że odwzajemnię się uśmiechem, entuzjazmem, lojalnością. Ale najdziwniejsze było to, że kiedy odważyłam się pomyśleć: „To za dużo”, natychmiast czułam się winna. Przecież chciała dobrze, prawda? Kochała mnie jak córkę. A ja... nie mogłam się w tym odnaleźć. Wiem na pewno jedno – nie wszystkie pocałunki są dowodem miłości. Niektóre są tylko opakowaniem manipulacji.
To było miłe, ale i przytłaczające
Beata przyszła niezapowiedziana w sobotę rano. Wpadła do naszego mieszkania z torbami z butików i szerokim uśmiechem. Jeszcze nie zdążyłam usiąść do śniadania, ona już rozkładała rzeczy na naszym łóżku.
– Zobacz, co dla ciebie mam! – powiedziała z entuzjazmem, wyciągając kolejne ubrania. – Ta sukienka aż wołała twoje imię. I spójrz na tę apaszkę, ma idealny kolor pasujący do twoich oczu.
Stanęłam w progu sypialni z kubkiem kawy i udawałam zachwyt. Uśmiechałam się, kiwałam głową, mówiłam, że dziękuję, że nie trzeba było. Ale w środku coś się we mnie zaciskało. Chciałam powiedzieć „Beato, proszę, nie przynoś więcej prezentów”, ale nie miałam odwagi. Miałam wrażenie, że jeśli spróbuję wyznaczyć granicę, to ją zranię. A ja nie chciałam nikogo ranić. Szczególnie jej – kobiety, która tak bardzo chciała być obecna w moim życiu.
– Naprawdę, Beato, to bardzo miłe, ale ja już mam dużo sukienek... – zaczęłam delikatnie.
– Nie gadaj, każda kobieta potrzebuje nowości! – przerwała mi z uśmiechem. – Zasługujesz na wszystko, kochanie. I jeszcze jedno – wyciągnęła flakon perfum.
– Mój ulubiony zapach, teraz twój.
Przyjęłam wszystko. Znowu. Ucałowałam ją w policzek, a ona wyglądała, jakby właśnie wygrała los na loterii. Tego samego wieczoru powiedziałam jednak Tomkowi, że nie czuję się z tym komfortowo. Że to miłe, ale też przytłaczające. Wzruszył ramionami.
– Mama po prostu tak okazuje sympatię. Wiesz, że ona się angażuje całym sercem.
Oczywiście wiedziałam, ale w tym sercu robiło się dla mnie o wiele za duszno. Leżąc w łóżku, przewracałam się z boku na bok. Zastanawiałam się, jak odmówić, żeby nie poczuła się z tym źle. Bo przecież kto odrzuca troskę i hojność? Ale ja zaczynałam czuć, że to wszystko ma swoją cenę. Beata mówiła, że chce tylko mojego szczęścia, ale ja coraz bardziej miałam wrażenie, że chce mnie mieć tylko dla siebie.
Odmowę uznała za zdradę
W niedzielę wieczorem, kiedy zmywałam po kolacji, spojrzałam na Tomka i zebrałam się na odwagę.
– Musimy pogadać – zaczęłam cicho.
Usiadł przy stole i spojrzał na mnie uważnie.
– Nie chcę już więcej prezentów od twojej mamy – powiedziałam, trzymając talerz w dłoniach.
Zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał.
– Ale przecież mama zawsze coś przynosi. To nic złego, ona tak ma. Zawsze wszystkim coś daje.
– Wiem, że ma dobre intencje – westchnęłam. – Ale ja się z tym źle czuję. To dla mnie za dużo. Nie chcę czuć się zobowiązana. A mam wrażenie, że ona tak bardzo mnie obsypuje, bo chce... no nie wiem, żebyśmy się zaprzyjaźniły, żebyśmy były blisko. Ale ja nawet z własną mamą nie mam takiej relacji.
Tomek milczał chwilę.
– Może po prostu... nie jesteś przyzwyczajona do takiej otwartości?
– Może – przyznałam. – Ale chciałabym jej to powiedzieć. Spokojnie. Żeby wiedziała, że ją szanuję, ale że to dla mnie za wiele.
Tomek wzruszył ramionami.
– No to powiedz, ale delikatnie, wiesz, żeby nie pomyślała, że jej nie lubisz.
Wiedziałam, że będzie trudno. Mimo to zadzwoniłam do Beaty i umówiłam się z nią na kawę. Spotkałyśmy się w jej ulubionej kawiarni. Już po pięciu minutach rozmowy Beata sięgnęła do torebki i podała mi ozdobną kopertę.
– Bilety do teatru. Pomyślałam, że sobie chętnie pójdziecie z Tomkiem w przyszły weekend.
Serce zabiło mi mocniej. Wiedziałam, że to ten moment.
– Beata... bardzo ci dziękuję, naprawdę. Ale chciałam ci powiedzieć coś ważnego. Czuję, że... tych prezentów jest trochę za dużo. Chciałabym sama wybierać, co kupuję i kiedy.
W jej oczach pojawiło się zaskoczenie, a potem coś, czego nie potrafiłam od razu nazwać. Uśmiech zniknął z jej twarzy.
– Ja tylko chciałam dobrze – powiedziała cicho, patrząc na swoją filiżankę.
– Wiem. I doceniam to. Naprawdę.
– W porządku. Już rozumiem – dodała, ale jej głos był sztywny.
Próbowałam jeszcze coś dodać, ale Beata jakby się zamknęła. Reszta spotkania upłynęła w napięciu. Kiedy się żegnałyśmy, jej uścisk był już tylko formalnością. Wracając do domu, czułam, jakby coś się rozpadło. Nie wiedziałam jeszcze, jak duży będzie ten rozpad, ale przeczuwałam, że nic już nie będzie takie samo.
Zrobiła z siebie ofiarę doskonałą
Minął tydzień. Beata nie dzwoniła, nie pisała, nie przysyłała kwiatów, co wcześniej zdarzało się niemal codziennie. Najpierw pomyślałam, że to może dobrze – że w końcu uszanowała moją prośbę. Ale potem zaczęły docierać do mnie sygnały, które nie dawały mi spokoju. Zadzwoniła do mnie Ola, kuzynka Tomka. Spotkałyśmy się może dwa razy, ale była miła, więc odebrałam bez podejrzeń.
– Cześć, Paulina. Wiesz... nie chcę się wtrącać, ale Beata bardzo przeżywa to, co się stało. Mówi, że jesteś chłodna i że ją odtrąciłaś.
Poczułam, jak moje ciało momentalnie się napina.
– Odtrąciłam? – powtórzyłam cicho.
– Mówi, że tylko chciała być blisko, a ty ją odepchnęłaś. Że dała ci serce na tacy, a ty... no, nie doceniłaś tego.
Podziękowałam za telefon i rozłączyłam się. Było mi niedobrze. Jeszcze tego samego dnia przypadkiem usłyszałam rozmowę Beaty przez telefon, kiedy wpadłam z Tomkiem na chwilę do niej po jakieś dokumenty.
– Dałam jej wszystko. Traktowałam jak córkę. A teraz nawet nie chce ze mną rozmawiać. Nie wiem, co zrobiłam źle. Chyba mnie nienawidzi – mówiła do jakiejś ciotki.
Stałam w korytarzu i czułam, jak uginają mi się kolana. Kiedy mnie zauważyła, zamilkła.
– Przepraszam – powiedziałam. – Nie chciałam podsłuchiwać.
– Nie szkodzi. Już i tak wszystko jest jasne – rzuciła chłodno, patrząc mi prosto w oczy.
– Nie chodziło absolutnie o to, że cię nie lubię. Chciałam tylko trochę... oddechu.
– Oddechu od czego? Od mojej obecności? Od mojej troski?
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Każde moje słowo brzmiało teraz jak oskarżenie. Milczałam. A ona patrzyła na mnie jak na kogoś, kto właśnie rozbił jej rodzinę. Wieczorem powiedziałam o tym Tomkowi. Westchnął ciężko, próbował mnie pocieszyć, ale też wyglądał na zmęczonego całą sytuacją.
– Mama jest bardzo emocjonalna. Daj jej czas. Przejdzie jej.
Ale mnie nie mijało. Czułam się jak w potrzasku. Z każdej strony napływały domysły, oceny, szepty. Jakbym była zimną, wyrachowaną kobietą, która bez powodu skrzywdziła serdeczną, kochającą teściową. Nie miałam komu się wygadać. Moja mama mieszkała daleko, rzadko ze sobą rozmawiałyśmy od serca, a z koleżankami nie rozmawia się o takich sprawach ot tak. Zaczęłam zamykać się w sobie. Z uśmiechem parzyłam kawę, sprzątałam mieszkanie, chodziłam do pracy. Ale w środku wciąż się zastanawiałam, czy naprawdę zrobiłam coś złego?
Twarzą w twarz z manipulacją
Po dwóch tygodniach zadzwoniłam w końcu do mamy. Nie zaczęłam od razu, opowiedziałam najpierw o pracy, o tym, że Tomek jest ostatnio zajęty, że pogoda kiepska. Słuchała cierpliwie, jak zawsze. A potem zapytała:
– Coś się stało, Paulina? Słyszę po twoim głosie.
I wtedy się otworzyłam. Opowiedziałam jej wszystko, od początku do końca. O prezentach, o teatrze, o tej rozmowie w kawiarni. I o tym, co dzieje się teraz. Mówiłam długo, a mama słuchała bez przerywania.
– Wiesz, co mi to przypomina? – powiedziała, gdy skończyłam. – Jakby ktoś rozdawał cukierki, ale pod warunkiem, że będziesz mu za nie dziękować codziennie przez miesiąc. To nie była miłość, Paulina. To był sposób na kontrolowanie.
Zamilkłam.
– I teraz, kiedy powiedziałaś „dziękuję, ale nie chcę więcej”, poczuła się zdradzona. Bo nie chodziło jej o twoją radość, tylko o twoje uzależnienie od niej.
Jej słowa zabrzmiały jak cios. W jednej chwili wszystko zaczęło się układać w całość. Beata nie dawała z potrzeby serca. Dawała, żeby być potrzebną. A kiedy przestałam potrzebować – poczuła się niekochana. Wieczorem, kiedy Tomek wrócił z pracy, usiedliśmy na kanapie. Zapytał, czy coś się wydarzyło, bo wyglądam jakoś „inaczej”.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam. – O twojej mamie. I o tym, jak to wpływa na nasze małżeństwo.
Początkowo się spiął, jakby spodziewał się awantury.
– Nie chcę robić żadnej afery – zaczęłam. – Ale nie mogę już udawać, że wszystko jest w porządku. Ona mną manipuluje. Nie wprost, ale poprzez emocje. Szantażem, poczuciem winy. A ty... nie stajesz po żadnej stronie. A ja czuję się w tym wszystkim sama.
Nie odpowiadał od razu. Przesuwał palcem po filiżance, jakby próbował coś z niej wyczytać.
– Nie wiem, co mam robić – przyznał w końcu. – Kocham cię. I ją też. I chcę, żebyście się dogadały.
– Ale my się nie dogadamy, jeśli każda próba postawienia granicy będzie kończyła się dramatem. Jeśli każda moja decyzja będzie oceniana przez nią jak zdrada. Ja nie chcę się awanturować z nią, ale chcę normalnych relacji. I potrzebuję, żebyś był w tym ze mną.
Siedzieliśmy tak długo. Nie wszystko zostało powiedziane, ale coś się zmieniło. Tomek spojrzał na mnie inaczej niż zwykle – jakby po raz pierwszy zobaczył, ile mnie to kosztuje. I to już było dużo.
Paulina, 32 lata
Czytaj także:
- „Mój mężulek wymienił mnie na młodszy model, a teraz wraca z podkulonym ogonem. Niech nie liczy na ciepłe przyjęcie”
- „Miałam wyjść za Arka dla kredytu i wygodnego życia. Wystarczyło jedno spojrzenie ukochanego, by uciec przed przysięgą”
- „Zdaniem rodziców popełniłam życiowy błąd. Ich zdaniem Bartek nie nadaje się na męża, bo ma tylko wykształcenie średnie”