„Teściowa traktuje wnuczkę jak lalkę. Za każdym razem, gdy odbieram ją od babci, wygląda jak różowa beza z brokatem”
„Zuzia bawiła się na stole, trzymając w rękach lalkę, a ja patrzyłam na nią, czując narastającą frustrację. Teściowej najwyraźniej nie przeszkadzało, że wszystkie zabawki, które jej dawała, były różowe”.

- Redakcja
Nie spodziewałam się, że macierzyństwo stanie się taką walką. Zanim Zuzia przyszła na świat, marzyłam o tym, by wychować ją w atmosferze równości. Chciałam, żeby miała wybór, by mogła być sobą, bez stereotypów narzucanych przez otoczenie. Jednak rzeczywistość okazała się bardziej skomplikowana, niż mogłam sobie wyobrazić. Moja teściowa od początku miała swoje zdanie na temat tego, co powinna nosić Zuzia. Różowe sukienki, śpioszki, lalki – wszystko, co miało ją zamknąć w jednym, bardzo wąskim świecie. Wydawało mi się, że to walka, którą przegram. Mój mąż milczał, próbując unikać konfrontacji. To ja byłam ta zła, ta, która przesadza, ta, która nie potrafi docenić „dobrych intencji” jego matki. Ale ja wiedziałam jedno – nie pozwolę, żeby moja córka dorastała w bańce pełnej różowych lalek i stereotypów.
Poczułam gorycz
Pierwszy raz powiedziałam to teściowej wprost. Spotkałyśmy się u niej w domu, a Zuzia bawiła się z babcią, ubrana w kolejną różową sukienkę, którą babcia jej kupiła. Zaczęło się niewinnie.
– Chciałabym, żeby Zuzia miała więcej kolorów w swojej szafie – powiedziałam, starając się, by mój ton brzmiał spokojnie.
– O co ci chodzi? – odpowiedziała, patrząc na mnie, jakbym mówiła o czymś absurdalnym. – Dziewczynki lubią róż, to naturalne.
Wiedziałam, że nie pójdzie łatwo, że ta rozmowa nie skończy się dobrze.
– Zuzia nie musi nosić tylko różu – powiedziałam ostrożnie. – Chciałabym, żeby miała wybór, a nie tylko to, co ty uznajesz za odpowiednie.
Teściowa zmarszczyła brwi i opuściła wzrok. Czułam, że nie chce tego słuchać. W końcu podniosła głowę i spojrzała na mnie ze złością.
– Ty i twoje nowoczesne podejście – powiedziała zimno. – Dzieci nie potrzebują wyboru. Potrzebują porządnego wychowania.
Nie odpowiedziałam nic. Po prostu poczułam, że nie ma sensu dalej rozmawiać. Wyszłam, czując, jak gorycz narasta we mnie. Czułam się, jakbym walczyła z wiatrakami. Michał, jak zwykle, milczał. Wiedziałam, że nie mogę liczyć na niego, by stanął po mojej stronie. Może nie teraz, może nigdy.
Oczy mi się zaszkliły
Gdy wróciłam do domu, Zuzia już spała, a Michał siedział przy stole, przekładając papiery. Wiedziałam, że muszę porozmawiać z nim o tym, co się wydarzyło.
– Musimy coś z tym zrobić – zaczęłam, starając się zachować spokój, choć w środku kipiałam. – Twoja mama nie szanuje moich granic, nie rozumie, o co mi chodzi.
Michał podniósł wzrok, ale zamiast odpowiedzi na moje słowa, spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem.
– Naprawdę nie przesadzaj – powiedział łagodnym tonem, jakby to wszystko było jakąś błahostką. – Mama ma dobre intencje, po prostu chce dla Zuzki jak najlepiej.
Mąż bronił swojej matki, jakby to była jego jedyna misja w życiu.
– Nie widzisz, że to nie chodzi tylko o ubrania? – powiedziałam, starając się zachować cierpliwość, chociaż serce mi waliło. – Tylko o wartości. Chcę, żeby miała wybór.
Michał wzdychnął, odłożył papiery na bok i spojrzał na mnie z rezygnacją.
– Mama ma swoje tradycje, a ty... no cóż, masz swoje zdanie.
Czułam, jakby ktoś przygniatał mnie do ziemi. Michał nie potrafił stanąć po mojej stronie. Zawsze unikał konfliktów. Czułam, jakbym stała sama w tej walce. Oczy mi się zaszkliły, ale mąż tylko wzruszył ramionami.
Byłam wściekła
Następnego dnia, podczas obiadu, Zuzia bawiła się na stole, trzymając w rękach różową lalkę, a ja patrzyłam na nią, czując narastającą frustrację. Teściowej najwyraźniej nie przeszkadzało, że wszystkie zabawki, które jej dawała, były różowe. W pewnym momencie poczułam, że nie wytrzymam.
– Mogę cię prosić na słówko? – powiedziałam, odkładając widelec i starając się brzmieć spokojnie, choć w moim głosie drżała niecierpliwość.
Teściowa spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem, ale skinęła głową, zapraszając mnie do innego pokoju.
– Coś się stało? – zapytała Helena, rozkładając ręce. – Znowu masz jakieś uwagi? Moja Zuzia ma wszystko, czego potrzebuje.
Przełknęłam ślinę, próbując powstrzymać złość, która narastała we mnie. Wiedziałam, że muszę być spokojna, żeby przekazać jej, o co mi chodzi, ale w tej chwili nie potrafiłam.
– To nie chodzi o to, że Zuzia nie ma tego, czego potrzebuje – powiedziałam, starając się zachować opanowanie. – To, co jej dajesz, jest... jednokolorowe. Zuzia potrzebuje zabawek i ubrań, które dają jej wybór.
Teściowa patrzyła na mnie jak na dziecko, które nie rozumie, o czym mówi.
– Ty i twoje nowoczesne teorie – odpowiedziała z wyraźną irytacją. – Kiedyś dzieci miały swoje role i wszystko było proste. Dziś te wszystkie wasze idee… Nie rozumiesz, co to znaczy wychować dziecko.
Poczułam, jak wzbiera we mnie fala gniewu. Nie miałam już sił, by spokojnie rozmawiać. Wiedziałam, że niczego nie zmienię, że z nią nigdy się nie dogadam.
– Zuzia jest dzieckiem, nie twoją lalką – odpowiedziałam głośniej, nie mogąc już powstrzymać emocji.
Teściowa zmarszczyła brwi, a na jej twarzy pojawił się grymas pogardy.
– To, jak będziesz wychowywać swoją córkę, twój problem – powiedziała z chłodnym uśmiechem. – Ale ja nie zmienię zdania. Dziewczynki powinny być dziewczynkami.
Nie powiedziałam już nic. Dalsza rozmowa nie miałaby sensu. Michał stał w kuchni, patrząc na mnie niepewnie.
– Wiesz, że mama ma swoje zdanie – powiedział cicho. – Nie warto o to walczyć.
Czułam, jakbym straciła grunt pod nogami.
Moje granice zostały przekroczone
Minęło kilka tygodni, odkąd ostatni raz rozmawiałam z teściową. Po tej kłótni nie potrafiłam już z nią rozmawiać tak, jak dawniej. Byłam zbyt zmęczona tą nieustanną walką. Raz Michał namówił mnie, byśmy wspólnie spędzili popołudnie. I tak, jak przewidywałam, mąż po raz kolejny stanął po stronie swojej matki. Czułam się coraz bardziej osamotniona. Byłam matką Zuzi, to ja byłam odpowiedzialna za jej wychowanie, ale za każdym razem, gdy próbowałam coś zmienić, ktoś inny narzucał jej swoją wizję. Pewnego dnia, po kolejnym z rzędu spotkaniu, po prostu się poddałam. Michał powiedział coś, co mnie przygniotło:
– Odpuść. Mama się nie zmieni.
W tym momencie zrozumiałam, że Michał nigdy mnie nie stanie po mojej stronie. On miał swoją matkę, którą kochał i chronił. I mimo że Zuzia była naszym wspólnym dzieckiem, to w tej sytuacji nie byłam w stanie liczyć na męża. Czułam, jak ta pustka między nami się pogłębia, jak nic już nie jest takie, jak kiedyś.
– Mam się zmienić? – zapytałam, czując, jak rośnie we mnie złość. – Bo jej łatwiej dać się ranić niż mi czuć się szanowaną?
Michał nic nie odpowiedział. Po prostu odwrócił wzrok, jakby nie wiedział, co powiedzieć. W końcu, czując, że wszystko w tym domu wali się w gruzy, wyszłam. Chciałam ochłonąć, zastanowić się, co dalej z tym wszystkim. Zamknęłam drzwi za sobą, wzięłam głęboki oddech i zrozumiałam, że będę musiała podjąć decyzję. Moje granice zostały przekroczone, a ja musiałam walczyć o to, co dla mnie najważniejsze – o Zuzię.
Poczułam ulgę
Kolejne dni były jak niekończąca się bitwa. Michał próbował wrócić do tematu, sugerując, że powinnam „odpuścić” i pogodzić się z sytuacją. A ja nie miałam już siły ani chęci na kompromisy. Wiedziałam, że teściowa zmieni zdania, ale wciąż próbowałam wierzyć, że może to Michał zrozumie, dlaczego i o co walczę. Jednak w końcu przestałam z nim o tym rozmawiać. Zdecydowałam, że będę walczyć sama, nawet jeśli nie będę miała wsparcia. To nie było łatwe. Ale córka była moją siłą. To ona sprawiała, że każdego dnia starałam się być silniejsza. I kiedyś, podczas jednego z tych cichych obiadów, Zuzia, mając zaledwie cztery lata, powiedziała coś, co na zawsze utkwiło mi w pamięci.
– Mamo, nie chcę tych różowych rzeczy. I chcę lalkę astronautę, a nie księżniczkę.
To było jak wybawienie. To był moment, kiedy poczułam, że to, co robię, ma sens. Zuzia miała głos. Wiedziała, co jej się podoba. I to była moja wygrana. Moje serce zalała ogromna ulga.
Karolina, 33 lata
Czytaj także:
- „Wydaliśmy z mężem wszystkie oszczędności na nowy dom. Po tym, co odkryłam w tajemniczej kopercie, zamieszkam tam sama”
- „Syn chce żenić się z babą, która nie potrafi ugotować rosołu. Nie pozwolę na to, żeby związał się z kulą u nogi”
- „Tak gorliwie modliliśmy się z kolegą, że aż czułam dreszcze. Przed mężem muszę udawać, że wstąpił we mnie Duch Święty”