„Teściowa twierdziła, że jestem za młoda na dzieci. To, co nagadała mojej mamie, było po prostu podłe”
„– Powiedziałem jej wszystko. Że nie ma prawa tak cię traktować. Że wiem, że dziecko jest moje. I że jeśli jeszcze raz usłyszę od niej cokolwiek takiego, to nie chcę, żeby w ogóle miała z nami kontakt. – Podeszłam do Adama i wtuliłam się w jego ramiona. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało”.

- Redakcja
Nigdy nie byłam typem dziewczyny, która wszystko planuje z kalendarzem w ręku. Tak było i z ciążą — nie planowana, ale przyjęta z radością. Miałam wtedy 22 lata. Niby młodo, ale przecież dorosłość nie przychodzi z chwilą wbicia w metrykę dwójki z przodu. Mój mąż, a wtedy jeszcze narzeczony, był przy mnie, zapewniał, że sobie poradzimy, że jakoś to będzie. I jakoś rzeczywiście było.
Do teściowej zwracałam się „mamo”, choć trudno przechodziło to słowo to przez gardło, kiedy patrzyła na mnie jak na pomyłkę losu. Dla niej zawsze byłam nieodpowiednia. Tylko że tym razem przeszła samą siebie. To, co powiedziała mojej mamie… Cóż, wtedy właśnie poczułam, że ta kobieta nie tylko mnie nie lubi. Ona chce mnie zniszczyć.
Zrobiło mi się gorąco
Siedziałam przy kuchennym stole z kubkiem herbaty w dłoniach. Mama kręciła się przy blacie, krojąc ogórki na mizerię. Zazwyczaj rozmawiałyśmy o wszystkim, ale tego dnia panowała dziwna cisza. I właśnie ta cisza mnie zaniepokoiła.
– Coś się stało? – zapytałam w końcu.
Mama westchnęła, odłożyła nóż i odwróciła się do mnie.
– Muszę ci coś powiedzieć, tylko proszę, nie denerwuj się.
Zrobiło mi się gorąco.
– No mów, bo zaczynam się stresować.
– Dzisiaj rano… dzwoniła do mnie twoja teściowa. Wiesz, tak po prostu, niby pogadać.
– Aha…? – uniosłam brwi.
– Zaczęła od pogody, a skończyła... Ona mi powiedziała, że... że dziecko nie jest jej syna.
Zamarłam. Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy.
– Co proszę?
– Powiedziała, że podejrzewa, że próbujesz wrobić jej syna.
– Co?! – wrzasnęłam, zrywając się na równe nogi.
– Co miałam powiedzieć? Powiedziałam, że chyba oszalała. Ale Julia… ona mówiła to z takim spokojem, jakby rozmawiałyście o kolorze ścian w kuchni!
– A Adam o tym wie?
Mama pokręciła głową.
– Jeszcze nie. I uważaj. Ona nie rzuca słów na wiatr.
Usiadłam z powrotem. Ręce mi się trzęsły.
Spojrzał na mnie zaskoczony
Nie czekałam długo. Tego samego wieczoru, kiedy tylko Adam wrócił z pracy, poprosiłam go, żeby usiadł.
– Coś się stało? – zapytał, zdejmując buty. – Jakaś mina masz…
– Twoja mama rozmawiała dziś z moją mamą – rzuciłam sucho.
Adam zamarł. Widziałam, jak się spina. Dobrze znał swoją matkę i wiedział, że to nie mogło być nic miłego.
– I co niby powiedziała?
– Że nasze dziecko nie jest twoje – odpowiedziałam prosto, patrząc mu w oczy.
Adam usiadł na brzegu fotela, z niedowierzaniem w oczach.
– Że co zrobiła?!
– Dosłownie powiedziała mojej mamie, że teraz próbuję cię wrobić.
– Ona naprawdę to powiedziała?
– Mhm. Moja mama była w szoku. A ja… Adam, nie mam na to siły. Noszę twoje dziecko, kocham cię, a ona robi ze mnie jakąś… jakąś puszczalską.
Adam złapał się za głowę.
– Nie wierzę…
– Od początku uważała, że jestem za młoda, nieporadna, niedojrzała. Ale żeby coś takiego mówić?
Adam podniósł się i zaczął krążyć po pokoju.
– Dobra. Pogadam z nią.
– Nie. – Zatrzymałam go. – Ja z nią porozmawiam. Jutro. W cztery oczy.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Jesteś pewna?
– A co mam zrobić? Siedzieć cicho, kiedy ktoś mi opluwa twarz?
Skinął głową.
– Tylko nie krzycz. Proszę.
– Nie obiecuję – mruknęłam.
Byłam w szoku
Pojechałam do niej następnego dnia. Sama. Serce waliło mi jak młotem, ale nie zamierzałam się cofnąć. Zadzwoniłam dzwonkiem, a ona otworzyła, jakby się mnie spodziewała.
– O, Julka… A co ty taka blada?
– Możemy porozmawiać? – zapytałam, wchodząc do przedpokoju. Nawet nie czekałam na zaproszenie.
– Oczywiście, kochanie – powiedziała z tym swoim sztucznym uśmiechem. – Chcesz herbaty?
– Nie. Chcę wyjaśnień.
Zamknęła drzwi i spojrzała na mnie, nagle poważnie.
– Słucham.
– Wczoraj powiedziałaś mojej mamie, że dziecko nie jest Adama. Że próbuję go wrobić. Co to ma znaczyć?
– Nie musisz od razu tak dramatyzować.
– Powiedziałaś to. Czy w ogóle rozumiesz, co robisz?
– Tylko wyraziłam swoje obawy.
– Obawy?! – parsknęłam. – Czy w ogóle siebie słyszysz?
– Jesteś młoda, impulsywna, a Adam zawsze był zbyt naiwny. Nie chcę, żebyś go skrzywdziła.
– On mnie kocha, a ja kocham jego. To ty robisz mu krzywdę – syknęłam. – Co chcesz osiągnąć?
– Prawdę – powiedziała cicho. – A prawda zawsze wypływa na wierzch.
Patrzyłam na nią chwilę, aż dotarło do mnie jedno: ona naprawdę w to wierzy.
– To nie prawda wyjdzie na wierzch – odparłam. – Tylko twoja nienawiść.
Odwróciłam się i wyszłam, zanim powiedziałabym coś, czego bym żałowała.
Czułam, jak drży mi szczęka
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Adam czekał w kuchni, oparty o blat. Spojrzał na mnie pytająco.
– I?
– Jest gorzej, niż myślałam – odpowiedziałam, rzucając torebkę na krzesło. – Ona naprawdę uważa, że nasze dziecko może być nie twoje. Albo po prostu się tego kurczowo trzyma, żeby mieć jakikolwiek argument przeciwko mnie.
Adam zaklął pod nosem, co zdarzało mu się rzadko.
– Ja z nią pogadam. Teraz.
– Nie, to nic nie da. Ona ma w głowie swoją wersję i nic jej nie przekona.
– Przekroczyła granicę. Mówi takie rzeczy o mojej przyszłej żonie, matce mojego dziecka. Nie mogę siedzieć cicho.
Usiadłam. Czułam, jak drży mi szczęka.
– Ona powiedziała, że „prawda zawsze wypływa na wierzch”.
– Boże… Przecież ja nie mam żadnych wątpliwości! – wybuchł. – Nigdy ich nie miałem!
– To jej nie interesuje. Dla niej jestem młodą, rozchwianą emocjonalnie dziewczyną, która złapała jej syna na dziecko.
– To jest chore… Wiesz co? – Adam chwycił za telefon. – Powiem jej, że przegięła i nie życzę sobie żadnych kontaktów, dopóki się nie ogarnie.
– Nie chcę, żebyś się kłócił z matką.
Spojrzał na mnie poważnie.
– Mam rodzinę i ty jesteś moim priorytetem. Nie będę pozwalał na to, żeby ktoś cię mieszał z błotem. Nawet jeśli to moja własna matka.
Zamilkłam. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że naprawdę mam w nim oparcie.
Zatkało mnie
Następnego dnia z rana Adam rzeczywiście pojechał do matki. Powiedział, że mam zostać w domu. Nie protestowałam. Chciałam, żeby to był jego krok – nie dlatego, że ja go naciskam, tylko że sam uznał, że tak trzeba. Wrócił po niecałej godzinie.
– I? – zapytałam, zanim zdjął kurtkę.
– No... było ostro – mruknął. – Powiedziałem jej wszystko. Że nie ma prawa tak cię traktować. Że wiem, że dziecko jest moje. I że jeśli jeszcze raz usłyszę od niej cokolwiek takiego, to nie chcę, żeby w ogóle miała z nami kontakt.
– I co ona na to?
– Najpierw się śmiała. Potem… powiedziała, że skoro tak się zapieram, to pewnie jestem naiwny, zakochany i ślepy. I, że jak się urodzi, to się wszystko okaże. Że „wystarczy spojrzeć, czyje będzie miało oczy”.
Zatkało mnie.
– Ona naprawdę chce... oceniać dziecko po oczach?
– To absurd. Ona już nie szuka prawdy, tylko powodu, żeby cię znienawidzić.
– I co teraz?
– Teraz? – spojrzał mi prosto w oczy. – Teraz to my decydujemy, kto będzie przy naszym dziecku. I jeśli ona nie odpuści, to nie będzie. Proste.
Podeszłam do Adama i wtuliłam się w jego ramiona. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Tylko bijące serce Adama mówiło mi, że jestem bezpieczna.
– Dziękuję – szepnęłam.
– Za co?
– Że nie jestem w tym wszystkim sama.
Zostałam mamą
Poród był szybki. Córcia urodziła się zdrowa, różowiutka, z wielkimi ciemnymi oczami, takimi samymi jak Adam. Lekarze mówili, że rzadko się zdarza, żeby niemowlę patrzyło tak intensywnie. A ona od razu złapała kontakt wzrokiem. Teściowa nie przyszła do szpitala. Nie zadzwoniła, nie zapytała, czy wszystko w porządku. Cisza. Tylko mój mąż, moja mama i moje dziecko. I chyba pierwszy raz poczułam, że to wystarczy. Nie muszę mieć błogosławieństwa kobiety, która nie potrafiła mnie zaakceptować.
Kilka dni po wypisie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Adam otworzył. W drzwiach stała teściowa z bukietem białych tulipanów. I z miną, jakby właśnie przyszła do muzeum, a nie poznać własną wnuczkę.
– Przyszłam zobaczyć dziecko – powiedziała chłodno.
– Może najpierw zapytaj, czy możesz wejść – odparł Adam.
Zamilkła. Po raz pierwszy widziałam ją tak… zbita z tropu.
– Julia… – zaczęła. – Miałam dużo czasu, żeby pomyśleć. Nie proszę o przebaczenie, ale… może mogłabym ją zobaczyć?
Spojrzałam na nią długo, a potem kiwnęłam głową. Weszła powoli, podeszła do łóżeczka. Nachyliła się i uśmiechnęła niepewnie.
– Ma oczy Adama – szepnęła.
– Zawsze miała – odpowiedziałam.
Nie wiem, czy coś się zmieni. Jednak wiem, że już się jej nie boję.
Julia, 23 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Nad grobem dziadka zrozumiałem coś ważnego. Niespodziewane spotkanie na cmentarzu naprawiło wszystkie lata milczenia”
- „Przyłapałam mojego teścia na zdradzie, ale milczałam jak grób. Kryłam go, bo też miałam swój brud za paznokciami”
- „Dawałam wnukom po 100 zł za odwiedziny i źle się to skończyło. Babcia na własne życzenie stała się bankomatem”