„Teściowa upokarza mnie na każdym kroku i non stop porównuje do byłej męża. No i w końcu się doigrała”
„Teściowa tylko wzruszyła ramionami i z niezadowoloną miną skupiła się na jedzeniu. Na chwilę zapadła cisza, przerywana tylko brzękiem sztućców. Próbowałam udawać, że jej zachowanie mnie nie rusza, ale czułam, jak wzbiera we mnie frustracja”.

- Redakcja
Kiedy po raz pierwszy weszłam do domu Tomka, wiedziałam, że nie będzie łatwo. Jego matka spojrzała na mnie wtedy tak, jakbym właśnie zniszczyła jej idealny plan na życie syna. Nawet się nie uśmiechnęła, choć ja bardzo się starałam. Pamiętam, jak podsunęłam jej bukiet róż, a ona z lekkim wahaniem go przyjęła, tylko po to, żeby po chwili odłożyć na stół. Już wtedy zrozumiałam, że nigdy nie będę dla niej wystarczająco dobra.
Próbowałam. Zapraszałam ją na kawę, piekłam ciasta według jej przepisów, dopytywałam o rady. Zawsze znajdowała coś, co można było zrobić lepiej. Jeśli ugotowałam rosół – brakowało mu aromatu, jeśli upiekłam sernik – był za suchy. Nawet gdy zaproponowałam, że pomożemy jej posprzątać dom przed świętami, wzruszyła ramionami i powiedziała, że sama zrobi to lepiej i dokładniej. Tomek? On tylko się uśmiechał, ale nigdy nie stawał wyraźnie po mojej stronie. Nie lubił konfliktów. I choć kochałam go nad życie, czułam, że zawsze będę musiała walczyć o swoje miejsce w tej rodzinie.
Wzięłam głęboki oddech
Ten obiad był dla mnie tak ważny. Chciałam pokazać, że potrafię stworzyć ciepły, rodzinny dom. Spędziłam dwa dni na przygotowaniach, dobierając każde danie z myślą o ich gustach. Ustawiłam elegancko zastawiony stół, zapaliłam świece, w powietrzu unosił się zapach pieczonego kurczaka w ziołach i domowego chleba. Gdy zadzwonił dzwonek, uśmiechnęłam się szeroko i otworzyłam drzwi.
Teściowa spojrzała na mnie od stóp do głów, po czym weszła do środka, rozglądając się z miną, jakby szukała pierwszego niedociągnięcia. Zdjęła płaszcz i nie zważając na moje powitanie, podeszła do stołu. Oparła dłonie o blat, przyjrzała się potrawom i powiedziała z tym swoim charakterystycznym tonem:
– A u mnie to się robi inaczej.
Jeszcze nie zdążyliśmy usiąść, a już musiała coś skomentować. Może gdyby choć raz powiedziała coś miłego… Spojrzałam na Tomka, ale on tylko westchnął i sięgnął po wino. Wzięłam głęboki oddech. Nie pozwolę, żeby jeden komentarz popsuł mi ten dzień.
Tylko wzruszyła ramionami
Rodzina Tomka zaczęła się schodzić. Wciąż czułam na sobie spojrzenie teściowej, ale uśmiechałam się, jakby nic się nie stało. Goście chwalili nakrycie stołu, ktoś zapytał o przepis na pieczony chleb, a ja wciąż czekałam na choć jedno ciepłe słowo od Krystyny. Nic takiego nie nastąpiło. Zajęliśmy miejsca przy stole. Tomek, jak zwykle, usiadł między mną a matką. Jakby próbował balansować między dwiema stronami barykady. Podałam dania, mając nadzieję, że ich smak obroni mnie lepiej niż jakiekolwiek słowa. Teściowa nałożyła sobie trochę ziemniaków i kawałek kurczaka, pokroiła go starannie i wsunęła do ust. Czekałam. Wiedziałam, że zaraz coś powie.
– No cóż… – zaczęła, przeżuwając powoli. – Smak… jest ciekawy. Choć oczywiście u mnie robiło się to trochę inaczej.
Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy wstać i wyjść. Inaczej. Wszystko robiło się inaczej. Może powinnam przestać się starać, skoro i tak nigdy nie będzie dobrze?
– Mamo, Kasia bardzo się postarała – wtrącił mąż, jakby w nadziei, że to wystarczy, by załagodzić sytuację.
Teściowa tylko wzruszyła ramionami i z niezadowoloną miną skupiła się na jedzeniu. Na chwilę zapadła cisza, przerywana tylko brzękiem sztućców. Próbowałam udawać, że jej zachowanie mnie nie rusza, ale czułam, jak wzbiera we mnie frustracja.
Zmusiłam się do uśmiechu
– Pamiętasz, jak Ania robiła te pierogi? – zwróciła się do syna. – To było coś innego. Ona to miała rękę do gotowania.
Ania. Znowu ona. Była dziewczyna męża, która – o czym teściowa przypominała mi przy każdej okazji – była ideałem. Perfekcyjna w kuchni, zdolna, zawsze uśmiechnięta. Nie wiem, czy naprawdę taka była, czy tylko w wyobrażeniach jego matki. Ale ile razy można słuchać porównań do kobiety, z którą nawet nie rywalizowałam, bo ich związek skończył się, zanim jeszcze poznałam Tomka?
– Cieszę się, że lubisz pierogi – odpowiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie. – Ale dzisiaj mamy inne danie.
Teściowa spojrzała na mnie z tym swoim chłodnym uśmiechem.
– No tak, bo u was to się robi inaczej.
Czułam, jak zaciskam pięści pod stołem. Dlaczego wciąż muszę być porównywana do jakiejś Ani? Czy ja kiedykolwiek będę wystarczająco dobra? Zmusiłam się do uśmiechu, choć w środku aż się we mnie gotowało. Nie chciałam psuć tego obiadu. Spędziłam nad nim dwa dni, włożyłam w przygotowania serce, a teraz miałam ochotę wstać i trzasnąć drzwiami. Ale nie zrobiłam tego.
Byłam o krok od wybuchu
Uśmiechnęłam się do teściowej i podałam jej miskę z surówką. Może jeszcze uda się odwrócić atmosferę.
– To sałatka według nowego przepisu. Bardzo świeża, lekka.
Wzięła łyżkę, nałożyła odrobinę na talerz i przeżuła powoli, jakby analizowała każdy składnik.
– Ciekawy smak – powiedziała po chwili. – Chociaż… ja bym dodała mniej cebuli. Ale u was to się robi inaczej.
Tomek spojrzał na mnie z niepokojem, jakby wyczuwał, że jestem o krok od wybuchu. Rodzina milczała, jakby wszyscy doskonale rozumieli, co się dzieje, ale nikt nie chciał się wtrącać.
– Mamo, może następnym razem zaprosisz nas do siebie? – rzuciłam z pozornym spokojem, choć w moim głosie dało się wyczuć nutę wyzwania.
Zapadła niezręczna cisza. Tomek wstrzymał oddech. Teściowa uniosła brwi i spojrzała na mnie badawczo. Ktoś przy stole odchrząknął. Miałam wrażenie, że wszyscy czekają na wybuch, ale teściowa tylko wyprostowała się na krześle i z uśmiechem, który nie sięga jej oczu, powiedziała chłodno:
– Może kiedyś.
Wiem, że to „kiedyś” nigdy nie nastąpi. Spojrzałam na Tomka, ale on tylko nerwowo sięgnął po kieliszek wina. Może posunęłam się za daleko. Może nie powinnam była tego mówić… Ale czy naprawdę mam zawsze siedzieć cicho?
Coś we mnie pękło
Po obiedzie wszyscy zaczęli się powoli zbierać. W powietrzu wisiało napięcie, choć nikt o nim nie mówił na głos. Teściowa wstała od stołu jako pierwsza i sięgnęła po swój płaszcz.
– No dobrze, czas się zbierać – powiedziała chłodno. – Dziękuję za kolację.
Nie „było smacznie”, nie „miło było was zobaczyć”. Po prostu suche, formalne podziękowanie. Tomek poszedł odprowadzić rodzinę do drzwi, a ja zostałam w jadalni, zbierając talerze. Czułam się, jakby coś we mnie pękło. Tyle starań, tyle wysiłku, a i tak nic się nie zmieniło. Po kilku minutach wrócił Tomek. Widziałam, że chce coś powiedzieć, ale się waha.
– Po co to było? – zapytał w końcu.
Odłożyłam sztućce na blat, może trochę za mocno.
– Co dokładnie masz na myśli?
– To z moją mamą – westchnął. – Wiesz, jaka ona jest.
– A ja? Ja mam się zawsze dostosowywać? Udawać, że nic nie słyszę?
Tomek przesunął dłonią po twarzy, jakby szukał słów.
– Po prostu… nie chcę, żebyście się kłóciły.
– Ja też nie – powiedziałam, patrząc mu w oczy. – Ale nie pozwolę sobą pomiatać.
Nie odpowiedział od razu. W końcu tylko westchnął i zaczął zbierać naczynia, jakby ta rozmowa już się skończyła. Patrzyłam na niego i nagle dotarło do mnie coś, czego do tej pory nie chciałam przyznać. Mąż nigdy nie stanie po mojej stronie. Zawsze będzie gdzieś pośrodku, lawirując między mną a swoją matką, unikając konfliktu za wszelką cenę.
Usiadłam na kanapie i wbiłam wzrok w ścianę. Czy moja reakcja coś zmieni? Czy teściowa nagle zacznie mnie traktować inaczej? Raczej nie. Ale może przynajmniej teraz zrozumie, że nie jestem już tą cichą, potulną dziewczyną, która wszystko zniesie. Może nie zdobyłam jej akceptacji. Ale przynajmniej odzyskałam swoją godność.
Katarzyna, 30 lat