„Teściowa upokorzyła mnie na moim własnym weselu. Gorsza od tego, była tylko reakcja mojego świeżo upieczonego małżonka”
„W trakcie obiadu, kiedy kelnerzy roznosili rosół, a dzieciaki śmiały się przy stole z ciastami, Wanda wstała. Zrobiło się cicho, jakby wszyscy wyczuli, że zaraz stanie się coś ważnego. Spojrzała na mnie, choć udawała, że mówi do wszystkich. – Jestem matką Kamila i muszę coś powiedzieć. Zamarłam”.

- Redakcja
Od kiedy Kamil mi się oświadczył, żyłam w przekonaniu, że wszystko, co trudne, już za nami. Ślub miał być początkiem spokojnego życia – naszym świętem, nie areną rodzinnych dramatów. Od początku czułam, że jego matka nie darzy mnie sympatią, ale tłumaczyłam to sobie stresem i różnicą pokoleń. Kamil zapewniał, że z czasem jego mama mnie polubi. Uwierzyłam. Zignorowałam jej złośliwości, wymuszone uśmiechy i chłód w spojrzeniu. Chciałam wierzyć, że kiedy zobaczy, jak bardzo kocham jej syna, zmieni zdanie. Myliłam się jednak. I to bardzo.
Głos, który wszystko zmienił
Sala była pięknie przystrojona, goście zajmowali miejsca przy stołach, a orkiestra właśnie kończyła grać pierwszy taniec. Z Kamilem zatańczyliśmy jak w transie – nie słyszałam muzyki, czułam tylko swoją dłoń w jego i bijące serce. Uśmiechałam się szeroko, bo wszystko – choć z niewielkim opóźnieniem – zaczynało się układać. Tak myślałam. W trakcie obiadu, kiedy kelnerzy roznosili rosół, a dzieciaki śmiały się przy stole z ciastami, Wanda wstała. Zrobiło się cicho, jakby wszyscy wyczuli, że zaraz stanie się coś ważnego. Podniosła kieliszek, jakby miała wznieść toast. Spojrzała prosto na mnie, choć udawała, że mówi do wszystkich.
– Jestem matką Kamila i muszę coś powiedzieć.
Szmer przebiegł po sali. Spojrzałam na Kamila, ale on tylko spuścił wzrok.
– Długo milczałam, ale nie mogę już udawać. Ta kobieta nie jest godna mojego syna!
Zrobiło mi się gorąco. Serce waliło mi jak oszalałe.
– Zawsze uważałam, że Alicja jest… sprytna. Wie, czego chce. A teraz to udowodniła. Złapała mojego syna, zmanipulowała go.
– Mamo, przestań – szepnął Kamil, ale nie podniósł głosu.
– To nie ma nic wspólnego z miłością. To kalkulacja. I ja nie chcę być częścią tej farsy.
Zostawiła kieliszek na stole i wyszła. Przez chwilę nikt się nie poruszył. Nawet muzyka zamilkła. Siedziałam z szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc, czy zaraz zemdleję, czy zacznę krzyczeć.
Łzy cisnęły mi się do oczu
Wstałam z krzesła, jakbym nie kontrolowała własnego ciała. Suknia ciągnęła się za mną jak kotwica, ale nie obchodziło mnie to. Przeszłam obok zdumionych gości, nie patrząc nikomu w oczy. W głowie miałam jeden cel – zniknąć. Na zewnątrz było zimno, ale dopiero kiedy drzwi zatrzasnęły się za mną, poczułam, jak bardzo drżę. Łzy cisnęły się do oczu, a potem popłynęły bez kontroli. Oparłam się o ścianę i zsunęłam w dół, aż usiadłam na zimnych kafelkach. Po chwili usłyszałam za sobą szybkie kroki.
– Ala! – Marta kucnęła obok mnie. – Boże, kochana…
– Czy ona miała rację? – wyszeptałam. – Może naprawdę nie powinnam była za niego wychodzić.
– Przestań. Ona jest chora. Jadowita i złośliwa. To nie ty jesteś problemem, tylko ona.
– Ale Kamil… – pokręciłam głową. – On nic nie zrobił. Nie powiedział ani słowa.
– Widziałam. Patrzyłam tylko na niego. I wiesz co? Ja też jestem na niego zła.
Z sali dobiegały stłumione głosy, ktoś próbował zagadać sytuację. Muzyka znów grała, jakby nic się nie wydarzyło. Ale dla mnie wszystko się właśnie rozpadło.
– Marta, ja nie dam rady tam wrócić.
– Nie musisz. Chodź, przejdziemy się. Oddychaj.
Pozwoliłam się poprowadzić. Czułam się jak dziecko, które właśnie straciło wszystko, czego się bało utracić. I nie wiedziałam, czy bardziej boli mnie to, co powiedziała Wanda, czy to, że Kamil milczał.
Nie wiedziałam, czy to wystarczy
Gdy wróciłyśmy z Martą na teren ogrodu, drzwi do sali były uchylone. Zatrzymałyśmy się obok, nie chcąc rzucać się w oczy. W środku ktoś właśnie próbował ratować atmosferę – orkiestra grała coś przyjemnego, a kelnerzy zaczęli roznosić drugie danie. Jak gdyby nic się nie stało. Nagle zobaczyłam wujka Romana, który energicznym krokiem podszedł do Kamila. Nie słyszałam wszystkiego, ale widziałam gesty – podniesione brwi, ręce wskazujące na drzwi, potem na mnie, potem znów na Kamila. Wanda teraz znowu stała przy stoliku z ciocią Renatą, jakby była na bankiecie dyplomatycznym. Zero emocji. W końcu Roman podszedł do niej. Usłyszałam wyraźnie:
– Zawstydziłaś nie tylko Alicję, ale i swojego syna. Na oczach całej rodziny.
– Nie mogłam siedzieć cicho – odparła chłodno Wanda. – Lepiej teraz niż po fakcie.
Kamil w końcu podniósł głos.
– Mamo, przestań. Kocham Alicję. Czy tego chcesz, czy nie – to moja żona.
Przez ułamek sekundy zrobiło mi się lżej. W końcu. Ale to uczucie zgasło równie szybko, jak się pojawiło. Bo przecież powiedział to dopiero teraz. Po wszystkim. Przy gościach, nie przy mnie. Nie wtedy, gdy naprawdę tego potrzebowałam. Weszłam powoli do sali. Wszyscy patrzyli. Czułam ich spojrzenia jak szpilki wbijające się w plecy. Podeszłam do Kamila. Spojrzał na mnie niepewnie, jakby nie wiedział, co teraz zrobić.
– Dziękuję, że w końcu coś powiedziałeś – wyszeptałam. – Ale nie wiem, czy to wystarczy.
Zrobiła ze mnie potwora
Cisza w naszym mieszkaniu była ciężka jak ołów. Minęły trzy dni od wesela. Trzy długie, duszne dni, przez które żadne z nas nie wiedziało, jak zacząć rozmowę. A przecież tyle było do powiedzenia. W końcu nie wytrzymałam. Weszłam do kuchni, gdzie Kamil udawał, że robi herbatę.
– Dlaczego nic nie powiedziałeś, kiedy ona mnie niszczyła? – spytałam cicho, ale stanowczo.
Zatrzymał się w pół ruchu.
– Nie chciałem pogarszać sytuacji.
– Nie pogarszać? – roześmiałam się gorzko. – Stałam tam jak idiotka, a twoja matka robiła ze mnie potwora. A ty… ty stałeś obok jak widz.
– Nie jestem tobą, Alicja. Potrzebuję więcej czasu, żeby zareagować.
– Czas? A ja miałam czas? Miałam pięć sekund, żeby przełknąć publiczne upokorzenie.
Oparłam się o blat, czując, że łzy znów są blisko.
– To nie chodzi tylko o to, co powiedziała. Chodzi o to, że ja już od miesięcy czułam się niewidzialna. Ona mówiła rzeczy, które powinny cię oburzyć. Ale zawsze ją tłumaczyłeś.
– Bo to moja matka.
– A ja jestem twoją żoną. – Spojrzałam mu prosto w oczy. – Czyli kim? Drugą w kolejce?
Milczał. To bolało najbardziej. Odwróciłam się i poszłam do sypialni. Nie zatrzymał mnie. Ta cisza między nami... bolała bardziej niż jakiekolwiek słowo.
Nie chciałam go widzieć
Wróciłam do rodzinnego domu w środę rano. Z walizką i obrączką schowaną głęboko na dnie torby. Mama otworzyła mi drzwi, jakby wiedziała, że przyjadę. Bez pytań. Przytuliła mnie mocno i długo. Potem była herbata, szelest gazet, dźwięk łyżeczki obijającej się o filiżankę.
– Wiedziałam, że Wanda nie da wam spokoju – powiedziała w końcu mama, spokojnym, jakby zrezygnowanym głosem. – Ale nie sądziłam, że to pójdzie aż tak daleko.
– Nikt nie sądził – szepnęłam.
Do pokoju wpadła Marta, jak zawsze z energią.
– No i? Co teraz zrobisz?
Pokręciłam głową.
– Nie wiem. Jestem zła. Ale bardziej zmęczona niż zła.
Usiadła obok mnie.
– Myślisz o rozwodzie?
– Myślę o sobie. O tym, że nie chcę być kobietą, której nikt nie broni. Żoną, która musi się bronić sama.
Mama podsunęła mi talerz z ciastem, jakby to miało cokolwiek załatwić.
– Miłość to za mało, prawda? – zapytałam cicho.
Obie spojrzały na mnie. Wiedziały, że nie chcę słyszeć bajek o wybaczaniu.
– Może... może jeszcze porozmawiamy. Może pójdziemy na terapię. Ale teraz nie chcę go widzieć.
– Dobrze – powiedziała mama. – Zostań tyle, ile chcesz.
Patrzyłam przez okno na ogród, który znałam od dziecka. I czułam, że choć wróciłam w to samo miejsce, nie jestem już tą samą osobą.
Nie wiem, czy to już koniec
Minęły dwa miesiące od ślubu. Mieszkanie, które miało być naszym wspólnym domem, stoi puste. Ja zostałam u mamy. Kamil dzwonił kilka razy, pisał wiadomości, prosił o spotkanie. Raz nawet przyszedł pod dom. Ale nie wyszłam. Nie byłam gotowa. Może nie będę już nigdy. Nie chodzi tylko o Wandę. Ona była tylko detonatorem. To, co naprawdę mnie zabolało, to jego bierność. Jego milczenie, które mówiło więcej niż słowa. I to, że wszystko musiałam unieść sama.
Wanda nigdy mnie nie przeprosiła. Przez te dwa miesiące nie padło ani jedno słowo skruchy, żalu czy refleksji. Może w jej świecie ja naprawdę jestem zagrożeniem, a ona obrończynią porządku. Nie obchodzi mnie to już. Z Kamilem kontakt jest rzadki. Pisze czasem o tym, że mnie kocha, że tęskni, że żałuje. Ale teraz to już za mało. Miłość, której nie potrafił obronić, przestała mi wystarczać.
Zastanawiam się, czy powinniśmy w ogóle brać ten ślub. Czy coś mnie ostrzegało wcześniej? Może. Ale wtedy chciałam wierzyć, że wszystko się ułoży, że jeśli się kogoś naprawdę kocha, to wystarczy. Naiwnie. Czy to koniec naszego małżeństwa? Nie wiem. Nie podjęłam jeszcze decyzji. Ale wiem jedno – jeśli kiedykolwiek wrócę, to tylko jako ktoś, kto nie będzie już prosił o miejsce przy stole. Tylko jako kobieta, którą naprawdę się wybiera. Bez warunków.
Alicja, 26 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Kochanek mnie znudził, bo mąż nie jest już zazdrosny. Jazda bez trzymanki na 2 fronty kręci mnie tylko, gdy jest ryzyko”
- „W sanatorium złośliwa kuracjuszka podrywała mojego adoratora. Przyjechałam tu po romantyczną miłość, a nie złamane serce”
- „Gdy mój mąż mnie zostawił, myślałam, że moje życie się skończyło. To uczynny sąsiad ożywił we mnie ukryte pragnienia”