„Teściowa urodziła Jasia, a już od dawna była babcią. Przecież to wstyd, że moje dzieci są starsze od swojego wujka”
„Kiedy weszliśmy do sali, mało nie upuściłam torby z pampersami. Teściowa leżała blada, z podkrążonymi oczami, ale zadowolona. Obok łóżka stał plastikowy wózek z moim szwagrem”.

- Redakcja
Nigdy nie miałam szczególnej więzi z teściową. Od początku naszego małżeństwa raczej się ścierałyśmy – ona była typem „wszystkowiedzącej”, ja wolałam, żeby każdy zajmował się swoim życiem. Szkoda tylko, że jej to nie przeszkadzało stale się wtrącać. Zwłaszcza gdy urodziłam pierwszą córkę. Nagle zaczęła się u nas panoszyć, jakby dom był jej.
– Ty nic nie wiesz, ja już wychowałam czwórkę dzieci – powtarzała co chwilę.
Jednak to, co się wydarzyło dwa lata temu, przebiło wszystko. Byłam wtedy w trzeciej ciąży z Szymkiem. Spokojnie szykowałam się na przyjście synka, gdy któregoś dnia dostałam wiadomość od szwagra:
„Mamy nowego członka rodziny. Jaś jest już z nami!”.
W pierwszej chwili pomyślałam, że może jego żona urodziła. Ale nie. To moja teściowa – kobieta po pięćdziesiątce, z wnukami w podstawówce – znowu została... mamą. A moje dzieci są starsze od swojego wujka. I nie – to nie jest żaden żart.
Nóż wypadł z dłoni
Siedziałam przy kuchennym stole i kroiłam ogórki. Córcia bawiła się plasteliną przy stole. Nagle zawibrował telefon. Wiadomość od szwagra:
„Mamy nowego członka rodziny. Jaś jest już z nami! 3520 g, 10 punktów, chłopak jak dąb!”.
– Co? – wyrwało mi się głośno.
Maja podniosła wzrok. Nic nie powiedziałam. Ręce mi zadrżały, a nóż wypadł z dłoni i stuknął o blat. Przewinęłam wiadomość jeszcze raz. I jeszcze.
– Jaś... – powtórzyłam bezgłośnie. – Jaś?!
Zadzwoniłam do męża. Odebrał po dwóch sygnałach.
– Widziałeś wiadomość od twojego brata?! – wyrzuciłam z siebie od razu.
– No widziałem... Mama urodziła.
– Twoja mama urodziła?! Czy wyście tam wszyscy powariowali?!
– Spokojnie. To nie jest koniec świata.
– Nie? Wytłumacz mi, jak ja mam teraz wytłumaczyć dzieciom, że mają... wujka, który dopiero co wyszedł z brzucha?
– No... w sumie to zabawne, nie? – zaśmiał się cicho.
– Ja się trzęsę, a ty się śmiejesz? A ty w ogóle wiedziałeś, że ona jest w ciąży?!
Chwila ciszy.
– No... tak trochę... podejrzewałem.
– Świetnie. Czyli tylko ja nic nie wiedziałam.
Westchnęłam ciężko.
Byłam w szoku
Wieczorem przy kolacji nie wytrzymałam.
– Powiedz prawdę: od kiedy wiedziałeś, że twoja matka jest w ciąży?
Mąż spojrzał na mnie niepewnie. Ułamał kawałek bułki, jakby to miało mu pomóc w koncentracji.
– No... może od jakichś trzech miesięcy?
– Trzech miesięcy?!
– Nie byłem pewien! Ona nosi luźne swetry, a poza tym... no, nie chciała, żeby ktokolwiek wiedział. Sama mówiła, że jak urodzi, to wtedy wszystkim powie.
– Czyli „wszystkim” to znaczy wszystkim oprócz własnej synowej, z którą mieszka w tym samym mieście i która ma jej wnuki?
– Przecież to nie moja decyzja.
– Nic mi nie powiedziałeś. Przecież widzieliśmy się na urodzinach. Stała naprzeciwko mnie z tym swoim brzuchalem i chichotała, że „trochę przytyła po świętach”!
– Bo się bała, że będziecie gadać.
– A co ja mam teraz robić? Milczeć jak zakonnica i udawać, że urodziła sobie... chomika?
Wstałam z krzesła, podniosłam telefon i zaczęłam przeglądać zdjęcia.
– A ja się wtedy zastanawiałam, czy ona się nie roztyła od tych swoich naleśników z serem.
– Może po prostu... nie wiedziała, jak ci to powiedzieć?
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– A może wiedziała doskonale. I dlatego mi nie powiedziała.
Nie mogłam się powstrzymać
W niedzielę pojechaliśmy do szpitala.
– Tylko... proszę cię, nie rób scen – rzucił Michał w drodze.
– Nie obiecuję – odparłam chłodno, poprawiając sukienkę, której nie mogłam dopiąć na brzuchu. – Jadę tam tylko po to, żeby zobaczyć, co to za cud natury.
Kiedy weszliśmy do sali, mało nie upuściłam torby z pampersami. Teściowa leżała blada, z podkrążonymi oczami, ale zadowolona. Obok łóżka stał plastikowy wózek z moim szwagrem.
– No, chodźcie, poznajcie Jasia! – powiedziała, jakby chodziło o szczeniaka.
Maja podbiegła pierwsza.
– To on? Ten malutki wujek?
Teściowa się zaśmiała.
– Tak, kochanie. To twój wujek Jaś.
Zerknęłam na Michała, który udawał, że wszystko jest normalne.
– Nic nie powiesz? – zapytała mnie teściowa.
– Mam powiedzieć „gratuluję”? Czy może „szczerze współczuję”? – wymamrotałam przez zęby.
– Justyna... – zaczął Michał.
– Nie, nie. Spokojnie – przerwałam. – Naprawdę, jestem pod wrażeniem. Jak się robi takie rzeczy po pięćdziesiątce? Na receptę?
– Nie każdemu los daje drugą szansę – odpowiedziała lodowato teściowa. – Ja swoją wykorzystałam.
Puściły mi nerwy
Tydzień później była impreza powitalna dla Jasia. Oczywiście nie mogło zabraknąć rodzinnego przyjęcia z rosołem, ciastami i uśmiechami do zdjęć. Siedziałam przy stole z wymuszonym uśmiechem, obserwując, jak moja teściowa paraduje po salonie z noworodkiem na rękach.
– Może pomożesz mi z deserami? – zapytała, przechodząc obok.
– Chętnie, o ile nie będzie to mleko z butelki – ucięłam.
– Justyna! – syknął Michał, ale już za późno.
Teściowa przystanęła.
– Wiem, że jesteś zaskoczona, ale mogłabyś być odrobinę bardziej... wspierająca.
– Wspierająca?! Ledwo ogarniam swoje dzieci, jestem w ósmym miesiącu i mam wspierać kobietę, która zamiast bawić wnuki, wyciera smarki własnemu dziecku?!
– Nie rozumiesz. Potrzebowałam czegoś dla siebie.
– Dla siebie? A ty wiesz, że moje dzieci w przedszkolu się śmieją, że ich wujek chodzi w pieluszce?!
Cisza. Wszyscy przy stole zamilkli. Teść przestał kroić schabowego. Dzieci spojrzały po sobie.
– Jaś nie chodzi. Leży. Jak każde niemowlę – wtrąciła z przekąsem teściowa.
– A właśnie. Skoro już mówimy o chodzeniu – nachyliłam się w jej stronę – ciekawe, kto kogo będzie prowadzał na spacery za pięć lat.
Zrobiło się niezręcznie. Michał wstał.
– Chodź, pomożesz mi z kawą. Teraz.
W kuchni złapałam się za głowę.
– Wiesz co? Mam dość.
Zacisnęłam zęby
Tydzień po imprezie odebrałam Maję z przedszkola. Wyszła z sali z nadąsaną miną i ramionkami skrzyżowanymi na piersi.
– Co się stało, kochanie?
– Maja jest babcią! – zawołał jakiś chłopiec z grupy, a jego mama natychmiast go uciszyła.
– Nie jestem! – wrzasnęła Maja, tupiąc nogą. – To mój wujek jest niemowlakiem!
W samochodzie usiadła z obrażoną miną, a ja wiedziałam, że to dopiero początek.
– Mamusiu, ale to nie jest normalne, prawda? Że babcia ma dzidziusia?
– No... różnie w życiu bywa – zaczęłam niepewnie. – Ale tak, to raczej nietypowe.
– A ja teraz nie wiem, czy mówić do niej „babciu” czy „mamusiu Jasia”. Bo przecież ona teraz też jest mamusią, nie?
Zacisnęłam zęby.
– Możesz mówić po prostu „babciu”. Tyle wystarczy.
– A Szymek jak się urodzi, to kto będzie wujkiem – Szymek czy Jasiu?
Zawiesiłam głos. Czułam, jak mi się gotuje w środku.
– Jasiu będzie jego... wujkiem.
– To głupie – stwierdziła Maja z prostotą dziecka. – Bo jak się będą kłócić, to komu mam powiedzieć, żeby się ogarnął? Wujkowi?
Po powrocie do domu rzuciłam torebkę w kąt i usiadłam ciężko na fotelu. Michał przyniósł mi herbatę.
– Wiesz co? Nasza córka właśnie przeżywa kryzys, bo jej wujek ma kolki. Powiesz coś mądrego?
– No… może chociaż z Jasiem będą razem chodzić do szkoły?
– Genialnie. Może się zaprzyjaźnią. Cudownie mieć wujka, który ci zabiera kredki.
Było mi wstyd
Minęły dwa miesiące. Szymon przyszedł na świat zdrowy, piękny i – jak to powiedział lekarz – „z charakterem”. Kiedy po raz pierwszy odwiedziliśmy teściową z noworodkiem, Jaś akurat leżał na macie edukacyjnej i darł się wniebogłosy.
– Ciekawe, który pierwszy zacznie mówić „mama” – mruknęłam do Michała, rozpinając Szymkowi kombinezon.
– Daj spokój – westchnął. – I tak już jesteśmy rodzinną atrakcją sezonu.
Maja, która usiłowała rozdzielić dwa plastikowe klocki, spojrzała na Jasia i szepnęła do brata:
– Uważaj, niby wujek, ale jeszcze ci śliniaczek zabierze.
Potem była jeszcze ta słynna scenka na spacerze. Spotkałam koleżankę z liceum. Stała przed cukiernią, a ja pchałam wózek – z Szymkiem. Teściowa szła obok z Jasiem w wózku.
– Gratulacje! – ucieszyła się koleżanka. – Bliźniaki?
– Nie... – zająknęłam się. – To... mój synek. A to... mój... teściowej... brat męża... znaczy... brat teściowej... Nie. Syn teściowej. Ale... no...
Koleżanka uśmiechnęła się nerwowo i nic nie powiedziała. A teściowa? Cóż, ona po prostu żyła dalej, jakby nic dziwnego się nie wydarzyło. Wysyłała nam zdjęcia Jasia w kubraczku z misiem, komentowała rozwój jego ząbków i porównywała z naszym Szymkiem. „Dwa chłopaki w rodzinie, ale jak różne!” – pisała z dumą.
Czasem mam wrażenie, że za bardzo wszystkim się przejmuję. A potem przypominam sobie, że moje dzieci mają młodszego wujka.
Justyna, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Obca baba łasiła się do mojego męża, a on nie szczędził jej komplementów. Bezczelny nawet się nie krył z amorami”
- „Mąż wolał spędzać wieczory z matką niż ze mną w alkowie. Jego miłość do mamusi rujnowała to, co budowaliśmy razem”
- „Zapach jesieni wyostrzył moje zmysły. Nie sądziłam, że na emeryturze moje serce jeszcze zatańczy w rytmie cza-cza”