„Teściowa uważa, że jestem złą matką, bo posłałam Helenkę do żłobka. Rzuca na mnie kalumnie, ale pomóc nie chce”
„Byłam rozczarowana. Na pracę w ogrodzie miała siły, na spotkania z koleżankami też. Więc dlaczego nie mogłaby posiedzieć kilka godzin z Helenką? Czy nie mówiła cały czas, jak bardzo ją kocha? Nie miałam zamiaru się poddać”.

- Redakcja
Byliśmy kilka lat po ślubie i od roku marzyłam, żeby być w ciąży. Oczami wyobraźni widziałam się w roli mamy. Gdy już prawie straciłam nadzieję, zobaczyłam na teście ciążowym dwie kreski. Chciałam tańczyć i skakać z radości, a po moich policzkach popłynęły łzy wzruszenia. Oczywiście momentalnie pojawiły się obawy. Bałam się, że moja radość zakończy się przedwcześnie, więc za radą mamy, z poinformowaniem całego świata o naszym szczęściu czekałam aż do trzeciego miesiąca.
Szybko się przekonałam, że nie wszyscy cieszą się z tego, że już niebawem zostanę mamą. Gdy pochwaliłam się w pracy, że noszę dziecko pod sercem, szef nie krył irytacji.
– No ładnie, pewnie zaraz pójdzie pani na zwolnienie – powiedział złośliwym tonem.
– Tego nie jestem w stanie przewidzieć, ale na razie nie planuję – powiedziałam, starając się zachować spokój.
– Nie to, że od razu zakładam najgorsze, ale proszę mnie zrozumieć. Muszę wiedzieć, czy mam się rozglądać za kimś na zastępstwo – powiedział już łagodniejszym tonem.
– Rozumiem – odpowiedziałam spokojnie, ale w moim sercu zagości niepokój.
Po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać, jak bardzo zmieni się moje życie po porodzie. I czy jako pracującą mamą będę nadal mile widziana w firmie. Na szczęście ciąża przebiegała wzorcowo i nie miałam ani powodu, ani potrzeby brania zwolnień lekarskich. Koleżanki nawet żartowały, że tak kocham pracę, że w dniu porodu będę jeszcze siedziała przy biurku.
Musiałam podjąć decyzję
Czekając na narodziny córeczki, nie miałam pojęcia, jak bardzo pojawienie się dziecka na świecie potrafi wywrócić życie do góry nogami. Helenka stała się całym naszym światem. Nie tylko ja i Dawid zwariowaliśmy na jej punkcie. Moi rodzice i teściowie byli częstymi gośćmi w naszym domu. Co chwilę wpadali z prezentami dla córeczki lub zabierali małą na spacer. Oni byli zadowoleni, a ja miałam chwilę czasu dla siebie. Nie tylko nie miałam na co narzekać, ale doceniałam to. Wiedziałam, że nie każda młoda mama może liczyć na takie wsparcie ze strony rodziny.
Cieszyłam się każdym dniem spędzonym z córeczką i z radością obserwowałam, jak się rozwija. Jednak czas mijał nieubłaganie, a ja musiałam podjąć decyzję o powrocie do pracy. Jeszcze przed pierwszymi urodzinami Helenki zadzwonił do mnie szef.
– Pani Karinko, wraca pani po macierzyńskim, czy idzie na wychowawczy? – zapytał, nie owijając w bawełnę. – Bo nie wiem, czy mam przedłużać nowej pracownicy umowę na zastępstwo, czy nie.
– Muszę to przedyskutować z mężem – wybrnęłam dyplomatycznie, chociaż wiedziałam, że nie ma mowy, żebym nie wróciła do pracy.
Doskonale czułam się w roli mamy, nawet myślałam i kolejnym dziecku. Jednak wszystko rozbijało się o pieniądze. Dawid nie zarabiał kokosów i nie dalibyśmy rady utrzymać się z jednej pensji.
Czułam się oszukana
Koleżanki rekrutowały swoje dzieci do państwowych żłobków, a ja patrzyłam na nie z politowaniem. Nie wyobrażałam sobie oddać mojej malutkiej córeczki pod opiekę obcych ludzi. Poza tym byłam przekonana, że Helenka otoczona miłością jednej lub drugiej babci będzie miała jak pączek w maśle. Jednak, gdy poprosiłam o to teściową, jej odpowiedź mnie zaskoczyła.
– Kochanie, ale ja już swoje dzieci wychowałam. Już nie mam na to siły – powiedziała szczerze.
Byłam rozczarowana. Na pracę w ogrodzie miała siły, na spotkania z koleżankami też. Więc dlaczego nie mogłaby posiedzieć kilka godzin z Helenką? Czy nie mówiła cały czas, jak bardzo ją kocha? Nie miałam zamiaru się poddać. Przy najbliższym spotkaniu z rodzicami, zapytałam mamę, od kiedy mogłaby zająć się córcią. W końcu szef chciał wiedzieć, czy mam zamiar wykorzystać zległy urlop i musiałam wiedzieć, na czym stoję.
– Nie zrozum mnie źle, ale muszę ci odmówić. Okazało się, że w starej pracy koleżanka poszła na długie zwolnienie lekarskie i zaproponowali mi pracę na zastępstwo. A przecież wiesz, że nie mam za wysokiej emerytury i każdy grosz się liczy.
Teraz już nie byłam rozczarowana. Czułam się oszukana. Byłam przekonana, że opieka nad wnusią będzie dla babć czystą przyjemnością, tymczasem obie wystawiły mnie do wiatru. Wiedziałam, że na teścia lub ojca nie mam, co liczyć.
Byłam zdesperowana
Gdy wróciliśmy do domu, Dawid starał się mnie pocieszyć.
– Nie ma co się załamywać, tylko trzeba działać. Helenka pójdzie do żłobka, jak miliony innych dzieci na świecie – powiedział mąż i przytulił mnie mocno.
– Ale przecież do państwowego żłobka skończyła się już rekrutacja, a na prywatny nas nie stać – powiedziałam cicho, a do oczu zaczęły mi napływać łzy.
– Coś wymyślimy, przecież nie tylko mu jesteśmy w takiej sytuacji – Dawid nie poddawał się tak łatwo.
Zaczęłam intensywnie udzielać na grupach dla mam, przeglądałam internet i nic. Byłam załamana, a czas naglił. Ceny prywatnych żłobków pochłonęłyby ponad połowę mojej pensji. Pewnego dnia spacerowałam z Helenką, gdy zobaczyłam niewielką grupę maluszków pod opieką trzech pań. Zdesperowana podeszłam i zapytałam się, czy znalazłoby się miejsce na mojej córeczki.
– Tak, oczywiście, mamy jeszcze kilka wolnych miejsc – powiedziała jedna z pań. – Najpierw dzieci przychodzą na tzw. tydzień adaptacyjny, a później zostają już na dużej.
– A jak wygląda kwestia wyżywienia? – dopytywałam.
– Mamy własną kuchnię, także o to proszę się nie martwić. Jeśli pani córka ma specjalną dietę, to tez nie problem – wyjaśniała jedna z opiekunek. – To prestiżowa placówka. Oferujemy także zajęcia dodatkowe takie jak angielski, dogoterapia, czy rytmika.
To była doskonała informacja, jednak gdy usłyszałam kwotę, szczęka mi opadła. Gdy powiedziałam Dawidowi o cenie za prywatny żłobek, był zaskoczony.
Musieliśmy zacisnąć pasa
Pomyślałam, że w takiej sytuacji dziadkowie, zamiast kupować Helence drogie prezenty, mogliby pomóc nam finansowo. To byłoby dobre rozwiązanie. Postanowiłam najpierw porozmawiać z moimi rodzicami.
– Ile? – moja mama nie kryła oburzenia. – Wiesz, że nas na to nie stać.
– Za takie pieniądze? A czym ich tam karmią? Bo chyba nie złotem! – tata również nie krył zdumienia.
Nie spodziewałam się takiej reakcji. Niestety, teściowie mieli podobne zdanie na ten temat. Byłam zła i rozgoryczona. Nie wiedziałam jednak, że najgorsze dopiero przede mną.
Nie pozostało nam nic innego, jak zacisnąć pasa i zapisać Helenkę do prywatnego żłobka. Początki były trudne, ale mała już po miesiącu w pełni się zaaklimatyzowała. Panie były troskliwe, a zabawa z innymi dziećmi sprawiła, że córeczka codziennie uczyła się nowych rzeczy. Można powiedzieć, że byłam zadowolona.
Mówili, że jestem złą mamą
Jednak sen z powiek spędzały mi komentarze dziadków. Każde spotkanie z nimi było pełne cierpkich komentarzy.
– Jak możesz tak zaniedbywać dziecko! – biadoliła mama. – Co jest dla ciebie ważniejsze, praca czy dobro Helenki?
– Za moich czasów to było nie do pomyślenia – mówił tata. – Matka ma obowiązek zajmowania się dzieckiem. Co z Dawida za mąż, że nie umie utrzymać rodziny.
Teściowie także nie kryli oburzenia. Niby nie mówili tego wprost, ale nieustannie buntowali Dawida przeciwko mnie. Kiedyś przypadkiem usłyszałam, jak teściowa pouczała męża.
– Musisz coś z tym zrobić, bo szkoda dziecka. Tyle czasu i pieniędzy poszło na marne. Ona w tym żłobku tylko się cofa w rozwoju albo uczy brzydkich rzeczy.
– Ale mamo... – Dawid próbował oponować.
– Ja już swoje wiem. Nie tak cię wychowałam – ucinała jakąkolwiek rozmowę.
Jak oni w ogóle tak mogli?! Nie chcieli zajmować się Helenką, nie chcieli dołożyć się do opiekunki, a teraz non stop coś im się nie podoba. Nie chciałam wysłuchiwać, że jestem beznadziejną mamą. Nic dziwnego, że nasze relacje stały się chłodne, a odwiedziny rzadsze. To także nie spotkało się ze zrozumieniem. Jakby w ogóle nie zdawali sobie sprawy, że ich słowa nas ranią. Potrafili jedynie dolewać oliwy do ognia.
– Musimy to przetrwać – pocieszał mnie Dawid. – Kiedyś im przejdzie.
– A jak nie przejdzie? – nie miałam pewności.
– Trudno. Najważniejsza jest nasza rodzina. Oni już mieli swoją szansę. To nasze życie.
Wiedziałam, że mąż ma rację. Jednak czasem było mi smutno, że ani moi rodzice, ani teściowie nie potrafili, a może nie chcieli postawić się w naszej sytuacji. Mam nadzieję, że z czasem nasze relacje znów będą pełne miłości i zrozumienia.
Karina, 27 lat