„Teściowa uważała, że nadaję się tylko do mycia podłóg i sprzątania po innych. Upokarzanie mnie to jej hobby”
„Miałam ochotę wstać i wyjść. Rzucić kilka ostrych słów, pokazać, że nie dam się tak traktować. Ale nie zrobiłam nic. Milczałam. Uśmiechnęłam się nawet lekko, bo przecież nie wypadało inaczej. W głowie dźwięczało mi tylko jedno pytanie: czy naprawdę uważa, że to wszystko, do czego się nadaję?”.

- Redakcja
Nie umiem dokładnie wskazać momentu, w którym poczułam się w tym domu jak ktoś obcy. Może to była ta herbata – pierwsza, którą wypiłam w nowym miejscu, kiedy jeszcze wszyscy uśmiechali się do siebie jak w reklamie proszku do prania. Krystyna – mama Filipa – nalała ją do cienkiej porcelanowej filiżanki, sobie. Mnie postawiła na stole kubek z jakiejś firmy promocyjnej. Nie, to nie był przypadek. Już wtedy coś zgrzytnęło, coś nie pasowało.
Filip mówił, że przesadzam. Że „mama po prostu ma swój styl”. Że jestem przewrażliwiona. Że on mnie kocha, a to, co ona myśli, to przecież nieistotne. Ale ja czułam – całym ciałem – że jestem oceniana. Mój sposób mówienia, to jak się ubieram, nawet to, o czym rozmawiam – wszystko było dla niej nie dość dobre. Kiedy opowiadałam o książkach, które lubię, patrzyła na mnie z lekkim uśmiechem, jakby słuchała dziecka, które chwali się, że zna alfabet.
A ja przecież naprawdę się starałam. Ubierałam się skromnie, grzecznie. Nie przesadzałam z makijażem. Zawsze przynosiłam kwiaty, dziękowałam za obiad, pomagałam przy zmywaniu. Ale to nic nie znaczyło. W jej oczach byłam „tą dziewczyną spoza układu”. Nie z ich świata. Ona pachniała drogimi perfumami i zawsze miała paznokcie zrobione u tej samej stylistki, której nazwiska używała jak zaklęcia. A ja? Cóż, moje paznokcie robiłam sama, wieczorami, przy kuchennym stole.
Mijały miesiące, a ja coraz częściej czułam, że się kurczę. Że chowam swoją osobowość, żeby się wpasować. I wtedy zrozumiałam – może nigdy nie będę wystarczająca. Ale czy to znaczy, że mam się godzić na pogardę?
Teściowa mnie upokorzyła
Pamiętam ten obiad wyjątkowo wyraźnie. W powietrzu unosił się zapach pieczonego mięsa, warzyw i kadzidła, które teściowa zapalała na „specjalne okazje”. Miałam na sobie granatową sukienkę, którą wybrałam z myślą o tym spotkaniu. Usiadłam przy stole, naprzeciwko Filipa. Uśmiechałam się uprzejmie, choć każda komórka w moim ciele była spięta. Wiedziałam, że tego dnia znów będę musiała udowadniać, że zasługuję, by tu być.
W pewnym momencie rozmowa zeszła na temat mojej pracy. A właściwie jej braku. Szukałam już od kilku miesięcy, ale nic się nie udawało. Coś zawsze było nie tak – a to zbyt małe doświadczenie, a to nie ten typ osoby. Mówiłam o tym w dwóch zdaniach, nie chcąc wchodzić w szczegóły. Wystarczyło jednak, by teściowa to podchwyciła.
– Może coś prostego na początek? – powiedziała, z tym swoim uprzejmym uśmiechem, który nie sięgał oczu. – Mam wolny etat w pralni. Będziesz czuła się pewniej w swoim środowisku.
Zrobiło mi się gorąco, a chwilę później zimno. Siedziałam w bezruchu, z widelcem w dłoni, którego nawet nie zdążyłam unieść. Filip się roześmiał.
– Mamo, daj spokój, przecież Tamara nie będzie prać skarpetek!
Ale dla mnie to nie było śmieszne. Czułam, jakby ktoś oblał mnie czymś ciężkim, lepkim i upokarzającym. Spojrzałam na nią – siedziała prosto, zadowolona z siebie. Nie było w niej ani krzty żenady. Jakby właśnie złożyła mi ofertę życia.
Miałam ochotę wstać i wyjść. Rzucić kilka ostrych słów, pokazać, że nie dam się tak traktować. Ale nie zrobiłam nic. Milczałam. Uśmiechnęłam się nawet lekko, bo przecież nie wypadało inaczej. W głowie dźwięczało mi tylko jedno pytanie: czy naprawdę uważa, że to wszystko, do czego się nadaję?
A potem drugie: czy Filip ją kiedyś powstrzyma? Czy kiedykolwiek zobaczy, jak ona mnie traktuje?
Czułam się niezrozumiana
Wracaliśmy do domu w ciszy. Filip prowadził, trzymając kierownicę jedną ręką, a drugą co jakiś czas sięgał do radia, jakby szukał stacji, która wyciszy to, co wisiało między nami. Ale żadna nie mogła. Siedziałam obok niego sztywno, z dłońmi splecionymi na kolanach. Patrzyłam w boczną szybę i czułam, jak z każdym kilometrem rośnie we mnie coś ciężkiego.
W mieszkaniu zdjął buty i jakby nigdy nic zapytał, czy zrobię herbaty. Uśmiechnęłam się, choć wcale nie chciałam się uśmiechać, i poszłam do kuchni. Kiedy wróciłam z dwoma kubkami, usiadł już na kanapie, rozciągnięty wygodnie, jakby ten dzień był całkiem zwyczajny. Usiadłam naprzeciwko niego.
– Wiesz, że twoja matka mnie upokarza? – powiedziałam cicho, bez żadnych wstępów.
Podniósł na mnie wzrok, zaskoczony.
– Tamara, przesadzasz. Mama po prostu nie zna cię jeszcze dobrze.
– Nie, Filip. Ona zna mnie aż za dobrze – odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – I właśnie dlatego mnie nie znosi. Słyszałeś, co dzisiaj powiedziała? Że powinnam zacząć w pralni. W moim środowisku.
Pokręcił głową, jakby chciał się odciąć od tego, co słyszy.
– To był żart. Mama tak czasem mówi... Nie przejmuj się tym.
– Ale ja się przejmuję, rozumiesz? Bo nie chodzi tylko o to jedno zdanie. Chodzi o wszystko, co za nim stoi. O to, jak na mnie patrzy. Jak mówi do mnie. Jak traktuje mnie przy ludziach i przy tobie.
Nie odpowiedział od razu. Przez chwilę udawał, że jego herbata jest ważniejsza niż ja. Potem wzruszył ramionami.
– Tamara, nie wiem, co ci powiedzieć. Ona już taka jest.
– A ty? Ty też już taki jesteś? Bo coraz częściej mam wrażenie, że jedyną osobą, która się naprawdę stara, jestem ja. I zaczynam się zastanawiać, czy w ogóle jest sens.
Zamilkł. Nie zaprzeczył. Nie powiedział też, że mnie kocha. Siedzieliśmy długo, bez słów. I wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że może popełniłam błąd. Że może lepiej było zostać tam, gdzie nie trzeba było walczyć o czyjeś uznanie codziennie, od nowa.
Byłam na nich wściekła
Nie spałam tej nocy. Leżałam w łóżku z otwartymi oczami, nasłuchując odgłosów z salonu. Filip nie wrócił do sypialni. W końcu zasnęłam. Rano Filipa wciąż nie było przy mnie. Po cichu wstałam. Podeszłam do uchylonych drzwi i nagle usłyszałam jego głos. Rozmawiał z matką. Musiała być poruszona, skoro przyjechał do nas z samego rana.
– Pamiętaj, skąd ona przyszła. Ty jesteś z tej rodziny. Ona nie – powiedziała chłodno, pewnym siebie tonem.
– Ale ja ją kocham, mamo – Filip odpowiedział cicho, ledwo słyszalnie.
– Miłość to za mało. Kiedyś ci podziękujesz, że cię ostrzegam.
Zamarłam. Poczułam, jakbym właśnie usłyszała wyrok. Przez chwilę stałam w miejscu, nie wiedząc, co mam zrobić. Serce waliło mi jak młot. Potem nagle wszystko we mnie wybuchło. Otworzyłam drzwi i weszłam do salonu. Oboje spojrzeli na mnie – Filip zaskoczony, a teściowa, jakby wcale się mnie nie przestraszyła.
– Słyszałam wszystko – powiedziałam, patrząc w ekran, jakby mogła mnie widzieć. – Więc tak naprawdę mnie widzisz?
Zapadła cisza, ale tylko na sekundę. Potem usłyszałam jej spokojny, suchy głos.
– Tamaro, naprawdę nie rozumiem, dlaczego robisz z tego problem. Po prostu rozmawiałam z synem.
– Nie, pani rozmawiała o mnie. Jak o kimś, kogo trzeba przypilnować, bo może zbrukać rodzinne nazwisko. Ale ja nie jestem błędem. I nie jestem znikąd.
Filip wstał, próbując mnie uspokoić, ale się cofnęłam.
– I ty to wszystko słuchałeś tak spokojnie? Pozwoliłeś jej mówić o mnie jak o przygodnej znajomej z przystanku?
– Tamara, ona ma swoje zdanie... – zaczął.
– Nie, Filip. Ona nie ma „swojego zdania”. Ona ma w sobie tylko pogardę. I ty jej na to pozwalasz.
Odwróciłam się i wyszłam z salonu, zostawiając ich oboje – jego z opuszczoną głową, ją z zimnym spokojem w głosie. W tamtej chwili zrozumiałam, że nic się nie zmieni, jeśli ja się nie zmienię. I że może nadszedł czas, żeby przypomnieć sobie, kim naprawdę jestem.
Zaczęłam od nowa
Pojechałam do mamy bez zapowiedzi. Weszłam do kuchni, pachniało drożdżowym ciastem i mlekiem. Mama właśnie wyjmowała z piekarnika blachę drożdżówek z truskawkami. Miała na sobie fartuch, ten sam, który nosiła od lat. Uśmiechnęła się, jak tylko mnie zobaczyła, ale nic nie mówiła. Wystarczyło jej jedno spojrzenie, żeby wiedziała, że coś się dzieje.
Usiadłam przy stole i przez chwilę nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa. Mama nalała mi herbaty, postawiła przede mną talerz z jeszcze ciepłym kawałkiem ciasta i usiadła obok.
– Smutno ci, prawda? – zapytała łagodnie, patrząc na mnie jak wtedy, gdy wracałam ze szkoły ze ściśniętym gardłem i tornistrem pełnym nieprzyjemnych słów.
Pokiwałam głową.
– Ona... mówi o mnie rzeczy, których nie potrafię powtórzyć. A Filip... on nic z tym nie robi. Mam wrażenie, że dla niego to normalne. Że ja powinnam się przystosować, milczeć, nie przeszkadzać.
Mama chwyciła moją dłoń i uścisnęła ją ciepło.
– Zawsze będzie ktoś, kto myśli, że jesteś mniej warta. Ale ty masz wybór, by mu nie wierzyć.
Zamilkłam, czując, jak jej słowa rozchodzą się po mnie powoli, jak ciepło z kubka trzymanego w zimny dzień. Przypomniałam sobie nasze życie. Nasze małe mieszkanie, ciasne, ale przytulne. Wieczory spędzone przy starym telewizorze i długie rozmowy o wszystkim. Nie mieliśmy wiele, ale zawsze było w tym domu miejsce dla mnie. I szacunek.
Wróciłam do siebie późnym wieczorem, ale tym razem nie po to, by znów czekać na czyjąś akceptację. Następnego dnia wstałam wcześniej, ubrałam się spokojnie, jakby to był zwyczajny dzień, i wyszłam. Na rozmowę kwalifikacyjną. Nie do pralni. Do małego wydawnictwa, które szukało kogoś do działu redakcji. Złożyłam CV tydzień wcześniej i prawie o tym zapomniałam. Ale teraz miałam ochotę spróbować.
Po rozmowie wróciłam do domu. Usiadłam w kuchni i napisałam do kilku znajomych, których dawno nie widziałam. Chciałam się odezwać, poczuć, że jestem kimś więcej niż dodatkiem do czyjegoś życia. Po raz pierwszy od wielu miesięcy czułam się lekko. Jakby ktoś odpiął ze mnie ciężar.
Tamara, 31 lat
Czytaj także:
- „Moja żona sprzedała nasze małżeństwo za torby pełne modnych łaszków. Myślała, że będę ją sponsorował, ale miałem dość”
- „Mąż dał mi na urodziny kupon do pizzerii, więc po lepszy prezent zwróciłam się do innego. Dostałam czystą rozkosz”
- „Zastawiłam w lombardzie wszystko – przeszłość, dumę i wspomnienia. Myślałam, że gorzej być nie może, a jednak”