Reklama

Mój ojciec zawsze powtarza, że jest tyle dowcipów o teściowych, co samych ich bohaterek. Mama słysząc to marszczy brwi i narzeka, że jej teściowa była znacznie gorsza. Nie bardzo rozumiem, o co chodzi w tej ich prywatnej potyczce, bo obie moje babcie to wspaniałe kobiety. Dlatego mimo powszechnej opinii, że z teściową najlepiej wychodzi się tylko na fotografiach, nie robiłam z mojej przyszłej teściowej jakiegoś potwora.

Reklama

Byłam dobrej myśli

Kiedy nasz związek z Markiem rozkwitał, oboje czuliśmy pozytywną energię i nadzieję na przyszłość. Stopniowo wprowadzaliśmy się w nasze życia towarzyskie i rodzinne kręgi. Zdawałam sobie sprawę, że jego mama raczej nie będzie widzieć we mnie drugiej córki, ale miałam nadzieję na co najmniej kulturalne i uprzejme kontakty między nami. W końcu nie oczekiwałam, że się zaprzyjaźnimy czy pokochamy. Zależało mi po prostu na obustronnym szacunku.

No tak, na początku to faktycznie chodziłyśmy wokół siebie na paluszkach, w końcu byłyśmy dla siebie obce i musiałyśmy się najpierw przyzwyczaić do swojego towarzystwa. Okazywałyśmy sobie nawzajem szacunek i byłyśmy dla siebie uprzejme. Ale z biegiem czasu obie się rozluźniłyśmy i zaczęłyśmy się wobec siebie zachowywać bardziej naturalnie, mimo że nie miałyśmy zbyt wielu możliwości, żeby się widywać, bo matka Marka mieszkała w innej miejscowości.

Kiedy Marek mi się oświadczył, również nie pojawiły się żadne napięcia ani oznaki dezaprobaty z jej strony. Dziewczyny z pracy owszem, straszyły mnie, że po ślubie diametralnie się to zmieni, ale ja tylko wzruszyłam ramionami i nie przejmowałam się takimi gadkami.

W ostatecznym rozrachunku to z Markiem zamierzałam stanąć na ślubnym kobiercu, a nie z jego matką. Dzieliła nas spora odległość, prawie sto kilometrów, więc nasze spotkania będą raczej sporadyczne, może z trzy razy w ciągu roku. Jakoś uda nam się to ogarnąć. Skoro zaaprobowała mnie najpierw jako sympatię, a później narzeczoną swojego synka, to czemu teraz miałyby się pojawić jakieś kłopoty z zaakceptowaniem mnie jako synowej? Totalna bzdura.

Zobacz także

Nie wiedziałam o tym

Podczas przygotowań do naszego wielkiego dnia wyszła na jaw pewna interesująca kwestia. Mój narzeczony zapomniał o tym wspomnieć wcześniej… Jasne, miałam świadomość, że zanim mnie poznał, Marek nie prowadził życia mnicha i miał za sobą parę poważniejszych relacji. Ale nie miałam pojęcia, że jeden z tych związków był aż tak zaawansowany – okazało się, że kiedyś Marek oświadczył się swojej byłej dziewczynie Darii i razem wybrali już nawet datę ceremonii zaślubin! Nigdy mi o tym nie powiedział, dowiedziałam się przez przypadek.

– Posłuchaj, wy z Markiem planujecie raczej kameralną uroczystość… – przyszła teściowa westchnęła do słuchawki. – Daria chciała podobnie, ale weź pod uwagę, że ślub to naprawdę wyjątkowy moment w życiu… Dobrze jest i warto zaprosić więcej gości, podzielić się tą radością.

– Jaka Daria? – byłam kompletnie zdezorientowana, o kim ona wspomina.

– No Daria, była dziewczyna Marka. Kiedy oni szykowali swój ślub…

– Słucham?! Mieli brać ślub?!

Czułam, że sprawia jej to radość

Wyczuła mój czuły punkt – coś, o czym nie miałam pojęcia. Od tego momentu dzwoniła do mnie praktycznie każdego dnia, relacjonując plany Darii i jej narzeczonego Marka, który był jednocześnie jej synem, a moim przyszłym mężem.

– Czemu nie wspomniałeś ani słowem, że planowaliście ślub? – moje pytanie zabrzmiało dość agresywnie.

No więc nie ukrywam, że trochę się na Marka wkurzyłam. Jasne, nie oczekiwałam, że będzie mi zdawał relację z każdego spotkania, ale z Darią łączyło go najwyraźniej coś poważnego, skoro decydowali się już na rodzaj weselnego tortu, zgadza się? Inna sprawa, kiedy wspominasz nowo poznanej dziewczynie, że wcześniej byłeś przez dwa lata w związku, ale zdecydowaliście się zakończyć tę relację, a zupełnie inna, gdy nagle wychodzi na jaw, że praktycznie złożyliście już dokumenty do urzędu stanu cywilnego.

– Nie miałem zamiaru cię okłamywać – machnął ręką. – Koniec końców nam nie wyszło, bez znaczenia kiedy. Grunt, że stało się to przed tym, jak złożyliśmy jakiekolwiek podpisy czy śluby.

Faceci potrafią być mało domyślni

Mój Marek nie jest wyjątkiem. Kompletnie nie rozumiał, do czego zmierzam i jakie są intencje jego mamy. Od tego momentu, za każdym razem, gdy samodzielnie lub wspólnie z Markiem podejmowaliśmy jakąś decyzję odnośnie naszego wesela, musiałam się tłumaczyć przed przyszłą teściową, bo… Daria zrobiłaby to zupełnie inaczej.

– Słuchaj, mamo... – taką formę zwracania się do niej przyjęłam, bo sama to zasugerowała, kiedy ja i Marek się zaręczyliśmy. – Nie czuję się dobrze, gdy ciągle mnie z nią porównujesz. Przeszłość to przeszłość, a teraźniejszość to teraźniejszość. Kiedyś Marek snuł odmienne plany z Darią, a obecnie ma inne ze mną. Dlatego mam do ciebie prośbę, abyś nie przywoływała jego eks przy każdej nadarzającej się sposobności.

Dobra, zdobyłam się na odwagę, połknęłam dumę i wypowiedziałam te słowa na głos. Chciałam zabrzmieć grzecznie, ale jednocześnie jasno pokazać, co o tym myślę.

– Daj spokój, Dorotka, jesteś po prostu zbyt wrażliwa! Daria nie miałaby z tym najmniejszego problemu…

Wystarczająco dużo usłyszałam od niej na ten temat. Straciłam już cierpliwość. W związku z tym postanowiłam nie odbierać więcej jej telefonów. Może to niezbyt uprzejme, ale przynajmniej działa. Wydzwaniała do mnie codziennie tylko po to, żeby uświadomić mi, jak Daria postąpiłaby na moim miejscu. Ale do licha, nie jest mną! Miała swój moment i nie wyszło. Tym bardziej nie mam zamiaru iść w jej ślady.

Zatkało mnie

Kiedy przyszły zaproszenia na nasz ślub, zbiegło się to z imieninami mojej przyszłej teściowej. Stwierdziliśmy, że połączymy te dwie sprawy. Pojedziemy do niej, złożymy życzenia z okazji imienin i przy okazji wręczymy zaproszenie na naszą uroczystość. Jako, że wypadało to w weekend, dogadaliśmy się z matką mojego narzeczonego, że przenocujemy u niej i wrócimy do siebie następnego dnia.

Kiedy przekroczyliśmy próg domu teściowej z ogromnym kartonem, w którym był schowany prezent dla niej, zupełnie nas zaskoczyło, że z szeroko rozłożonymi rękoma czekała na nas... Daria. Zatkało mnie i prawie cofnęłam się od drzwi.

– No proszę, cóż za niespodzianka, Mareczku! Spójrz tylko, kto mnie odwiedził! – teściowa wypadła z kuchni, cała w skowronkach. – Daria, wygląda na to, że masz przyjemność poznać właśnie moją przyszłą synową – zaprezentowała mnie. – Z Markiem to chyba już się znacie! – parsknęła śmiechem, jakby opowiedziała najzabawniejszy kawał pod słońcem.

Cóż, zacisnę zęby i wytrzymam to z godnością. Zachowam się uprzejmie, a nawet się uśmiechnę, w końcu to ja poślubiam Marka, a nie... Daria. Obdarowaliśmy jubilatkę upominkiem, zajęliśmy miejsca przy stole, a wtedy mój narzeczony sięgnął po kopertę z zaproszeniem.

To dla ciebie – powiedział, wręczając kopertę mamie.

– Wygląda na to, że zaszczycisz nas swoją obecnością tego dnia – dodałam przy wręczaniu zaproszenia, celowo przerabiając jej słowa. Cóż, nie umiałam się opanować.

– Oczywiście, że przyjdę, bez dwóch zdań. Ale czemu Daria nie dostała zaproszenia? – dociekała.

Ponownie odebrało mi mowę. Marek po raz kolejny odchrząknął.

Byłam coraz bardziej zła

– Eee, no wiesz jak jest... Nie spodziewaliśmy się, że w ogóle się zobaczymy. Poza tym, to by było trochę nie na miejscu, no nie? I dla nas, i dla Darii...

Chyba sobie żartujesz! – teściowa się zagotowała. – Jak to, Darii nie zaprosisz na ślub?! Oszalałeś?!

Rany, a niby z jakiej racji miałby to robić? No kto przy zdrowych zmysłach zaprasza swoich eks na wesele?

– Mamo, spokojnie, nie spodziewałam się przecież… – Daria poklepała ją uspokajająco po plecach, a mnie aż mocniej zakuło w środku.

„Mamo”? Po takim czasie ta kobieta wciąż się tak do niej zwraca? I ma się pojawić na naszym ślubie i weselu? O nie, po moim trupie! Miałam gdzieś wszelkie zasady. Byłam naprawdę wściekła i zdolna do wszystkiego! Odkąd pamiętam, słucham o tej całej Darii, już się bałam, że wyskoczy z lodówki, jak po jogurt sięgnę, a tu jeszcze moja przyszła teściowa zaprasza ją na swoje imieniny, pozwala zachowywać się jak u siebie, ta wita się z nami otwierając drzwi, a teraz to już przegięcie – chce dla niej zaproszenie na ślub? To już jest szczyt wszystkiego!

Ta propozycja to już gruba przesada. Może jeszcze ma być moją świadkową na ślubie albo chrzestną naszych dzieci? A może po prostu Marek poślubi nas obie na raz? Poderwałam się z krzesła.

– Dziękuję za miłe przyjęcie – rzuciłam sarkastycznie. – Wracam jednak do siebie. Nie musimy darzyć się wielką sympatią, szanowna pani – zwróciłam się do „mamusi” Darii – ale przydałoby się obustronne poszanowanie. Tego oczekiwałam – przeniosłam wzrok na Marka. – Wychodzisz ze mną? Czy wolisz zostać tutaj i razem z paniami zająć się odwoływaniem kolejnego ślubu?

Nagle skoczył na równe nogi. Muszę przyznać, że czułam z tego powodu spore zadowolenie.

– Słuchaj, mamo, teraz to już przesadziłaś. Cześć, Daria – wypalił.

To była zapowiedź kłopotów

Opuszczaliśmy dom teściowej, żegnani jej zdumieniem i konsternacją. Kręciła głową z niedowierzaniem, kompletnie nie pojmując, co złego zrobiła i biorąc za żart nasze oburzenie oraz decyzję o braku zaproszenia dla byłej narzeczonej Marka na nasz ślub. Wyjaśnianie oczywistości uważałam za uwłaczające mojej dumie. Gdy wsiedliśmy do auta, Marek czule ujął moją rękę i złożył na niej pełen szacunku pocałunek.

– Wybacz, ale nie znajdę słów, które mogłyby cię pocieszyć. Chciałbym cię jednak przeprosić za zachowanie mojej mamy. Gdy spotykałem się z Darią, to nigdy tak nie trajkotały. Nie rozumiem, co w nią wstąpiło. Co w nie obie wstąpiło. Ale mam nadzieję, że nie zrezygnujesz ze ślubu, prawda? – dopytał z niepokojem. – Tamto rozstanie mogłem jakoś przetrwać i zapomnieć o Darii, ale twojej straty bym nie zniósł…

Nie planowałam rezygnować ze ślubu z Markiem. Był naprawdę cudownym mężczyzną, bardzo go kochałam i chciałam z nim spędzić resztę życia. Jednak nasze relacje z jego matką będziemy musieli sprowadzić do absolutnego minimum, jeśli nie chce, żebym pewnego pięknego dnia została jego jedyną rodziną.

Marek postawił matce ultimatum

Kiedy już wszyscy trochę ochłonęli, Marek przeprowadził poważną rozmowę ze swoją mamą. Zagroził jej, że jeżeli zrujnuje naszą ceremonię ślubną i wyskoczy z takim pomysłem jak na imieninach, to może się z nami więcej nie zobaczyć. Chodzi o to, że nie pozwolimy jej widywać się z wnukami. To było ostrzeżenie z najwyższej półki. Jak do tej pory, przynosi efekty.

Kto wie, być może w przyszłości uda nam się odbudować nasze kontakty i teściowa będzie znośna. A jeśli nie, cóż… Trudno, damy radę. Całe szczęście, że nie jesteśmy zmuszeni dzielić z nią czterech ścian ani stawiać się na cotygodniowe, rodzinne obiadki. Myślę, że sporadyczne odwiedziny raz na rok od wielkiego święta są do przeżycia.

Reklama

Dorota, 32 lata

Reklama
Reklama
Reklama