Reklama

Mam czteroletnią córeczkę Lenkę i – jeszcze do niedawna – miałam też poczucie, że mój dom to bezpieczne miejsce. Mieszkaliśmy z Michałem, moim mężem, w trzypokojowym mieszkaniu – może nie pałacu, ale naszym. Czasem się kłóciliśmy, jak wszyscy, ale było dobrze. Do czasu. Wszystko zaczęło się od operacji biodra jego mamy. Helena miała być u nas tylko „na chwilę”. Tydzień, góra dwa, aż dojdzie do siebie. I naprawdę chciałam pomóc. Chciałam być dobrą synową. Nawet jej pościeliłam w naszym pokoju, a my przenieśliśmy się z Michałem do mniejszego.

Reklama

– Dziękuję, kochanie, jesteś aniołem – powiedział Michał, gdy pomagał jej wnosić walizkę.

– Och, już nie jestem taka sprawna, muszę się jakoś urządzić tutaj – rzuciła Helena, rozglądając się po pokoju z miną znawcy wnętrz.

Wtedy jeszcze nie przeczuwałam, że ten pokój już do nas nie wróci. Ani że za kilka miesięcy to ja będę musiała się „urządzić” – gdzieś indziej.

Byłam niewidzialna

Minął tydzień. Potem dwa. A potem kolejne. Helena nie tylko nie zamierzała się wyprowadzać, ale zdążyła się już całkiem zadomowić. Wzięła nasz największy pokój, przestawiła meble – moje rośliny, które trzymałam przy oknie, wylądowały w kuchni. Twierdziła, że potrzebuje więcej światła. W salonie pojawiły się jej zdjęcia, nowe zasłony, nawet zmieniła dywan. Poczułam się, jakby to ona była gospodynią. Michał tłumaczył to wszystko jej rekonwalescencją.

– To tylko na chwilę, przecież wiesz. Ona po prostu źle się czuje u siebie, tam nikogo nie ma – powtarzał. A potem siadał z nią wieczorami i rozmawiali godzinami, a ja czytałam Lence bajki i zasypiałam sama.

Któregoś wieczoru, kiedy po raz kolejny weszłam do pokoju i zobaczyłam, że Helena znów przestawia coś w szafie, zapytałam Michała:

– Kiedy twoja mama planuje wrócić do siebie?

Nie spojrzał na mnie, tylko wbił wzrok w ekran telewizora.

Nie mów tak. Ona nie ma nikogo prócz nas.

– A ja? Mam czuć się gościem we własnym domu?

Zamilkł. I to zabolało mnie bardziej niż gdyby na mnie nakrzyczał. Wieczorem siedziałam przy oknie w kuchni, patrząc w ciemność. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy ostatni raz Michał zapytał, jak się czuję. Kiedy przytulił mnie tak po prostu. Od tygodni jego uwaga była skupiona na mamie. A ja? Byłam gdzieś z boku, jakby niewidzialna. I choć miałam pełno obowiązków – obiad, pranie, Lenkę – coraz częściej czułam, że dla nikogo nie jestem już ważna.

To już nie był mój dom

Zaczęłam mówić głośniej. Już nie tylko myślałam, ale mówiłam wprost, że czuję się jak cień w tym domu. Michał unikał tych rozmów, kręcił się wtedy nerwowo, mruczał coś pod nosem i szybko znajdował pretekst, by wyjść z kuchni albo zająć się Lenką. A Helena? Coraz częściej komentowała moje gotowanie, mój sposób wychowania dziecka, moje ubrania.

– Ty jej dajesz słodycze po obiedzie? A potem się dziwisz, że nie chce spać – powiedziała pewnego wieczoru, kiedy podałam Lence kawałek banana z odrobiną czekolady.

– To tylko deser – odpowiedziałam, starając się zachować spokój.

– Kiedy Michał był mały, jadł tylko domowe kompoty. I zasypiał jak aniołek – ucięła.

Odwróciłam wzrok, bo nie miałam już siły tłumaczyć, że Lenka to nie Michał, że to inne dziecko, inne czasy. Ale Helena patrzyła na mnie tym swoim uważnym spojrzeniem, jakby czekała, aż się potknę.

Pewnej nocy, kiedy Lenka zasnęła, a ja próbowałam obejrzeć serial w sypialni, Michał przyszedł i usiadł obok. Wyłączył pilotem telewizor.

– Musimy pogadać – powiedział cicho.

Pokiwałam głową.

– Nie mogę tak żyć. To już nie jest mój dom – zaczęłam.

– To przejściowe. Po prostu pomóż mi jeszcze trochę – odpowiedział, nie patrząc mi w oczy.

– Ty nie chcesz, żeby to się skończyło. Bo wtedy musiałbyś wybrać.

– Nie chcę wybierać między wami – szepnął.

– Ale ja już czuję, że przegrałam.

Nie odpowiedział. Siedział tylko zgarbiony, z dłońmi splecionymi na kolanach. I wtedy zrozumiałam, że nie chodzi o wybór między dwiema kobietami. Chodzi o to, że on nie widzi, że coś się dzieje. A ja… ja czułam się już tylko opiekunką dziecka i kobietą, która robi zakupy. Nie byłam dla niego partnerką, nie byłam żoną.

Nie chciałam walczyć o uwagę

Minęło pół roku. Helena wciąż mieszkała z nami. Już nawet nie mówiła, że „jeszcze trochę”. Zaczęła opowiadać znajomym przez telefon, że mieszka z synem i wnuczką. O mnie nie wspominała wcale. Wieczorami siedziała z Michałem w salonie, oglądali wiadomości, dyskutowali. A ja? Ja przestałam tam wchodzić. Przestałam też gotować kolacje dla wszystkich. Robiłam tylko dla Lenki i dla siebie. Michał jadł częściej z matką. Zapytałam raz, czemu nie przychodzi do nas jeść. Odpowiedział, że Helenie tak wygodniej. Jakby moje zdanie nie miało już żadnego znaczenia.

Któregoś dnia, kiedy wróciłam z Leną z przedszkola, znalazłam jej rzeczy w naszej sypialni. Książeczki, pluszaki, nawet jej ulubiony kocyk. Wszystko było przełożone na łóżko polowe. Helena zajęła przestrzeń, w której do tej pory spała córka. Nie zapytała o zgodę. Michał powiedział tylko:

– Mama musi mieć więcej wygody. Lekarz mówił, że dla biodra to ważne.

Tej nocy nie zasnęłam. Lenka wtulała się we mnie i szeptała, że chce wrócić do „swojego pokoju z obrazkami”. Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Rano spakowałam walizkę. Bez słowa. Złożyłam ubrania Lenki, jej książeczki, zabrałam szczoteczkę do zębów i kredki. Michał wszedł do pokoju w momencie, gdy zakładałam jej kurtkę.

– Co ty robisz? – zapytał, przerażony.

– To twój dom – i twoja matka – odpowiedziałam spokojnie.

Ale ja cię kocham – powiedział cicho.

– Za późno. Nie chcę walczyć z twoją matką o twoją uwagę.

Wtedy do pokoju weszła Helena.

– Może nie dramatyzujmy? Przecież jakoś się układało – zaczęła.

Odwróciłam się do niej.

– To nie jest do ciebie – powiedziałam stanowczo. – Już nie.

Zapięłam Lence buty. Ona patrzyła na mnie, trochę przestraszona. Uśmiechnęłam się do niej lekko i wzięłam ją za rękę. Nie obejrzałam się za siebie, wychodząc.

Czułam się winna

Znalazłam niewielki pokój do wynajęcia. Ciasny, z kuchnią dzieloną z właścicielką, starszą kobietą, która miała na wszystko swoje zasady. Ale było cicho. Lenka znów spała spokojniej. Po dwóch tygodniach przestała pytać o tatę. Po miesiącu zaczęła się śmiać częściej niż w ostatnim półroczu. Nie było łatwo. W lodówce musiałam się dzielić półkami, pralka była tylko w określonych godzinach, a nasz pokój nie miał zamka. Ale nikt nie wchodził bez pytania, nikt nie przestawiał rzeczy, nikt nie komentował, co podaję dziecku na kolację.

Pewnego wieczoru zadzwoniłam do mamy. Wiedziała już, że się wyprowadziłam – słyszała to od sąsiadki, która widziała mnie z walizką. Długo milczała po moim „cześć”.

– Zrobiłaś dobrze, kochanie – powiedziała w końcu. – Nikt nie powinien mieszkać w cieniu cudzych decyzji.

Ale czuję się winna – odpowiedziałam. – Jakby to była moja porażka.

– To nie twoja wina. To oni cię zepchnęli – powiedziała pewnym głosem.

Nie płakałam. Nie miałam już na to siły. Ale jej słowa zostały ze mną. Zaczęłam rozważać, czy kiedykolwiek wrócę. Czy Michał spróbuje mnie odzyskać? Czy warto będzie czekać? Lenka leżała na dywanie, rysując serduszka i kwiatki. Patrzyłam na nią i pomyślałam, że może to jest właśnie początek czegoś lepszego. Że choć wszystko się rozpadło, nie wszystko zostało stracone.

Nie mogłam wrócić

Michał zadzwonił w środę wieczorem. Odebrałam, choć przez chwilę wahałam się, czy nie pozwolić, żeby przeszedł na pocztę głosową. Głos miał cichy, jakby był zmęczony.

– Lenka… wszystko u niej dobrze?

– Tak. Śpi teraz. Sama już z siebie pyta, kiedy będzie mogła jechać na plac zabaw.

Zamilkł. Czekałam, aż powie coś więcej.

Mama wciąż mieszka u nas – rzucił nagle.

Poczułam, jak coś się we mnie napina.

– Czy teraz przynajmniej ma tylko dla siebie największy pokój? – zapytałam bez cienia ironii.

Znowu ta cisza. Michał nie odpowiedział.

Tęsknię za tobą – powiedział w końcu.

Westchnęłam. Nie ze złości. Ze zmęczenia.

– A ja tęskniłam, będąc obok ciebie.

– Nie umiałem inaczej.

– Wiem. I właśnie dlatego nie wrócę.

Po drugiej stronie zapadła długa cisza. Usłyszałam tylko jego oddech, ciężki, urywany. Jakby coś go dusiło, ale nie potrafił tego nazwać.

Powiedz Lence, że ją kocham – dodał po chwili.

– Powiem.

Rozłączyłam się. Patrzyłam przez chwilę na ekran telefonu, potem odłożyłam go na komodę. Lenka przekręciła się w łóżku i zamruczała przez sen. Podeszłam, przykryłam ją kocykiem. W pokoju było cicho i bezpiecznie.

Coś się we mnie zmieniło

Minęły ze trzy miesiące. Życie zaczęło układać się na nowo. Znalazłam pracę w pobliskim przedszkolu – nie na etacie, na zastępstwo, ale wystarczało, póki co. Lenka miała blisko do placówki, zaprzyjaźniła się z dwiema dziewczynkami z sąsiedztwa. Czasem zapraszały ją na kakao i wspólne rysowanie. Uśmiechała się coraz częściej. Michał przysyłał pieniądze. Regularnie. Czasem pisał krótkie wiadomości. „Jak Lenka?”, „U was wszystko dobrze?”, „Potrzebujesz czegoś?”. Ale już nie dzwonił.

Nie miałam ochoty wracać. Nawet gdyby Helena się wyprowadziła. Nawet gdyby Michał przyszedł i błagał. Coś się we mnie zmieniło. Coś, co wcześniej pozwalało mi się zgadzać, przytakiwać, usprawiedliwiać, zniknęło. Teraz patrzyłam na siebie inaczej. Nie byłam tylko matką. Nie byłam tylko żoną. Byłam kobietą, która potrafi odejść, kiedy czuje się niewidzialna. I nie chciałam tego znowu poczuć. Helena została w mieszkaniu. Wygodnie. Ze swoim synem, który nie potrafił powiedzieć „dosyć”. Może nigdy się nie nauczy. Ja zaczęłam budować wszystko od początku. Bez wielkich planów, bez wielkich słów. Ale uczciwie.

Oliwia, 32 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama