„Teściowa wściekła się na mnie za prezent na Dzień Kobiet. Skąd mogłem, że ta jędza jest taka niewdzięczna”
„Długo myślałem nad prezentem na Dzień Kobiet dla teściowej. Chciałem, żeby to było coś wyjątkowego, co pokaże, że ją szanuję i chcę ocieplić nasze relacje. W końcu wybór padł na elegancką, jedwabną apaszkę. Miała przepiękny, głęboki odcień fioletu. Byłem pewien, że to strzał w dziesiątkę. Nie wiedziałem, że właśnie podpisałem na siebie wyrok”.

- Redakcja
Nigdy nie miałem łatwych relacji z teściową. Dorota była kobietą dystyngowaną, elegancką, a przy tym chłodną i zdystansowaną. Nie okazywała otwarcie niechęci, ale czułem, że nie do końca mnie zaakceptowała jako męża Karoliny. Może uważała, że jej córka zasługiwała na kogoś lepszego? Może po prostu miała w sobie ten wrodzony chłód, który nie pozwalał jej się zbliżyć do ludzi? Nie wiem. Ale wiedziałem jedno – muszę się postarać.
Dlatego, zanim jeszcze nadszedł Dzień Kobiet, długo myślałem nad prezentem. Chciałem, żeby to było coś wyjątkowego, coś, co pokaże jej, że ją szanuję, że chcę ocieplić nasze relacje. W końcu wybór padł na elegancką, jedwabną apaszkę. Miała przepiękny, głęboki odcień fioletu. Byłem pewien, że to strzał w dziesiątkę.
Nie wiedziałem wtedy, że właśnie podpisałem na siebie wyrok.
Zapadła martwa cisza
Dzień Kobiet. Karolina nakrywała do stołu, a ja czekałem na odpowiedni moment, by wręczyć prezent. Dorota usiadła naprzeciwko mnie, jak zawsze wyprostowana, z nienaganną fryzurą i lekko zaciśniętymi ustami, jakby myślami była gdzieś daleko. Wziąłem głęboki oddech i podsunąłem jej elegancko zapakowane pudełko.
– Proszę. Mam nadzieję, że się spodoba – powiedziałem z uśmiechem.
Karolina spojrzała na mnie zaskoczona. Chyba nie spodziewała się, że postaram się o coś więcej niż kwiaty. Dorota obrzuciła mnie chłodnym spojrzeniem, po czym powoli rozwiązała wstążkę.
Chwila ciszy.
Gdy rozłożyła apaszkę na dłoniach, dostrzegłem, jak jej twarz nagle pobladła. Palce zaczęły jej lekko drżeć, a oczy rozszerzyły się w wyrazie czegoś, co wyglądało jak przerażenie.
– Jak śmiałeś?! – syknęła niespodziewanie.
– Co? – wydukałem, kompletnie zbity z tropu.
– Nie chcę tego! Zabierz to natychmiast! – rzuciła apaszkę na stół, jakby dotyk tkaniny sprawiał jej fizyczny ból.
Zapadła martwa cisza. Karolina wstrzymała oddech, patrząc na matkę z niepokojem. A ja? Nie miałem pojęcia, co się właśnie wydarzyło.
Niczego nie rozumiałem
Siedziałem w salonie, obracając w dłoniach nieszczęsną apaszkę. Wciąż nie rozumiałem, co takiego zrobiłem. Dlaczego Dorota zareagowała w ten sposób? To miał być gest uprzejmości, a zamiast tego wywołałem burzę.
Karolina weszła do pokoju cicho, jakby bała się, że mnie spłoszy. Przysiadła obok i przez chwilę milczała.
– Powiesz mi, co się właśnie stało? – zapytałem w końcu.
Westchnęła i potarła dłonią czoło.
– Przepraszam cię za nią, ale... ona po prostu nie może patrzeć na ten kolor.
Zmarszczyłem brwi.
– Fiolet? Dlaczego?
Karolina zawahała się. Przez moment wyglądała, jakby biła się z myślami, czy powinna mi powiedzieć.
– To przez tatę – powiedziała w końcu cicho.
Zamrugałem zdezorientowany.
– Co ma z tym wspólnego twój ojciec?
– To skomplikowane. – Karolina unikała mojego spojrzenia.
Nie zamierzałem naciskać, ale czułem, że coś jest nie tak. Moja żona coś przede mną ukrywała. I chociaż obiecałem sobie, że poczekam na wyjaśnienia, tej samej nocy usłyszałem rozmowę, która zmieniła wszystko.
Chciałem znać prawdę
Leżałem w łóżku, ale sen nie nadchodził. Przewracałem się z boku na bok, wpatrując się w ciemny sufit. Słowa Karoliny krążyły mi po głowie jak natrętne muchy. To przez tatę. Nic więcej, żadnych wyjaśnień. Czułem, że coś przede mną ukrywała, ale nie chciała lub nie mogła powiedzieć mi prawdy. W końcu westchnąłem i wstałem. Poszedłem do kuchni po szklankę wody. Gdy przechodziłem przez korytarz, usłyszałem przytłumione głosy z salonu. Zatrzymałem się. Karolina rozmawiała ze swoją matką.
– Nie rozumiem, jak on mógł na to wpaść! Po tylu latach… – mówiła teściowa, jej głos drżał.
– Mamo, on nie wiedział – szepnęła Karolina uspokajająco. – To był tylko prezent, nic więcej.
Zapadła chwila ciszy. Po chwili usłyszałem cichy, pełen gniewu śmiech Doroty.
– Tylko prezent? To był dokładnie ten sam kolor, który miał na sobie Marek, kiedy... – urwała nagle.
Czułem, jak krew odpływa mi z twarzy.
– Mamo… – Karolina westchnęła ciężko. – To był przypadek.
– Przypadek? – głos Doroty się załamał. – Nie chcę tego koloru w moim domu. Nie mogę.
Usłyszałem szelest tkaniny, jakby teściowa znowu dotknęła apaszkę.
– Myślałam, że już sobie z tym poradziłam. Ale to wszystko wróciło. Widzę go, jakby to było wczoraj…
Cisza, a potem cichy szloch. Poczułem ucisk w żołądku. Odsunąłem się od drzwi, starając się nie narobić hałasu. Wróciłem do sypialni i usiadłem na łóżku, wpatrując się w podłogę. Teraz wiedziałem, że chodziło o Marka, męża Doroty. Ale co dokładnie się wydarzyło? I dlaczego fiolet był dla niej jak przeklęty znak?
Wszystko stało się jasne
Następnego dnia czekałem, aż Karolina wróci z pracy. Nie mogłem już dłużej tkwić w tej niepewności. Gdy tylko zamknęła drzwi, podszedłem do niej i spojrzałem jej prosto w oczy.
– Chcę znać prawdę. Co się stało z twoim ojcem?
Karolina westchnęła ciężko. Przez chwilę wyglądała, jakby rozważała kolejną wymówkę, ale w końcu skinęła głową.
– Chodź – powiedziała i usiedliśmy razem na kanapie. – Mój ojciec, Marek… zginął w wypadku samochodowym.
Zadrżałem.
– To było dwadzieścia lat temu – kontynuowała. – Mama nie chciała o tym mówić. Próbowała o tym zapomnieć, ale… nie da się zapomnieć.
Patrzyłem na nią w napięciu.
– W dniu, w którym umarł, miał na sobie fioletową koszulę.
Poczułem dreszcz przebiegający po plecach.
– Pojechał w delegację, miał wrócić na kolację. Mama czekała, przygotowała jego ulubione danie. A potem… potem przyszła policja.
Karolina zamknęła oczy, jakby widziała to wszystko przed sobą.
– Powiedzieli, że kierowca ciężarówki nie wyhamował. Wpadł w poślizg. Tata nie miał szans.
Przełknąłem ślinę.
– Od tamtej pory mama nie mogła patrzeć na fiolet. To ostatni kolor, jaki widziała na ojcu.
Teraz wszystko zaczęło mieć sens. Moja apaszka nie była prezentem – była bolesnym przypomnieniem tragedii, o której teściowa próbowała zapomnieć przez całe życie.
Chciałem to naprawić
Siedziałem długo w milczeniu, wpatrując się w apaszkę leżącą na stole. Teraz wszystko było jasne. Nieświadomie rozdrapałem ranę, która nigdy do końca się nie zagoiła.
– Nie wiedziałem… – powiedziałem cicho, jakby to cokolwiek mogło zmienić.
– Wiem – Karolina ścisnęła moją dłoń. – Mama też to wie. Ale to nie zmienia tego, co poczuła.
Westchnąłem. Nie mogłem tego tak zostawić. Po chwili wahania podszedłem do drzwi salonu i zapukałem.
– Mogę na chwilę?
Teściowa siedziała przy oknie. Nie patrzyła na mnie, ale po jej zaciśniętych ustach widziałem, że wciąż jest wzburzona.
– Chciałem przeprosić – powiedziałem, siadając naprzeciwko. – Nie miałem pojęcia o Marku.
Dorota milczała przez dłuższą chwilę.
– Wiem – odparła w końcu. – Ale kiedy zobaczyłam ten kolor… To było jak cios.
Patrzyłem, jak jej dłonie zaciskają się na podłokietnikach fotela.
– Mamo, nie chciałem sprawić ci bólu – powtórzyłem.
Dorota spojrzała na mnie uważnie, a potem skinęła głową.
– Nie zwracaj tej apaszki – powiedziała cicho. – Po prostu… schowaj ją.
Nie był to może przełom, ale czułem, że właśnie zrobiłem pierwszy krok do tego, by naprawdę lepiej zrozumieć teściową.
Pierwszy krok do pojednania
Nie wiedziałem, czy relacje z Dorotą kiedykolwiek się poprawią. Nie oczekiwałem też, że nagle zacznie mnie traktować jak syna, że spojrzy na mnie z ciepłem. Ale coś się zmieniło. Nie była już tylko zimną, dystyngowaną kobietą. Teraz widziałem w niej kogoś, kto nosi w sobie ogromny ból, kogoś, kto nigdy nie pogodził się ze stratą.
Schowałem apaszkę na dno szuflady. Nie mogłem jej wyrzucić ani oddać, ale też nigdy nie zamierzałem jej nikomu podarować. Była symbolem błędu, który popełniłem, ale też lekcji, którą dostałem – że czasem najmniejszy gest może otworzyć stare rany.
Kilka dni później Dorota przyszła do nas na kolację. Nie była wylewna, ale gdy podawałem jej półmisek, spojrzała na mnie inaczej niż zwykle. Może z wdzięcznością? A może z lekkim uznaniem?
To nie było pojednanie, ale pierwszy krok. A czasami jeden krok wystarczy, by zmienić wszystko.
Tomasz, 39 lat