„Teściowa wybałuszyła gały, bo podałam szparagi na wielkanocny stół. Mam ją gdzieś, mój dom, to moje zasady”
„Wielkanocny obiad zbliżał się wielkimi krokami, a ja już teraz czułam w brzuchu nieprzyjemny ucisk na myśl o tym dniu. Co tym razem pójdzie nie tak – może znów będzie za mało soli, albo Celina uzna, że zupa jest za rzadka? Michał obiecał, że będzie mnie wspierał, ale czy to wystarczy?”

- Redakcja
Świąteczne obiady to dla mnie nie lada wyzwanie i stres, zwłaszcza te wielkanocne u mojej teściowej, Celiny. Moja relacja z nią jest, delikatnie mówiąc, pełna napięcia i wzajemnych żali. Celina to kobieta, która żyje zgodnie z tradycją i rodzinnymi zwyczajami. Każda moja próba wniesienia świeżości do jej świątecznego menu spotyka się z krytyką. Mimo to, gotowanie to moja pasja i sposób na wyrażenie siebie, więc nie ustaję w wysiłkach, by coś zmienić. Michał, mój mąż, często pośredniczy między mną a swoją mamą, starając się, by nie wybuchła kolejna kłótnia.
Wielkanocny obiad znowu zbliżał się wielkimi krokami, a ja czułam w brzuchu nieprzyjemny ucisk na samą myśl. Zastanawiałam się, co tym razem pójdzie nie tak – może znów będzie za mało soli, albo Celina uzna, że zupa jest za rzadka? Michał obiecał, że będzie mnie wspierał, ale czy to wystarczy, by sprostać wygórowanym oczekiwaniom jego mamusi?
Totalna katastrofa w kuchni
Świąteczne przygotowania zawsze zaczynają się w kuchni. I u teściowej było tak samo. Celina już od rana była w swoim żywiole, krzątając się między garnkami a lodówką. Ja, z lekkim drżeniem rąk, weszłam do kuchni, gotowa na kolejną rundę niełatwej współpracy.
– Martyna, mogłabyś obrać ziemniaki? Ale nie tak, jak ostatnio – rzuciła mi przez ramię, nawet na mnie nie patrząc.
– Oczywiście, zrobię to – odpowiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie.
Wiedziałam, że muszę zacisnąć zęby i nie reagować na drobne przytyki. Celina była władczynią tej kuchni i nie miała zamiaru się nią dzielić. Nagle usłyszałam głośny brzęk. Celina z przerażeniem patrzyła na podłogę, gdzie leżało rozbite szklane naczynie i metalowa przykrywka obok , a pod tym – przygotowane już wcześniej lekko podpieczone mięsa różnego rodzaju. Miały być gwoździem programu dzisiejszego obiadu. Wszystko nie nadawało się już do odratowania. Niestety.
– O Boże, co ja zrobiłam! – załamała ręce. W tym momencie zobaczyłam jej twarz, pełną rozczarowania i strachu.
Przez chwilę stałam w milczeniu, zastanawiając się, czy powinnam w ogóle coś mówić. W końcu odważyłam się odezwać:
– Może mogłabym jakoś to naprawić? – zapytałam ostrożnie.
Celina spojrzała na mnie z mieszanką niedowierzania i ulgi, ale nie odezwała się ani słowem. Czułam w sobie wielki narastający bunt. Dlaczego zawsze muszę się tak starać, by ją zadowolić? Miałam ochotę po prostu wyjść, ale coś mnie wstrzymywało. Może to był głos Michała w mojej głowie, może moje własne pragnienie, by w końcu coś zmienić raz na zawsze.
Nigdy nie byłam wystarczająca
Zanim zdecydowałam się podjąć jakiekolwiek działania, musiałam porozmawiać z mężem. Znalazłam go w salonie, zajętego próbą naprawienia telewizora, który odmówił współpracy. Dziś wszystko szło nie tak. Pech za pechem. Wiadomo święta. Odetchnęłam głęboko, zanim zaczęłam i starałam się, by mój głos nie drżał. Spojrzał na mnie od razu, z pełnym zrozumieniem.
– Co się stało? – zapytał, odstawiając narzędzia na bok.
– Twoja mama zniszczyła niechcący główne danie, a ja zastanawiam się, czy powinnam się w to angażować – powiedziałam szybko, zanim zdążyłam się rozmyślić. – Zawsze czuję, że muszę się starać, by ją zadowolić, a i tak nigdy nie jestem wystarczająca.
Michał westchnął, patrząc na mnie z troską.
– Wiem, że to nie jest łatwe. Ale może tym razem warto spróbować? Może to jest szansa, by pokazać mamie, że potrafisz coś zrobić inaczej, na swój sposób. – Jego głos był ciepły i zachęcający.
– A jeśli się nie uda? – zapytałam, bardziej siebie niż jego.
– Jeśli się nie uda, to przynajmniej próbowałaś – Michał uśmiechnął się delikatnie. – Wiem, że to dla ciebie ważne, i że jesteś w tym naprawdę dobra. Mama może to zobaczyć, jeśli dasz jej szansę.
Jego słowa dodały mi trochę otuchy, ale wciąż czułam niepewność. Przypominały mi się poprzednie starcia z Celiną i jej krytyczne uwagi. A jednak, pomimo to, jakaś część mnie chciała spróbować na nowo. Może nie chciałam tego robić dla niej, ale po prostu dla siebie. Michał objął mnie ramieniem, chcąc dodać mi odwagi.
– Razem damy radę, Martyna. Pamiętaj, że zawsze jestem przy tobie.
Kochany. Jego zapewnienie brzmiało szczerze i to wystarczyło, bym poczuła się o niebo lepiej.
Podjęłam to kulinarne wyzwanie
Kiedy zajrzałam z daleka do kuchni, Celina stała przy blacie, wyglądając na zupełnie zagubioną. Postanowiłam na chwilę się wycofać i dać jej odrobinę przestrzeni na te emocje. Stanęłam cicho za drzwiami, skąd mogłam podsłuchać jej rozmowę z Michałem, który przyszedł za mną i chciał wesprzeć matkę w tej trudnej dla niej chwili. Dla nas może nie było to nic wielkiego, ale dla niej to był koniec świata - wielkanocny obiad zniszczony i co teraz będzie, załamywała ręce.
– Mamo, może spróbujemy coś wymyślić w to miejsce? – zaproponował Michał, starając się zachować spokojny ton.
– Ale co? To było najważniejsze danie. Nie mam pojęcia, co teraz robić – powiedziała Celina z wyraźnym zniechęceniem. Słychać było, jak bardzo jest tym wszystkim przejęta.
– A gdyby Martyna spróbowała czegoś nowego? – zapytał ostrożnie Michał. – Ona jest naprawdę dobra w kuchni i może to okazja, by rozsmakować się w nowych rzeczach.
Usłyszałam, jak Celina wzdycha ciężko. Jej milczenie mówiło wiele, ale Michał się nie poddawał.
– Martyna naprawdę chce pomóc, mamo. Daj jej szansę, proszę – dodał trochę mocniej, niż pewnie zamierzał.
Słuchając tego wszystkiego, poczułam jak palą mnie policzki. Z jednej strony, byłam zaskoczona, że Michał tak otwarcie bronił moich umiejętności. Z drugiej, to był moment, który mógł zmienić dynamikę mojej relacji z teściową. A na tym mi jednak bardzo zależało. W końcu wyszłam z ukrycia, postanawiając podjąć to niełatwe wyzwanie.
– Mamo, wiem, że to dla ciebie ważne, żeby obiad był idealny i perfekcyjnie przygotowany. Mogę spróbować przygotować coś z tego, co jest. Nie musisz mi ufać w kwestii kulinarnej, ale zawsze przecież warto próbować. Gorzej nie będzie – powiedziałam mrugając okiem, choć w środku drżałam z niepokoju.
Celina spojrzała na mnie z wyraźnym wahaniem, a potem skinęła głową.
– Dobrze, Martyna. Spróbuj, jeśli chcesz. Masz wolną rękę – jej głos był cichy, jakby nie do końca wierzyła, że to może się udać.
To był ten moment. Wiedziałam, że mam szansę pokazać, co potrafię, a jednocześnie udowodnić sobie, że mogę zmienić coś między nami.
Wymyśliłam proste danie, ale z twistem
Z mężem u boku, jako podkuchennym, zabrałam się do pracy. Lodówka wciąż skrywała wiele składników, a mój umysł pracował na pełnych obrotach, szukając inspiracji. Na szczęście zrobiłam wcześniej też własne zakupy i przywiozłam do teściowej na wszelki wypadek. Michał przyjął ochoczo rolę mojego pomocnika, był gotowy na każde polecenie.
– Co chcesz zrobić, kochanie? – zapytał, spoglądając na mnie z zainteresowaniem.
– Myślę o czymś prostym, ale z twistem. Z tego co mamy oczywiście. Nie mamy za dużo czasu... Może podsmażę piersi z kurczaka z obu stron i podduszę w śmietanowym sosie ze szparagami? Do tego nasze młode ziemniaczki będą pasować genialnie. Tylko je oskrobiemy delikatnie. Posypiemy potem świeżym koperkiem. Nie będziemy obierać – odpowiedziałam, starając się brzmieć pewnie.
Może to nie będzie to co zwykle, czyli wybór tradycyjnie pieczonych mięs, ale to jednak pyszne i delikatne danie, w sam raz na wiosenny, wielkanocny obiad. Kiedyś już je robiłam i nie było osoby, której by nie zasmakowało. Jednocześnie robi się to bardzo szybko. W dodatku to jest danie z zielonymi akcentami idealnymi na tę okazję.
– Brzmi świetnie. Od czego zaczynamy? – uśmiechnął się, gotów do działania.
Wspólnie przygotowaliśmy piersi z kurczaka, doprawiliśmy je odpowiednio, natarliśmy solą, pieprzem. Byliśmy ekspressowym duetem. Czułam jak kuchnia zamieniła się w miejsce pełne energii i odrobiny kreatywności. Michał był cierpliwy, a jego wsparcie było nieocenione. Co z surówką lub sałatką do tego? Nie miałam pojęcia. Ale tych szparagów było sporo, więc mogłam je po prostu ugotować i ułożyć na talerzu obok mięsa i sosu. Z jajeczkiem w koszulce, żeby było na bogato. Szparagi zawsze się sprawdzają, a teraz można je już dostać nawet wczesną wiosną w markecie.
– Pamiętasz, jak na pierwszej Wielkanocy u twojej mamy wszystko spaliłam? – zapytałam nagle, śmiejąc się z tych wspomnień.
– Oczywiście, że pamiętam. Ale teraz jesteś inną osobą, Martyna – Michał spojrzał na mnie z uśmiechem, który mówił wszystko. – Teraz masz więcej pewności siebie.
Przygotowywanie nowego dania szło zaskakująco gładko. Wspomnienia z poprzednich świątecznych obiadów, pełnych niepewności i napięcia, zaczęły się rozwiewać. Czułam, że w końcu mogę zrobić coś po swojemu, nawet w kuchni Celiny.
– Myślisz, że mamie to będzie smakowało? – zapytałam, gdy danie zaczynało przybierać ostateczny kształt.
– Myślę, że będzie zaskoczona, i to pozytywnie – odpowiedział Michał, wkładając piersi kurczaka do dużego rondla. – zasługujesz na to, by pokazać, co potrafisz.
Z każdą chwilą czułam się coraz bardziej pewna siebie. Wiedziałam, że przed nami jeszcze jeden krok – podanie dania na stół i najgorsze czyli oczekiwanie na reakcję Celiny. Ale Michał i jego miłość dodawały mi skrzydeł. Jak zwykle.
Smak często tkwi w prostocie
Czas na obiad nadszedł szybciej, niż się spodziewałam. Stół był już pięknie nakryty, a rodzina w pełnym składzie czekała na danie główne. Wnosząc wielki półmisek z duszonym mięsem i sosjerkę, czułam, jak w środku wszystko we mnie wiruje – podekscytowanie mieszało się z niepewnością. Michał niósł ziemniaki i szparagi, stanął obok mnie, gotowy mnie wspierać.
Celina spojrzała na mnie z pewną dozą rezerwy, ale w jej oczach dostrzegłam także ciekawość.
– Co to za... zielonkawa potrawa? – zapytała, próbując zachować neutralny ton.
– To kurczak w sosie śmietanowo-szparagowym i szparagi z jajkiem w koszulce z młodymi ziemniaczkami do kompletu – odpowiedziałam, starając się brzmieć pewnie i niczym szef kuchni w restauracji. – Mam nadzieję, że będą wam smakować.
Reszta rodziny zaczęła nakładać mięso na talerze, polewać sosem, sięgać po ziemniaczki i podawać sobie ugotowane al-dente szparagi, a ja wstrzymałam oddech. Wszyscy kosztowali przez chwilę w milczeniu i... rozsmakowywali się w nowym daniu, wymieniając się spojrzeniami, zadowolonym pomrukiwaniami i uśmiechami. Siedziałam na krześle jak na szpilkach, czekając na ostateczny werdykt.
– Martyna, to jest naprawdę prze-pysz-ne! Pierwszy raz jem tak dobrze ugotowane szparagi – odezwała się jedna z ciotek, oblizując usta z zadowoleniem.
– Rzeczywiście, bardzo smaczne – przytaknęła kolejna osoba. – Skąd wzięłaś ten przepis?
Celina, która do tej pory milczała, w końcu skierowała swój wzrok na mnie.
– Muszę przyznać, Martyna, że to... interesująca odmiana – powiedziała z delikatnym uśmiechem. – Chociaż nie jest to to, co zwykle przygotowuję, cieszę się, że spróbowałam czegoś nowego. Nie spodziewałam się, że zjem dziś coś tak smacznego z twoich rąk. No, no.
Byłam zaskoczona. Celina, choć nie wyraziła entuzjazmu wprost, dała mi coś w rodzaju uznania, a to było dla mnie niezwykle ważne. Poczułam, że może to pierwszy krok do zmiany w naszej relacji.
– Dziękuję. Cieszę się, że wam smakowało – odpowiedziałam, starając się ukryć ulgę w głosie – Kiedyś eksperymentowałam już ze szparagami i tak mi trochę wyszło. A inspiracją były też może dania mojej koleżanki z pracy, która tak jak jak uwielbia gotować i łączyć nowe smaki. Nie jest to nic skomplikowanego, ale czasami prostota w kuchni daje niesamowite efekty.
Podczas reszty obiadu atmosfera była znacznie luźniejsza. Rozmowy płynęły swobodnie, a ja poczułam, że w końcu jestem częścią tej rodziny, w sposób, którego wcześniej nie doświadczałam. Michał spojrzał na mnie z dumą, a ja wiedziałam, że nie udałoby mi się to bez jego wsparcia.
Cos wreszcie się przełamało
Gdy wszyscy przesiedli się na kanpę i fotele, bliżej ławy, by raczyć się kawą i ciastem, usiadłam na chwilę w kuchni, by ochłonąć po emocjonującym wydawaniu obiadu. Moja głowa wciąż była pełna myśli, ale jedno było jasne: ten dzień przyniósł więcej niż tylko sukces kulinarny. Celina może nie zmieniła się od razu, ale poczułam, że między nami coś się przełamało. Może dzięki temu małemu uznaniu, które mi okazała wcześniej, a może dzięki temu, że podeszła do mnie po obiedzie i zapytała, jak przygotowałam swój szparagowy sos. Te małe gesty miały dla mnie mnie ogromne znaczenie.
Michał wszedł do kuchni, przerywając moje rozmyślania. Usiadł obok i spojrzał na mnie z czułością.
– Jestem z ciebie dumny – powiedział, chwytając mnie za rękę. – Naprawdę ci się udało.
– Dzięki tobie. Bez ciebie nie odważyłabym się na coś takiego – odpowiedziałam, uśmiechając się do niego z wdzięcznością i mrugnięciem.
– Może teraz będzie trochę łatwiej? – zapytał z nadzieją w głosie.
Westchnęłam, zastanawiając się nad jego słowami. Wiedziałam, że nasza relacja z Celiną nie zmieni się z dnia na dzień, ale może to był dobry start. Chociaż nadal miałam mieszane uczucia, pomyślałam, że mogę powoli zacząć ugruntowywać swoje miejsce w tej rodzinie.
– Oby tak teraz było, bardzo bym chciała – odpowiedziałam, patrząc na niego z optymizmem.
Podniosłam się z krzesła i przytuliłam Michała. Wiedziałam, że w przyszłości czekają mnie kolejne wyzwania, ale teraz czułam się silniejsza i spokojniejsza. Może Celina i ja jeszcze nie jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, ale to małe świąteczne przełamanie było nadzieją na przyszłość.
Martyna, 30 lat
Czytaj także:
- „Przy wielkanocnym stole siostra natarła chrzanu i zrobiła nam niespodziankę. Nie wiem, czy kiedykolwiek jej wybaczę”
- „Nawet, gdy to siostra nawywijała, ja sprzątałem cały bałagan. Tym razem jednak przegięła”
- „Mąż miał odwagę zdradzić rodzinę, ale powiedzieć dzieciom, co zrobił, to już nie. Wyręczył go ktoś inny”