„Teściowa z bratową wylegiwały się na leżakach, a ja stałam nad garami. W końcu czara goryczy się przelała”
„Rodzinne wakacje w ich wykonaniu oznaczają, że to ja robię zakupy, planuję posiłki, gotuję i sprzątam, podczas gdy reszta oddaje się błogiemu lenistwu. Przeżyłam to już wcześniej, choć w krótszej wersji – święta, weekendy, grille. Za każdym razem kończyło się tak samo: ja w kuchni, oni na leżakach”.

- Redakcja
Z wykształcenia jestem filolożką, ale od pięciu lat pracuję jako redaktorka w wydawnictwie. Praca zdalna, samotna, często niewidzialna. Tak jak ja. Od dłuższego czasu mam wrażenie, że moje życie toczy się na uboczu. Nie wychylam się, nie marudzę, nie protestuję. Jestem tą, która „rozumie sytuację” i „nie robi problemów”. Z Michałem, moim mężem, jesteśmy razem już osiem lat. Związaliśmy się wcześnie, mieliśmy wspólne plany, ambicje, ale z biegiem lat z tych planów została głównie codzienność. Poprawna, spokojna i... obojętna. Zbliżały się wakacje, a ja miałam tylko jedno marzenie – choć przez tydzień niczego nie musieć. Ale wtedy Michał rzucił hasło:
– Moja mama pytała, czy jedziemy z nimi nad jezioro. Zarezerwowali domek. Duży, dla całej rodziny.
Zamilkłam. Wiedziałam, co to znaczy. „Rodzinne wakacje” w ich wykonaniu oznaczają, że to ja robię zakupy, planuję posiłki, gotuję i sprzątam, podczas gdy reszta oddaje się błogiemu lenistwu. Przeżyłam to już wcześniej, choć w krótszej wersji – święta, weekendy, grille. Za każdym razem kończyło się tak samo: ja w kuchni, oni na leżakach.
– Justyśka, nie przesadzaj – Michał spojrzał na mnie, kiedy zasugerowałam, że może tym razem powiemy „nie”. – Będzie fajnie. Zobaczysz, odpoczniesz.
Parsknęłam śmiechem, ale bez humoru.
– A kto mi da odpocząć, Michał? Twoja mama?
– Oj, znowu zaczynasz...
Zacisnęłam zęby. Znowu nie chciałam „robić problemów”. Zgodziłam się. Spakowałam walizki, zrobiłam listę zakupów, wrzuciłam nawet do torby rodzinny blender „na wszelki wypadek”. I tak pojechałam na te wakacje, z duszą na ramieniu i z przeczuciem, że to będzie tydzień, po którym nie będę już tą samą Justyną.
Czuję się niewidzialna
Pierwszy poranek. W kuchni cisza, tylko lodówka brzęczy. Słońce wlewa się przez firanki, pachnie lasem i kawą, którą właśnie nastawiłam, oczywiście dla wszystkich. Zerkam na zegarek. Ósma trzydzieści. W całym domku jest sześć dorosłych osób. Nikt nie wstał. Nikt nie zapytał, czy pomóc, czy podać talerze, czy może po prostu posiedzieć i pogadać. Nic. Więc kroję pomidory, smażę jajka, wyciągam chleb, układam wszystko na stole. Jak zawsze.
– Ooo, Justynka, ty to masz rękę do kuchni – słyszę głos teściowej, która właśnie wlazła do kuchni w szlafroku. Przeciąga się ostentacyjnie. – Dobrze, że jesteś, bo ja bym z rana to tylko kawę wypiła...
– Może następnym razem ktoś inny zrobi? – rzucam cicho, zerkając na Michała, który właśnie pojawił się za nią. Nic nie mówi. Siada. Nalewa sobie kawy.
– Nie przesadzaj, przecież i tak jesteś zawsze pierwsza na nogach – mówi Paweł, szwagier. Ziewa, drapie się po brzuchu i siada do stołu. – Dobre te jajka.
Zamieram na chwilę. W ustach czuję gorycz. W brzuchu ścisk. Stoję z łyżką nad patelnią i nagle nie wiem, co robię. Czemu znowu to robię?
– A może ktoś by posprzątał po śniadaniu? – pytam po cichu, ale nikt nie reaguje. Wszyscy jedzą.
Michał patrzy na mnie, jakby chciał powiedzieć „daj spokój, po co się czepiasz”. Nie mówi jednak nic. I to boli najbardziej. Po śniadaniu idę na pomost. Siadam sama, patrzę na wodę. Jeszcze tylko sześć dni. Dam radę. Muszę. Bo przecież nie chcę robić problemów.
Nie chciałam robić afery
– Michał, mogę z tobą pogadać? – szepczę, kiedy reszta szykuje się na spacer. Chodzimy wokół siebie od rana, ale żadne z nas nie zainicjowało rozmowy. Teraz jest moment.
– Mhm – odpowiada, ale nawet nie patrzy mi w oczy.
Zamykamy się w naszej sypialni. Siadam na łóżku, splatam ręce. Czuję, że zaraz się rozpłaczę.
– Ja się tu czuję jak służąca – mówię. – Gotuję, sprzątam, a reszta tylko z tego korzysta. I nikt nawet nie zapyta, czy może mi pomóc.
– Justyna, no… przecież nic się nie dzieje – wzdycha, jakby go to wszystko przerastało. – Przecież nikt cię nie zmusza. Robisz to, bo chcesz.
– Bo chcę?! – prawie się śmieję, ale to śmiech pusty. – A co, miałam patrzeć, jak wszyscy siedzą głodni i narzekają, że nie ma jedzenia?
Michał rozkłada ręce.
– To są tylko wakacje. Nie rób afery.
– Aha. Wakacje. Dla kogo? Dla mnie to są wakacje w fartuchu. A ty siedzisz cicho, jakby ci to odpowiadało.
Nie odpowiada. Milczy. Po południu Bożena podchodzi do mnie z uśmiechem.
– Justynko, zrobiłabyś może naleśniki na kolację? Dzieci tak lubią te twoje.
– Może ktoś inny mógłby następnym razem ugotować obiad? – mówię spokojnie, ale czuję, że zaciskam zęby.
Bożena uśmiecha się szerzej, jakby nie słyszała pytania.
– Ale przecież ty robisz to najlepiej.
I odchodzi. Stoję jak wmurowana. Czuję się, jakby właśnie przejechała po mnie walcem. A Michał? Michał siedzi na leżaku i patrzy w telefon.
Michał wreszcie stanął za mną
Wieczorem wychodzę z łazienki po ręcznik, kiedy słyszę ich głosy z kuchni. Teściowa Bożena i jej córka Kasia. Siedzą przy winie, gadają cicho, ale wystarczająco głośno, by wszystko dotarło do sąsiedniego pokoju.
– Justyna taka cicha, ale i tak za dużo może od niej się oczekuje – mówi Kasia. – Nie wiem, jak ona z tym żyje.
– Taka jest rola kobiety – odpowiada Bożena. – Trzeba dbać o dom. O mężczyznę. Ona jeszcze się nauczy. Jak nie, to Michał sam jej pokaże.
Cofam się do sypialni. Serce mi wali. Czuję się, jakbym dostała w twarz. Michał leży na łóżku z tabletem.
– Wiesz, co właśnie powiedziała twoja matka? Że twoją żonę trzeba „nauczyć” – zaczynam. Głos mi drży.
– Nie przesadzaj znowu – rzuca bez entuzjazmu. – One tak gadają, co im ślina na język przyniesie. Nie bierz tego do siebie.
– Ale ja to słyszę! Słyszę i czuję się jak mebel! Ty nic nie robisz! Nic nie mówisz!
Patrzy na mnie długo, aż w końcu cicho mówi:
– Nie chcę być jak mój ojciec…
Milknę. To pierwszy raz, kiedy wspomina o nim tak serio.
– Zawsze siedział cicho. Robił, co mama kazała. A ja... nie chcę tak. Ale chyba nie umiem inaczej. Nie potrafię się postawić.
Stoję w drzwiach, z ręcznikiem w dłoni. W głowie mi huczy. Idę do kuchni. Wchodzę nagle, przerywając ich rozmowę.
– Mam jedno pytanie – mówię tak, żeby do Bożeny i Kasi doleciało. – Po co ty się właściwie ożeniłeś, Michał?
Wszyscy milkną. Nawet dzieci przestają się śmiać w drugim pokoju. Michał staje za mną. W końcu.
– Nie po to, żeby moja żona była służącą – mówi cicho. Ale mówi.
I nagle cały domek robi się dziwnie cichy.
Miałam tego serdecznie dość
Pakuję rzeczy do torby. W pośpiechu. Jeszcze nie wiem, dokąd pójdę – może do tej starej łódki przy pomoście, może do lasu, byle dalej stąd. Michał stoi oparty o framugę, jakby nie wiedział, co zrobić z rękami.
– Justyna… Przepraszam, ale ja naprawdę nie umiem inaczej. Całe życie słyszałem tylko, żeby nie marudzić, żeby nie wkurzać matki. Ja... jestem tak wychowany.
Zatrzymuję się. Patrzę na niego.
– To nie wystarczy. Nie możesz całe życie się chować. Ani za mną, ani za nią.
Wychodzę. Bożena coś mówi pod nosem, ale nie słucham. Kasia nerwowo chrząka. Tadeusz siedzi, jak zwykle, w milczeniu. Po raz pierwszy mam wrażenie, że patrzy na mnie inaczej – uważniej.
Idę przez las, torba mi ciąży, piasek wpada do sandałów. Po godzinie siadam na leśnym zakręcie przy jeziorze. Rozpłakałam się. Tak po cichu, z ulgą, że nikt nie słyszy. Wreszcie mogę. Nie muszę już udawać spokojnej, rozsądnej, miłej Justynki. To nie ja się zmieniłam. To oni nigdy nie chcieli mnie widzieć naprawdę.
Wróciłam późnym wieczorem. Nikt się nie odzywa. Michał spojrzał tylko i skinął głową. Nie usiadłam z nimi przy kolacji. Nie komentowałam, że na stole tylko paczka parówek, a naczynia leżą brudne w zlewie. Po raz pierwszy od początku tego wyjazdu nie zrobiłam nic dla nich. Zamknęłam się w pokoju. Na kolację zjadłam czekoladowy batonik z plecaka. I zasnęłam w ubraniu.
Wiedziałam już, czego nie chcę
Rano weszłam do kuchni. Cisza. Parówki leżały tam, gdzie wczoraj. Soki rozlane na blacie, lepiące, zaschnięte. Zmywarka nieuruchomiona. Siadłam przy stole z kubkiem herbaty i patrzyłam, jak Paweł nerwowo szuka czystej szklanki.
– A Justynka dzisiaj nie robi śniadanka? – rzucił półżartem.
Nie odpowiedziałam. Michał wszedł zaraz po nim. Zatrzymał się w drzwiach, jakby szukał we mnie czegoś znajomego, czego już nie było.
– Porozmawiamy? – zapytał cicho.
Wyszliśmy na taras.
– Widziałem, jak wczoraj wyszłaś. Bałem się, że nie wrócisz.
– A nie przyszło ci do głowy, żeby pójść za mną?
Milczenie.
– Ja się już nie chcę tak czuć. Niewidzialna. Oczywista. Wygodna. – Odwróciłam wzrok. – I nie wiem, czy wrócę z tobą do domu.
Michał złapał się za kark, ciężko westchnął.
– Wiem. Schrzaniłem. Pozwoliłem im cię zgnieść, bo sam zawsze byłem za słaby, żeby się postawić.
– To ty musisz wiedzieć, czego chcesz. Ja już wiem, czego nie chcę.
W środku Kasia próbowała usmażyć jajka. Paweł coś tam mieszał w garnku. Atmosfera była gęsta. Bożena siedziała przy stole, ale nie odezwała się słowem. Tadeusz za to powiedział niespodziewanie:
– Wreszcie ktoś powiedział, jak jest.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Kiwnął głową powoli, jakby chciał powiedzieć: „ja też kiedyś milczałem zbyt długo”.
Mam prawo do swoich emocji
Do końca urlopu zostały trzy dni. Nie robiłam już śniadań, nie zmywałam, nie pytałam, czy ktoś chce kawę. Siedziałam z boku, czytałam książki, chodziłam na spacery, patrzyłam, jak jezioro milczy spokojnie pod wieczornym słońcem.
Zaczęli się krzątać. Kasia coś gotowała, Paweł mył po niej garnki. Michał próbował zorganizować ognisko, ale dzieci nie miały ochoty. Bożena milczała ostentacyjnie. Nie przeprosiła. I nie oczekiwałam, że to zrobi. Nie dla niej to zrobiłam. Dla siebie. Ostatniego dnia Michał spakował walizki. Spojrzał na mnie bez słowa. Ja miałam tylko plecak – nie chciałam już nic więcej nieść.
– Jedziesz ze mną? – zapytał cicho, kiedy staliśmy przy aucie.
Popatrzyłam na niego długo.
– Nie wiem.
Wsiedli do samochodu. Ja zostałam jeszcze chwilę przy brzegu, patrzyłam, jak odjeżdżają. Zostawiłam klucze w skrzynce na werandzie.
Justyna, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na chorwackiej plaży nieznajomy nasmarował mi plecy i rozpalił we mnie ogień. Rano mąż zafundował mi zimny prysznic”
- „Na emeryturze odkryłam brudny sekret mojego męża. A ja z uśmiechem prałam mu gacie przez ostatnie 20 lat”
- „Na weselu dowiedziałam się o zdradzie męża, więc poszłam w tango ze szwagrem. I nasionko zakiełkowało”