Reklama

Moi rodzice mieli kwiaciarnię, i spędziłam tam tak naprawdę większość swojego dzieciństwa. Ale nigdy nie przypuszczałam, że również właśnie tam spotkam mężczyznę, który zostanie moim mężem. Pewnego dnia przyszedł Tomek, żeby kupić bukiet róż. Nie pamiętam już dokładnie z jakiej okazji – mogło to być na Dzień Matki, Kobiet, Nauczyciela lub jakiegoś innego święta. Wiem tylko, że akurat wtedy pomagałam mojej mamie. W pewnym momencie do naszego sklepu wszedł – wysoki, przystojny brunet o pięknych oczach. Kiedy spojrzał na mnie, od razu wiedziałam, że muszę go lepiej poznać...

Reklama

Kiedy to się zdarzyło, ja byłam uczennicą pierwszej klasy liceum, a on przygotowywał się do egzaminu maturalnego. Kilka lat później staliśmy na ślubnym kobiercu. Miałam dwoje rodzeństwa, więc nie mogłam spodziewać się dużego posagu. Jednakże Tomek, jako jedynak, miał rodziców, którzy byli właścicielami dużej nieruchomości i zaoferowali nam piętro w ich domu.

– Możecie zrobić oddzielne wejście i całe piętro będzie tylko dla was.

Nie ukrywam, była to dość kusząca propozycja. Nie byłoby konieczności zaciągania kredytu na resztę naszego życia, żeby kupić dwupokojowe mieszkanie w bloku – zamiast tego, za cenę zamieszkania pod jednym dachem z teściami, mogliśmy już od razu mieć trzy pokoje, kuchnię i łazienkę, wszystko tylko dla nas, w domu położonym na obrzeżach miasta, z dużym ogrodem i w cichej okolicy. Perspektywna brzmi obiecująco.

Nie obyło się jednak bez remontu. Na szczęście udało nam się odłożyć trochę gotówki, więc mogliśmy ruszyć z pracami od razu. Mój mąż Tomek był bardzo sprytny i potrafił samodzielnie wykonać wiele różnego rodzaju prac. Jeśli natomiast z jakimiś rzeczami nie dawał sobie rady sam, pomagał mu w tym jego ojciec. Nie była to jednak prosta współpraca. Nie da się ukryć, że mój teść to osoba, która uznaje tylko swoje metody pracy. Często więc musiałam słuchać, jak wykrzykiwał:

– Dlaczego to tak robisz? Nie ruszaj! Trzeba to zrobić inaczej!

Gdy Tomek remontował poddasze z ojcem, zazwyczaj kończyli prace bardzo późno i mój facet był potem kompletnie wykończony. Kiedy zasugerowałam, że może moglibyśmy zająć się tym sami albo z pomocą jednego z jego znajomych, jedynie ciężko westchnął.

– Wtedy ojciec na pewno przestanie się do mnie odzywać. A żeby wynająć specjalistę, niestety trzeba trochę zapłacić. Poza tym zawsze był taki, już do tego przywykłem.

Nie mogę dłużej tak żyć, nie dam rady!

Dobrze, że jakoś udało nam się przetrwać cały ten remont. Mimo że nasze gniazdko na piętrze nie prezentowało się dokładnie tak, jak byśmy z Tomkiem sobie tego życzyli, to jednak nie będziemy narzekać. Przecież nie zagląda się darowanemu koniowi w zęby, a przekonany o swojej racji teść zawsze stawiał na swoim, uważając swoje rady i pomysły za najlepsze.

Tomek miał dobrą pracę, więc nie narzekaliśmy na brak pieniędzy. Bezstresowe życie sprzyja miłości, więc nie trwało długo, aż zaszłam w ciążę. Niestety, musiałam bardziej o siebie dbać. Dostałam zwolnienie lekarskie i nie miałam wyjścia, musiałam spędzać czas w domu, w towarzystwie... mojej kochanej teściowej.

O matko, ta kobieta naprawdę potrafiła napsuć krwi! Wpadała do nas pod dosłownie każdym pretekstem – nie mieliśmy jeszcze osobnego wejścia, więc musiała tylko przemierzyć parę schodów – i od razu zaczynała nadawać jak katarynka.

Owszem, pomagała mi w sprzątaniu czy gotowaniu, ale jednocześnie nieustannie gadała. O wszystkim i o niczym. O tym, co u sąsiadów, co w kościele, do którego nie chodzimy, ale według niej powinniśmy, bo przecież jesteśmy porządną rodziną. Dobrze, że chociaż poszliśmy na ustępstwo w kwestii ślubu kościelnego, inaczej byłoby nieciekawie. Przechwalała się też, co ostatnio sobie kupiła, gdzie była... ech. No i nieustannie dawała mi rady na temat wychowania dziecka, bo przecież ona już to przerobiła, więc wie najlepiej, jak to zrobić. I tak bez końca...

Pewnego razu dała mi pewien upominek.

– Co to jest? – zapytałam, przyglądając się niezwykłemu pakunkowi.

– To kocyk – odpowiedziała. – Do zawinięcia malucha, kiedy będziesz opuszczać szpital. Ma podszewkę z futerka. Żeby maluszek nie zmarzł.

– Ale przecież spodziewam się dziecka na koniec czerwca...

– Przyda się – stwierdziła nieugięcie. – Zobaczysz.

No niestety, jakimś cudem się nie przydał...

Starałam się trzymać nerwy na wodzy, bo wahania nastroju mogły tylko zaszkodzić mojemu dziecku, ale nie zawsze było to takie proste. Na przykład podczas urządzania pokoiku dla dziecka.

– Czy nie sądzisz, że lepiej byłoby umieścić łóżeczko bliżej okna?

– Tutaj mamy taką małą lukę, w którą idealnie by się zmieściło...

– Ja bym jednak wolała postawić je przy oknie. Poczekaj, zaraz to przesunę.

No i wzięła się za przesuwanie, narzekając przy tym głośno na włożony wysiłek. Chyba chciała, żebym jej pomogła, ale nie miałam zamiaru nawet ruszyć palcem. Co to, to nie.

– O, o wiele lepiej – powiedziała zadowolona z efektu swojej pracy.

O matko, co za zgrana para z tym teściem!

Wieczorem poprosiłam mojego męża Tomka, żeby przesunął łóżeczko tam, gdzie wcześniej zdecydowaliśmy. Co z tego wynikło? Przez kilka dni moja teściowa się do mnie nie odzywała. W końcu zaczęłam prawie że błagać Tomka, aby wziął kredyt, pożyczkę, cokolwiek, i w końcu zrobił osobne wejście z zewnętrznymi schodami, zamurowując stare.

– Zapewniali, że będziemy mieli piętro tylko dla siebie, a jakoś twoi rodzice ciągle się tu kręcą i wtrącają się we wszystko – narzekałam.

Długo dyskutowaliśmy i w końcu się udało – zgodził się. Zresztą taka była strategia od samego początku, z tym, że pierwotnie chcieliśmy najpierw zgromadzić fundusze, a potem zrobić wszystko na własną rękę, jak tylko byłoby to możliwe. Teraz jednak, pod wpływem mojego ciągłego narzekania, Tomek zdecydował się na małą pożyczkę i zlecił pracę specjalistom. To nie pozostało niestety niezauważone. Musiała się odezwać:

– Chcesz wpędzić mojego syna w długi – oskarżyła mnie moja teściowa. Przeczuwałam, że w jakiś sposób zareaguje, ale te oskarżenia to już zdecydowanie przesada. Nie mogłam tego znieść. Dosyć!

– Czy mama naprawdę sądzi, że chciałabym mieć długi? Absolutnie nie. Chciałabym tylko, abyście przestali ingerować w nasze sprawy! Nic więcej!

Żałowałam tych słów, zaraz po tym jak je wypowiedziałam. Moja teściowa zmarszczyła usta, obróciła się i wyszła. Niespodziewanie zostałam całkiem sama ze wszystkimi obowiązkami domowymi – sprzątaniem, gotowaniem, praniem i tak dalej. Doktor powiedział, żebym się nie przesilała, ale nie miałam zbyt wielu rozwiązań. Tomek wracał do domu przemęczony i głodny po pracy, a ja po prostu czułam się w obowiązku, że muszę mu zrobić obiad.

Nie dyskutowaliśmy zbyt wiele na temat tego, co się wydarzyło między mną a teściową. Dopóki nie skończono drzwi i schodów, starałam się omijać rodziców Tomka. Przechodziłam przez „ich obszar” kiedy tylko musiałam iść na zakupy, co było trudne ze względu na mój stan i rozmiary. Tomek natomiast odwiedzał swoich rodziców wieczorami na godzinę lub dwie.

Zostawałam sama na piętrze i czułam się odsunięta na bok. W końcu sama byłam sobie winna, powinnam była wcale się nie odzywać, ale wtedy nic by się nie zmieniło. Już sama nie wiedziałam, co jest gorsze.

Nie mogłam długo się powstrzymać, znowu mnie poniosło

Myślałam, że po narodzinach malucha coś się poprawi. I rzeczywiście, kiedy stałam przy szpitalnym łóżeczku mojego dziecka, byłam przekonana, że tym razem udało mi się dojść do porozumienia z teściową. Ale kiedy wróciłam do domu, wszystko wróciło do swojego starego stanu.

Cały czas słyszałam tylko: „To nie tak. Ja bym to zrobiła inaczej. Czy Kubuś przypadkiem nie marznie? Załóż mu grubsze skarpety. Ja mojemu Tomeczkowi sama przygotowywałam warzywa, zamiast kupować gotowe...” – i tak bez końca, do obrzydzenia. Rezultat był oczywisty: nie mogłam tego dłużej wytrzymać.

Kubuś nie dał mi pospać tej nocy. Maluch nie mógł zasnąć i nieustannie płakał. Musiałam go więc nosić na rękach i starałam uspokoić. Tomek miał nocną zmianę w pracy, więc niestety nie mógł mnie wesprzeć. Chodziłam więc tam i z powrotem po sypialni, starając się uspokoić naszego synka. Nagle, w drzwiach pojawiła się moja teściowa. Wyglądała jak straszydło, z rozczochranymi włosami i w długiej koszuli do spania.

– Dlaczego on tak płacze? – zadała pytanie. – To już się ciągnie parę godzin, nie możemy zasnąć.

– Nie mam pojęcia – odpowiedziałam szczerze.

Byłam wykończona, a zobaczenie teściowej zdecydowanie nie poprawiło mi humoru.

– Mój mały Tomeczek nigdy nie płakał tak głośno. Zawsze umiałam go uspokoić.

– To nie jest twój Tomeczek.

– Daj mi go – zażądała, podsuwając dłonie.

– Nie – odparłam, przytulając mocniej małego Kubusia.

– Posłuchaj, ty...

– Wyjdź stąd! – krzyknęłam, nie czekając na nic więcej. – Precz z mojego mieszkania!

– To nie jest twoje mieszkanie!!!

Okej, w końcu wszystko stało się jasne. Szala się przeważyła. W samej piżamie, w kapciach, z maluchem na rękach, pobiegłam na balkon, a potem po schodach na dół. Wyjechałam do rodziców. Gdy mama zobaczyła mnie na progu, całą we łzach, wystraszoną, z Kubusiem w ramionach, aż zrobiła się blada.

– Kochanie, co on ci zrobili?

– Zadzwonię na policję – powiedział tata.

Udało mi się nieco ochłonąć i opowiedziałam im wszystko. W tym czasie Kubuś jakimś cudem zasnął.

– No i co ja mam zrobić? – spytałam na zakończenie.

– Bycie pod jednym dachem z rodzicami albo teściami zawsze jest trudne... – matka rzuciła znaczące spojrzenie w stronę taty. – Prawda?

Tata tylko wzruszył ramionami, choć jego twarz wyglądała na załamaną.

– Najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdybyście zamieszkali całkowicie sami – kontynuowała.

– Musielibyśmy wtedy wziąć pożyczkę – odparłam. – Już teraz wydaliśmy masę gotówki na remont...

– To tylko pieniądze. Pomożemy, w miarę naszych możliwości – zapewnił tata.

Przenocowałam u nich. Nad ranem zjawił się Tomek.

– Nie dam rady mieszkać z twoimi rodzicami – oznajmiłam, ponieważ ta decyzja nie podlegała żadnym negocjacjom.

Spędziliśmy na rozmowach pół dnia. Na koniec zdecydowaliśmy, że zaciągniemy pożyczkę, ale na zakup nieruchomości, a nie na budowę nowego domu. Znaleźliśmy nieduży i stosunkowo tani dom, który wymagał remontu. Obecnie mieszkamy w nim i stopniowo przeprowadzamy renowację, zgodnie z naszym planem i gustem.

Nie jest kolorowo, ale sobie radzimy. Najważniejsze jest to, że jesteśmy razem, tylko we trójkę. Tomek sam odwiedza swoich rodziców. Ja na razie nie mam ochoty na nich patrzeć. Z drugiej strony, nie chciałabym odciąć ich od kontaktu z wnukiem, choć obawiam się, że mogą mieć na niego zły wpływ.

Reklama

W końcu będziemy musieli rozwiązać ten problem – kwestię wzajemnego szacunku i porozumienia. Najpierw jednak muszę nabrać pewności siebie jako matka i żona, aby komentarze teściowej nie doprowadzały mnie do szaleństwa.

Reklama
Reklama
Reklama