„Teściowa zaglądała mi do talerza i do łóżka. Zamieszkałam pod jednym dachem z kimś, kto życzy mi jak najgorzej”
„Po ślubie przez problemy finansowe wylądowaliśmy w jednym mieszkaniu z teściową. Wspólny salon, łazienka, kuchnia – każda czynność stawała się aktem publicznym. Teściowa była wszędzie. Wtrącała się w rozmowy, w zakupy, nawet w naszą intymność. Czułam się jak intruz”.

- Redakcja
Po ślubie wyobrażałam sobie wspólne życie z Kamilem jako coś pięknego i... spokojnego. Nasz kąt, wspólne wieczory, zwyczajne sprawy. Ale los miał inne plany. Przez problemy finansowe wylądowaliśmy w jednym mieszkaniu z jego matką.
Wspólny salon, łazienka, kuchnia – każda czynność stawała się aktem publicznym. Teściowa była wszędzie. Wtrącała się w rozmowy, w zakupy, nawet w naszą intymność. Czułam się jak gość w czyimś życiu. Kamil tylko wzruszał ramionami. Jemu to nie przeszkadzało. Mnie – zaczęło dławić.
Nie było mi do śmiechu
Wieczorem Kamil wszedł do pokoju z telefonem w ręku, uśmiechnięty. Rozmawiał z kolegą o jakimś meczu. Ja siedziałam na łóżku i gapiłam się w pustkę. Nie wytrzymałam.
– Serio? To teraz się śmiejesz? – zapytałam cicho.
– Co? No przestań… To tylko…
– Mam dość. Rozumiesz to w ogóle? Mam dość tego wszystkiego – przerwałam mu i wstałam.
– Czego dokładnie masz dość, Julka? – zapytał, jakby naprawdę nie wiedział.
– Tego, że twoja matka komentuje, co jem. Że nie mogę zamknąć drzwi, bo „przewiew”. Że śpię w pokoju, który nie jest mój. Że jak w nocy kicham, to rano słyszę: „Oj, chyba się coś rozchorowało, za cicho tam u was”.
Kamil poczerwieniał.
– Przesadzasz. Mama po prostu się martwi.
– Martwi? Twoja matka wie więcej o naszym pożyciu niż ja! – krzyknęłam.
Zamilkł. Zrobił dwa kroki w moją stronę, jakby chciał coś powiedzieć, ale zawahał się. Jego twarz… coś w niej drgnęło. Jakby usłyszał coś, czego się obawiał.
– Nie wiesz, co się dzieje, prawda? – zapytałam ciszej. – Nie widzisz, że to nas niszczy?
Nie odpowiedział. Odwrócił się, wyszedł z pokoju.
Zostałam sama. Jeszcze przez chwilę słyszałam, jak Teresa z kimś rozmawia w kuchni. Śmiała się. Mnie już nie było do śmiechu.
Teściowa była wścibska
Zaparzyłam sobie herbatę. Bez pytania. Po raz pierwszy od miesięcy. Postawiłam kubek na stole i usiadłam. Teresa pojawiła się chwilę później, jakby wyczuła okazję.
– O, herbata? A pytałaś, czy można użyć tego czajnika? Ostatnio coś przecieka – zauważyła z lekkim uśmiechem.
– Jestem dorosła. Myślę, że poradzę sobie z wrzątkiem – odpowiedziałam spokojnie, choć cała drżałam.
– Ja tylko mówię, żeby potem nie było… Ale jak chcesz. Jak dla mnie możesz nawet zagotować wodę w żelazku – dodała z teatralnym westchnieniem.
Patrzyłam na nią przez chwilę. Już nie mogłam. Zebrałam się w sobie i powiedziałam:
– Czuję się w tym domu jak intruz. Nie mam tu swojego kąta, ciszy, nawet śniadania nie mogę zjeść bez komentarza.
Teresa spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Chyba nie spodziewała się, że tak otwarcie powiem, co myślę.
– A ja poświęciłam dla tego chłopaka wszystko. Całe życie dla niego oddałam! Myślisz, że mi się to wszystko z nieba wzięło?
– Nie mówię, że nie – odpowiedziałam. – Ale ja też coś oddałam. Siebie. A teraz... nawet nie mamy czasu tylko we dwoje.
– W tym wieku… – mruknęła nagle. – To już nie ma co się spodziewać cudów w łóżku. Takie czasy.
Zamarłam. Kubek z herbatą zadrżał w mojej dłoni. Patrzyłam na nią i nie wierzyłam.
– Pani sobie żartuje?
– Ja tylko głośno myślę. A że słabo to u was słychać nocami, to wiesz…
Wstałam. Wyszłam, zanim coś rzuciłam.
Tego było już za wiele
Nie mogłam spać. Leżałam w ciemności i patrzyłam w sufit, jakby miał mi udzielić odpowiedzi. W końcu wstałam, bezszelestnie otworzyłam drzwi. Z kuchni dobiegały głosy.
– Mamo, nie możesz tak do niej mówić – szepnął Kamil.
– A ty nie możesz być taki naiwny. Ona cię w końcu zostawi. Widzisz przecież, jaka jest nerwowa.
– Bo ty ją ciągle prowokujesz.
– Ja? Kamilku, ja tylko chcę cię ochronić. Ona nie pasuje do naszej rodziny. Jest taka… roszczeniowa. I cały czas zła. To nie jest normalne.
– Nie wiem już, co robić. Czuję się między wami jak dziecko w czasie rozwodu.
– To nie rozwód, kochanie. To tylko etap. Minie jej. A jeśli nie, to może to nie jest kobieta dla ciebie?
Zrobiło mi się zimno. Stopy miałam gołe, a dłonie zacisnęłam na framudze. Drzwi skrzypnęły lekko, gdy je popchnęłam.
– Dzięki, teraz już wiem wszystko – powiedziałam spokojnie.
Oboje spojrzeli na mnie jakby zobaczyli ducha. Kamil wstał.
– Julka, posłuchaj…
– Nie trzeba. Skoro nie potrafisz wybrać, ja zrobię to za ciebie – powiedziałam.
– Julia, nie o to chodziło… – zaczął, ale przerwałam mu.
– Twoja matka nie musi mnie akceptować. Ale ty powinieneś. A skoro stoisz pośrodku, to ja wychodzę z tego kręgu.
Odwróciłam się i odeszłam do pokoju. Zaczęłam pakować torbę. Powoli, ale bez zawahania.
Dalej tak nie mogło być
Jeszcze nawet nie świtało, kiedy wsunęłam do torby sweter, który najbardziej lubiłam. Cisza. Kamil spał na kanapie. Chyba. Nie chciałam sprawdzać. Na palcach przeszłam przez przedpokój. Teresa stała już w drzwiach kuchni, jakby czekała.
– Tylko nie krzycz, sąsiedzi słyszą – powiedziała szeptem, z tą swoją przesadną troską.
Nie odpowiedziałam. Wzięłam klucze do wspólnego pokoju, spojrzałam na nią i cisnęłam nimi o podłogę. Metalowy dźwięk odbił się echem w mieszkaniu.
– Jak wyjdziesz, to nie ma odwrotu – dodała jeszcze. – Pamiętaj.
Zignorowałam ją. Zasunęłam zamek w torbie, założyłam kurtkę. Kamil nie wybiegł. Nikt mnie nie zatrzymał.
Zeszłam na dół, do samochodu. Usiadłam za kierownicą i w końcu pozwoliłam sobie na płacz. Dławiący, niemal bezgłośny. Zwinęłam się w kłębek na siedzeniu. Nie miałam gdzie jechać. Mama mieszkała dwieście kilometrów stąd. Koleżanki? Były, ale żadna nie wiedziała, że jestem na takim etapie.
Zostałam sama. W aucie. Z niedopitą herbatą w termosie i torbą z ubraniami.
W nocy wracały do mnie obrazy. Nasz ślub. Jego dłoń w mojej. Przysięga. „I że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Może powinno być: „aż do wprowadzenia się do matki”.
Czy naprawdę go kochałam? Czy po prostu chciałam z kimś być? Może Kamil był tylko obietnicą spokojnego życia, której kurczowo się trzymałam.
Zasnęłam dopiero nad ranem, okryta kocem z bagażnika. Na chwilę. I z tą chwilą przyszła świadomość: dalej tak nie mogło być.
Chciałam być dla niego najważniejsza
Wróciłam przed ósmą. Chciałam zabrać resztę rzeczy. Cicho otworzyłam drzwi, spodziewając się pustki. Ale on tam był. Stał w progu, blady, z kubkiem herbaty w dłoni. Jakby czekał.
– Nie wiedziałem, czy wrócisz – powiedział cicho.
– Nie wróciłam. Przyszłam się spakować – odparłam, nie patrząc mu w oczy.
Odłożył kubek. Widziałam, jak drży mu ręka.
– Julia, ja… Nie wiem, jak to się stało. Myślałem, że to przetrwamy. Że to tylko chwilowe.
– Chwilowe? Kamil, to trwa od ślubu. Rok. Dwanaście miesięcy życia pod cudzym sufitem, z twoją matką komentującą, ile zjadłam i czy nocą kaszlę, czy spędzam czas z własnym mężem.
Usiadł. Patrzył w podłogę.
– Ja… całe życie jej ulegałem. Zawsze tak było. Ona rządziła. Ojciec się wyprowadził, jak miałem trzynaście lat. Też nie wytrzymał.
Spojrzałam na niego. Pierwszy raz mówił o sobie, naprawdę o sobie.
– To co teraz? Zamierzasz tak żyć do końca? Cicho, pod jej skrzydłami?
Milczał. Wiedziałam, że nie odpowie. Że odpowiedź już padła.
Podniosłam torbę.
– Ja cię nie proszę, żebyś ją wyrzucił z życia. Tylko żebyś to mnie w nim postawił na pierwszym miejscu.
Kiwnął głową. Ale nie wiem – zgodził się czy tylko mnie zrozumiał? Może jedno i drugie. A może nic.
Minęłam go, nie całując. Nie dotykając. Tylko z jednym pytaniem: czy jeszcze kiedyś się odnajdziemy?
Uczę się żyć po swojemu
Znalazłam pokój w starej kamienicy. Z wysokimi sufitami, skrzypiącą podłogą i dziurą w zasłonie. Miałam tam wszystko, czego brakowało mi przez ostatni rok: ciszę, przestrzeń, powietrze. Na początku płakałam co noc. Tęskniłam nie tylko za Kamilem, ale za sobą z tamtych czasów, kiedy jeszcze wierzyłam, że wszystko się ułoży.
Nie wyrzuciłam obrączki. Schowałam ją do pudełka po kolczykach, które kiedyś od niego dostałam. Czasem je otwieram.
Kamil napisał kilka razy. Krótkie wiadomości. Bez oskarżeń, bez błagań. „Myślę o tobie”. „Mam nadzieję, że dobrze śpisz”. „Mama pojechała na tydzień do siostry. Dziwnie pusto”.
Nie odpisałam. Nie umiałam. Jeszcze nie.
Zaczęłam chodzić na długie spacery. Sama. Z kubkiem kawy z pobliskiej piekarni. Uczę się być ze sobą. Słuchać siebie. Czuć, czego mi brakuje – a czego już nie chcę nigdy więcej.
Nie wiem, co dalej z nami. Nie wiem, czy jest jakieś „my”. Ale wiem, że teraz to ja decyduję. I nawet jeśli kiedyś wrócę, to tylko pod warunkiem, że będę mogła być sobą. Nie dekoracją, nie cieniem, nie dodatkiem do cudzej matki.
Czasem warto coś stracić, żeby odzyskać siebie. Czasem trzeba wyjść, żeby w końcu zrozumieć, że się żyło w klatce.
Na razie uczę się oddychać.
Julia, 28 lat
Czytaj także:
- „Chciałam być fair, gdy przyłapałam narzeczonego przyjaciółki na zdradzie. Zamiast wesela, odwołała moje zaproszenie”
- „Mój mąż kontrolował mnie jak przedszkolaka. Dopiero przyjaciółka uświadomiła mi, że on wcale nie jest troskliwym misiem”
- „Zamiast przed telewizorem, czas spędzam w garażu, a żona i tak narzeka. Zrobiła coś, przez co poważnie myślę o rozwodzie”