„Teściowa zapisała się na jogę i randkowała z amantem młodszym o połowę. Na stare lata zrobiła z siebie pośmiewisko”
„Zaczęło się od jogi. Nagle, z dnia na dzień, przeszła duchową transformację, kupiła matę, legginsy i wegańskie ciasteczka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kiedy powiedziała, że idzie na zajęcia, ja akurat wychodziłem z pracy. I widziałem ją. Z chłopakiem. Młodszym ode mnie”.

- Redakcja
Nie jestem typem, który miesza się w nie swoje sprawy. Przysięgam. Wolę trzymać się z boku, nie pytać, nie wnikać, nie słuchać plotek. Ale czasami życie samo pakuje cię w coś, czego nie chciałeś widzieć, wiedzieć, ani rozumieć. Tak było i tym razem. Mam niestety dość skomplikowaną relację z moją teściową. Zawsze była... powiedzmy, barwną postacią. Lubiła być w centrum uwagi, królowała na rodzinnych imprezach i zawsze wiedziała lepiej, co powinniśmy robić, co jeść, gdzie jechać na wakacje i jak wychowywać dzieci. Ale ostatnio zrobiła się jakaś... dziwnie milutka. Aż podejrzanie.
Zaczęło się od tej całej jogi. Nagle, z dnia na dzień, przeszła duchową transformację, kupiła matę, legginsy i „wegańskie ciasteczka z chia”. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kiedy powiedziała, że idzie na zajęcia, ja akurat wychodziłem z pracy. I widziałem ją. Wsiadała do auta. Z chłopakiem. Młodszym ode mnie. Uśmiechnięta jak nastolatka. Nie mam pojęcia, co zrobić z tą wiedzą, ani jak to ugryźć. Ale ta sytuacja sama zaczęła się rozkręcać szybciej, niż bym chciał...
Nie wierzyłem własnym oczom
Zwykle nie zwracam większej uwagi na to, kto wsiada do jakiego auta na parkingu. Ale tamtego dnia spojrzałem zupełnie przypadkiem. I zamarłem.
– Co, do cholery… – szepnąłem do siebie, bo nie wierzyłem własnym oczom.
Moja teściowa. W tych swoich fikuśnych, lawendowych legginsach. Z rozpuszczonymi włosami i szerokim uśmiechem. Stała przy czerwonym audi, które na pewno nie było jej. Obok niej chłopak, może trzydziestka z hakiem. Przytrzymał jej drzwi i coś powiedział, a ona… zachichotała. Tak, jakby miała znowu dwadzieścia lat. Weszła do środka, a on obszedł auto i po dłuższej chwili odjechali. Zatrzymałem się metr od mojego samochodu. Stałem jak idiota z torbą na ramieniu i gapiłem się w miejsce, gdzie przed chwilą byli. Nie, to się nie działo naprawdę. Dwa dni później, w niedzielę, przyjechała do nas na obiad. Teściowa jak zwykle wjechała do mieszkania z impetem.
– Ależ się człowiek spoci na tej jodze! – oznajmiła z entuzjazmem, ściągając buty.
– O, to byłaś? – zapytałem, starając się nie brzmieć podejrzliwie.
– A jakże. Czwartek, piątek, a dzisiaj nawet stretching z medytacją. To takie… oczyszczające – odparła, rozwieszając płaszcz na wieszaku.
– Mamo, a ty przypadkiem w czwartek nie byłaś… gdzie indziej?
Zamarła na sekundę. Ledwo zauważalnie. Ale ja to wychwyciłem.
– A skąd ten pomysł? – zapytała już z uśmiechem, jakby nic się nie stało. – Przecież chyba nie prowadzisz śledztwa, Grzesiu?
No właśnie. Może jednak prowadziłem?
Nie wiedziałem, skąd ta irytacja
Zawsze mówiłem sobie, że nie będę się wtrącał w życie innych. Ale po tamtym obiedzie coś mnie tknęło. Zacząłem kojarzyć fakty.
– Mamo, a ta twoja joga… długo już tam chodzisz? – zapytałem niby od niechcenia, kiedy tydzień później znowu przyszła na obiad.
– Trzeci miesiąc – odpowiedziała, krojąc marchewkę do sałatki. – A co? Też chcesz się zapisać?
– A nie, nie… – parsknąłem. – Tylko tak pytam. Bo widziałem ostatnio, jak wychodziłaś z parkingu z jakimś… znajomym.
Spojrzała na mnie, ale nie spuściła wzroku. Nie było paniki, nie było złości. Za to na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. Taki, który sprawia, że czujesz się jak idiota.
– Aaaa… to może widziałeś mnie z Kamilem? – zapytała spokojnie.
– No właśnie. Kamil… kim on właściwie jest?
– Przyjaciel. Tylko przyjaciel – odparła z takim tonem, jakby recytowała przysięgę. – Pomaga mi z komputerem, czasem mnie gdzieś podwiezie. Sam wiesz, że nigdy nie lubiłam prowadzić auta.
– Ale wygląda młodo.
– Jest młodszy – powiedziała z uśmiechem. – Ma trzydzieści sześć lat.
– Czyli… młodszy ode mnie – powiedziałem, odkładając widelec.
– Grzesiu, naprawdę zamierzasz mnie teraz rozliczać z tego, że ktoś się mną interesuje? Jestem wdową, nie staruszką z kółka różańcowego.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Czułem, jak pod skórą pulsuje mi irytacja, ale nie wiedziałem jeszcze, co dokładnie jest jej powodem.
– Mamo, ja tylko…
– Tylko co? – przerwała mi. – Że nie wpisuję się w twoją wizję „skromnej teściowej”?
Udawaliśmy, że wszystko gra
Od tamtej rozmowy zaczęło się między nami coś nowego. Niby nic nie powiedzieliśmy sobie wprost, ale wszystko już było jasne. Każdy kolejny obiad przypominał trochę partię szachów – udajemy, że wszystko gra, a tak naprawdę sprawdzamy, kto pierwszy się potknie. Tym razem zaproponowała, że to ona nas ugości. Rzadko się to zdarzało, więc od razu byłem podejrzliwy. Przy stole siedziała wyprostowana, elegancka, w jakiejś nowej bluzce z głębokim dekoltem.
– No i jak ci mija tydzień, Grzesiu? – zapytała nagle, nakładając mi ziemniaki.
– Normalnie. Praca, dzieci… A u ciebie?
– Ach, cudownie. Kamil zabrał mnie w weekend do galerii sztuki. Nie wiedziałam, że mamy w mieście taką perełkę.
– Kamil… często cię gdzieś zabiera, co?
Uśmiechnęła się, ale już bez tej kokieterii. Raczej jak ktoś, kto zaraz wbije ci szpilkę w samo serce, ale z gracją.
– Grzesiu, nie wiem, co ty próbujesz przez to osiągnąć. Myślisz, że jak go będziesz podejrzliwie obśmiewać, to ja się go wyprę?
– Nie. Po prostu… nie wiem, co o tym myśleć, mamo.
– A musisz coś myśleć? – spojrzała mi w oczy. – Czy to twoja sprawa na pewno?
– Nie, ale… Kamil wygląda prawie jak twój wnuk.
– A ty wyglądasz czasem, jakbyś miał patyk w… – urwała i odchyliła się na krześle. – No właśnie. Wyluzuj, Grzesiu.
Wstała, poszła do kuchni, a ja siedziałem przy tym stole, gryząc się z pytaniem, które nie dawało mi spokoju. Czego ten facet tak naprawdę od niej chce?
Chciałem wybadać jego intencje
Wiedziałem, że nie powinienem się wtrącać. Ale też wiedziałem, że Kamil nie pojawił się w życiu mojej teściowej tylko po to, żeby rozmawiać o impresjonizmie. Zaczęło się od plotek. Sąsiadka z naprzeciwka powiedziała mojej żonie, że widziała „mamusię z jakimś młodym chłopakiem i to nie raz, i nie na jodze”. Moja żona wzruszyła ramionami. Ja nie. Postanowiłem, że pogadam z tym całym Kamilem. Wprost. Nie lubię gierek. Zaczepiłem go na parkingu, gdy odprowadzał teściową do auta.
– Cześć – powiedziałem, podchodząc spokojnie. – Masz chwilę?
– Jasne – odpowiedział. Był uprzejmy. Aż za bardzo.
– Nie będę owijał w bawełnę. Chcę wiedzieć, czego szukasz u mojej teściowej?
– Okej, prosto z mostu – Kamil skinął głową. – Szukam relacji. Bliskości. I... uczucia.
– Nie wydaje ci się, że jest między wami zbyt duża różnica wieku?
– Grzegorz, prawda? – uśmiechnął się delikatnie. – Myślałem, że dorosły facet nie będzie powtarzał takich banałów.
– Mamo, ty słyszysz, co on wygaduje? – zwróciłem się do teściowej, która właśnie podeszła z kluczykami w dłoni.
– Wiem, że mój zięć próbuje prowadzić śledztwo jak w telenoweli. Kamilu, możesz poczekać w aucie?
Posłuchał. A ona spojrzała mi w oczy tak poważnie, jak nigdy wcześniej.
– Grzesiu, jesteś dorosły. Ja też. Nie kradnę, nie oszukuję, nie robię nic złego. I nie muszę ci się tłumaczyć z tego, że po pięciu latach samotności ktoś spojrzał na mnie inaczej niż jak na babcię z sernikiem.
Zamilkłem.
– Ale jeśli cię to tak boli – dodała – możesz już więcej nie przychodzić do mnie na obiad.
Chyba sam się w tym pogubiłem
Od tej rozmowy minął tydzień. Nie poszliśmy na niedzielny obiad. Żona się nie odzywała, dzieci dopytywały, dlaczego „u babci nie ma pomidorowej”. A ja wciąż miałem przed oczami to spojrzenie teściowej – spokojne, dumne, jakby nie miała nic do ukrycia. W czwartek wieczorem sam zadzwoniłem.
– Mamo, możemy jednak pogadać?
– Myślałam, że już nie chcesz mnie znać – usłyszałem z lekką ironią w głosie.
– Nie bądź dziecinna. To nie o to chodzi.
– To o co właściwie?
– O to, że mi na tobie zależy – powiedziałem szczerze, sam siebie zaskakując. – I... może trochę się pogubiłem. Zawsze byłaś... twarda, przewidywalna. A teraz... facet młodszy ode mnie, galerie, spacery, jogi…
– Czyli jak nie siedzę w fotelu i nie narzekam na kolana, to coś musi być nie tak?
– Nie mówię, że musi. Mówię, że mnie to zaskoczyło.
Po drugiej stronie zapadła cisza. W końcu westchnęła.
– Grzesiu, przez pięć lat po śmierci męża nie umiałam zasnąć bez lampki wina i powtórki „Ojca Mateusza”. Wiesz, jak to jest przez tyle lat być czyjąś żoną, a potem wracać do pustego mieszkania? Aż w końcu pojawił się ktoś, kto nie pytał, ile mam lat, tylko czy mam ochotę na lody malinowe. Wzięłam to bez pytania.
– Nie boisz się, że cię zrani?
– Codziennie – przyznała cicho. – Ale jeszcze bardziej boję się, że znowu wszystko przegapię, bo komuś nie pasuje, że jestem szczęśliwa.
Zamilkłem. Nie miałem żadnej odpowiedzi. Po raz pierwszy... naprawdę ją zrozumiałem.
– Mamo… przyjdziemy w niedzielę. Upieczesz ten swój sernik?
– Tylko jeśli przestaniesz być takim nadętym zrzędą – roześmiała się.
– Nie mogę obiecać.
Wreszcie ją zrozumiałem
W niedzielę przyszliśmy całą rodziną. Dzieci jak zwykle wbiegły pierwsze, zostawiając kurtki w przedpokoju i ślady po butach na panelach, których nikt już nie ścierał. Żona pocałowała mamę w policzek, jakby ostatnie spięcia nigdy nie miały miejsca. A ja... stałem chwilę w drzwiach, zanim wszedłem do kuchni. Teściowa wycierała ręce w fartuch, pachniało wanilią i poczułem wreszcie upragniony spokój.
– Dzień dobry, mamo – powiedziałem cicho.
– A witam, witam. Przyszedłeś sprawdzić, czy Kamil przypadkiem nie ukrywa się w szafce na przyprawy?
– Nie, przyszedłem na sernik. Podobno najlepszy w mieście.
Uśmiechnęła się i pokiwała głową.
– Wiesz, Grzesiu, myślałam o tej naszej rozmowie. I o tym, że może faktycznie powinnam była powiedzieć wam wcześniej. Ale... nie chciałam być znowu „problemem do omówienia”. Wiesz, jak po śmierci taty.
– Mamo, ja też nie jestem święty. Wiesz, że czasem się czepiam, bo... sam nie wiem. Może, bo chcę, żeby wszystko było poukładane. Ale życie nie jest układanką.
– No widzisz – mrugnęła do mnie. – A ja właśnie w tym bałaganie, jaki zrobił się z Kamilem, pierwszy raz od dawna czuję, że oddycham.
– Byle nie za mocno, bo jeszcze się przeziębisz – rzuciłem półżartem.
– Ty się nie martw, Grzesiu. Nawet jakby to wszystko się rozpadło, to i tak było warto. Bo znów poczułam, że mogę kogoś lubić i że ktoś lubi mnie. Po prostu.
Zamilkliśmy na chwilę. Po chwili dodała:
– A teraz chodźcie do stołu. Bo sernik nie będzie czekał, aż ty przestaniesz wreszcie filozofować.
I pierwszy raz od dawna cieszyłem się, że to właśnie ona jest moją teściową.
Grzegorz, 42 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Z teściem pod jednym dachem czuję się jak w reality show bez przerw na reklamy. Tylko dramy i nerwy”
- „Gdy mój mąż zmarł, ludzie się nade mną litowali. Nie wiedzieli, że długo wdową nie pobędę, bo mam dla niego zastępstwo”
- „Mąż bezwstydnie podrywał inne panie na moich oczach. Upokarzał mnie każdego dnia, a ja milczałam jak grób ze wstydu”