Reklama

Powinnam się już była przyzwyczaić. Naprawdę. Moja teściowa za każdym razem znajduje jakiś sposób, żeby zepsuć mi humor. I chociaż udaję, że jej słowa mnie nie ruszają, to potem przez pół dnia krążę po kuchni jak duch, trzaskając drzwiczkami od szafek. A ona? Ona zawsze mówi wszystko tak, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Bez cienia refleksji, bez zrozumienia. W tym roku znów zaczęła wcześniej. Bo już w listopadzie. Weszła do kuchni i rzuciła od niechcenia zdanie, które sprawiło, że zakrztusiłam się kawą.

W tym roku prezentów nie będzie – powiedziała. – Dzieci nie podziękowały mi za zeszłoroczne, więc uznałam, że nie zasłużyły.

Spojrzałam na nią, próbując się upewnić, czy to żart.

Stałam z otwartymi ustami

– Przepraszam, co? – zapytałam, odstawiając kubek na blat z takim impetem, że kawa aż się rozlała. – Nie będzie prezentów?

– Tak – powtórzyła mama, zupełnie spokojnie. – Po co mam się wysilać, skoro nikt nawet nie raczył powiedzieć „dziękuję”? Ani Hania, ani Staś. Jakby im się to wszystko po prostu należało.

Stałam przez chwilę z otwartymi ustami. Tym razem chyba przebiła samą siebie.

– Mamo, dzieci chodzą dopiero do przedszkola. One naprawdę się cieszyły! Hania chodziła z tą lalką wszędzie przez tydzień, a Staś do dziś śpi z tą kolejką pod łóżkiem.

– Ale nic nie powiedziały. Ani na Wigilii, ani później. Zero wdzięczności. A przecież ja się starałam.

– Mamo, przecież one są… dziećmi. Może były rozkojarzone, może się wstydziły. Ty naprawdę chcesz karać je za to, że zapomniały ci podziękować?

Teściowa wzruszyła ramionami i zaczęła rozkładać zakupy na kuchennym stole, jakby temat był już zamknięty.

Nikt mnie nie zmusi do kupowania prezentów. To była moja dobra wola.

– Ależ nikt nie mówi, że musisz… – zaczęłam, ale ona mi przerwała.

– No właśnie. Nie muszę. Dlatego w tym roku nie będzie. Zobaczymy, czy im się przypomni, jak to jest nie dostać nic.

Patrzyłam na nią jak na zjawisko.

Nie wierzę, że to mówisz serio – wyszeptałam.

– No to uwierz – odparła, patrząc na mnie z taką powagą, że zrobiło mi się zimno.

Spojrzał na mnie i westchnął

Wieczorem opowiedziałam o wszystkim mężowi. Siedział na kanapie, z pilotem w dłoni.

– Twoja mama postanowiła, że w tym roku dzieci nie dostaną od niej prezentów – powiedziałam, siadając obok niego.

– Co? – podniósł wzrok znad ekranu. – Niby dlaczego?

– Bo nie podziękowały jej za zeszłoroczne.

– Serio?

– Całkiem serio. Powiedziała, że dzieci są niewdzięczne i nie zasłużyły.

Złapał się za czoło, jakby go właśnie zabolało.

– No przecież Hania była wtedy tak podekscytowana tą lalką, że nawet do łazienki z nią chodziła…

– Dokładnie to samo jej powiedziałam.

– I Staś! On co wieczór układał te tory, pamiętasz? Siedział na podłodze i robił „ciuch-ciuch” jak opętany!

– Tylko zapomnieli powiedzieć jej osobiście „dziękuję”. I teraz zero prezentów.

– No świetnie – mruknął, odkładając pilot.

– Wiem. I właśnie tego chcę uniknąć. Może… może coś z tym zrobimy?

– Na przykład co?

– Może podsuniemy dzieciom pomysł, żeby napisały do niej list? Albo laurkę? Może jej się odwidzi?

Mąż zmrużył oczy.

– A masz lepszy pomysł?

Spojrzał na mnie i westchnął ciężko.

– Z nią nigdy nie było łatwo.

Zamurowało mnie

Następnego dnia Hania przyszła do mnie z kredkami i blokiem rysunkowym.

– Mamusiu, a co narysować babci? – zapytała z tym swoim poważnym tonem, który rezerwowała na ważne sprawy.

– A co byś chciała? – próbowałam brzmieć naturalnie, ale czułam się podle.

No, żeby się ucieszyła. Może lalkę? Taką jak mi dała w zeszłym roku?

– Świetny pomysł – uśmiechnęłam się. – I możesz też coś do niej napisać, jeśli chcesz.

– Na przykład?

– Może… że ją kochasz i że dziękujesz za prezent?

Hania wzruszyła ramionami.

– Ale ja jej mówiłam, mamo.

Zamurowało mnie.

– Tak… pamiętam, kochanie – powiedziałam po chwili. – Może babcia nie usłyszała.

– Albo zapomniała – dodała Hania z westchnieniem i wróciła do rysowania.

Po chwili dołączył Staś.

– Mamo, a czemu babcia mówi, że nie dostaniemy prezentów? – zapytał bez ogródek.

– Skąd to wiesz?

Tak babcia mówiła do taty przez telefon. Słyszałem.

No pięknie. Zaczęło się.

– To tylko takie… dorosłe gadanie, kochanie. Czasem dorośli mówią głupie rzeczy.

Staś zmarszczył brwi.

– Czyli babcia żartowała?

– Hmm… może. Tylko wiesz co? Możesz też jej coś narysować, tak po prostu. Co ty na to?

Spojrzał na mnie z powątpiewaniem.

– Jak będzie chciała, to się ucieszy. A jak nie, to trudno.

Zaskoczyłam ją

Dwa dni później zaniosłam dzieci z rysunkami do teściowej. Pomyślałam, że jak zobaczy ich wysiłek, to zmieni zdanie. A może chociaż pęknie lodowa maska, którą ostatnio nosiła.

– Mamo, dzieci mają coś dla ciebie – powiedziałam, gdy wpuściła nas do mieszkania w fartuchu od pieczenia.

– Dla mnie? – zmarszczyła brwi, nieufna jakby spodziewała się bomby zegarowej.

– Tak! – zawołała Hania, podskakując. – Narysowałam cię z lalką!

– A ja zrobiłem ci bałwana z brokatem – dodał Staś z dumą, wręczając jej swoją laurkę.

Teściowa spojrzała na rysunki. I przez dłuższą chwilę nic nie powiedziała. Milczała, analizując dziecięce dzieła, jakby były aktem oskarżenia.

– Miło, że sobie przypomniały – mruknęła.

Hania spojrzała na mnie pytająco, nie rozumiejąc tonu babci.

– Babciu… przecież ja ci dziękowałam w tamtym roku, pamiętasz? – zapytała z przejęciem. – Jak tylko odpakowałam tę lalkę, to cię przytuliłam. Miałam różowe rajstopy, pamiętasz?

– Możliwe, kochanie. Może rzeczywiście… tylko wiesz, babcia nie wszystko pamięta – mruknęła, po czym odłożyła laurki na stół jak pocztówki z wakacji, których nie chciała.

– To dostaniemy coś w tym roku? – wypalił Staś.

Zrobiło się niezręcznie. Teściowa spojrzała na mnie, potem na dzieci.

– Zobaczymy – powiedziała i odwróciła się w stronę kuchni.

Hania pociągnęła mnie za rękę.

– Chodźmy już, mamo. Nie chce, to nie musi.

– Masz rację, kochanie – szepnęłam. – Chodźmy.

Było mi ich żal

W drodze do domu dzieci nie mówiły nic. Hania patrzyła przez okno tramwaju z miną tak dorosłą, że aż mnie ścisnęło w gardle. Staś bawił się suwakami w kurtce, ale bez zwykłego entuzjazmu. Wieczorem, kiedy usnęli, usiadłam przy stole z kubkiem herbaty i poprosiłam Marka, żeby ze mną porozmawiał.

Nie podoba mi się to, co się dzieje – zaczęłam. – Oni czują, że zrobili coś złego, a nie zrobili nic.

Marek oparł się o framugę, dłubiąc łyżeczką w jogurcie.

– Mówisz o mamie? – spytał. – Bo jeśli tak, to wiem. Tylko nie mam siły jej tego tłumaczyć.

– To nie chodzi o nią. Chodzi o nich. One mają po kilka lat. Jeśli nauczą się, że miłość trzeba zasługiwać prezentami, to…

– To potem będą się starać, żeby być „wystarczająco dobre”, tak? – wszedł mi w słowo. – Wiem. Tylko że moja mama nie zmieni się z dnia na dzień.

Zamilkłam. Miał rację.

– Więc co robimy? – zapytałam cicho.

Marek podszedł i usiadł naprzeciwko.

– Robimy swoje. Kupujemy im prezenty. Robimy święta, tak jak chcemy. Bez szantażu, bez obrazy majestatu. Chcesz, to zaproś ją. Nie chce – niech siedzi z piernikiem i wyrzutami sumienia.

Spojrzałam na niego i kiwnęłam głową.

– I tak będzie dobrze – dodał.

– Chyba tak.

Tylko szkoda, że dzieci, że nie każda babcia potrafi kochać bezwarunkowo.

Uśmiechnęłam się do niej

W Wigilię wszystko było gotowe. Choinka pachniała lasem, dzieci biegały w odświętnych ubraniach, a ja właśnie doprawiałam barszcz, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzałam na Marka.

O tej godzinie? – szepnęłam.

Otworzył. Mama stała w progu, z siatką prezentów i miną, jakby ktoś ją tu zaciągnął siłą.

– Wchodzisz? – zapytał spokojnie.

Skoro już jestem… – mruknęła i zdjęła płaszcz.

Dzieci usłyszały znajomy głos i wypadły do przedpokoju jak strzały.

– Babciu! – krzyknęła Hania, przytulając ją bez wahania. – Przyszłaś!

– No… – powiedziała nieco zaskoczona mama. – Przyszłam. I przyniosłam coś.

Staś złapał ją za rękę.

– Ale tylko jeśli chcesz. Nie musisz.

Spojrzała na mnie. Pierwszy raz od dawna bez wojny w oczach.

– Chciałam. Po prostu… czasem człowiekowi się zdaje, że robi coś słusznego, a potem się okazuje, że… tylko krzywdzi innych.

– Mamo – odezwałam się spokojnie – cieszę się, że przyszłaś.

– Ja też – odparła, patrząc na dzieci. – Może nie zawsze wszystko rozumiem, ale… przynajmniej spróbuję.

Wieczorem, gdy dzieci już spały, siedzieliśmy we trójkę przy resztkach kolacji. Mama poprawiała obrus, a ja nalałam jej herbaty.

Dziękuję, że dałaś mi szansę – powiedziała cicho.

Uśmiechnęłam się do niej. Może teściowa nie była idealna, ale w tym roku przynajmniej spróbowała. A dzieci? One zapamiętają tylko, że babcia jednak przyszła.

Anita, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama