Reklama

Z rodzinnego domu wyniosłam naukę, że o klasie mężczyzny świadczy to, jak traktuje swoją matkę. Już podczas pierwszego spotkania z wówczas jeszcze przyszłą teściową byłam pewna, że Łukasz jest dobrym materiałem na męża. Wtedy jeszcze nie przypuszczałam, że wiążąc się z nim, tak naprawdę staję w szranki z jego mamusią. A w tej rywalizacji z góry byłam skazana na przegraną, bo mój wybranek okazał się pospolitym maminsynkiem.

Reklama

Imponował mi szacunkiem dla matki

Łukasz imponował mi wieloma cechami, ale największe wrażenie zrobił na mnie tym, jak wyrażał się o swojej matce. Zawsze, gdy o niej wspominał, a robił to często, mówił z pełnym szacunkiem, zahaczającym wręcz o uwielbienie. Skoro potrafił okazywać uczucie własnej matce, byłam przekonana, że mnie też będzie traktował tak, jak mężczyzna powinien traktować kobietę swojego życia. Wpoiła mi to moja mama. „Córeczko, jeżeli kiedykolwiek będziesz miała wątpliwości, czy mężczyzna jest dżentelmenem, zwróć uwagę, jak odnosi się do swojej matki”.

Elżbietę znałam tylko z jego opowieści. Mama Łukasza mieszka na drugim końcu Polski i tak jakoś wyszło, że nigdy nie odwiedziliśmy jej wspólnie. Gdy jednak stało się dla nas jasne, że łączy nas coś poważniejszego niż przelotna znajomość, nie mogliśmy tego dłużej odkładać. Ku mojemu zadowoleniu. „To będzie ostateczny sprawdzian” – pomyślałam.

Zdał „egzamin” celująco

– Zestresowana? – zapytał Łukasz, gdy dojeżdżaliśmy do jego rodzinnej miejscowości.

– Ani trochę. Powiem więcej, nie mogę doczekać się spotkania z twoją mamą.

Zobaczysz, pokochasz ją. To wspaniała kobieta.

– Nie wątpię. Zresztą, opowiadasz o niej tak często, że mam wrażenie, jakbym znała ją od dawna.

Dojechaliśmy na miejsce. Elżbieta czekała na nas przed domem. Na jej widok Łukasz zaczął uśmiechać się od ucha do ucha. Nawet nie zaparkował samochodu. Zostawił go przed bramą, pospiesznie odpiął pas bezpieczeństwa i wybiegł przywitać mamę. Dołączyłam do niego chwilę później.

– To ta młoda dama, o której tyle mi opowiadałeś? – zapytała syna.

– Mamo, pozwól mi przedstawić ci Basię, moją dziewczynę.

– Miło mi wreszcie panią poznać – powiedziałam, a ona objęła mnie z czułością i pocałowała w policzek.

Kochana! Tak bardzo się cieszę. Łukaszek mówi tylko o tobie. Czuję, jakbym znała cię od dawna.

– Zabawne, przed chwilą powiedziałam to samo o pani.

U mamy Łukasza mieliśmy zostać trzy dni. Przez cały ten czas bacznie obserwowałam mojego chłopaka i doszłam do wniosku, że trafił mi się naprawdę porządny facet. Przez cały czas okazywał matce należny jej szacunek. Wyręczał ją we wszystkim, nawet mimo jej protestów. Tak, zdał ten egzamin celująco. Każdy kolejny też, bo od tamtej pory regularnie odwiedzałam z nim Elżbietę. Zawsze traktował ją po królewsku, dlatego gdy w końcu mi się oświadczył, nie zastanawiałam się ani chwili.

Po ślubie zaczął wychodzić z niego maminsynek

Początek związku i okres narzeczeństwa to czas „kwiatków, serduszek, czekoladek, landrynek i innych słodkości”. Gdy kobieta jest zakochana po uszy, nie widzi wad swojego przyszłego męża. Nie można jednak całe życie chodzić z różowymi okularami na nosie. Po ślubie, gdy do głosu zaczyna dochodzić zwykła codzienność, trzeba schować je do szuflady. Byłam tego świadoma, ale nie przypuszczałam, że to, co wcześniej uważałam za największą zaletę mojego męża, w końcu zacznie doprowadzać mnie do szału.

Mieszkaliśmy kawał drogi od jego rodzinnego domu, a ja nie mogłam pozbyć się wrażenia, że mamusia Łukasza jest naszą współlokatorką. „Mamusia to, mamusia tamto...” – przywoływał ją przy każdej możliwej okazji. Miałam tego powyżej uszu, a gdy zaczął mnie z nią porównywać, myślałam że szlag mnie trafi. Może to brzmieć, jakbym zdrowo przesadzała, ale zapewniam, że tak nie jest.

– Basiu, nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale mamusia inaczej składała moje piżamy – powiedział pewnego dnia.

– Do tej pory ci to nie przeszkadzało – zauważyłam.

– Już dawno miałem ci o tym powiedzieć, ale jakoś brakowało mi śmiałości. A teraz, gdy jesteś moją żoną...

– Uznałeś, że już nie ucieknę przestraszona? – dokończyłam i zaśmiałam się. Wtedy jeszcze wydawało mi się to zabawne.

– Mniej więcej.

– Więc pokaż mi, jak robiła to twoja mama – poprosiłam, a on złożył piżamę w idealną kostkę, jakiej nie powstydziłby się żołnierz po musztrze.

Od tamtej pory składałam jego rzeczy metodą Elżbiety, a to tylko zachęciło go do czynienia kolejnych uwag. „Mamusia inaczej doprawia rosół”. „Mamusia myje podłogę innym płynem”. „Mamusia używa innego proszku do prania”. „Mamusia bardziej przykłada się do mycia naczyń”. Wiecznie tylko „mamusia to, mamusia tamto”. Na początku trochę mnie to bawiło, ale z czasem zaczęło doprowadzać do szewskiej pasji. Ile można słuchać, że jego matka wszystko robi lepiej ode mnie?

Próbowałam z nim rozmawiać, ale do niego nic nie docierało

Nie należę do osób, które duszą w sobie emocje, dlatego gdy zaczął przesadzać z „mamusiowaniem”, postanowiłam z nim o tym porozmawiać.

– Skarbie, nie uważasz, że jesteś trochę za bardzo zapatrzony w mamę?

Przecież ona mnie urodziła i wychowała. Jak mógłbym nie być w nią zapatrzony?

– Chodzi mi o to, że non stop porównujesz mnie do niej i chyba nigdy jeszcze nie powiedziałeś, że coś zrobiłam lepiej.

– Nie odbieraj tak tego. Po prostu mam wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa, a mamusia jest dla mnie wzorem kobiety idealnej.

– Ale ożeniłeś się ze mną, nie ze swoją mamą. Przykro mi słuchać, że we wszystkim jestem gorsza od teściowej. Może po prostu przyzwyczaj się do tego, że pewne rzeczy robię po swojemu.

– Ależ przyzwyczaiłem się. Inaczej bym się z tobą nie ożenił. Chciałbym jednak, żebyś była przynajmniej w połowie tak dobrą gospodynią, jak moja mama.

– Skarbie, przed chwilą powiedziałam ci, że nie czuję się komfortowo, gdy we wszystkim stawiasz za przykład swoją matkę, a ty właśnie znowu to zrobiłeś.

– Zaczekaj, aż dokończę. Zobaczysz, będziesz zachwycona.

– Więc mów.

– Zmierzam do tego, że widzę, jak bardzo się starasz. Wiem, że mamusia wysoko zawiesiła poprzeczkę. Dlatego poprosiłem ją, żeby przyjechała do nas na kilka dni i trochę cię podszkoliła w tym i owym.

Zdrowo przesadził!

– O nie! W życiu! Zapomnij! – uniosłam się gniewem. – Nie mam nic przeciwko jej wizycie, ale nie myśl sobie, że teściowa będzie mnie pouczać, jak mam prowadzić dom i dbać o męża. Koniec, kropka.

– Ale Basiu, to był jej pomysł.

– Że co? Skarżysz się na mnie do swojej mamy?

– Oj tam, od razu skarżę. Gdy mamusia pyta, ja odpowiadam.

– I uznałeś, że dobrym pomysłem jest opowiedzenie jej, jakim to jesteś biednym, zaniedbanym chłopcem. Wiesz co, Łukasz? Ty chyba naprawdę powinieneś ożenić się ze swoją matką, bo w twoich oczach żadna kobieta nie jest w stanie jej dorównać. Śpij dziś na kanapie. Albo nie, ja pójdę do salonu. Bo jeszcze powiesz mi, że mamusia nigdy nie wyrzuciłaby cię z twojego łóżeczka.

Zbuntowałam się

Chciałam wyjść za faceta, który będzie mnie szanował, a czuję się jak żona małego chłopczyka, którego całym światem jest mama. Słowo daję, nie zdziwiłabym się, gdyby powiedział mi wreszcie, że jego mamusia powinna podszkolić mnie w sypialni. Mam dość takiego traktowania.

Od tamtej rozmowy przestałam robić cokolwiek dla niego. Skoro ja nic nie potrafię, niech sam sobie pierze, prasuje i gotuje. A jeżeli nie odpowiada mu to, zawsze może wrócić do mamusi. Przecież nie jest moim zakładnikiem.

Reklama

Barbara, 31 lat

Reklama
Reklama
Reklama