Reklama

Minęło dwanaście lat od momentu, kiedy wzięłam ślub z Krzysiem. Z okazji naszego ślubu jego rodzice zrobili nam niesamowity prezent. Zabrali dziadków do swojego domu, a ich dom podzielili równo między Krzysia i jego młodszego brata. Ze względu na to, że spodziewałam się dziecka, dostaliśmy lokum na dole. Teściowie uznali, że w moim stanie lepiej będzie, jeśli nie będę musiała wspinać się po schodach.

Reklama

Włożyliśmy dużo pracy

Po przeprowadzce dotarło do nas, że czeka nas mnóstwo roboty. Dom pochodzi z lat pięćdziesiątych, kiedy standardy budowlane pozostawiały wiele do życzenia. Lista koniecznych remontów była długa – trzeba było zmodernizować całą instalację, poprawić stan ścian i usunąć stare, rozpadające się okna drewniane.

Mama męża często chwaliła efekty naszych prac remontowych. Mówiła, że dzięki nim dom odzyskał dawną świetność. Z podobnym entuzjazmem wypowiadała się też o przydomowym ogródku. Pochodzę ze wsi, dlatego uprawianie roślin przychodzi mi całkiem naturalnie.

Postanowiłam zaaranżować kącik wypoczynkowy tuż obok drzwi wejściowych. Mąż pomógł mi w realizacji tego planu – zamontował podłogę z desek i ustawił drewniane kratownice, które z czasem pokryły się pnącą winoroślą. Co więcej, nasze pociechy zyskały świetne miejsce do spędzania czasu. Siedmioletnia Tosia wraz ze swoim braciszkiem Kubusiem, który jest od niej dwa lata młodszy, uwielbiają bawić się w tej przytulnej przestrzeni. A ja mam możliwość obserwowania ich harców przez okno.

Wydaliśmy kupę pieniędzy

Podczas gdy my z Krzysztofem inwestowaliśmy pieniądze i wysiłek w modernizację naszej części budynku, mój szwagier nie wprowadził prawie żadnych zmian na swoim piętrze. Ten wartościowy podarunek od rodziców dostał, gdy był jeszcze młody – miał wtedy dwadzieścia lat. Razem z mężem rozumieliśmy, że nie dysponował wtedy ani środkami finansowymi, ani też motywacją do wprowadzania jakichkolwiek ulepszeń w swoim lokum.

Podjęliśmy decyzję o kompleksowej modernizacji instalacji w całym domu, pokrywając koszty z własnych oszczędności. Podobnie było z remontem zewnętrznej fasady budynku. Nie braliśmy pod uwagę częściowego otynkowania – musieliśmy zadbać o wszystkie ściany, żeby dom wyglądał porządnie.

Nigdy nie liczyliśmy na zwrot poniesionych kosztów, chociaż nasza sytuacja finansowa nie była najlepsza. Na szczęście mogliśmy liczyć na nieocenioną pomoc moich rodziców. Wspierali nas zarówno finansowo, jak i fizycznie – tata nie mógł spokojnie patrzeć, jak jego zięć sam się męczy przy robocie.

Jakiś czas temu mój szwagier dostał posadę jako nurek w firmie zajmującej się naprawą statków. Nie posiadał się z radości, bo w końcu jego hobby, któremu poświęcił mnóstwo czasu, zaczęło przynosić zyski. Mimo lepszych zarobków Andrzej jednak wcale nie dbał o swoje lokum.

Chciał się ustatkować

Prowadził życie kawalera i niespecjalnie przejmował się tym, co dzieje się wokół. No cóż, nie wtrącałam się w jego sprawy. Dopiero kilka miesięcy temu szwagier na poważnie zainteresował się jedną panną. Wcześniej spotykał się z wieloma dziewczynami, lecz do żadnej z nich nie podchodził poważnie.

Kasia wydawała się naprawdę miłą osobą. Kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się, że ona i Andrzej planują wziąć ślub. Razem z mężem przekazaliśmy im serdeczne gratulacje, bo ucieszyła nas perspektywa rodzinnej uroczystości. Ale ta decyzja niosła ze sobą pewne następstwa.

Któregoś dnia teściowa rozpoczęła ze mną rozmowę o możliwości zamiany mieszkań. Napomknęła o kłopotach zdrowotnych Kasi.

– Ma opuchnięte nogi i problemy z oddychaniem – wyliczała, a ja kiwałam głową ze zrozumieniem, bo współczułam dziewczynie. Nie uważałam jednak, żeby jej problemy powinny być moim zmartwieniem.

Niespodziewanie mama męża zaczęła narzekać, że dla Kasi wchodzenie po schodach do górnego mieszkania może być problemem. Na początku machnęłam na to ręką.

– Mamo, co ty opowiadasz, przecież z Kasią wszystko w porządku – zaśmiałam się. – A nadprogramowe kilogramy na pewno wkrótce znikną, musi tylko ustabilizować hormony. Niedawno o tym rozmawiałyśmy. To się samo ułoży.

Kazała nam się zamienić

Niedawno teściowa stwierdziła, że powinniśmy się zamienić mieszkaniami z Andrzejem. W końcu oba mają identyczny rozkład.

– Przecież wasze dzieci są już odchowane – tłumaczyła swój pomysł. – Dla nich te schody to żaden problem, mają mnóstwo sił. A Kasi, jak będzie w ciąży, albo później, z maluchem przy piersi, przyda się mieszkanie na parterze.

Kiedy usłyszałam tę propozycję, stałam jak wryta, próbując wymyślić grzeczną odpowiedź.

– Z przyjemnością pomogę przy spacerach z maluchem i chętnie udostępnię miejsce na wózek w korytarzu – wydusiłam w końcu. – Jednak zamiana mieszkań nie jest opcją, mamo.

Moim zdaniem sprawa została już rozstrzygnięta i nie było sensu do niej wracać. Od razu widać różnicę – wystarczy porównać nasz dom z mieszkaniem brata męża, by dostrzec przepaść w standardach życia.

Nasza łazienka błyszczy elegancką glazurą, podczas gdy u Andrzeja ściany pokrywa odpadająca farba olejna, na której rozwinął się grzyb. W naszych pokojach położyliśmy modne panele i ozdobne tapety, a on zadowala się zniszczonym linoleum i surowym tynkiem. Nie wspominając już o naszych ekskluzywnych meblach, wymierzonych co do centymetra szafach i świeżo zamontowanej kuchni – jego sprzęty to jakieś starocie z minionej epoki, razem z tymi obtłuczonymi zlewami.

– Przecież górne mieszkanie też możecie odnowić – rzuciła lekko teściowa. – Masz talent do urządzania, na pewno stworzysz tam coś pięknego!

Dosłownie oniemiałam

Mam znowu wydać kupę kasy na remont kolejnego lokum, podczas gdy mój szwagier wraz z żoną będą się wylegiwać w naszym apartamencie?! Nawet fakt, że jej wnuki mają na dole swoje wymarzone pokoje, nie zdołał przekonać mojej teściowej.

– Przecież na górze mogą mieć dokładnie takie same! Wystarczy, że je pomalujesz. Rozmawiałam z Tośką i mówiła, że ma już dość tej różowej sypialni dla księżniczki – usłyszałem w odpowiedzi.

Pieniądze na remont i nowe meble przecież nie biorą się znikąd! Gdy usłyszałam propozycję przeprowadzki, od razu powiedziałam twarde „nie” i szczerze przedstawiłam swoje zdanie na ten temat. Cieszę się, że mój mąż również się nie zgodził i wsparł mnie w tej sprawie – jego też zraniło to, że rodzice próbują się przypochlebić jego bratu, nie przejmując się nami.

To nie był koniec

Mam przeczucie, że ta sprawa się jeszcze nie skończyła. Uświadomiłam sobie, że brakuje nam papierów, które jasno pokazywałyby nasze prawa do mieszkania. Owszem, teściowie przekazali dom w darowiźnie, ale w papierach jest tylko napisane, że każdy dostaje połowę. Nie ma tam konkretnej informacji, która część należy do kogo.

Jeśli będzie naprawdę źle, sprawa może trafić przed oblicze sądu. Na szczęście mam schowane wszystkie rachunki za remont, które potwierdzają nasze wydatki na to mieszkanie.

Absolutnie nie zgodzę się na przeprowadzkę na górne piętro. Oczywiście najbardziej bym chciała, żeby obyło się bez kłótni. To przecież dom dla całej rodziny i zależy mi, żebyśmy wszyscy – włącznie z bratem męża i jego małżonką – czuli się w nim komfortowo. Ale co będzie, jeśli dojdzie do konfrontacji? Martwię się, jak to się odbije na naszych rodzinnych relacjach.

Reklama

Alina, 37 lat

Reklama
Reklama
Reklama