„Teściowie się rozwodzą i urządzają nam z życia cyrk. Po pracy robię sobie popcorn i oglądam domowe reality show”
„Nie, żebym był pozbawiony empatii. Teściowie przez całe życie robili wszystko, żeby uprzykrzyć sobie nawzajem egzystencję, więc trudno teraz traktować ich dramaty inaczej niż jak nowy odcinek rodzinnego reality show. Dobrze, że jeszcze nie wrzucają tego do sieci”.

- Redakcja
Po pracy większość ludzi marzy o ciszy, relaksie i ewentualnie serialu, gdzie bohaterowie mają większe problemy niż przeciętny człowiek. Ja natomiast mam własny serial. I to z gatunku tych, co leżą gdzieś pomiędzy dramatem psychologicznym a objazdowym kabaretem.
– Oni się naprawdę rozwiodą. Tym razem to koniec – lamentuje moja żona.
Nie komentuję. Bo, że to koniec, słyszałem już siedem razy w tym roku. A mamy dopiero wrzesień. Nie, żebym był pozbawiony empatii. Teściowie przez całe życie robili wszystko, żeby uprzykrzyć sobie nawzajem egzystencję, więc trudno teraz traktować ich dramaty inaczej niż jak nowy odcinek rodzinnego reality show. Dobrze, że jeszcze nie wrzucają tego do sieci.
Zapytałem z udawanym przejęciem
– Mama zamknęła się w sypialni i płacze. Nie chce z nikim rozmawiać. Nawet kot dostał zakaz wstępu – powiedziała żona od razu, gdy tylko przekroczyłem próg.
– A co tym razem? – odłożyłem torbę i sięgnąłem po paczkę popcornu, którą zostawiłem na szafce w kuchni. Przeczuwałem, że wieczór zapowiada się ciekawie.
– Tata zamówił sobie sushi. Dla siebie. Dla niej nic.
– Aha – chrupnąłem. – Czyli wojna kulinarna.
– To nie jest śmieszne! – obruszyła się, ale widziałem, że szuka potwierdzenia mojej reakcji.
– No dobrze. To nie jest śmieszne. To jest spektakularnie żenujące.
Usiadłem na kanapie, odchyliłem głowę i czekałem. Zazwyczaj po pierwszym dramacie nadchodził drugi akt. Nie musiałem długo czekać.
– Potem… potem mama zauważyła, że zniknęły jej zdjęcia z komody. Wiesz, te w srebrnych ramkach.
– Te z wesela? – zapytałem z udawanym przejęciem.
– Wszystkie. Weselne, urodzinowe, z wakacji. Powiedział, że „w tej chacie nie chce patrzeć na swoją przeszłość”.
– Czyli weszliśmy w etap odcięcia od wspomnień. Dobrze. Kiedy spalą pościel?
– Marcin, proszę cię…
Zamilkłem. W sumie miała rację. Dla niej to byli rodzice. Dla mnie – sezon trzeci, odcinek piąty. I nic nie wskazywało, że to finał. Po chwili dodała cicho:
– Może powinieneś z nimi pogadać.
– Oczywiście.
Byłem nieco złośliwy
W sobotę po południu zostałem zaciągnięty na herbatę do bohaterów tego teatru. Podobno miało być „spokojnie”, „na luzie” i „bez wyrzutów”. Słyszałem to już wcześniej. Zazwyczaj kończyło się gorzej niż debata polityczna w święta.
– Cukru? – zapytała teściowa, patrząc na mnie tak, jakby od mojej odpowiedzi zależało, po czyjej stronie się opowiem.
– Poproszę. A może trzy, skoro atmosfera słodka nie będzie.
Teść tylko parsknął i przewrócił oczami.
– Znowu zgrywa klauna. Zawsze był zgrywusem, taki zięć od siedmiu boleści – rzucił, nie patrząc mi w oczy.
– Za to z ciebie to mistrz dyplomacji – odparłem spokojnie, siadając z herbatą. – Tylko że podobno miał być luz.
– Trzymam umowy. To ona znowu szperała w moich dokumentach.
– Bo masz ukryty wyciąg z konta. Coś przede mną chowasz! – teściowa podniosła głos, a ja westchnąłem i upiłem łyk.
– Może chował pieniądze na prezent? – rzuciłem dla żartu. – Albo na rozwód.
Zapadła cisza. Nie taka niezręczna, bardziej taka... pełna napięcia jak przed burzą.
– Powiedz szczerze: czy można ufać facetowi, który wypisuje się z konta wspólnego? – teściowa nie dawała za wygraną.
Spojrzałem na nią i na teścia. Na zasłonę, która zwisała krzywo jak ich relacja. I odpowiedziałem zgodnie z prawdą:
– Ufać można. Pytanie, czy warto.
Śmiać mi się chciało
W niedzielę wieczorem znów zadzwoniła żona. Byłem jeszcze w drodze z myjni.
– Wiesz, że ojciec zamówił kanapy?
– Jakie kanapy?
– Nowe. Do salonu. I nie skonsultował tego z mamą.
– No i?
– No i powiedział jej, że ona już w tym salonie nie będzie siedzieć, więc po co ma się wypowiadać.
Zatrzymałem się na czerwonym i westchnąłem. Zimno, ciemno, a w słuchawce dramat jak z opery mydlanej.
– Okej. Czyli mamy przetasowanie stref wpływów.
– Mówił, że będzie tam siadał z kimś, kto nie jęczy całymi dniami i nie trzyma papilotów na stoliku.
– Ooo. To już jest zapowiedź drugiego sezonu z nową bohaterką.
– Przestań!
– Przepraszam, nie mogę się powstrzymać. Ty słyszysz, co oni wyprawiają?
– Słyszę. I nie śpię przez to. Ona płacze, on się zgrywa. I nikt nie myśli o tym, jak to wpływa na innych.
– Myślą. Tylko że o sobie. Każde po swojemu. A że są razem czterdzieści lat, to teraz muszą to nadrobić – powiedziałem i skręciłem w osiedle.
– Myślisz, oni się naprawdę rozwiodą?
Zawahałem się.
– Myślę, że tak. Tylko że najpierw urządzą sobie jeszcze jedną wojnę. O zasłony. Albo o ekspres do kawy.
– Już była o ekspres – mruknęła. – Wyrzucił filtr do śmieci.
– No to zostały sztućce. Zawsze dobrze się bije o łyżeczki.
Spojrzała na mnie ponuro
Tydzień później zastałem ją siedzącą na kuchennym stołku, z telefonem w ręku i wzrokiem wbitym w ścianę.
– Ojciec zabrał telewizor – powiedziała bez emocji.
– Co?
– Zabrał. Ten duży, z salonu. Mówił, że to on płacił raty, więc jego.
– Aha. Czyli teraz idzie etap podziału majątku w trybie partyzanckim.
– I jeszcze zostawił kartkę na stole. Wiesz, co tam było napisane?
– „Miłego oglądania pustej ściany”?
Spojrzała na mnie ponuro.
– Prawie. Napisał: „Od dziś masz więcej czasu na refleksję”.
Parsknąłem śmiechem.
– No wiesz… poetycka dusza. Tylko dziwne, że wcześniej przez 20 lat nie miał zacięcia literackiego.
– Co ty byś zrobił na miejscu mamy?
– Hm… Załatwiłbym nowy telewizor.
– Marcin!
– No przecież pytasz, to mówię. A tak serio… nie wiem. Oni oboje chyba nie wiedzą, czego chcą.
– Mama się boi, że on naprawdę kogoś ma. Wiesz, młodszą.
– Też bym się bał. Bo to by znaczyło, że ktoś nowy będzie musiał znosić jego docinki przy obiedzie.
– Przestań żartować.
Usiadłem obok niej, wyciągnąłem rękę i pogłaskałem po plecach.
– Patrz, to nie jest twój cyrk. To jest obóz przetrwania dla ludzi, którzy nigdy nie nauczyli się rozmawiać. Ty możesz być tylko widzem. I nie daj się wciągnąć na scenę.
Pogoniłem go
W piątek późnym wieczorem znów zadzwonił dzwonek. Myślałem, że to dostawa pizzy. Jednak nie – na progu stał teść z walizką.
– Co jest? – zapytałem, opierając się o framugę.
– Twoja teściowa wyrzuciła mnie z domu. Mówi, że nie wrócę, dopóki nie przeproszę.
– A przeprosisz?
– A niby za co? Za to, że odważyłem się zamówić sobie łososia i obejrzeć mecz?
Zamknąłem oczy. Policzyłem do trzech.
– Chodź. Masz szczęście, że mamy rozkładaną kanapę.
Usiadł w salonie i rozpiął kurtkę.
– Powiedz mi, co te kobiety chcą? Ja kupuję, sprzątam, gotuję lepiej niż ona…
– Stop. Nie. Tego nie będziemy robić. Nie u mnie.
– Ja tylko...
– Nie. Nie będziesz u mnie rozkładać na części żony, z którą żyłeś cztery dekady. Albo się z nią pogódź, albo weź pokój w hotelu.
Spojrzał na mnie, pierwszy raz chyba naprawdę zaskoczony.
– Myślałem, że się dogadamy. Ty też przecież czasem narzekasz na kobiety.
– No jasne. Tylko że jak się z nią pokłócę, to nie idę do jej matki z walizką. Zbieram się w sobie. I przepraszam, nawet jak uważam, że mam rację.
Długo siedział w ciszy. A potem wstał, chwycił walizkę i powiedział:
– Może masz rację. Może czas wrócić i... pozbyć się godności.
– Albo przynajmniej udawać, że się ją ma.
Odzyskałem święty spokój
Tydzień później kanapa znów była moja. Popcorn również. Teściowie zamilkli, co oznaczało tylko jedno – zawieszenie broni. Może czasowe, może pozorne. A jednak.
– Nie uwierzysz – powiedziała żona, wychodząc z łazienki z ręcznikiem na głowie. – Pojechali razem do sanatorium.
– Razem?
– Mhm. Do Buska. Mieli osobne pokoje, ale coś czuję, że się tam dużo drzwi otwiera i zamyka.
– A to wszystko po łososiu i telewizorze?
– Najwidoczniej potrzebowali impulsu.
– Albo kontaktu z rzeczywistością. Sanatorium to jest przecież miejsce, gdzie albo się zakochasz, albo znienawidzisz raz na zawsze.
– Myślisz, że się jeszcze pogodzą na dobre?
Wzruszyłem ramionami.
– W ich wieku nikt już się człowiek nie zmienia. Można tylko zmienić taktykę. Albo nauczyć się udawać, że się nie słyszy tego drugiego.
Usiadła obok mnie, przytuliła się.
– Wiesz co? Trochę im zazdroszczę. Że mimo wszystko nie potrafią być osobno.
– Może po prostu nikt inny nie chciał ich znieść – mruknąłem.
Szturchnęła mnie w bok.
– Marcin.
– No co?
– Nic. Po prostu… dzięki, że przy tym wszystkim masz jeszcze poczucie humoru.
Spojrzałem na nią. Zrobiła tę swoją minę – trochę zmęczoną, trochę rozbawioną.
– Dla mnie to nadal najlepszy reality show. Tylko bez reklam.
Marcin, 41 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pożyczyłam sąsiadce pieniądze, bo było mi żal jej dzieci. Ona, zamiast je nakarmić, wydała wszystko na konkubenta”
- „Na grzybach z teściową chciałam udawać kozaka. Cwana Tereska 1 zdaniem sprowadziła mnie do poziomu leśnej ściółki”
- „Mój 15-letni wnuk zna tylko chińskie grzyby z marketu i wgapia się w telefon. Boję się, że nie zdążę go nauczyć życia”