Reklama

Zawsze starałam się być miła. Kiedy wyszłam za Michała, wiedziałam, że w pakiecie dostaję też jego rodziców. Z pozoru uprzejmi, gościnni, bardzo zaangażowani w nasze życie. Wtrącali się w sprawy, o które nikt ich nie pytał, ale robili to z uśmiechem, tonem ludzi przekonanych, że tylko pomagają.

Reklama

– Kochani, mamy dla was niespodziankę! – zawołała teściowa, kiedy zaprosili nas na kolację pod pretekstem świętowania naszej rocznicy ślubu.

Wyjęła kopertę spod serwetki. W środku: rezerwacja na tydzień w Grecji. All inclusive. Bilety lotnicze, transfer z lotniska, nawet ubezpieczenie.

– Należy wam się – powiedział teść z dumą. – Pracujecie ciężko, zasłużyliście. A my przecież nie zabierzemy tych pieniędzy do grobu.

Michał się wzruszył, ja uśmiechnęłam, jak trzeba. Zaczęliśmy dziękować, obiecywać, że odpoczniemy, że zrobimy dużo zdjęć.

Grecja była jak z pocztówki. Każdego ranka wychodziłam na balkon z filiżanką kawy i patrzyłam, jak słońce wspina się nad turkusową taflę morza. W ciągu dnia leżeliśmy na plaży, jedliśmy owoce prosto z targu, wieczorami spacerowaliśmy wąskimi uliczkami pełnymi zapachu ziół i ryb pieczonych na oliwie. Nie rozmawialiśmy o pracy, nie sprawdzaliśmy maili. Pierwszy raz od dawna czułam, że mam go tylko dla siebie.

Byliśmy szczęśliwi

Po powrocie wszystko wróciło do codzienności. Zdążyliśmy wnieść walizki do mieszkania, kiedy teściowa zadzwoniła z pytaniem, czy Michał może jej pomóc z telewizorem, bo znowu coś się przestawiło. Wieczorem przyszła wiadomość od teścia: potrzebował pomocy z dokumentami do urzędu.

– Michał, czy ty nie widzisz, że oni zaczynają traktować nas jak pracowników do zadań specjalnych? – zapytałam któregoś dnia, siedząc w kuchni i robiąc listę zakupów dla teściowej, które Michał miał jej zawieźć.

– Kochanie, nie przesadzaj. To tylko drobne przysługi. W końcu dali nam na wakacje – odpowiedział bez cienia pretensji. – Im też się coś od nas należy.

Zatrzymałam się w pół ruchu, trzymając długopis nad kartką. To zdanie zabolało mnie bardziej, niż chciałam przyznać.

– To nie była pożyczka. Mówili, że to prezent.

– No bo był… tylko wiesz, oni mają już swoje lata, potrzebują pomocy. Przecież to nic złego, że się im czasem odwdzięczamy – wzruszył ramionami i sięgnął po kluczyki.

Wykorzystywali nas

W mojej głowie przewijały się obrazy z Grecji – słońce, bezpieczny dystans, spokój. A teraz znowu wszystko się przeliczało na powinności: kąpiel teściowej, bo nie ufa opiekunce, i rozmowa z lekarzem teścia, bo „Zosia zawsze wszystko zrozumie”.

Któregoś dnia teściowa zadzwoniła rano, jeszcze zanim zdążyłam usiąść z kawą. Chciała, żebym podjechała i zawiozła ją na zakupy, bo jej mąż nie miał czasu, a Michał był w pracy.

– Dzisiaj? – zapytałam, odruchowo patrząc na kalendarz, w którym zapisałam spotkanie z klientem. – Wie mama, chyba nie dam rady, mam pracę…

– No ale to przecież tylko chwila – przerwała mi od razu. – Ty zawsze znajdziesz czas, Zosieńko. Po co masz siedzieć w tej firmie od rana do nocy, skoro można zrobić coś pożytecznego?

Zamilkłam. Wiedziałam, że każda próba odmowy będzie wyglądała jak kaprys albo lenistwo.

– Naprawdę dziś nie mogę. Może jutro?

– Chyba nie muszę ci przypominać, kto wam fundnął te cudowne wakacje, prawda?

To był szantaż

Zamarłam z telefonem przy uchu.

– Nie, nie musi mama przypominać – powiedziałam po chwili.

– No właśnie – odpowiedziała słodko. – Dlatego wpadnij, dobrze? W końcu wychowaliśmy ci męża, a teraz jeszcze organizujemy wam urlopy, więc chyba możemy poprosić o drobiazg.

Chciałam powiedzieć, że nie jestem ich służącą, że nie można wymagać wdzięczności jak pensji wypłacanej co miesiąc. Ale nie zdążyłam. Teściowa już kończyła rozmowę:

– Zrobię ci kawę z mlekiem migdałowym, taką, jak lubisz. Czekam.

Pojechałam. Potem siedziałam z nią w drogerii, przeglądając kosmetyki, których nie potrzebowała, i słuchałam opowieści o sąsiadce, która w ogóle nie dba o matkę, podczas gdy ja robiłam wszystko, co teściowa zarządziła.

Miałam dosyć

Wieczorem, kiedy Michał zasiadł na kanapie z laptopem i włączył serial, usiadłam obok. Nie patrzyłam na ekran. Wiedziałam, że nie mogę tego już dłużej odwlekać.

– Nie mogę tak dłużej. Nie chcę żyć w cieniu „prezentu”, który okazał się pułapką. Twoi rodzice niby dali nam coś z serca, a tak naprawdę teraz wszystko jest w zamian. Każda sobota, każdy telefon, każda przysługa. Ja nie jestem ich córką. Nie mam obowiązku robić wszystkiego, co mi każą, tylko dlatego, że zasponsorowali nam tydzień w Grecji.

– Wiem, że tak to wygląda. Ale oni tacy są. Mama robi coś miłego, a potem to wypomina.

Zamarłam. Nie spodziewałam się tego wyznania.

– Czyli… ty też masz tego dość?

– Mam – powiedział cicho. – Ale nie wiem, jak im odmówić. Przecież jestem ich synem.

– Wiesz, czego mi brakuje? – zapytałam. – Partnera. Kogoś, kto stanie obok mnie, nie za mną, nie za nimi. Bo teraz czuję się, jakbym toczyła tę walkę sama.

Nie odpowiedział. Skinął lekko głową. Nie wiem, czy rozumiał wszystko, co mówiłam.

Podjęłam decyzję

W niedzielę po południu wsiadłam w tramwaj i pojechałam do jego rodziców. W rękach trzymałam pudełko z ciasteczkami – jakiś odruch grzeczności, który jeszcze we mnie tkwił, jak stary nawyk.

Teściowa otworzyła drzwi w fartuchu.

– O, Zosia! Nie mówiłaś, że wpadniesz! Wejdź, Marek ogląda mecz, ale zaraz…

– Nie na długo – przerwałam jej, wchodząc. – Chciałam porozmawiać.

Zmarszczyła brwi, ale cofnęła się i wpuściła mnie do środka. Usiadłam na brzegu fotela.

– O co chodzi, kochanie? Coś się stało?

– Tak. I myślę, że od dawna się to dzieje, tylko ja to zbyt długo ignorowałam – spojrzałam na nią spokojnie. – Muszę postawić granice. I chcę to powiedzieć wprost, żeby nie było niedomówień.

Teściowa zbladła. Spojrzała w stronę kuchni, jakby szukała wsparcia. Teść nie słyszał – mecz był głośniejszy od naszej rozmowy.

– Wasz prezent… wakacje były piękne. Ale nie mogą być pretekstem do tego, byśmy z Michałem teraz stale musieli się za to odwdzięczać. Nie chcę żyć z poczuciem długu. Nie chcę odbierać telefonów z kolejnymi poleceniami. Nie chcę słuchać aluzji o tym, co „się nam należy”.

Postawiłam granice

Teściowa wyprostowała się, jakby ktoś ją uderzył. Jej usta zadrżały.

– My tylko pomagamy. Ty zawsze wszystko bierzesz tak na poważnie. Myślałam, że jesteś inna.

– Nie jestem niewdzięczna – powiedziałam spokojnie. – Ale nie jestem też waszą pracownicą ani służącą. Mam swoje życie. I mam do niego prawo.

– Daliśmy wam na wakacje z serca, a teraz słyszę takie rzeczy?

– Może właśnie dlatego, że to miało być z serca, boli mnie, jak często mi to wypominacie.

– Marek! – zawołała nagle teściowa. – Słyszysz, co ona mówi?

Nie czekałam na jego reakcję. Wstałam.

– Dziękuję za wszystko, ale od teraz proszę: jeśli będziecie czegoś potrzebować, mówcie to wprost, nie poprzez aluzje i szantaż emocjonalny. I pozwólcie mi mieć prawo do odmowy. To wszystko.

Wyszłam, zanim zdążyli coś odpowiedzieć. Ręce mi się trzęsły, ale oddychałam głęboko. W tramwaju złapałam się na tym, że czuję coś nowego: ulgę.

Zofia, 35 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama