Reklama

Kiedy w dniu ślubu teściowa podała mi ozdobne pudełko, poczułam ścisk w żołądku. Spodziewałam się czegoś symbolicznego – może rodzinnej pamiątki albo biżuterii. Ale gdy uniosłam wieczko, zobaczyłam klucze.

Reklama

– To nasz prezent dla was – powiedziała z promiennym uśmiechem. – Chcemy, żebyście mieli lepszy start w życie, niż mieliśmy my.

Adam objął mnie ramieniem, a w jego oczach zobaczyłam wdzięczność. Już nie musieliśmy myśleć o kredycie, nie czekały nas lata wyrzeczeń. Piękne mieszkanie w nowoczesnym apartamentowcu, w prestiżowej dzielnicy – to był sen, który właśnie się spełniał.

– To… to ogromny gest. Dziękujemy – powiedziałam, czując, jak ściska mi się gardło.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że nie dostaliśmy mieszkania. Dostaliśmy klatkę, a klucze, które trzymałam w dłoni, nie były tylko dla nas.

Serce podskoczyło mi do gardła

Kilka dni po przeprowadzce wszystko wydawało się idealne. Mieszkanie było przestronne, nowoczesne, z ogromnymi oknami wpuszczającymi mnóstwo światła. Stałam w salonie, planując, gdzie postawię regał na książki, gdy usłyszałam dźwięk klucza przekręcanego w zamku. Serce podskoczyło mi do gardła. Drzwi otworzyły się, a w progu stanęła teściowa, dźwigając torbę pełną firan.

– Kochanie, przyszłam pomóc – powiedziała, rozpakowując zakupy. – Kupiłam wam firanki. Te długie, eleganckie. Takie, jak lubi Adam.

Patrzyłam na nią, czując, jak wzbiera we mnie gniew. Adam wszedł do mieszkania chwilę później i uśmiechnął się do matki, jakby jej wizyta była czymś oczywistym.

– Mamo, super, że przyszłaś – rzucił beztrosko.

– Możemy porozmawiać? – syknęłam przez zaciśnięte zęby.

W sypialni wybuchłam:

– Ona nie pomaga. Ona kontroluje.

– Przesadzasz – westchnął. – Po prostu troszczy się o nas.

– Chcę mieć coś swojego!

– To ich mieszkanie. Może trochę szacunku?

Zamurowało mnie.

– Ich?! A my? Jesteśmy tu tylko lokatorami?

Pierwszy raz poczułam, że coś tu jest bardzo nie tak.

Zabrakło mi słów

Kiedy wróciłam z pracy, w mieszkaniu pachniało rosołem. Zmarszczyłam brwi. Nie zostawiałam nic na kuchence. Weszłam do kuchni i zamarłam – teściowa stała przy blacie, krojąc marchewkę.

– O, jesteś! – powiedziała radośnie. – Pomyślałam, że po ciężkim dniu przyda wam się domowy obiad.

Otworzyłam usta, ale zabrakło mi słów. Ona tu nie mieszkała. Nie powinna tu być.

– Skąd masz klucze? – spytałam w końcu.

Barbara uśmiechnęła się pobłażliwie.

– Kochanie, przecież to nasze mieszkanie. Mam kopię, gdybyście czegoś potrzebowali.

Czułam, jak ogarnia mnie panika. Adam wrócił chwilę później i ucałował matkę w policzek.

Mamo, pachnie jak w dzieciństwie! – ucieszył się.

Patrzyłam na nich, czując się jak intruz we własnym domu. Wieczorem próbowałam rozmawiać z mężem.

– Twoja matka wpada bez zapowiedzi, ma klucze, gotuje dla nas jak dla dzieci.

– Przecież to miłe. Nie musimy gotować po pracy.

– Ale to nasz dom! Chcę mieć swoją przestrzeń.

Westchnął ciężko.

– Ona chce dla nas dobrze. Po co szukasz problemu?

Nie szukałam problemu. On już tu był. I zaczynał mnie dusić.

Straciłam kontrolę nad swoim życiem

Wracałam z pracy, marząc o chwili samotności. Otworzyłam drzwi i natychmiast coś wydało mi się nie tak. W salonie leżał stos poduszek, na stole stał nowy wazon. Na kanapie siedziała teściowa, przeglądając moje dokumenty. Serce podeszło mi do gardła.

– Co ty tu robisz?! – rzuciłam ostrzej, niż zamierzałam.

Teściowa podniosła wzrok i uśmiechnęła się ciepło.

– Och, kochanie, nie przestrasz się. Przyszłam trochę posprzątać. Te wasze papiery leżały w nieładzie, więc pomyślałam, że ci pomogę.

Podbiegłam i wyrwałam jej teczkę z ręki.

– Nie masz prawa dotykać moich rzeczy!

Barbara zmarszczyła brwi.

Nie przesadzaj. Jestem tu, żeby pomóc. Przecież to też mój dom.

Poczułam, jak wszystko we mnie eksploduje.

– Twój dom?! To nasze mieszkanie! Nie masz prawa tu wchodzić bez pytania!

W tym momencie drzwi otworzyły się ponownie i wszedł mąż. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zmarszczył brwi.

– Co się tu dzieje?

– Twoja matka ma klucze do naszego mieszkania i traktuje je jak swoje! – krzyknęłam, czując, że trzęsą mi się ręce.

Spojrzał na mamę, a potem na mnie.

– Przecież to nic złego…

Zrobiło mi się słabo.

Ty tego nie rozumiesz, prawda? Nie mamy prywatności. Nie mamy nic swojego.

Teściowa pokręciła głową.

– Kochanie, jesteś przewrażliwiona.

W tamtej chwili zrozumiałam, że jeśli teraz nie postawię granicy, stracę całkowicie kontrolę nad swoim życiem.

Duszę się

Siedziałam na kanapie, gapiąc się w ścianę. Czułam, jak moje ciało drży z gniewu. Adam stał przy oknie, nerwowo pocierając kark.

– Przesadzasz. Moja mama po prostu się troszczy.

Prychnęłam.

– Troszczy się? Ona wchodzi tu bez zapowiedzi, urządza nam mieszkanie i przeszukuje moje rzeczy! Jak długo mam to znosić?!

Zacisnął usta, ale nie odpowiedział.

– Ja tu się duszę – kontynuowałam, walcząc ze łzami. – Nie możemy podjąć żadnej decyzji bez jej zgody. Czy to w ogóle jest nasze życie?

– Ale… przecież ona nam to mieszkanie dała.

– Nie! – przerwałam mu ostro. – Dała nam je, ale nie pozwoliła nam w nim mieszkać po swojemu. A ty nie robisz nic, żeby to zmienić.

Zapadła cisza. Wzięłam głęboki oddech.

– Albo odcinamy się od twoich rodziców, zmieniamy zamki i zaczynamy żyć po swojemu… albo ja odchodzę.

Podniósł na mnie wzrok.

– Nie możesz mi stawiać takiego wyboru…

Nie mogę żyć w ten sposób.

Przez chwilę myślałam, że coś powie, że mnie zatrzyma. Ale mąż tylko spuścił głowę. Zrozumiałam, że odpowiedź już padła.

Wbił wzrok w podłogę

Spakowałam walizkę. Na razie tylko jedną – kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Nie oznaczało to jeszcze końca, ale była to zapowiedź, że jeśli Adam nie podejmie decyzji, ja podejmę ją za niego. Siedział na łóżku, patrząc na mnie jak zbity pies.

– Gdzie pójdziesz? – zapytał cicho.

– Do Magdy. Na kilka dni.

– Nie musisz tego robić…

Zatrzymałam się i spojrzałam na niego.

– A co ty zamierzasz zrobić?

Nie odpowiedział. Tylko wbił wzrok w podłogę. Westchnęłam i usiadłam obok niego.

– Chcę, żebyś mnie usłyszał. Nie chodzi tylko o mieszkanie. Chodzi o nas. O to, że nie czuję tu jak twoja żona, tylko jak lokatorka w domu twojej matki. Że muszę się przed nią tłumaczyć z tego, co kupuję, co gotuję, kiedy śpię.

– Nie musisz… – szepnął.

– Muszę, bo nie stajesz po mojej stronie.

Cisza. Znów ta przeklęta cisza.

– Nie mogę się od nich odciąć – powiedział w końcu. – To moi rodzice, pomogli nam…

Zacisnęłam powieki, żeby powstrzymać łzy.

I za tę pomoc zapłaciliśmy wolnością.

Nie odpowiedział. Podniosłam walizkę i ruszyłam do drzwi.

– Natalia… – usłyszałam cichy głos za plecami.

Nie odwróciłam się.

Usłyszałam pukanie do drzwi

Usiadłam na kanapie u Magdy, trzymając w dłoniach kubek herbaty. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to się stało. Że naprawdę spakowałam walizkę i wyszłam.

– I co teraz? – zapytała Magda. – Myślisz, że się opamięta?

– Nie wiem – odparłam szczerze.

Przez dwa dni Adam nie zadzwonił. Nie napisał. Czułam, że jeśli milczenie potrwa dłużej, to już koniec. Trzeciego dnia usłyszałam pukanie do drzwi. Stał tam, zmęczony, z podkrążonymi oczami.

– Natalia… – zaczął, ale przerwałam mu.

– Jeśli przyszedłeś mnie przekonać, że przesadzam, to nie mamy o czym rozmawiać.

Pokręcił głową.

Zmieniłem zamki.

Zamrugałam.

– Co?

– Oddałem matce jej klucze i powiedziałem, że koniec z niezapowiedzianymi wizytami. Że to nasze mieszkanie. To nasze życie.

Oparł się o framugę i spojrzał na mnie błagalnie.

– Proszę, wróć.

Serce mi przyspieszyło.

– A jeśli znów zacznie naciskać? Jeśli ojciec zacznie cię szantażować pieniędzmi?

Przełknął ślinę.

– Powiedziałem im, że jeśli będą próbować, to po prostu się wyprowadzimy. Weźmiemy kredyt. Zacznijmy od nowa. Daj mi jeszcze jedną szansę.

Patrzyłam na niego długo. A potem podeszłam i przytuliłam go mocno. To był początek nowego życia. Naszego życia.

Reklama

Natalia, 27 lat

Reklama
Reklama
Reklama