Reklama

Siedziałam na tarasie naszego mieszkania i patrzyłam na zachodzące słońce. Piotr był w kuchni, przygotowywał kolację – mówił, że chce mnie odciążyć, bo ostatnio brałam dodatkowe zmiany w pracy. Patrzyłam na jego sylwetkę w odbiciu szyby. Nadal go kochałam. Kochałam od pierwszego dnia, kiedy wpadliśmy na siebie na uniwersytecie. Był wtedy pewnym siebie młodym człowiekiem, który zdobył mnie swoim poczuciem humoru i nieoczywistą delikatnością. Przez kilka lat nie mogłam uwierzyć, że ktoś taki jak on – przystojny, zamożny, z dobrej rodziny – mógł pokochać kogoś takiego jak ja.

Reklama

Dla mnie był tym jedynym

Byliśmy zaręczeni od kilku miesięcy. Ten moment, kiedy uklęknął przede mną z pierścionkiem w dłoni, był jednym z najpiękniejszych w moim życiu. Myślałam wtedy, że to bajka. Wszystko wydawało się idealne – aż do dnia, kiedy jego rodzice postawili warunek.

Musisz podpisać intercyzę – powiedziała jego matka, z promiennym uśmiechem, który nie sięgał oczu.

To nie była prośba, to była decyzja. Tłumaczyli to ochroną rodzinnego majątku, „zabezpieczeniem”. Ich słowa brzmiały rozsądnie, ale ton głosu mówił coś innego: Nigdy nie będziesz jedną z nas. Nie chciałam tego. Czułam się upokorzona, ale Piotr mnie przekonał.

– To tylko formalność, kochanie – mówił tamtej nocy, obejmując mnie ramieniem. – Przecież to niczego między nami nie zmienia.

Wierzyłam mu, bo chciałam wierzyć. Kochałam go, ufałam mu i nie chciałam, by pomyślał, że to pieniądze mnie interesowały. Nie mogłam wtedy wiedzieć, że ten podpis będzie początkiem końca.

Chciałam to jakoś usprawiedliwić

– Monika, naprawdę to nic takiego – próbowałam przekonać przyjaciółkę, która siedziała naprzeciwko mnie w ulubionej kawiarni.

Patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Była moją najbliższą przyjaciółką od liceum i znała mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Zawsze mówiła, co myśli, bez ogródek. Teraz jej spojrzenie było pełne sceptycyzmu.

– Nic takiego? – zapytała, unosząc brwi. – Agata, oni każą ci podpisać dokument, który z góry zakłada, że możesz coś ukraść. Jak możesz uważać, że to normalne?

Westchnęłam, zerkając na zegarek. Wiedziałam, że jej reakcja będzie właśnie taka. Monika nigdy nie przepadała za rodziną Piotra.

– To tylko papier – odparłam. – Piotr sam mówił, że to formalność.

– Tylko papier? A co, jeśli kiedyś „ten papier” stanie między wami? – rzuciła ostro. – Przemyślałaś to w ogóle?

Chciałam odpowiedzieć, ale zamiast tego zaczęłam bawić się łyżeczką, unikając jej wzroku.

– Kocham go. Nie obchodzi mnie, co myślą jego rodzice – powiedziałam w końcu.

Monika westchnęła, opierając się o krzesło.

– A jego? Co, jeśli okaże się, że on myśli tak jak oni?

– Monika, on mnie kocha – ucięłam, próbując zakończyć temat.

– Obyś miała rację – powiedziała cicho, ale w jej głosie usłyszałam ostrzeżenie, którego nie chciałam przyjąć.

Prowadziliśmy wspólne życie

Po ślubie nasze życie było bajką – przynajmniej na początku. Kupiliśmy niewielki dom na przedmieściach, a Piotr mówił, że to nasz wspólny projekt. Rzuciłam się w wir pracy, podejmując dodatkowe zlecenia, żeby oszczędzać na remonty i wyposażenie. Czułam, że budujemy coś razem, i było to dla mnie niezwykle ważne. Ale z czasem zauważyłam, że Piotr coraz bardziej polegał na swoich rodzicach. Kiedy chciałam wybrać kolor ścian, jego matka podsuwała swoje sugestie. Kiedy planowaliśmy zakup mebli, jego ojciec sugerował, by skorzystać z usług ich znajomego. Na początku myślałam, że Piotr chce ich tylko uszczęśliwić. Ale w głębi duszy czułam, że to oni nadal kontrolują nasze życie.

– Może powinniśmy porozmawiać o finansach – zasugerowałam pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy przy kolacji.

Piotr spojrzał na mnie, jakby temat go nudził.

– Po co? Wszystko jest pod kontrolą – odpowiedział wymijająco.

Nie naciskałam. Kochałam go i ufałam mu. Ale z czasem zaczęłam zauważać, że coś się zmienia. Pierwsze poważne kłótnie zaczęły się, gdy Piotr unikał rozmów o przyszłości. Jego rodzice nadal podejmowali za nas wiele decyzji, a ja czułam, jak oddalam się od człowieka, który miał być moim partnerem na całe życie.

Życie przestało być bajką

Mijały lata, a nasz związek coraz bardziej przypominał rutynę. Piotr spędzał więcej czasu w pracy, a nasze rozmowy stały się powierzchowne. Czułam, że jestem sama w małżeństwie, które miało być moją przystanią. Kiedy zaproponowałam terapię, jego reakcja mnie zaskoczyła.

– Naprawdę myślisz, że mamy aż takie problemy? – zapytał, patrząc na mnie z irytacją.

– Tak – odpowiedziałam cicho. – Czuję, że nie jesteśmy już tacy jak kiedyś.

– Może dlatego, że wyolbrzymiasz wszystko – rzucił, wzruszając ramionami.

Poczułam, jak wzbiera we mnie złość.

– Wyolbrzymiam? Pracowałam na dwa etaty, żebyśmy mogli mieć ten dom! Zrobiłam wszystko, żebyśmy mieli to życie!

Piotr spojrzał na mnie, jakby nie rozumiał, o czym mówię.

– Agata, po co ta dramatyczna scena? Przecież wszystko jest w porządku.

Te słowa były jak ostateczny cios. Nie mogłam już walczyć.

Mogłam stracić wszystko, co moje

Kilka miesięcy później odkryłam prawdę. Dokumenty dotyczące naszego domu leżały na stole w gabinecie. Przeczytałam je z rosnącym niedowierzaniem. Dom, który uważałam za wspólny, był zapisany wyłącznie na Piotra. Nasze oszczędności? Chronione intercyzą, którą podpisałam przed ślubem. Wieczorem, kiedy Piotr wrócił, rzuciłam mu te papiery na stół.

– Co to ma być? – zapytałam, ledwo kontrolując głos.

Spojrzał na dokumenty i westchnął.

– To dla twojego dobra – powiedział, jakby to wszystko miało sens. – Gdyby coś się stało, nie chciałem, żebyś była obciążona...

– Nie wierzę! – przerwałam mu, czując, jak łzy napływają mi do oczu. – Mówiłeś, że wszystko robimy razem!

Piotr spojrzał na mnie chłodno.

– Agata, to tylko zabezpieczenie. Nic więcej.

Ale ja wiedziałam, że to nieprawda. Wiedziałam, że to była granica, której nigdy nie mogłam przekroczyć.

Nie pozostawił mi nadziei

Skontaktowałam się z Moniką. Przyjaciółka umówiła mnie na spotkanie z prawnikiem, który miał rozwiać moje wątpliwości. Siedziałam w ciasnym biurze, słuchając, jak wyjaśnia mi szczegóły intercyzy, którą podpisałam przed ślubem.

– Niestety, zgodnie z dokumentami, wszystko należy do pana Piotra – powiedział prawnik, przeglądając papiery. – Dom, oszczędności... Pani nie ma żadnych praw do majątku.

Każde jego słowo było jak kolejny cios. Wróciłam do Moniki i opowiedziałam jej wszystko.

– Próbowałam ich uszczęśliwić – powiedziałam, ocierając łzy. – Myślałam, że to wystarczy.

Monika patrzyła na mnie z troską, ale i gniewem.

Nigdy nie powinnaś była poświęcać siebie dla nich – powiedziała.

Jej słowa były proste, ale uświadomiły mi, co muszę zrobić. Wieczorem spakowałam swoje rzeczy. Piotr stał w drzwiach sypialni, patrząc na mnie obojętnie.

– Naprawdę tego chcesz? – zapytał, jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi.

Nie mam wyboru – odpowiedziałam, chowając ostatnią rzecz do walizki.

Przez chwilę patrzył na mnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale milczał. Opuściłam dom, który kiedyś miał być symbolem naszej miłości i wróciłam do rodzinnego miasta. W nowym mieszkaniu patrzyłam na puste ściany. Były jak moje życie – czekały na coś nowego. Po raz pierwszy od dawna czułam, że mogę oddychać.

Reklama

Agata, 29 lat

Reklama
Reklama
Reklama