„Testament mojego ojca otworzył puszkę Pandory. Spadek to nic przy tym, czego dowiedziałam się z dołączonego listu”
„– Przecież to nie ma sensu! – Marta krzyknęła. – Całe życie się nim opiekowałyśmy. A ona? Pojawiłaś się u nas znikąd. I to wystarczyło, żeby wymazać 2 własne córki? – Marta, nie wiedziałam. Jestem w szoku. – Nie udawaj! – dodała Klaudia. – A może zmieniłaś testament za jego plecami?”.

- Redakcja
Ojciec zmarł w poniedziałek rano. Nie było mnie przy nim. Prawdę mówiąc, przez ostatni rok widzieliśmy się tylko raz, na święta, które i tak skończyły się kłótnią przy stole. Mama odeszła dawno temu, a ja… Ja zawsze byłam „tą trzecią”. Adoptowaną. Przygarniętą z domu dziecka, kiedy ojciec był już po czterdziestce, a jego dwie córki, Marta i Klaudia, miały swoje małe światy, do których trudno mi było wejść. Mówi się, że śmierć rodzica wszystko zmienia. Cóż, w naszym przypadku rzeczywiście coś się zmieniło – ale na gorsze.
Na odczytanie testamentu przyszłyśmy we trzy. Siedziałyśmy w dusznym biurze notariusza, każda ze swoją miną – Klaudia spięta i wyprostowana jak zawsze, Marta z rezygnacją w oczach. Ja byłam roztrzęsiona i cicha. Nie spodziewałam się niczego. Naprawdę. A potem padły słowa, które roztrzaskały coś w tamtym pomieszczeniu, jak młot rozbija szkło: „Cały majątek, czyli dom, ziemia, oszczędności, zostają przepisane na Judytę”. Zapadła cisza. I wtedy zrozumiałam, że nic już nie będzie takie samo.
Chciałam stamtąd uciec
– Co to ma znaczyć? – Marta wstała gwałtownie, przesuwając krzesło tak, że zaskrzypiało po podłodze. – Czy to nie jakaś pomyłka?
Notariusz nie podniósł wzroku znad papierów.
– Testament został sporządzony zgodnie z obowiązującymi przepisami. Był podpisany i poświadczony. Ojciec pań zadeklarował jednoznacznie, że cały majątek przekazuje Judycie Nowickiej.
Klaudia tylko zacisnęła usta. Spojrzała na mnie chłodno, jakby właśnie dowiedziała się, że jestem oszustką. Chciałam coś powiedzieć, naprawdę. Ale głos ugrzązł mi w gardle.
– Przecież to nie ma sensu! – Marta niemal krzyknęła. – Całe życie opiekowałyśmy się nim. A ona? Pojawiła się w naszym życiu, kiedy miała dziewięć lat. I co? Wystarczyło kilka lat z litości, żeby wymazać dwie własne córki?
– Marta… – zaczęłam cicho. – Ja nie wiedziałam. Przysięgam. Sama jestem w szoku.
– Nie udawaj! – wybuchnęła Klaudia. – Może go zmanipulowałaś? Może zmieniłaś testament za jego plecami?
– Co ty wygadujesz?! – poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. – Myślisz, że mogłabym… że chciałabym...?
Wstałam. Czułam na sobie ich spojrzenia. Były pełne pogardy, żalu, niedopowiedzeń. Chciałam uciec. Wstać i wyjść. Ale nogi miałam jak z waty.
– Nie skończyłyśmy jeszcze – syknęła Marta. – Dowiemy się, co naprawdę się wydarzyło.
Spojrzałam na nią, potem na Klaudię. I wtedy po raz pierwszy poczułam strach. Nie o majątek. O prawdę, która mogła się za tym wszystkim kryć.
Ojciec coś kombinował?
Po powrocie do domu nie mogłam usiedzieć w miejscu. Testament był prawdziwy, to wiedziałam. Ale nie rozumiałam, dlaczego ojciec podjął taką decyzję. Przez lata nie byłam jego ulubienicą. Był surowy, zamknięty, trudny. Nigdy nie powiedział mi, że mnie kocha. Nie przytulał. A teraz zostawił mi wszystko? Telefon zadzwonił o 21:13. Klaudia.
– Spotkajmy się jutro – powiedziała chłodno. – W domu. O jedenastej.
– W domu? – powtórzyłam niepewnie.
– W domu ojca. W twoim domu, jak wolisz – prychnęła. – Musimy coś sobie wyjaśnić.
Rozłączyła się bez słowa więcej. Kiedy następnego dnia weszłam do salonu, Marta już siedziała w fotelu z filiżanką kawy.
– Przyniosłaś może list? – zapytała.
– Jaki list?
– Ojciec napisał do mnie list kilka dni przed śmiercią. Zwykła koperta, jego charakter pisma. Wspominał, że zostawia coś ważnego. Ale nie dodał, co.
– Nic nie znalazłam – odpowiedziałam szczerze. – Byłam tu tylko raz od jego śmierci, po rzeczy do pogrzebu.
Klaudia stała przy oknie.
– Może schował coś. Albo... ktoś to zabrał.
– Myślisz, że chcę to ukryć? – zapytałam. – Że ja coś knuję?
– Nie ufam ci – odpowiedziała twardo Klaudia. – Ale bardziej nie ufałam tacie. Nasz ojciec nigdy nie robił nic bez powodu. A to wszystko miało z pewnością bardzo konkretny powód.
Spojrzałam na nią. Jej wzrok był jak nóż. Może rzeczywiście coś tu nie grało.
Znalazłam tajemniczy list
Nie mogłam spać. Słowa Klaudii dudniły mi w głowie jak echo: „To miało bardzo konkretny powód”. A co, jeśli miała rację? Co, jeśli ojciec rzeczywiście chciał ukryć za tym wszystkim coś więcej? Następnego dnia wróciłam sama do domu. Usiadłam na podłodze w jego gabinecie i zaczęłam przeszukiwać szuflady, półki, nawet ramy obrazów. Nic. Prawie już się poddałam, kiedy zauważyłam coś dziwnego przy listwie podłogowej. Jedna deska odstawała. Podważyłam ją scyzorykiem. Było tam małe, metalowe pudełko.
Ręce mi drżały, gdy je otwierałam. W środku – zdjęcie kobiety, list i kilka wycinków z gazet. Kobieta była do mnie trochę podobna. Miała ciemne włosy i to samo zacięte spojrzenie. Rozłożyłam list. Zaczął się od słów: „Judytko, jeśli to czytasz, to znaczy, że już mnie nie ma”. Dalej było jeszcze dziwniej.
– Judyta! – głos Klaudii rozległ się nagle za mną.
Drgnęłam. Stała w progu z Martą. Oczy miała zmrużone, a twarz pełną podejrzeń.
– Co tam masz?
– Znalazłam to. Pod deską. Nie ruszałam nic więcej. To list od ojca – wyszeptałam.
– Daj – zażądała Klaudia, podchodząc bliżej.
– Nie. Najpierw przeczytam. Sama. To jest… do mnie – powiedziałam, chowając list za siebie.
Marta westchnęła. Klaudia wyglądała, jakby zaraz miała mi go wyrwać z rąk. Ale ja wiedziałam jedno. Cokolwiek było w tym liście, miało zmienić wszystko.
Prawda wyszła na jaw
Zamknęłam się w pokoju ojca i usiadłam na jego starym fotelu. Palce mi drżały, gdy rozwijałam na nowo list.
„Judytko. Czas, żebyś poznała prawdę. Nie adoptowaliśmy cię przypadkiem. Maria, twoja matka, była miłością mojego życia. Wiedziała, że nie może cię wychować. Poprosiła mnie, żebym cię przyjął. Nie mogłem wtedy. Ale kiedy zmarła, przyprowadziłem cię do nas. Byłaś moją córką, choć nigdy ci tego nie powiedziałem”.
Zamilkłam. Oczy nabrzmiały mi łzami.
– Co tam jest? – usłyszałam Martę za drzwiami.
– To prywatne – odpowiedziałam twardo.
– Do jasnej cholery, Judyta! – Klaudia uderzyła dłonią w drzwi. – My też mamy prawo wiedzieć!
Otworzyłam.
– Miałyście rację. Ojciec miał powód, żeby zostawić mi wszystko – powiedziałam. – Byłam jego córką. Biologiczną.
Marta zbladła. Klaudia uniosła brwi.
– Co ty mówisz?
– Znalazłam zdjęcie mojej matki. Była jego kochanką. Prawdziwą miłością. To z nią miał dziecko. Mnie.
Cisza.
– I teraz już wszystko gra – powiedziała chłodno Klaudia. – Pojawiasz się jak duch. Z gotowym miejscem przy stole.
– To nie tak. On ją kochał. I mnie. Ale nigdy nie umiał tego okazać.
Marta spojrzała w bok. Klaudia zadrżała.
– Jeszcze nie skończyłyśmy.
Wiedziałam, że to dopiero początek.
Nic już nie będzie tak samo
Usiadłyśmy przy kuchennym stole. Napięcie w powietrzu można było kroić nożem. Klaudia bębniła paznokciami o blat. Marta piła trzecią już herbatę bez cukru.
– Więc wszystko, co myślałyśmy o naszej rodzinie, to były tylko nasze złudzenia – rzuciła Marta gorzko. – A ojciec przez całe życie kłamał.
– Może nie kłamał – powiedziałam cicho. – Może… nie umiał inaczej. Może bał się, jak zareagujecie.
Klaudia spojrzała na mnie z pogardą.
– I co teraz? Myślisz, że mamy cię przytulić i pogratulować wygranej?
– Nie wygrałam. Straciłam ojca. Tak samo jak wy.
Marta westchnęła ciężko i opuściła głowę.
– Kiedyś cię nienawidziłam – powiedziała. – Pamiętam, jak miałaś jedenaście lat i nosiłaś moje stare ubrania. Czułam, że zabierasz coś, co było tylko nasze. Naszą rodzinę.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
– Nie wiedziałam...
– Oczywiście, że nie. Byłaś dzieciakiem. A potem dorosły człowiek zaczął udawać, że wszystko jest normalne. Tylko że nie było.
Klaudia wstała.
– Możesz mieć ten dom, Judytko. Ale nie licz, że kiedykolwiek znowu powiem ci „siostro”.
Zostawiła nas i wyszła, trzaskając drzwiami. Marta została. Patrzyła w pusty kubek.
– Chcę poznać tę Marię – powiedziała nagle. – Jeśli to była nasza... jakakolwiek część historii... chcę ją zrozumieć.
Pokiwałam głową. Być może jedna z nas jeszcze chciała pamiętać, że kiedyś byłyśmy rodziną.
Nareszcie poczułam się córką
Minęły dwa miesiące. Dom stał się cichy, niemal nierzeczywisty. Chodziłam po pokojach, które teraz należały do mnie, ale które nigdy nie były naprawdę moje. Każdy przedmiot niósł wspomnienie – ojca przy kominku, Marty śmiejącej się z radia, Klaudii poprawiającej książki na półkach, jakby to miało znaczenie. Marta przyjeżdżała czasem. Przeglądałyśmy razem stare zdjęcia, odczytywałyśmy listy. Znalazłyśmy nawet jeden od Marii. Pisała do ojca, że żałuje, że nie mogła być ze mną, ale wiedziała, że da mi dom. Że ufa mu.
Klaudia się nie odezwała. Ostatnio widziałam ją na pogrzebie. I wtedy zrozumiałam, że nie każdy ból da się uleczyć. Niektóre zostają w człowieku na zawsze, jak blizny, które tylko on sam potrafi dostrzec. Usiadłam w ogrodzie. Było lato. Powietrze pachniało jabłkami i trawą. Czy czułam się dziedziczką? Nie. Czułam się córką. Nareszcie. I choć nasza historia przypominała ruiny po pożarze, wiedziałam, że w popiołach czasem coś zakiełkuje. Może nowa relacja z Martą. Może jakaś pamięć, której nie da się już tak łatwo wymazać. A może tylko prawda. W końcu wypowiedziana na głos.
Judyta, 33 lata
Czytaj także:
- „Rodzice zostawili mi wolną chatę, więc urządziłem imprezę roku. Narobiła mi bałaganu nie tylko w domu, ale i w życiu”
- „Teściowa uważała, że robi najlepsze jagodzianki. Ale przepis od mojej babci Michaliny dosłownie zwalił ją z nóg”
- „To miały być wakacje solo na Sardynii. Espresso w towarzystwie nieznajomego sprawiło, że nabrałam smaku na coś więcej”