„To był mój najgorszy Dzień Kobiet w życiu. Nie sądziłam, że zięć ma mnie za starą raszplę bez prawa do przyjemności”
„Starałam się uśmiechać i nie myśleć o tym, co właśnie dostałam. A jednak gdzieś w środku narastało we mnie poczucie goryczy. Czy zięć naprawdę widzi mnie jako kobietę, której główną rolą w życiu jest stanie przy kuchence?”.

- Redakcja
Kamil zawsze był dla mnie miły. Od samego początku, gdy pojawił się w naszej rodzinie, widziałam, że się stara. Nie był z tych, co przychodzą na obiad i czekają, aż wszystko samo wyląduje na stole. Zawsze chciał pomóc, przynosił zakupy, oferował się do zmywania, czasem nawet chwalił moje gotowanie, choć pewnie nie wszystko mu smakowało.
Nie mogłam na niego narzekać, a jednak miał w sobie coś, co czasem mnie irytowało – brak wyczucia. Może to nie jego wina, może po prostu inaczej postrzegał świat. Pewnie dlatego nie oczekiwałam po nim zbyt wiele, szczególnie jeśli chodzi o prezenty. Wiedziałam, że się starał, ale niekoniecznie trafiał w to, czego bym naprawdę chciała.
Rok temu na Dzień Kobiet podarował mi storczyka. Ładny, ale szybko uschnął, bo nigdy nie miałam ręki do kwiatów. Tym razem byłam ciekawa, co wymyśli. Nie liczyłam na nic wielkiego, ale gdzieś tam w głębi duszy miałam cichą nadzieję, że może tym razem pomyśli o czymś innym niż to, co „na pewno mi się przyda”.
Dzień Kobiet wypadł w sobotę, więc wszyscy mieliśmy się spotkać na kolacji u mnie. Lubiłam te rodzinne wieczory. Były głośne, pełne rozmów i śmiechu. Czasem trochę mnie męczyły, zwłaszcza gdy wszyscy na raz zaczynali coś ode mnie chcieć, ale w głębi serca cieszyłam się, że dom nie stoi pusty.
Narastało we mnie poczucie goryczy
Ania z Kamilem przyszli chwilę po osiemnastej. Wnuki wpadły do salonu i od razu zajęły się zabawą, a ja poszłam do kuchni, żeby dopilnować, czy wszystko jest gotowe. Zięć wszedł za mną, uśmiechnięty, z dużym, starannie zapakowanym pudełkiem.
– Mamo, to dla ciebie! – powiedział z dumą.
Zerknęłam na Anię, która tylko się uśmiechnęła, jakby sama nie wiedziała, co mnie czeka. Wzięłam prezent i zaczęłam go rozpakowywać, starając się, żeby na mojej twarzy nie było widać nic poza uprzejmym zaciekawieniem. Kiedy w końcu odsłoniłam zawartość, zobaczyłam nowiutką, błyszczącą patelnię.
– Pomyślałem, że na pewno się przyda! Żebyś mogła wygodniej gotować – dodał zadowolony.
Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Moje usta ułożyły się w uśmiech, ale wewnętrznie czułam coś zupełnie innego.
– O, dziękuję… na pewno znajdzie swoje miejsce w kuchni – wydusiłam w końcu.
Ania spojrzała na mnie z lekkim niepokojem, ale zięć był tak zadowolony ze swojego wyboru, że niczego nie zauważył. Odłożyłam patelnię na bok i zaczęłam nakładać jedzenie na talerze. Rozmowy toczyły się jak zawsze – o dzieciach, pracy, pogodzie. Starałam się uśmiechać i nie myśleć o tym, co właśnie dostałam. A jednak gdzieś w środku narastało we mnie poczucie goryczy. Czy zięć naprawdę widzi mnie jako kobietę, której główną rolą w życiu jest stanie przy kuchence? Oczywiście, lubiłam gotować, robiłam to całe życie, ale czy to oznaczało, że patelnia to dobry prezent dla mnie?
Czułam się z tym wszystkim źle
Przez resztę wieczoru starałam się nie wracać do tego myślami, ale to uczucie nie chciało mnie opuścić. Gdy goście zbierali się o wyjścia, zaczęłam sprzątać, ale robiłam to mechanicznie, nie do końca obecna myślami. Ania spojrzała na mnie badawczo. Zrozumiałam, że nie udało mi się ukryć rozczarowania.
– Mamo, co się dzieje? Widzę, że coś cię gryzie – powiedziała cicho.
Westchnęłam i usiadłam przy stole.
– Dostałam od zięcia coś, co przypomina mi, że wciąż muszę stać przy garach – powiedziałam, stukając palcem w pudełko z patelnią.
Ania uniosła brwi i zaśmiała się cicho, ale po chwili spoważniała.
– Myślisz, że zrobił to specjalnie?
– Nie, ale… czy naprawdę nie zasługuję na nic innego? Czy Kamil widzi mnie jako starą babę, której całe życie to gotowanie? Może chciał dobrze, ale ja marzę o czymś, co jest dla mnie, a nie do kuchni.
Córka kiwnęła głową. Widziałam, że mnie rozumie. Wiedziała, że nie chodziło mi o samą patelnię, tylko o to, co za nią stało – to, jak postrzegał mnie świat, a może nawet i ja sama siebie.
Nie mogłam milczeć w tej sprawie
Kilka dni później zięć zapytał się, czy byłam zadowolona z prezentu.
– Powiem ci szczerze… trochę przestrzeliłeś – odparłam bez ogródek.
– Co? Przecież to praktyczna rzecz! – zdziwił się.
– No właśnie. Nie chce „praktycznych rzeczy” na prezent. Chciałabym poczuć, że ktoś o mnie myśli, a nie o tym, co może mi się przydać w domu.
Kamil jednak nie mógł tego zrozumieć. W jego świecie prezent miał być użyteczny, praktyczny, „na coś się przydać”. W końcu, po dłuższej chwili milczenia, przyznał:
– Kurczę… czyli to trochę tak, jakbym na urodziny dostał zestaw kluczy, żeby mi się lepiej samochód naprawiało?
– Mniej więcej, ale widzę, że wiesz, o co mi chodzi – powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Zięć westchnął i podrapał się po głowie. Było widać, że coś zaczęło mu świtać.
Byłam wniebowzięta
Minął rok. Nie spodziewałam się fajnego prezentu Dzień Kobiet. Właściwie już pogodziłam się z myślą, że zięć ma swój sposób myślenia i nie zmieni go dla mnie. Jednak kiedy przyszedł z Anią i dziećmi, wręczył mi starannie zapakowany kartonik. Zauważyłam, że tym razem jest odrobinę bardziej spięty niż zwykle.
– Mam nadzieję, że ci się spodoba – powiedział, a w jego głosie słychać było lekką niepewność.
Otworzyłam pudełko i zamarłam. W środku znajdowała się piękna, elegancka chusta w moich ulubionych kolorach – delikatne pastele przeplatane odrobiną ciepłego beżu. Była miękka, lekka. Przepiękna.
– Żebyś miała coś tylko dla siebie – powiedział Kamil, uśmiechając się nieśmiało.
Popatrzyłam na niego z uznaniem. Może jednak da się go czegoś nauczyć?
Maria, 60 lat