„Na prezent ślubny zamiast kasy dostaliśmy jakieś dziwadło. Gdy otworzyliśmy to po 5 latach, zbieraliśmy szczękę z podłogi”
„Kiedy wychodziłam za mąż za Karola, dostaliśmy wiele pięknych prezentów. Kryształowe wazony, ciepłe koce, sprzęt AGD. Ale najdziwniejszy wręczyła mi ciotka Marianna, starsza siostra mojej mamy. To było niewielkie pudełko, pięknie zapakowane, z przyklejoną na wieczku kartką: >>Otwórz mnie 12 listopada 2015 roku
- Krystyna, 31 lat
– Ale to dopiero za pięć lat – powiedziałam zaskoczona.
Ciocia patrzyła na mnie poważnie.
– I nie wolno ci go otworzyć nawet dzień wcześniej. Ani później. Obiecujesz?
Gdy mój tata wstał, by wznieść toast, wszyscy umilkli
Marianna miała w rodzinie opinię osoby, powiedzmy, niepospolitej. Jej młodszy brat, Henio, nie owijał w bawełnę: „To dziwaczka”. Ciotka żyła samotnie w niewielkim domku pod miastem, który kiedyś przepisała na nią staruszka w zamian za opiekę. Nigdy nie miała męża ani dzieci. Humorzasta, niekiedy zamknięta w sobie. Być może cierpiała na jakąś chorobę. Nie wiadomo, bo nigdy nie trafiła do specjalisty od tego typu spraw. Ale nie była ani niebezpieczna, ani niekumata. Przeciwnie, jak ktoś potrzebował porządnej rady, szedł do ciotki Marianny.
Zarabiała na życie, opiekując się starszymi ludźmi i zwierzętami. Rodzina chciała jej pomóc, ale ona zawsze odmawiała. Twierdziła, że ma wszystko, czego potrzebuje. Nie oczekiwałam od niej żadnego prezentu z wyjątkiem dobrych życzeń.
Zobacz także
– Obiecujesz? – powtórzyła z naciskiem ciocia, gdy milczałam, obracając w rękach pudełko; pięć lat czekania, by je otworzyć?
– Krystyna! Bo zabiorę.
Podjęłam decyzję.
– Obiecuję, ciociu.
Skinęła głową i poszła sobie.
Potem był ślub i wesele. Gdy mój tata wstał, by wznieść toast, wszyscy umilkli.
– Dla nikogo nie jest tajemnicą, że byłem przeciwko związkowi mojej córeczki z tym mężczyzną – zaczął tata.
Goście jak jeden mąż spojrzeli na nas, a szczęka Karola napięła się jeszcze bardziej.
– A jednak zapłaciłem za wesele i stoję tu, wznosząc toast za państwa młodych. Co zmieniło moje spojrzenie na zięcia? Pewna osoba powiedziała mi, że moja córka spotkała człowieka, który będzie przy niej w najmroczniejszych chwilach jej życia, a to, kim był i co robił, zanim ją spotkał, okaże się dla niej ratunkiem. Czy miałem wyjście?
Karol nie ukrywał, że kiedyś został złapany na kradzieży. Dwa lata spędził w poprawczaku. Ale, jak przysięgał, to go nauczyło, że trzeba być po jasnej stronie mocy. Wierzyłam mu, ale tata nie bardzo, stąd kłótnie.
Oczy wszystkich gości skierowały się na koniec stołu, gdzie usiadła ciotka Marianna – bo nie było wątpliwości, o kim mówi tata – ale cioci już tam nie było. Nie lubiła hucznych imprez, tłumów. Wyszła po angielsku.
Przez kilka następnych tygodni jakoś nie było czasu, by się wybrać do ciotki i spytać, co miała na myśli. A telefonów nie uznawała. Pewnego dnia mama zadzwoniła z płaczem, mówiąc, że Marianna nie żyje. Zmarła we śnie.
– Ona wiedziała! – mama niemal krzyknęła te słowa. – Widziałam się z nią tydzień wcześniej, i powiedziała, żebym koniecznie wpadła do niej dzisiaj rano, bo nie chce zaśmierdnąć. Nie rozumiałam, o co jej chodziło, ale często mówiła takie dziwne rzeczy, więc nie dopytywałam. A ona wiedziała…
To była kolejna dziwna cecha cioci. Często mówiła coś bez ładu i składu, tyle że te „nonsensy” zwykle po jakimś czasie okazywały się całkiem sensowne. Kiedy wróciliśmy z pogrzebu Marianny, wyjęłam z szafy ślubny prezent od cioci. Ciekawość mnie zżerała. I, przyznaję, gdyby nie Karol, który mnie nakrył i zabrał pudełko, tobym je otworzyła, nie bacząc na przysięgę.
Żyliśmy dalej, czując powiększającą się pustkę
Ja i Karol bardzo chcieliśmy mieć dzieci. Niestety, mijały miesiące, rok, i nic się nie działo. W końcu zaczęliśmy chodzić po lekarzach. Szczerze? Lepiej by nam było nie zaczynać tych pielgrzymek. Można całe życie czekać z nadzieją, że uda się za miesiąc, dwa. Ale dookoła wszyscy tylko: Idźcie do lekarza! Musicie wiedzieć!
No to się dowiedzieliśmy, że ja jestem bezpłodna ze względu na atrofię jajników (przy okazji ujawniło się źródło moich problemów zdrowotnych), a Karol cierpiał na azoospermię, czyli całkowity brak plemników, co rozwinęło się u niego z powodu urazu.
– Czyli kiedyś mógł mieć dzieci? – spytałam lekarza, kiedy wychodziliśmy z jego gabinetu. Mąż poszedł przodem, był załamany.
– Tak. Szkoda, że nie zamroził nasienia – odparł.
– A skąd mógł wiedzieć, że go ciężarówka uderzy? – wzruszyłam ramionami.
Tak właśnie poznałam Karola – na ostrym dyżurze w szpitalu, gdzie policja przywiozła go niemal martwego, z połamanymi kośćmi, urazami wewnętrznymi. W jego osobówkę wjechała ciężarówka. Opiekowałam się nim. I pokochałam go, zanim został wypisany ze szpitala.
Tak więc mieliśmy być małżeństwem bez dzieci. Staraliśmy się jakoś z tym pogodzić, żyć dalej dla siebie. Mieliśmy psa, dwa koty. Mnóstwo zainteresowań. No i bardzo się kochaliśmy. Niektórym parom to wystarcza. Ale wokół nas krążyła jakaś czarna dziura, niewidzialna, która powoli, nieubłaganie wysysała z nas poczucie sensu. Zaproponowałam więc adopcję, ale Karol się nie zgodził.
– Czuję, że to nie jest dla mnie – powiedział ze smutkiem. – Chciałbym, żeby było inaczej, naprawdę, ale…
Żyliśmy więc dalej, czując powiększającą się pustkę i rozumiejąc, że ta pustka w końcu zmieni się w dzielącą nas przepaść i sprawi, że staniemy się dla siebie obcy.
W środku była złożona na pół kartka z bloku rysunkowego
I tak dotrwaliśmy do 12 listopada 2015 roku. Szczerze mówiąc, dawno już zapomnieliśmy o prezencie ciotki Marianny, i pewnie przegapilibyśmy ten dzień, gdyby nie to, że Karol, genialny organizator, zapisał tę datę w wirtualnym kalendarzu. Rankiem tego dnia dostał wiadomość na maila.
Był czwartek, a w czwartki zazwyczaj miałam wolny dzień po długim dyżurze. Karol miał umówionego klienta dopiero po południu, więc jak tylko kalendarz przypomniał nam o prezencie, mąż wygrzebał pudełko z pawlacza, gdzie schował je przede mną.
Wróciła dawna ekscytacja.
– Jak myślisz, co to może być? – szeptałam, kręcąc się niespokojnie, podczas gdy Karol ściągał ozdobny papier i otwierał pudełko.
W środku była złożona na pół kartka z bloku rysunkowego, z ozdobnym napisem „Ta mapa doprowadzi was do Skarbu”. Karol rozłożył kartkę. Wśród dziwnej plątaniny linii, na samym środku był czerwony X w kółku otaczającym niewielki prostokąt.
– Ciotka Marianna rzeczywiście była oryginałem – mruknął Karol. – Czego to jest mapa? Mózgu? A to zaiksowane miejsce to ośrodek miłości? Ma to nam przypominać, co jest naprawdę ważne? – w jego głosie usłyszałam ironię.
– Cóż, ciotka często wiedziała o różnych rzeczach. Może wiedziała też o naszej… sytuacji – powiedziałam cicho.
Patrzyłam z rozczarowaniem na tę „mapę” i przebiegło mi przez głowę, że widocznie przed śmiercią ciotka rzeczywiście trochę odleciała. Ale nagle ta plątanina linii z czymś mi się skojarzyła.
Niemożliwe. Włączyłam mapę na komórce i to było to – wyglądało tak samo! Karol podchwycił pomysł. Włączył komputer, zrobił komórką zdjęcie mapie Marianny i wrzucił do wyszukiwarki. Po sekundzie na ekranie pojawił się fragment prawdziwej mapy. Z ulicami. Po chwili znaliśmy już dokładny adres budynku oznaczonego iksem. Znajdował się na terenie ogródków działkowych.
Na dnie szafy kulił się przerażony chłopczyk
Pół godziny później staliśmy przed odrapanymi drzwiami nędznego domku, z oknami zabitymi deskami. Karol zapukał. Cisza. Nacisnął klamkę. Było otwarte. W środku na kanapie leżała młoda kobieta, z którą nie było kontaktu.
– Jezu, to Donka – szepnął Karol i uklęknął przy łóżku. Potem spojrzał na mnie z błaganiem w oczach. – Krysia, pomóż.
Ale ja wtedy zauważyłam coś innego – w kącie kulił się z przerażeniem mały, chudy chłopczyk, może siedmioletni. Wyglądał dokładnie tak, jak Karol na zdjęciach z dzieciństwa.
Donka zmarła w szpitalu dwa dni później, nie odzyskawszy przytomności. Karol wyjaśnił, że w szkole średniej byli parą. To ona wciągnęła go w tę grupę napadającą na sklepy. Spotkali się ponownie kilka lat po tym, jak wyszedł z poprawczaka.
– Na chwilę wróciło dawne oczarowanie – wspominał. – Myślałem, że uda mi się wyciągnąć ją z tego bagna, w którym tkwiła. Wtedy jeszcze nie była uzależniona. Ale okazało się, że ona próbowała mnie znów wpakować w stare układy. Więc zerwałem. Nie wiedziałem, że była w ciąży.
Mały Arek został z nami.
Trochę trwało, zanim nam zaufał i się otworzył. Zanim dziesiątki godzin terapii i naszej miłości zwróciły mu dzieciństwo. Czasem z mężem wracamy myślami do przeszłości i ciągle zadajemy sobie pytanie: skąd ciotka Marianna wiedziała? Wiedziała coś, o czym nawet Karol nie wiedział?