Reklama

To była wielka miłość, naprawdę. Wszystko zaczęło się od silnego zauroczenia, non stop randki, wspólne wypady, każda wolna chwila spędzana razem. Zaniedbywaliśmy bliskich, którzy byli jednak na tyle wyrozumiali, że nie dawali nam tego odczuć. Pojmowali, że miłość w początkowym okresie jest egocentryczna i samolubna. Tylko babcia czasem sprowadzała mnie na ziemię. Najczęściej wtedy, gdy zapominałam, że coś jej obiecałam, bo oczywiście ważniejsze było kolejne spotkanie z Darkiem.

Reklama

– Wnusiu, ja wszystko rozumiem – mówiła. – Z twoimi rodzicami też tak było. Nigdzie się bez siebie nie ruszali, a potem przyszło zwykłe życie. Taka jest po prostu kolej rzeczy. Poezja zamienia się w prozę.

– Nie w naszym przypadku – odpowiadałam babci zawsze w ten sam sposób, święcie w to wierząc.

Byłam przekona, że ten albo żaden, i że w naszym przypadku nawet proza życia nie będzie prozaiczna.

Darek nie pracował w mojej branży. Byłam menedżerem w sektorze odzieżowym, natomiast on jako freelancer świadczył usługi dla portali internetowych, wykonywał jakieś zlecenia dla prasy lokalnej… W każdym razie nie miał etatu ani stałego zajęcia.

Poznałam go na urodzinach koleżanki z firmy; był jej kuzynem. Zaiskrzyło między nami od razu. Może dlatego, że różnił się – i mentalnie, i fizycznie – od moich kolegów z branży. Wiem, że to okropnie stereotypowe, ale postrzegałam współpracujących ze mną facetów jako nieco zniewieściałych. Trudno, żeby jako projektanci ubrań, styliści i specjaliści od odzieżowego marketingu nie dbali o własny ubiór, ale większość miała idiotyczną manierę stylizowania się na celebrytów, rodem z najgłupszych telewizyjnych programów. To, niestety, męskości w moich oczach im nie dodawało, wręcz przeciwnie.

Zaczęły się kłótnie o pracę i pieniądze

A Darek miał w sobie coś z abnegata, w granicach rozsądku oczywiście. Może to mnie w nim najbardziej pociągało? Że był po prostu inny, niż większość znanych mi dotychczas mężczyzn. Najbardziej przerażały go zakupy, do fryzjera w ogóle nie chodził, nie mówiąc o salonie pielęgnacji brody, co nie znaczy, że był zapuszczony jak traper. Włosy, wiązane w koński ogon, skracał sobie sam, podobnie brodę. W lutym potrafił pójść po bułki w szortach, bo nie chciało mu się zakładać długich spodni.

– Nie ulegam sugestii kalendarza – tłumaczył ze śmiechem. – W lipcu też bywa czasem dziesięć stopni, a nikt nie zakłada wtedy futrzanych czapek i ciepłych płaszczy. Boisz się, że mnie ktoś z tobą zobaczy?

– Bynajmniej. Wtedy będę wydymała usta i mówiła wyniośle, że takie obowiązują teraz trendy…

Dziesięć miesięcy minęło nam, jakby to była chwila. Gdy zaproponowałam w końcu, żeby się do mnie wprowadził, długo się wahał.

– Chcesz cały czas mieszkać z rodzicami? – spytałam zwyczajnie.

– Beatko, ty myślisz, że ja mieszkam z rodzicami, bo to takie wspaniałe?

– Myślę, że trochę tak. To ucieczka od odpowiedzialności, mamusia obiadek zawsze poda, wypierze i pajęczyny w pokoju omiecie…

– A do głowy ci nie przyszło, że na wynajem mieszkania mnie po prostu nie stać? O kupnie nie wspominając.

– Ale jakbyś pracował więcej, to może by było? Chcesz jako freelancer do końca życia klepać w klawiaturę? A ubezpieczenie, emerytura? Może chociaż działalność zarejestruj?

– Na ZUS nawet nie zarobię! Cholera, jakie to typowe… – powiedział ze zniechęceniem w głosie i opadł ciężko na fotel przed telewizorem.

– Co? O co chodzi? – spytałam.

– Pierwsza kłótnia, oczywiście o pieniądze. Klasyka.

Coś w tym było. Niby zaczęliśmy rozmowę o tym, by zamieszkać razem, a naprawdę poszło o pieniądze. A raczej o Darka, żeby pomyślał, jak je pomnożyć. Tak to odebrał, chyba jednak trochę opacznie. Przecież zaproponowałam mu wspólne życie w moim mieszkaniu i nie prosiłam, żeby od razu dokładał się do czynszu i opłat. Zarabiałam dobrze, ale to nie znaczyło, że będę niańczyć ukochanego i ciągle go utrzymywać. Skończyły się „gwiazdy i róże”, musieliśmy się w końcu zmierzyć z prozą życia. Babcia miała rację. Jak zwykle.

Nie było jednak tak źle, bo Darek wziął sobie do serca moje uwagi. Zrozumiał, że wspólny dach nad głową to podział obowiązków i każdy musi od siebie coś dołożyć. Pracował więcej, łapał większe ilości zleceń naraz. Byłam nawet dumna z siebie, że robi to z miłości do mnie, i że dzięki mnie myśli o swojej zawodowej przyszłości. I wychodzi na ludzi – tak mu kiedyś nawet powiedziałam.

– Żałuję, że wychodzenie „na ludzi” mierzysz ilością zarabianej gotówki – zauważył cierpko.

– Wiesz, że to nieprawda. Zabrzmiało, jakbyś miał mnie za jakąś totalną materialistkę. Gdyby tak było, nie zadawałabym się z tobą.

– Czyli jednak masz mnie za biedaka i golca? Ech, Beata… Jakiegoś prezesa banku trzeba było omotać…

– Omotane biedactwo…Ale ja ciebie kocham, durniu skończony, a nie żadnego prezesa banku! – powiedziałam, a Darek przytulił mnie mocno.

Po pół roku życia na wspólnej przestrzeni Darek pogodził się z tym, że to ja mam większy udział w zasilaniu domowego budżetu, i że wcale nie świadczy to źle o nim, ale dobrze o mnie. Skoro mam lepiej płatny zawód, to tylko się z tego cieszmy. Oboje.

Darek poskarżył się, że pies go ugryzł

Jedna tylko rzecz psuła naszą relację. Chodziło o stosunek Darka do mojego psa. Na początku Astra musiała się do niego przyzwyczaić. Początkowo traktowała go jak intruza, ale potem wyglądało, że pogodziła się z obecnością nowego domownika. Darek przeważnie pracował w domu, czasem tylko siedział w jakiejś redakcji, uzgadniając osobiście szczegóły otrzymywanych zleceń. Wziął na siebie karmienie i wspólne spacery z Astrą, ale nie było między nimi chemii. Skarżył się, że suczka go nie słucha, może dlatego, że nie miał podejścia do zwierząt, w końcu nigdy żadnego nie miał. Był chyba zwyczajnie zazdrosny, to się zdarza. Kiedy jednak palnął, że najlepiej byłoby oddać Astrę w jakieś dobre ręce, wkurzyłam się.

– Żebym ciebie gdzieś nie oddała! – zagroziłam. – I uprzedzam, żadnego emocjonalnego szantażu: „albo ja, albo pies”, bo tego nie zniosę! Kocham cię, Astrę też, i nie życzę sobie jakiejś chorej rywalizacji z twojej strony. Masz chyba więcej rozumu niż sunia, więc więcej od ciebie wymagam. Rozumiesz?

Darek się dąsał, ale chyba rozumiał. Czasem podniósł głos na psa, ale widząc, jak źle na to reaguję, starał się nad sobą panować. Niemniej Astra zaczęła się go bać i przesadnie wręcz unikać. Zaczęłam podejrzewać, że kiedy jestem w pracy, dzieje się coś niedobrego. Zwłaszcza że któregoś dnia Darek doniósł z miną cierpiętnika, jakoby pies go ugryzł. Tak bez powodu? Z drugiej strony nie wierzyłam, że byłby zdolny do znęcania się nad zwierzęciem. Mój ukochany, który nie skrzywdziłby muchy? Podzieliłam się tymi wątpliwościami z moim starszym bratem, Krzyśkiem.

– Siostra, co ja mam ci poradzić? Zamontuj ukrytą kamerkę i po sprawie. Dowiesz się, co się w domu dzieje, jak cię nie ma.

– No co ty? To tak, jakbym mu nie ufała, szpiegowała go…

– A pies go ugryzł tak sam z siebie? Stukał sobie w klawiaturę i Astra go zaatakowała? Twoja miła, kochana Astra, która marzy tylko o tym, by ktoś ją pogłaskał?

– Już sama nie wiem…

– Ja też nie. Niestety w każdym z nas może drzemać ktoś nieobliczalny. Chcesz poznać prawdę, zrób, jak ci radzę – powiedział stanowczo brat.

Nie zdobyłam się na inwigilację Darka przy pomocy ukrytej kamery. Kochałam go, ufałam mu, był największą miłością mojego życia. Może po prostu nie umiał się ze zwierzętami dogadywać, ale to nie grzech, nie każdy przecież musi je lubić.

Sytuacja uspokoiła się na ponad miesiąc, wszystko zdawało się wracać do normy. Któregoś dnia nie czułam się w pracy najlepiej, uzgodniłam więc z szefem, że zwolnię się trochę wcześniej i pojadę prostu do domu. Już przed drzwiami na klatce schodowej usłyszałam podniesiony głos Darka. Cicho przekręciłam w zamku klucz i weszłam do mieszkania. Zajrzałam do salonu, gdzie zobaczyłam, jak Darek usiłuje wymóc na Astrze posłuszeństwo..

– Co robisz?! – wrzasnęłam.

Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale w jednej chwili zapomniałam o złym samopoczuciu i kiepskiej dyspozycji. Pierwszy raz w życiu wpadłam w tak ogromną furię.

– Wynoś się! – zasyczałam. – Im szybciej to zrobisz, tym lepiej.

Astra zaczęła przeraźliwie szczekać, a mój facet zemdlał. Ocuciłam go zimną wodą. Nie bardzo wiedział, co się stało, i co robię w mieszkaniu o tej porze.

– Jak mogłeś? – wyszeptałam. – Co ci zrobiła ta biedna sunia? Nie słuchała cię?! Jak mogłeś? – płakałam.

– Beata, przepraszam…

– Psa przeproś, nie mnie.

Nie wyrzuciłam Darka z domu tego samego dnia, chociaż powinnam. Tłumaczyłam sobie, że może był to jednorazowy wybryk, ale tak naprawdę tylko oszukiwałam się z miłości do faceta. Przecież pies się go ewidentnie bał, a bał się, bo miał powody. A więc Darek tak odreagowywał swoje frustracje? Znęcając się, nad Bogu ducha winnym psiakiem? To tak wyglądał ten jego pozorny luz, spokój, tak godził się z sytuacją? Do czego zmierzał? Czego bym się dowiedziała za miesiąc lub dwa? Że Astra uciekła, albo że miała wypadek?

Pomyliłam się, nie był tym jedynym

Nie sądziłam w najgorszych snach, że proza życia okaże się thrillerem, w którym główną negatywną rolę odegra mój ukochany.

– I tak nie wzbudzisz mojej litości – powiedziałam spokojnie.

– Beata, ja cię kocham!

– Ja ciebie też. Jeszcze, bo nie można się tak w mgnieniu oka odkochać, choćby ukochana osoba zrobiła najgorsze świństwo. Ale nie mogę z tobą być. Do wieczora masz zniknąć.

Wyprowadził się, ale wydzwaniał, przepraszał, tłumaczył się i prosił o kolejną szansę. Postanowiłam jeszcze raz poradzić się Krzyśka, czy rzeczywiście dobrze robię.

– Bardzo dobrze – stwierdził. – Mówią, że o człowieku świadczy jego podejście do zwierząt. Jaki ktoś jest dla zwierząt, taki jest też dla ludzi. Może to była tylko kwestią czasu, kiedy i na ciebie podniósłby rękę. Ważne to zerwać z nim. Definitywnie.

– Już to zrobiłam…

Przed rozmową z Krzyśkiem jeszcze miałam wątpliwości, czy nie wybaczyć Darkowi i nie dać mu szansy. Przecież wciąż go kochałam. Ale po tym, co powiedział mi brat, wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Wolę być sama. Mam nadzieję, że nie na długo, i że trafię w końcu na tego właściwego mężczyznę. Myślałam, że Darek był tym jedynym, ale okazało się, że nie był. Niestety.

Reklama

W końcu się odkochałam. Potrzebowałam trochę czasu, ale udało się. Gdy niedawno spotkałam przypadkiem Darka na ulicy, nie czułam już nic. Oficjalnie się przywitałam, po czym poszłam w swoją stronę.

Reklama
Reklama
Reklama