Reklama

Pracuję w agencji reklamowej w Warszawie. To zajęcie kreatywne, ale czasem czuję, że gasnę od środka. Przez lata uczyłam się żyć sama, bez oczekiwań, bez bajek. Związków kilka było, ale kończyły się podobnie – ktoś przestawał pisać, ktoś się bał zaangażowania, a jeden… jeden po prostu powiedział, że nie wie, czego chce. Klasyk. Wieczory w moim życiu to seriale, wino. Zdarzało mi się myśleć, że coś jest ze mną nie tak. Że może powinnam być inna – bardziej wyluzowana, mniej wrażliwa, bardziej „do zabawy”. Lecz nie potrafię. Zawsze szukałam bliskości. Prawdziwej, szczerej.

Reklama

Marek pojawił się nagle. Był jednym z klientów naszej agencji – przystojny, charyzmatyczny, miał tę pewność siebie, która przyciągała wzrok każdej kobiety. Pamiętam naszą pierwszą rozmowę – zapytał, czy chcę kawę, choć to on był gościem. Potem były kolejne spotkania, kolejne preteksty. Flirt, który szybko zmienił się w romans. Od początku wiedziałam, że jest żonaty. Mówił, że to tylko formalność, że ich małżeństwo od lat nie istnieje, że są razem dla dzieci, dla spokoju. I ja… chciałam mu wierzyć. Potrzebowałam kogoś. Potrzebowałam czuć, że jestem ważna. A potem… potem zaszłam w ciążę. I wszystko zaczęło się rozpadać. Najgorsze miało dopiero nadejść.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem

Siedzieliśmy na hotelowym tarasie po służbowej konferencji. To był ciepły wieczór. Od godzin śmialiśmy się i rozmawialiśmy.

– Wiesz… – Marek odwrócił wzrok na miasto. – Mój związek to fikcja. Śmieszne, nie? Żyję z kimś, kto od dawna nie jest moją żoną, tylko współlokatorką. Dzielimy mieszkanie, czasem dzieci, ale nie życie. Od lat nie rozmawiamy, nie śmiejemy się razem. To martwa relacja.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ale milczałam.

– Ty jesteś… inna – odwrócił się do mnie. – Z tobą czuję się, jakby wszystko mogło się zacząć od nowa.

Serce waliło mi jak szalone. Głowa krzyczała „Uciekaj!”, ale serce mówiło, coś innego. Marek był czarujący, dojrzały, mówił wszystko, co zawsze chciałam usłyszeć. Gdy w nocy wracałam do pokoju, wciąż czułam jego dłoń na moim ramieniu. I choć nie wydarzyło się nic konkretnego, to już wiedziałam – przekroczyłam granicę. Leżąc w łóżku, patrzyłam w sufit i czułam się jak idiotka. Z jednej strony chciałam z nim być, a z drugiej wiedziałam, że pakuję się w coś, co mnie zniszczy. Bo Marek dał mi coś, czego nikt nie dał wcześniej – uwagę, czułość i iluzję, że jestem dla kogoś naprawdę ważna.

W głowie miałam chaos

– Jestem w ciąży – powiedziałam to tak cicho.

Odsunął się lekko.

– Co? – zapytał w końcu, jakby próbował odczarować rzeczywistość.

– Trzy testy. I byłam u lekarza. To nie pomyłka – powiedziałam, siląc się na spokój.

Marek nie powiedział nic przez dłuższą chwilę.

– No dobrze… – odezwał się w końcu. – Musimy to przemyśleć.

Przecież mówiłeś, że to tylko formalność. Że się rozwiedziesz. Że z nią nic cię nie łączy – w moim głosie pojawił się lęk. – A teraz?

– Nadal to planuję. Po prostu… to poszło szybciej, niż myślałem. Damy radę. Obiecuję.

Nie brzmiał pewnie. Następnego dnia zadzwoniłam do Basi.

Jestem w ciąży – powiedziałam i usłyszałam najpierw ciszę, potem westchnienie.

– I co on na to?

Mówi, że się rozwiedzie.

– Jasne. A świnie zaczną latać.

– Basia...

– Przepraszam. Tylko ilu facetów naprawdę zostawia żony?

Nie odpowiedziałam. W głowie miałam chaos. A jednak gdzieś we mnie tliła się nadzieja. Bo przecież mówił, że mnie kocha. Że z nią nie żyje. Że jestem dla niego początkiem. Tylko dlaczego każda część mnie krzyczała, że to się nie skończy dobrze?

Nie mogłam oddychać

Byłam w siódmym miesiącu. Brzuch już na tyle duży, że obcy ludzie zaczynali zagadywać w sklepie, czy „to już zaraz”. A ja nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Bo z jednej strony czułam radość, że dziecko rośnie, że rusza się coraz mocniej… a z drugiej – panikowałam. Bo Marek zaczął znikać. Najpierw unikał spotkań. Później nie odbierał telefonów. Tłumaczył się pracą, zmęczeniem, ale ja czułam, że coś się zmienia. Jakby się wycofywał. Krok po kroku, dzień po dniu. Pewnego popołudnia zadzwonił telefon. Numer nieznany.

– Halo? – zapytałam ostrożnie.

– Natalia? Tu Aneta. Żona Marka.

Zamarłam. Nie mogłam oddychać.

– Proszę… nie rozłączaj się. Chcę tylko porozmawiać – powiedziała spokojnie.

– Nie mam nic do powiedzenia – rzuciłam, ale głos mi drżał.

Wiem, że jesteś w ciąży. I wiem, że Marek zniknął. Chcę, żebyś wiedziała, że to nie przypadek. Chcę ci coś pokazać. I powiedzieć parę rzeczy, które powinnaś usłyszeć wcześniej.

– Po co? Chcesz mnie upokorzyć? Wykrzyczeć, że jestem kochanką twojego męża?

– Nie, ale... powinnaś znać całą prawdę. Bo masz w sobie kogoś, kto na nią zasługuje.

W milczeniu patrzyłam w okno. W brzuchu córka się poruszyła, jakby i ona chciała posłuchać tej kobiety.

– Spotkajmy się. Proszę. Jutro o siedemnastej.

Nie odpowiedziałam, ale wiedziałam, że pójdę.

Było mi siebie żal

Weszłam do kawiarni ze ściśniętym sercem. Aneta już tam była – siedziała przy oknie, w beżowym płaszczu, z filiżanką kawy, jakby czekała na przyjaciółkę, a nie na kobietę, która zaszła w ciążę z jej mężem.

– Usiądź, proszę – powiedziała, kiedy mnie zobaczyła. – Nie mam zamiaru robić ci scen.

Przycupnęłam na brzegu krzesła, a ręce wciąż mi drżały z emocji.

– Marek… zniknął, prawda? – zaczęła.

Kiwnęłam głową. Nie ufałam swojemu głosowi.

Nie jesteś pierwsza – powiedziała cicho. – I pewnie nie ostatnia. Ale jesteś pierwszą, która zaszła w ciążę.

– Mówił, że się z tobą rozwodzi – wybuchłam. – Że to tylko formalność!

Aneta uśmiechnęła się gorzko.

To mówi wszystkim. Od lat. Miałam nadzieję, że to się skończy samo. On zawsze wraca. I zawsze kłamie. Zna te słowa, które kobiety chcą usłyszeć.

– Dlaczego…? – zaczęłam, ale nie wiedziałam, o co dokładnie pytam.

– Dlaczego z nim jestem? – dokończyła za mnie. – Bo kiedyś naprawdę go kochałam.

Wyciągnęła z torebki kopertę i położyła na stoliku.

Tu jest list od Marka. Napisał go przed wyjazdem.

– Wyjazdem?

– Tak. Wyjechał. Za granicę. Na stałe. I nie zamierza wracać.

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.

– Wiedział, że jestem w ciąży i mimo to... wyjechał?

– Wiedział. Marek nie potrafi być ojcem. Nie potrafi być nikim na serio. Tylko przez chwilę.

Wstała.

– Przykro mi, że to ty musiałaś się o tym przekonać najboleśniej.

Zostawiła mnie z listem. Było mi siebie żal.

Zaczęłam płakać

E-mail przyszedł trzy godziny po spotkaniu z Anetą. Wiedział, że się spotkałyśmy. Może nawet o to ją poprosił. Tchórz. W końcu kliknęłam.

„Żadne słowo nie będzie wystarczające. Muszę ci powiedzieć prawdę, zanim zniknę całkiem. Wyjeżdżam. Wyjechałem właściwie. Do Norwegii. Mam pracę, znajomych. Nowe życie. Wiem, jak to brzmi. Wiem, że zostawiam cię w momencie, w którym powinienem być obok. Nie potrafię. Nie umiem być ojcem. Nie umiem być odpowiedzialny. Kiedy dowiedziałem się, że jesteś w ciąży, przez chwilę poczułem radość. A potem przerażenie. Bo ja nie jestem tym człowiekiem, którego sobie wyobrażałaś. Nigdy nie byłem. Aneta wiedziała. Zawsze wiedziała. To ona mnie ostatecznie popchnęła mnie do tej decyzji. Powiedziała, że to dziecko zasługuje na coś więcej niż moje niezdecydowanie. Zostawiam ci trochę pieniędzy. Wiem, że to nic nie zmieni, ale może pomoże. Konto zostawiłem aktywne, będziesz miała dostęp – hasło prześlę osobno. Nie proś mnie, żebym wrócił. Nie pisz. Nie dzwoń. Nie jestem już częścią twojego życia. Przepraszam”.

Zamknęłam wiadomość. W brzuchu kopnęła mnie mała – mocno, jakby chciała się przebić przez skórę. Zaczęłam płakać. Nienawidziłam siebie za to, że to mnie jeszcze boli. Basia przyszła wieczorem. Chciała mnie pocieszać, ale wyrzuciłam ją po dziesięciu minutach.

– Zostaw mnie. Chcę być sama.

– Natalia…

– On po prostu uciekł. Zostawił mnie z tym wszystkim.

Basia nie odezwała się ani słowem. Przez resztę wieczoru siedziałam na podłodze wśród odłamków i nie potrafiłam wstać.

Było mi ciężko

Minęły trzy miesiące od porodu. Zosia śpi w łóżeczku, lekko pochrapując. Czasem myślę, że to jedyny dźwięk, który daje mi spokój. Marek się nie odezwał. Konto, z którego przelał pieniądze, zostało zamknięte po dwóch przelewach. Nie szukał kontaktu. Nie chciał zdjęć, wiadomości. Zniknął. Zupełnie jakby nigdy go nie było. Codzienność jest cicha, ale nie spokojna. Pieluchy, karmienie, płacz o drugiej w nocy. Nie mam czasu myśleć. O nim. O tym, że odszedł. Czasem, gdy trzymam Zosię na rękach, czuję ukłucie winy. Że to nie jej wina, ale będzie musiała kiedyś usłyszeć jakąś historię. A ja nie mam pojęcia, jak ją opowiedzieć.

Mamo, a gdzie jest mój tata?

Już słyszę to pytanie. I nie mam odpowiedzi. Bo nie wiem, czy powiedzieć prawdę – że był tchórzem. Czy skłamać, żeby jej nie złamać świata? Basia mówi, że jestem silna. Że daję radę. Że lepiej być samotną matką niż kobietą, która czeka wiecznie na mężczyznę, który nie przyjdzie. Może ma rację. Ale nocami… nocami tęsknię.

Natalia, 27 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama