„To ja miałam być na tych schodach, a nie sąsiadka. Dopiero po latach zrozumiałam przepowiednię wróżki z letniego obozu”
„Wreszcie dotarło do mnie. To ja powinnam była zginąć na ciemnych schodach. Zwykle korzystałam z nich o tej właśnie porze i tylko przypadek sprawił, że tym razem mnie tam nie było. Czy Helena była ofiarą zamiast mnie? Przepowiednia wróżki właśnie się spełniła”.

- Sabina, 38 lat
Alicja tak długo siedziała bez słowa nad rozłożoną talią kart, że się zaniepokoiłam. Co ona tam zobaczyła? Moją śmierć? A ja chciałam dowiedzieć się, kiedy znajdę chłopaka, miałam 15 lat i tylko to było mi w głowie. Długo czekałam na swoją kolej, na letnim obozie było więcej chętnych, fama głosiła, że wróżby Ali zawsze się sprawdzają, więc wszystkie błagałyśmy ją o rozłożenie kart. Kiedy wreszcie przyszła moja kolej i zasiadłam w namiocie przy zapalonej świeczce, Alicja jak na złość musiała się zawiesić. Zdenerwowałam się.
– Ala? Co mnie spotka? – spytałam.
– Nie rozumiem, nie potrafię tego zinterpretować – szepnęła Alicja w zadumie; całkiem odleciała, już przedtem jej się to zdarzało, nie zwracała na mnie uwagi. – Widzę zagrożenie. Poważne. Krąży koło ciebie, ale nie musi cię dopaść. Wszystko zależy od tego, co wybierzesz. Twój wybór będzie wyrokiem. Ty go wydasz.
– Ala, co ty mówisz? Jaki wyrok? Na kogo?
– To twoja szansa, skierować zło na kogoś innego – Alicja nie dała za wygraną. – Ale wybór należy do ciebie, tak mówią karty.
Popatrzyłam zezem na rozłożoną talię. Walet, dama, kilka blotek. Nic niezwykłego, przecież zadrukowane kartoniki służące do towarzyskiej gry nie mogą wieszczyć takich strasznych rzeczy. A jednak nie wytrzymałam napięcia, które zrodziło się pod brezentem namiotu rozbitego nad brzegiem jeziora. Zerwałam się i uciekłam, starając się wyrzucić z głowy słowa Ali.
To działo się z górą dwadzieścia lat temu. O przepowiedni przypomniałam sobie poniewczasie, ale wtedy było już za późno…
Zazdrościłam jej, bo dzielnica nie należała do przyjemnych
– Mówię pani, to był straszny widok– usłyszałam schrypnięty szept.
Odwróciłam się gwałtownie. Za mną stał gospodarz budynku, pan Stanisław, człowiek, który niejedno w tej dzielnicy już widział. Urodził się tu i wychował, znał wszystkich miejscowych meneli, nie trzymał z nimi sztamy, ale cieszył się ich cichym szacunkiem.
– Gdyby Józek jeszcze żył, to powiedziałbym, że to jego robota. Nerwowy był. Ale on świętej pamięci już od kilku lat, starości późnej dożył, na cmentarzu leży.
Cieć pociągnął wyraziście nosem.
– Nikt inny tak nie działa, chłopaki spokojniejsze teraz – dodał. – Dożywocie dadzą, a choćby i ćwierćwiecze, nie opłaca się. Bo i za co? Za te parę złotych i kartę do bankomatu, co je można u klienta znaleźć?
– Szczery pan jest – nie wytrzymałam.
– A bo pani tu z nami jak swoja, do obcego bym tak nie mówił – splunął z rozmachem. – Ona też zresztą tutejsza była. Przyszywana, ale zawsze. Lokal, ten na pierwszym piętrze, najmowała na pracownię krawiecką. Dlatego mówię, że to nikt z naszych, honor na dzielnicy na psy schodzi, ale swoich nadal się nie tyka.
Wiedziałam, o czym mówił. Ja też wynajęłam małe mieszkanie w tym domu, mieściło się w nim biuro rachunkowe, które założyłam kilka lat temu. Zdecydowałam się na tę okolicę z musu: ceny były tu niższe niż gdzie indziej, a dojazd z centrum o dziwo, lepszy. Na klatce schodowej większość mieszkań była podnajęta przedsiębiorcom, powoli robiło się tu prawdziwe city, jak lubiliśmy żartować z sąsiadami.
Kobietę szyjącą na zamówienie znałam z widzenia, chyba Helena jej było na imię. Rzadko ją spotykałam na schodach, zwykle wychodziła wcześniej niż ja, bo i wcześniej zaczynała pracę. Zazdrościłam jej, wydawało mi się, że jej powroty są bezpieczniejsze niż moje, które odbywały się często wieczorem, z duszą na ramieniu.
Dzielnica nie należała do przyjemnych i chociaż nigdy mnie nikt nie zaczepił, zawsze rozglądałam się nerwowo, dopóki nie dotarłam na przystanek autobusowy, gdzie zawsze stała grupka ludzi. Wydawało mi się, że wśród nich jestem bezpieczniejsza, a w razie czego ktoś zawsze stanąłby w mojej obronie. Chyba…
– Niczego pan nie słyszał? Helena musiała krzyczeć, kiedy ją napadnięto, a głos po schodach niesie jak w operze – zwróciłam się do dozorcy.
– Po prawdzie to ja myślałem, że to pani tam leży – przeżegnał się pan Stanisław, nie odpowiadając na pytanie.
– Ciemno było na klatce, jakiś łotr, z przeproszeniem pani szanownej, żarówki wykręcił, to i niewiele widać było. Dopiero jak lampkę ze stolika zgarnąłem i przyświeciłem… Jezusie Nazareński. Pomyślałem, że to pani, bo godzina akurat ta była… No, ta, o której pani zawsze biuro zamyka i do domu idzie. Pani Helena wcześniej wychodzi, to jest wychodziła – uściślił, widząc moją minę.
– A głosy? Krzyki? Coś pan słyszał, panie Stanisławie?
– Tak jakby, ale telewizor grał, bo moja lubi na telenowelę popatrzeć, to pewien być nie mogłem. Nawet myślałem, że kot mi wlazł na klatkę i marcuje. Wie pani, one ludzkim głosem potrafią się wydzierać, jak je najdzie. Dlatego wyjrzałem. Gdybym wiedział, co tam się dzieje…
– Toby pan nosa z mieszkania nie wyściubił – dokończyłam za niego.
– A pani taka bohaterka? Z gołymi ręcami na bandytę by poszła? – zezłościł się Stanisław i powtórnie splunął.
– Grunt to się nie wtrącać w nie swoje sprawy, pani zapamięta. Szczególnie u nas na dzielnicy. Ludzie tu pamiętliwi, z pokolenia na pokolenie urazę będą pielęgnować.
– I dlatego trzeba przymknąć oczy w takiej sytuacji?
– A czy ja tak powiedziałem? – zapytał.
– Moja zadzwoniła po pogotowie, ale już było za późno. Jak to się mówi, musztarda po obiedzie. Obfotografowali nieboszczkę. No i wtedy zobaczyłem, że to nie pani, tylko ta krawcowa.
Wreszcie dotarło do mnie, co powiedział. To ja powinnam była zginąć na ciemnych schodach. Zwykle korzystałam z nich o tej właśnie porze i tylko przypadek sprawił, że tym razem mnie tam nie było. Czy Helena była ofiarą zamiast mnie?
– Gdyby pani nie wyjechała, teraz sztywna by pani leżała, jak nic. Ja to na kolanach poszedłbym podziękować za taki fart – dołożył swoje pan Stanisław.
Nieważne, kto ani dlaczego. Zmieniam mieszkanie
Wstrząsnął mną dreszcz. Rzeczywiście decyzję o krótkim wypadzie nad morze podjęłam nagle i bez przyczyny. Owszem, byłam zmęczona, nie poszłam na urlop w lecie, jak wszyscy ludzie, ale w tym roku w ogóle nie planowałam przerw w pracy. Musiałam pracować nad pozyskaniem nowych klientów, jeśli chciałam utrzymać się na powierzchni, a tu nagle bach! Nad morze! Teraz! Zerwałam się na nogi, wrzuciłam byle co do walizki i już mnie nie było. Najbardziej spontaniczny wyjazd w moim życiu. Wyjazd albo ucieczka, zależy jak na to patrzeć…
Nagle przypomniałam sobie. Z niepamięci powrócił obraz dwóch dziewczynek siedzących w migotliwym świetle świeczki nad rozłożonymi kartami. I słowa Alicji: „Twój wybór będzie wyrokiem. Możesz skierować zło na kogoś innego, to twoja szansa”.
Wtedy żadna z nas nie rozumiała tej wróżby, musiało upłynąć wiele lat, żeby los się dopełnił. Zrobiło mi się słabo. Wydałam wyrok na tamtą kobietę. Gdybym została w mieście, bandyta dopadłby mnie. Otrząsnęłam się. Tak nie wolno myśleć, nie tędy droga, nie będę przecież żałować, że żyję. Helena pojawiła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze, szczęście opuściło ją na moment, i to wystarczyło.
Czy mogłam ją ochronić? Pojawić się na schodach, narobić krzyku, spłoszyć bandytę? Czy można uniknąć fatum? Mnie się udało, los pozostawił mi wybór. To intuicja popchnęła mnie do działania, dlatego tak szybko wyjechałam z miasta… Czułam ogromne wyrzuty sumienia pomieszane z ulgą. Uciekłam śmierci spod kosy, żyję. Nie powinnam mieć do siebie pretensji o Helenę, nie wydałam na nią wyroku, wróżba Alicji była do niczego. Uratowałam się, ale życie nie znosi próżni, ktoś musiał mnie zastąpić i padło na Helenę. Po prostu.
– Tak się zastanawiam… – pan Stanisław tarł zapamiętale podbródek przyozdobiony siwiejącą szczeciną – czy aby to koniec będzie? Bo może nie o Helenę mu chodziło, tylko o panią? Uważałbym na pani miejscu, a najlepiej wziął kilka dni wolnego i zniknął. Na wszelki wypadek. Kogo raz śmierć nie dopadła, tego ona będzie szukać.
Wzięłam sobie do serca jego radę. Teraz wynajmuję mieszkanie w zupełnie innej części miasta i staram się wcześnie wracać do domu. Zawsze oglądam się za siebie.