„Choć to ja wygrałam na loterii, to ten darmozjad połasił się na kasę. Chciał żyć jak pączek w maśle na mój rachunek”
„Wygrana powinna była przynieść spokój. Zamiast tego każdy dzień wypełniały napięte rozmowy. Paweł stawał się coraz bardziej nerwowy, a jego zainteresowanie moimi finansami zaczęło przypominać obsesję. Nie był już tym samym człowiekiem, z którym planowałam wspólną przyszłość”.

- Redakcja
Nigdy nie sądziłam, że życie może się zmienić tak szybko. Jeszcze kilka miesięcy temu byłam zwykłą dziewczyną, która rano biegła do pracy w sklepie spożywczym, a wieczorami dorabiała jako kelnerka w pobliskiej restauracji. Żyłam z dnia na dzień, licząc każdy grosz i marząc o chwili oddechu. Zawsze mówiłam sobie, że kiedyś wszystko się ułoży. Ale prawda była taka, że to „kiedyś” wydawało się odległe i nierealne.
I nagle los postanowił mnie zaskoczyć. Wygrana 5 milionów złotych na loterii – czyż to nie brzmi jak bajka? Pamiętam, jak siedziałam na kanapie, patrząc na kupon z niedowierzaniem. Wszystko miało być inne. Nie musiałam już martwić się o rachunki, pracę na dwa etaty czy przyszłość.
Paweł, mój partner od pięciu lat, wydawał się tak samo szczęśliwy jak ja. Początkowo. Ale gdzieś pod tą euforią zaczęłam dostrzegać coś, co nie dawało mi spokoju. Jego uśmiech stawał się wymuszony, a pytania o pieniądze coraz bardziej natarczywe. Może to tylko moja wyobraźnia? A może wygrana zaczęła nas zmieniać w sposób, którego nigdy bym się nie spodziewała.
Wzbierała we mnie złość
Pierwsze dni po wygranej były jak sen. Ludzie w pracy gratulowali mi z uśmiechami pełnymi zazdrości, a ja wciąż nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Paweł był podekscytowany, wręcz kipiał energią. Od razu zaczął planować, jak spożytkować te pieniądze.
– Musimy działać szybko – powiedział pewnego wieczoru, siadając na kanapie z laptopem. – Mamy szansę na coś wielkiego. Inwestycje, nieruchomości, może nawet własny biznes.
Siedziałam z kubkiem herbaty i próbowałam nadążyć za jego pomysłami.
– Paweł, dopiero co się dowiedzieliśmy o tej wygranej. Może powinniśmy trochę poczekać, pomyśleć na spokojnie? – zaproponowałam.
Zamknął laptopa z lekkim trzaskiem i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Czekać? Aneta, te pieniądze muszą pracować. Jeśli teraz ich nie wykorzystamy, to za kilka lat nic z nich nie zostanie.
– Chcę, żeby były bezpieczne. Najpierw wszystko ulokuję na koncie oszczędnościowym, a potem zobaczymy – odpowiedziałam spokojnie.
Paweł zaczął się denerwować.
– Oszczędnościowe? Naprawdę? Inflacja wszystko zje. Nie mów, że chcesz trzymać miliony na koncie, jakbyś wygrała na szkolnym konkursie!
Czułam, jak wzbiera we mnie złość.
– Paweł, to moje pieniądze – powiedziałam stanowczo.
– Twoje? – prychnął, patrząc na mnie z wyrzutem. – Myślałem, że jesteśmy partnerami, że to, co twoje, jest nasze.
Nie odpowiedziałam. Nie chciałam się z nim kłócić, ale to jedno słowo – „nasze” – brzmiało dziwnie. Czy naprawdę miałam się dzielić wygraną z nim, tak jak dzieliliśmy wspólne rachunki?
Paweł odszedł od stołu, rzucając krótkie:
– Rób, co chcesz.
Przez resztę wieczoru unikaliśmy rozmów. To była pierwsza rysa na naszej relacji, a ja zaczęłam zastanawiać się, czy wygrana rzeczywiście była błogosławieństwem.
Nie był tym samym człowiekiem
Wygrana powinna była przynieść spokój. Zamiast tego każdy dzień wypełniały napięte rozmowy. Paweł stawał się coraz bardziej nerwowy, a jego zainteresowanie moimi finansami zaczęło przypominać obsesję.
– Dlaczego kupiłaś sobie nowy telefon? – zapytał któregoś wieczoru, kiedy wróciłam do domu z małym pudełkiem w dłoni.
– Bo mój stary ledwo działał – odparłam, próbując zachować spokój.
– Ledwo działał? Przecież jeszcze tydzień temu mówiłaś, że wystarczy ci na kilka lat! Wydajesz pieniądze bez sensu.
– To moje pieniądze, Paweł. Mam prawo decydować, co z nimi robię.
– Twoje pieniądze? – powtórzył, podkreślając każde słowo. – Myślałem, że jesteśmy drużyną, a ty traktujesz mnie jak obcego.
Jego ton nie pozostawiał wątpliwości – był zły. Coraz częściej sprawdzał moje wydatki, zaglądał na moje konto, czasem rzucał złośliwe komentarze o „życiu w luksusie”. Ale najgorsze było to, że czułam, jak pod jego spojrzeniem cała się kurczę.
Niedługo potem wrócił temat inwestycji.
– Wiesz, co powinnaś zrobić? – zaczął pewnego wieczoru, siadając naprzeciwko mnie. – Kupić mieszkanie na wynajem. Przecież to się opłaca.
– Paweł, mówiłam ci, że jeszcze nie podjęłam decyzji – odpowiedziałam, starając się brzmieć spokojnie.
– Ale kupujesz telefony za tysiące złotych. Wiesz co, Aneta? Może masz rację, lepiej trzymaj pieniądze w banku. Niech inflacja zrobi z nich papier toaletowy – rzucił, wstając i wychodząc do sypialni.
Te jego wybuchy stawały się coraz bardziej intensywne. Nie był już tym samym człowiekiem, z którym planowałam wspólną przyszłość. Albo może zawsze taki był, tylko wcześniej nie miał powodu, by to pokazać.
Wygrana zamieniła się w koszmar
Dziwne rzeczy zaczęły się dziać na moim koncie. Zauważyłam niewielkie przelewy, których nie pamiętałam, oraz opłaty za usługi, których nigdy nie zamawiałam. Najpierw pomyślałam, że to błąd banku. Zadzwoniłam do nich, żeby wyjaśnić sytuację.
– Pani Aneto, wszystkie operacje były autoryzowane – usłyszałam w słuchawce.
– Ale ja niczego takiego nie robiłam! – wybuchłam.
– Czy ktoś jeszcze ma dostęp do pani konta? – zapytał konsultant.
To pytanie uderzyło mnie jak grom. Paweł. Znał hasło, miał przecież moje zaufanie. Zamiast jednak od razu rzucić oskarżeniami, postanowiłam być ostrożna.
Kilka dni później, kiedy Paweł był w pracy, zaczęłam przeglądać dokumenty finansowe. To, co znalazłam, wprawiło mnie w osłupienie. Na moje nazwisko było założone nowe konto. Był na nim kredyt, którego nigdy nie zaciągałam. Kwota była spora – kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Wieczorem, gdy Paweł wrócił, skonfrontowałam go.
– Paweł, możemy porozmawiać? – zapytałam, starając się brzmieć spokojnie.
– O co chodzi? – odparł, wciągając kurtkę, jakby planował wyjść.
– O ten kredyt. Na moje nazwisko – powiedziałam, trzymając w rękach wydruk dokumentów.
Jego twarz stężała.
– Aneta, nie dramatyzuj. To była chwilowa sprawa, musiałem pokryć pewne wydatki.
– Bez mojej zgody?! Jak mogłeś to zrobić? – podniosłam głos, czując, jak gniew mnie zalewa.
– Chciałem cię tylko chronić przed stratą – odpowiedział chłodno.
– Chronić? Ty mnie okłamałeś i wykorzystałeś! – krzyknęłam.
– Wiesz co, Aneta? Może powinnaś mi dziękować, że jeszcze się tym zajmuję – rzucił, po czym wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.
Zostałam sama, trzymając te przeklęte papiery w rękach. W jednej chwili moja wygrana zamieniła się w koszmar.
Nie wierzyłam w to, co mówi
Nie mogłam pozwolić, by Paweł dalej mną manipulował. Następnego dnia umówiłam się z prawnikiem, który obiecał dokładnie przejrzeć moje finanse. Byłam przerażona tym, co mogło się jeszcze ukrywać w dokumentach, ale wiedziałam, że muszę poznać całą prawdę.
– Aneto, na twoim nazwisku są nie tylko kredyty – powiedział prawnikiem kilka dni później, przeglądając papiery. – Wygląda na to, że ktoś próbował otworzyć konto inwestycyjne i wpłacał tam twoje pieniądze.
– Konto inwestycyjne? – powtórzyłam, czując, jak ciarki przechodzą mi po plecach.
– Tak. Sprawdzimy, kto to zrobił, ale pierwsze ślady prowadzą do osoby, która mieszka pod twoim adresem.
Paweł. Wiedziałam to, zanim padło jego imię. Tego samego wieczoru, gdy wrócił do domu, postanowiłam wszystko mu wyznać.
– Paweł, możemy porozmawiać? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie.
– Znowu? O czym teraz? – mruknął, ściągając buty.
– O twoich „inwestycjach”. Wiesz, tych, które robisz na moje nazwisko.
Zatrzymał się w pół kroku. Jego twarz zdradzała więcej, niż chciał.
– To nie tak, jak myślisz... – zaczął, ale przerwałam mu.
– Nie tak, jak myślę? Paweł, to są moje pieniądze. Ufałam ci, a ty mnie oszukałeś.
W końcu wybuchł.
– Nie rozumiesz, Aneta! Myślisz, że to wszystko jest takie proste? Miałem długi, które musiałem spłacić. Gdyby nie twoja wygrana, bylibyśmy na dnie!
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
– Więc dlatego to zrobiłeś? Bo uważałeś, że mam obowiązek cię ratować?
Nie odpowiedział. Milczał, jakby zrozumiał, że nie ma już nic do powiedzenia.
Zostawiłam wszystko za sobą
Gdy Paweł wyszedł z domu po naszej ostatniej kłótni, wiedziałam, że to koniec. Tego wieczoru spakowałam jego rzeczy i zostawiłam je w przedpokoju. Gdy wrócił, nie było już miejsca na kolejne wyjaśnienia.
– Paweł, nie ma nas. Nie po tym wszystkim – powiedziałam spokojnie, choć w środku czułam pustkę.
– Naprawdę myślisz, że beze mnie sobie poradzisz? – rzucił z ironią, ale widziałam, że te słowa były bardziej skierowane do niego niż do mnie.
Zamknęłam za nim drzwi i usiadłam w pustym salonie. Po raz pierwszy od miesięcy mogłam odetchnąć, choć kosztowało mnie to więcej, niż chciałam przyznać.
Kilka tygodni później wszystko zaczęło się wyjaśniać. Prawnik pomógł mi unieważnić kredyty zaciągnięte przez Pawła i zabezpieczyć resztę moich środków. Niestety, część pieniędzy przepadła, ale czułam, że odzyskałam coś ważniejszego – kontrolę nad własnym życiem.
Z każdym kolejnym dniem uczyłam się na nowo ufać samej sobie. Wygrana, która miała być błogosławieństwem, niemal mnie zniszczyła. Ale nauczyła mnie też, że pieniądze nie zmieniają ludzi – po prostu pokazują, kim naprawdę są.
Pewnego dnia, siedząc przy stole w kuchni, spojrzałam na swoją przyszłość z nową nadzieją. Postanowiłam wyjechać, zostawić za sobą miasto, które przypominało mi o przeszłości. Wynajęłam mieszkanie w małej miejscowości nad jeziorem, gdzie mogłam zacząć wszystko od nowa.
„Nie pieniądze mnie uratowały, ale siła, by zacząć od początku” – pomyślałam, pakując ostatnie rzeczy.
Choć to wszystko kosztowało mnie więcej, niż byłam gotowa zapłacić, w końcu mogłam spojrzeć w lustro i powiedzieć: „Wygrałam”.
Aneta, 34 lata