Reklama

W tamtym roku na początku lata poszłyśmy z córką na film Woody’ego Allena. Kiedy dotarłyśmy do kina było jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia seansu.

Reklama

– Może jesteś głodna? – spytałam, zatrzymując się przy małej knajpce w pasażu galerii handlowej.

Kalina popatrzyła na sałatki w chłodni.

– Zjem tę z tuńczykiem.

Ja wybrałam kurczaka z ananasem. Kończyłyśmy jeść, kiedy na twarzy Kaliny pojawił się niepokój. Patrzyła gdzieś za moimi plecami.

Zobacz także

– Czy coś się stało? – spytałam, a ona zaprzeczyła ruchem głowy i dała mi znak, żebym dyskretnie spojrzała w lewo.

Przy sąsiednim stoliku usiadła para młodych ludzi: ona ładna, z długimi włosami w kolorze rdzawych jesiennych liści. On… No właśnie. Od razu zorientowałam się, że mojej córce wpadł w oko ten chłopak.

Był naprawdę przystojny. Miał wysokie czoło, krótko ostrzyżone ciemne włosy, zgrabny nos, pełne usta, masywną szczękę.

Kalina natarczywie wpatrywała się w chłopaka, mimo że widziałam, jak bardzo stara się to ukryć.

Spojrzałam na zegarek.

– Już czas, zaraz się zacznie – powiedziałam do córki; Kalina niezadowolona sięgnęła po torebkę leżącą na krześle obok.

Torba była duża i ciężka, i gdy ją pociągnęła ku sobie, krzesło przewróciło się z hukiem na posadzkę.

Przystojniak wstał i pomógł postawić Kalinie krzesło na nogi.

Obserwowałam tę scenę uważnie, lecz w oczach młodego człowieka nie zauważyłam najmniejszego zainteresowania córką. Ot, po prostu grzecznie się zachował.

Przeczuwałam, że w głowie i sercu mojej córki rozgrywa się wielki dramat. Chłopak jej się wyraźnie podobał, ale ona nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia.

Film był średni. Kalina poprosiła, abyśmy wyszły przed końcem. Nie protestowałam, tym bardziej że chłopak z baru przyszedł do kina ze swoją dziewczyną, i przez cały film namiętnie się całowali.

– Wiesz, mamo, ten chłopak bardzo mi się podobał… – usłyszałam, kiedy wyszłyśmy na zewnątrz.

Kiwnęłam tylko głową. Rozumiałam jej rozczarowanie, chociaż miałam nadzieję, że szybko o chłopaku zapomni.

Było tak samo, ale… zupełnie inaczej

Po kilku miesiącach znów wybrałyśmy się z córką na film Allena. Poszłyśmy do tego samego kina co zwykle.

– Jestem głodna, mamo. Możemy usiąść tutaj i coś zjeść?

Wybrałyśmy ten sam bar co przed rokiem, i te same sałatki.

– Pyszna – stwierdziła Kalina, pałaszując swoją. – Ciekawe, czy tym razem film nam się spodoba… – ostatnie słowo córki zawisło w powietrzu, a ona jak rażona gromem patrzyła ponad moją głową przed siebie.

Obejrzałam się dyskretnie, niby poprawiając szal na ramionach. Przy sąsiednim stoliku usiadła dziewczyna. Po chwili dołączył do niej chłopak… Jeden rzut oka wystarczył, żebym rozpoznała to samo wysokie czoło, krótko ostrzyżone ciemne włosy, prosty nos, pełne usta, szeroką szczękę.

Kalina odwróciła głowę w moją stronę, już nie patrzyła w tamtym kierunku.

– Chodźmy już. Zaraz się zacznie – sięgnęła po torebkę, przewracając krzesło…

Nie wiem, czy zrobiła to przypadkiem, czy całkiem celowo, w każdym razie huk był większy niż przedtem. Chłopak zerwał się na równe nogi, postawił mebel na miejsce i uprzejmie zapytał:

– Czy nic się pani nie stało? Wszystko okej?

Moja córka nic nie odpowiedziała. On patrzył na nią, jakby chciał poznać jej myśli, ona stała zupełnie otępiała. Miałam wrażenie, że powietrze wokół nas wibruje od nagromadzonej energii.

Film był dużo lepszy niż poprzednie dzieło tego reżysera, chociaż wątpię, żeby moją córkę to w ogóle obeszło. Gapiła się na ekran zupełnie nieobecnym wzrokiem, nie rozumiejąc pewnie ani jednego słowa.

Gdy wyszłyśmy na zewnątrz, wciąż było widno. Wsiadałyśmy do auta, kiedy do córki podbiegł młody mężczyzna, o ciemnych włosach i oczach…
Przepraszając mnie uprzejmie, spytał Kalinę o numer telefonu. Córka wyrecytowała cicho 9 cyferek i posłusznie usiadła na miejscu dla pasażera.

– Mamo, to ten sam – przemówiła, gdy odjeżdżałyśmy spod galerii. – Zobacz, mam zdjęcie w komórce. – Tylko tamta dziewczyna była inna od tej dzisiejszej.

Spojrzałam na fotkę – rzeczywiście, to był ten sam mężczyzna!

Artur, bo tak miał na imię, zadzwonił do Kaliny jeszcze tego samego wieczoru. Umówili się na następny dzień.

Moja córka wprost promieniała szczęściem, kiedy wróciła z randki.

– Wiesz, że wtedy przed rokiem, to wcale nie był Artur? – oznajmiła, ledwie zamknęła za sobą drzwi. – Bardzo podobny, ale nie ten sam. Artur ma piwne oczy, a ten ze zdjęcia niebieskie, spójrz, mamo – córka powiększyła fotkę. – A poza tym, on nie lubi rudych i nigdy nie miał takiej dziewczyny. A ta, która była z nim w kinie wczoraj, to jego siostra…

Reklama

– Rzeczywiście, ale to i tak niesamowite. Zbieg okoliczności, magia… Tylko że tamten nawet nie zwrócił na ciebie uwagi, a Artur… To zupełnie inny mężczyzna.

Reklama
Reklama
Reklama