„To miał być nasz miesiąc miodowy w raju. Mój świeżo upieczony małżonek zapomniał jednak, z kim ma go świętować”
Leżałam na hamaku, na tarasie niewielkiego pensjonatu w Chorwacji. Delikatna bryza pachniała lawendą, a z oddali dobiegały dźwięki dzieci bawiących się gdzieś na plaży. Kuba siedział obok mnie, ale jego spojrzenie było nieobecne”.

- Redakcja
To miał być wymarzony miesiąc miodowy
Nigdy nie byłam jedną z tych kobiet, które śniły o białej sukni od dziecka. Ślub? Mąż? Raczej marzyłam o paszporcie pełnym pieczątek i życiu bez zobowiązań. A potem poznałam Kubę.
To był wieczór, gdy wszystko się zmieniło – przypadkowe spotkanie w klubie jazzowym, którego nie planowałam, bo w zasadzie miałam ochotę zostać w domu z książką o psychologii relacji. A on... po prostu był. Zaczęliśmy rozmawiać. Rok później powiedziałam "tak", mając w głowie tylko jedną myśl: że ten facet naprawdę odmienił moje życie.
I może właśnie dlatego czułam teraz to ciepło w klatce piersiowej. Leżałam na hamaku, na tarasie niewielkiego pensjonatu w Chorwacji. Delikatna bryza pachniała lawendą, a z oddali dobiegały dźwięki dzieci bawiących się gdzieś na plaży. Kuba siedział obok mnie, ale jego spojrzenie było nieobecne.
– Pięknie tu, prawda? – rzuciłam, chcąc przełamać ciszę.
– Mhmm – mruknął, nie patrząc na mnie.
Zrzuciłam to na karb zmęczenia. Ślub, przygotowania, emocje – to wszystko musiało go wyczerpać. Ja też nie byłam w najlepszej formie, mimo że unosiłam się na tej euforii świeżo poślubionej żony.
Mimo jego rozkojarzenia, byłam szczęśliwa. Czułam się kochana. Zarezerwowaliśmy pieszą wycieczkę z lokalną przewodniczką – malownicza trasa przez klify, gaje oliwne i winnice. Nie mogłam się doczekać. Jeszcze kilka dni temu przyrzekaliśmy sobie wierność i zaufanie na dobre i na złe. Teraz zaczynaliśmy wspólne życie.
Nie wiedziałam jeszcze, że przewodniczka, którą miałam poznać za kilka godzin – była już częścią jego przeszłości. I że wróci, by wszystko zniszczyć.
Kobieta z przeszłości
– To chyba tu – powiedziałam, zerkając na drogowskaz i odczytując nazwę zatopioną wśród krzewów bugenwilli.
Przed nami, pod kamiennym łukiem, czekała już przewodniczka – wysoka kobieta o jasnych włosach spiętych w ciasny kok, z plecakiem i mapą w ręku. Uśmiechnęła się uprzejmie, ale jej wzrok skupił się nie na mnie, tylko na Kubie. I wtedy to zobaczyłam – jak twarz mojego męża zamiera na ułamek sekundy. Jakby zobaczył ducha.
– Ana? – powiedział cicho, prawie bezgłośnie, ale ja to usłyszałam.
– Cześć, Kuba – odpowiedziała równie cicho kobieta, po czym odchrząknęła i zwróciła się do mnie: – Dzień dobry. Jestem Ana. Będę waszą przewodniczką.
Zamarłam. Podałam jej rękę, uśmiechając się z wysiłkiem. W mojej głowie natychmiast zaczęły się piętrzyć znaki zapytania, ale postanowiłam nie robić scen. Jeszcze nie. Podczas spaceru przez skaliste ścieżki zauważyłam, że Ana i Kuba starannie się omijają. On szedł albo przede mną, albo z boku, ani razu nie spojrzał w jej stronę. Ana – odwrotnie – zerkała na niego co jakiś czas, niby przypadkiem, ale z tym cieniem czegoś więcej niż zwykła ciekawość.
Zatrzymaliśmy się w punkcie widokowym. Ana opowiadała o historii wybrzeża, ale jej głos wydawał się automatyczny. Nagle się zająknęła, poprawiła okulary przeciwsłoneczne i przez chwilę zamilkła.
– Wszystko w porządku? – zapytałam, przejmując inicjatywę.
– Tak, przepraszam, po prostu... przypomniałam sobie coś – rzuciła i ruszyła dalej.
Na szlaku zrobiło się cicho. W powrotnej drodze nie wytrzymałam.
– Skąd znasz Anę? – zapytałam, nie patrząc na niego.
– Nie znam – powiedział zbyt szybko.
– Kuba, ona znała twoje imię, zanim je wypowiedziałam. Ty powiedziałeś "Ana", zanim się przedstawiła. I masz czelność mówić, że jej nie znasz?
Zamilkł.
– Może się kiedyś gdzieś spotkaliśmy, nie wiem... może to przypadek – wymamrotał.
– A może mi powiesz prawdę?
– Iza, przesadzasz.
Nie odzywałam się przez resztę drogi. Miałam wrażenie, że to, co było radością jeszcze rano, teraz pękało mi pod stopami jak cienki lód.
Wiem, że coś ukrywa
Tej nocy zasnęłam w ubraniu. Leżałam na brzegu łóżka, z twarzą odwróconą do ściany, a Kuba nawet nie próbował się przytulić. Może wiedział, że nie chcę go obok. Może sam tego nie chciał. Nie pytałam. Milczenie było wygodniejsze niż kolejne niedopowiedzenia.
Miałam też dziwny sen. Widziałam ich razem. Kubę i Anę. Nie w Chorwacji, ale w jakimś ciasnym mieszkaniu, śmiali się do siebie, pili czerwone wino. Jej dłonie wsuwały się pod jego koszulę, jego palce błądziły po jej karku. Obudziłam się spocona, z sercem walącym jak młot. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem. Potem spojrzałam w bok – łóżko było puste.
– Kuba? – powiedziałam cicho, ale odpowiedziała mi tylko cisza i cykady za oknem.
Założyłam szlafrok i wyszłam z pokoju. Nogi miałam jak z waty. Po korytarzu hotelu stąpałam boso, żeby nie robić hałasu. Na schodach usłyszałam głosy. Dwa ciche głosy. Zeszłam na parter i zajrzałam przez szybę do lobby. Ana siedziała na kanapie. Kuba obok. Blisko. Zbyt blisko. Jego dłoń przesunęła się za jej kark i przyciągnął ją do pocałunku.
Nie wiem, jak długo tam stałam. Gdy się odwróciłam, czułam się, jakby ktoś uderzył mnie w głowę czymś ciężkim. Weszłam do pokoju, zamknęłam drzwi na klucz, usiadłam na łóżku i patrzyłam w ciemność. Nie płakałam. Jeszcze nie. W głowie miałam tylko obraz mojego męża, który całuje inną kobietę. Kobietę, o której miałam nie wiedzieć.
Czas na konfrontację
Siedziałam na łóżku, ubrana, z walizką spakowaną przy nodze. Nie spałam ani minuty. Słyszałam każdy krok na korytarzu, każdy stuk klucza do pokoju obok, każde odgłos z windy. Czekałam. Drzwi się otworzyły po siódmej rano. Kuba wszedł, spojrzał na mnie i zamarł. Moje oczy były suche, ale zimne jak lód.
– Iza... – powiedział, ale nie dokończył.
– Nie ruszaj się – powiedziałam cicho, ale ostro. – Zamknij drzwi. I powiedz mi teraz prawdę. Całą. Nie jakąś wersję dla idiotki. Prawdę.
Zaczął iść w moją stronę, ale podniosłam rękę.
– Nie ruszaj się – powtórzyłam.
Zatrzymał się. I wtedy pękło.
– Znałem ją. Byliśmy razem. Kilka miesięcy. Zanim cię poznałem. To nic nie znaczyło. Myślałem, że to koniec. Zerwałem z nią. Ale... nie powiedziałem jej o ślubie. Nie miałem odwagi. Nie wiedziałem, że tu będzie. Ona pracuje z biurem, z którym rezerwowaliśmy wycieczkę. To... przypadek.
– Przypadek, że całujesz ją o drugiej w nocy w hotelowym lobby? – warknęłam.
Zamilkł.
– No więc? – zapytałam. – Przypadek, że z nią romansujesz, kiedy ja, twoja żona śpię piętro wyżej?
– Nie planowałem tego… to się po prostu stało – wyszeptał.
– To się po prostu stało?! – zerwałam się z łóżka, głos mi zadrżał. – Miesiąc miodowy to tylko przykrywka, tak? Miałeś ochotę na powtórkę z przeszłości?
– Iza, błagam cię. To był moment. Nie znaczył nic.
– Dla ciebie może nie. Ale dla mnie znaczy wszystko. Bo ja ci ufałam. Ślepo, naiwnie, do bólu. I co dostałam w zamian? Pocałunek z twoją ex, podczas gdy ja planowałam dzieci i wystrój naszego wspólnego mieszkania!
– Przepraszam. Popełniłem błąd.
– Nie. Ty mnie zniszczyłeś. Trzy dni po ślubie.
Nie powiedziałam już nic więcej. Wzięłam walizkę i wyszłam, zanim zdążył się ruszyć.
Ucieczka z raju
Siedziałam w samolocie przy oknie, ściskając w dłoni plastikowy kubek z wodą. Stewardessa zapytała, czy wszystko w porządku. Skinęłam głową, ale przecież nic nie było w porządku. Zostawiłam go tam – zdezorientowanego, z walizką wciąż nierozpakowaną. Nie powiedziałam, gdzie lecę. Wiedział tylko tyle, że mnie już nie ma. Nie byłam gotowa wracać do naszego mieszkania. Poleciałam prosto do Warszawy, do siostry. Ola otworzyła drzwi w szlafroku, z kubkiem kawy w ręce. Spojrzała na mnie i od razu zrozumiała.
– Wchodź – powiedziała tylko i objęła mnie mocno. – Tylko ściągnij buty.
Nie pytała o nic przez pierwszą godzinę. Zrobiła mi herbatę, a potem dopiero usiadła naprzeciwko i spojrzała uważnie.
– Iza, co się stało?
Zaczęłam mówić. Powoli, przez ściśnięte gardło. O Ani. O pocałunku. O kłamstwach.
– Świr jakiś – skwitowała. – Zdradzić cię na miesiącu miodowym? Serio?
– Nie wiem, co mam robić. Wciąż go... – urwałam. – Wciąż mam w sobie uczucia, ale też wściekłość. I obrzydzenie.
– Jeśli zdradził cię w miesiąc miodowy, to co zrobi za rok? – zapytała. I to pytanie uderzyło we mnie bardziej niż wszystko, co wcześniej powiedziała.
Bo to była prawda. Brutalna, okrutna prawda. Przez kolejne dni milczałam. Kuba dzwonił. Pisał. Czasem tylko patrzyłam na telefon, jak na coś obcego. Jego imię już mnie nie cieszyło. Nie chciałam słuchać tłumaczeń. Nie chciałam żadnych „to się po prostu stało”. Nie całujesz kogoś innego, kiedy jesteś czyimś mężem. Nie zostawiasz „przypadkiem” żony samej w pokoju. Byłam zawieszona. Pomiędzy miłością a pogardą. I ta granica robiła się coraz ostrzejsza.
Nie ma już czego naprawiać
Zobaczyłam go przez okno. Stał na chodniku, pod klatką, z rękami w kieszeniach. Jakby nie był pewien, czy powinien wejść. Serce podskoczyło mi do gardła, ale nie pozwoliłam mu zapanować. Wzięłam głęboki oddech, założyłam bluzę i zeszłam na dół. Nie chciałam, żeby wchodził. Nie chciałam go w mojej – choć tymczasowej – przestrzeni. Stanęłam w drzwiach, zamknięta, gotowa. On patrzył na mnie tak, jakby zobaczył mnie pierwszy raz. Może i tak było – może dopiero teraz widział mnie naprawdę.
– Nie mogę spać – powiedział. – Nie mogę jeść. Wszystko się posypało.
Stałam, milcząca. Wiedziałam, że czeka na coś. Na gest, słowo, drżenie głosu. Ale tego nie dostał.
– Przepraszam, Iza. Przysięgam, że to był błąd. Tylko jeden, głupi moment. Kochałem cię. Kocham. Nadal...
– Wszystko? – zapytałam cicho, przerywając jego żałosne wyznania. – Czy raczej… ktoś?
Zamilkł. Moje słowa zawisły w powietrzu jak klątwa.
– Nie chcę jej. To ty jesteś moim życiem.
– Nie – powiedziałam spokojnie. – Ja byłam twoim życiem. Ale ty wolałeś ją.
– Proszę... daj mi szansę. Jedną. Zrobię wszystko.
Spojrzałam mu w oczy. Było w nich wszystko – rozpacz, tęsknota, strach. Ale też coś jeszcze. Coś, czego się bałam: manipulacja. Umiejętność grania na emocjach.
– Nie dziś – powiedziałam. – I może nie jutro. Może wcale.
Zamknęłam drzwi. Bez krzyku. Bez płaczu. Bez scen. Po prostu – zamknęłam. Jeszcze wczoraj byłam żoną. Dziś siedzę w pokoju Oli z kubkiem herbaty, która wystygła godzinę temu. Chcę tylko ciszy. Nie wiem, czy się rozwiodę. Nie wiem, czy wrócę. Ale wiem jedno – już nigdy nie spojrzę na niego tak samo.
Zaufanie nie wraca. Można je udawać, można o nie walczyć, można je sklejać, ale ono nigdy nie będzie takie samo. A ja... nie chcę być kobietą, która żyje w ciągłej niepewności. Zasnęłam dziś o świcie. W ubraniu. Z głową ciężką od myśli, ale z sercem – spokojniejszym niż przez ostatnie dni. Może to nie koniec. Ale jeśli nawet... to nie koniec mnie.
Izabela, 30 lat
Czytaj także:
- „Mąż mnie ciągle zdradza, a ja mu wiecznie wybaczam. Za bardzo go kocham, by wreszcie kazać mu spadać”
- „Włoski kochanek umilił mi wakacje i zniknął. Ten romans kosztował mnie więcej niż złamane serce”
- „Wakacje nad Morzem Bałtyckim przyćmił mi romans z ratownikiem. Było nam jak w raju, póki miał swoje sekrety”