Reklama

Studiuję zarządzanie na uniwersytecie i muszę przyznać, że życie studenckie jest nie lada wyzwaniem. Ale to nie tylko nauka – jest też mnóstwo zabawy, zwłaszcza jeśli chodzi o imprezy integracyjne. Pochodzę z małego miasteczka, więc kiedy przeprowadziłam się do dużego miasta na studia, poczułam się trochę przytłoczona.

Reklama

To miała być super impreza

Na szczęście szybko poznałam grupę fantastycznych ludzi, z którymi się zaprzyjaźniłam. Jednym z nich jest Mateusz, z którym od razu znalazłam wspólny język. Jego entuzjazm do organizowania różnych wydarzeń jest zaraźliwy.

To właśnie Mateusz wpadł na pomysł, aby zorganizować imprezę integracyjną dla naszej grupy i kilkorga nowych znajomych. Znaleźliśmy idealne mieszkanie, które Mateusz wynajął na jedną noc.
Byłam podekscytowana. Czułam, że potrzebujemy tego, by dobrze zacząć nowy rok akademicki i zacieśnić nasze więzi.

Podczas gdy wszyscy zajmowali się przygotowaniami do imprezy, Mateusz i ja staliśmy w kuchni, rozkładając na talerze przekąski. Przy okazji poruszyłam temat, który od kilku dni mnie nurtował.

– Jesteś pewien, że to dobry pomysł? Wiesz, to nie jest nasze mieszkanie – zapytałam z niepewnością w głosie.

– Wyluzuj, wszystko będzie pod kontrolą. Co mogłoby się wydarzyć? Zresztą to przecież sami znajomi, a nie jakieś przypadkowe osoby.

Nie chciałam być tą, która psuje wszystkim zabawę swoimi lękami, więc postanowiłam zepchnąć te myśli na bok i skupić się na tym, co miało nadejść. Ola zaciągnęła mnie do pomocy przy dekoracjach. Z każdym śmiechem i kolejną wesołą rozmową między przyjaciółmi, negatywne uczucia stopniowo ustępowały. Nie mogłam się doczekać, by zobaczyć, jak wszystko się rozwinie.

Miałam złe przeczucia

Wieczorem mieszkanie tętniło życiem. Atmosfera szybko się rozgrzała. Muzyka płynęła z głośników, a każdy z nas wydawał się zapomnieć o codziennych zmartwieniach. Na początku wszystko przebiegało zgodnie z planem – śmiech, rozmowy, tańce. Nawet ja poczułam się odprężona i zaczęłam się naprawdę dobrze bawić. W pewnym momencie podeszła do mnie Ania.

– Nie sądzisz, że niektórzy zaczynają przesadzać z alkoholem? – zapytała, lekko krzywiąc się na widok kilku osób próbujących zorganizować jakąś dziwną formę konkursu picia.

Rozejrzałam się wokół i rzeczywiście zauważyłam, że kilka osób, w tym Bartek i Ola, zdawali się już być na granicy przyzwoitości. Śmiali się głośno, przewracając krzesła i rozlewając drinki na podłogę.

– Może porozmawiajmy z Mateuszem, on potrafi rozładować takie sytuacje – zasugerowałam.

Akurat próbował ustawić playlistę w telefonie. Podczas gdy tłum dookoła bawił się w najlepsze, wyraźnie dało się zauważyć, że sytuacja zaczyna się nieco wymykać spod kontroli.

– Musimy coś zrobić. Niektórzy zaczynają przesadzać – powiedziałam, starając się przekrzyczeć muzykę.

– Spokojnie, to przecież impreza. Ludzie się bawią, nie przesadzaj – odpowiedział, machając ręką, jakby moje obawy były zupełnie nieistotne.

Nie mogłam przestać się martwić, że coś złego może się wydarzyć. Widziałam, jak napoje coraz szybciej znikają ze stołu, a śmiechy stają się coraz bardziej niekontrolowane.

To był horror

Poranek po imprezie przywitał mnie ostrym światłem słońca wpadającym przez okno i pulsującym bólem głowy. Z wysiłkiem otworzyłam oczy. Momentalnie uderzył mnie widok, który sprawił, że serce zabiło mi szybciej. Mieszkanie wyglądało jak po przejściu tornada.

Puste butelki, rozrzucone talerze, potłuczone szkło i resztki jedzenia były wszędzie. Dywan był poplamiony, a meble poprzestawiane, połamany stół. Wszędzie leżeli śpiący ludzie, których twarze były mi mniej lub bardziej znane.

Poczułam, jak ogarnia mnie panika. Próbowałam złożyć w całość wspomnienia z poprzedniego wieczoru, ale jedynie fragmenty wracały do mnie – śmiechy, muzyka, ktoś tańczący na stole. Nic nie tłumaczyło rozmiaru zniszczeń, które teraz widziałam.

Mateusz, który spał obok na kanapie, zaczął się budzić.

– Co tu się… – zaczął, ale urwał, patrząc na chaos wokół.

– Musimy coś z tym zrobić. Właściciel nas zabije, jeśli to zobaczy – powiedziałam drżącym głosem.

– Spokojnie. Zaraz to ogarniemy – próbował mnie uspokoić, ale jego głos również zdradzał zaniepokojenie.

Zaczęliśmy szybko budzić pozostałych i w miarę możliwości ogarniać bałagan, choć było to jak walka z wiatrakami. Przerażenie rosło we mnie z każdą chwilą, kiedy odkrywałam kolejne zniszczenia, włącznie z dziurą w ścianie i porysowanymi szybami.

Powiało grozą

Nie zdążyliśmy nawet uporządkować połowy, kiedy telefon Mateusza zaczął dzwonić. Spojrzał na wyświetlacz i natychmiast pobladł.

– To właściciel – powiedział, podnosząc telefon do ucha. – Halo?

Słuchał przez chwilę, nie odzywając się ani słowem, a ja mogłam tylko domyślać się, co mówi właściciel mieszkania. Gdy się rozłączył, jego twarz była jeszcze bardziej spięta.

– Przyjedzie tu za godzinę. Chce wyjaśnień. Sąsiedzi mu donieśli, że było głośno – oznajmił.

To była jedna z tych chwil, kiedy nie wiesz, czy masz krzyczeć, płakać, czy po prostu usiąść i czekać na najgorsze. Wiedziałam, że musimy jakoś sprostać sytuacji, ale nie miałam pojęcia, jak to zrobić.

Właściciel stanął w progu, a jego twarz wyrażała mieszankę zaskoczenia i rozczarowania. Wszedł do środka, a my staliśmy jak uczniowie przed surowym nauczycielem, nie wiedząc, co powiedzieć.

– Co tu się, na miłość boską, stało? – zapytał, rozglądając się po zdewastowanym mieszkaniu.
Mateusz próbował zacząć wyjaśniać sytuację.

– My naprawdę nie wiemy, jak to się stało. Byli nieproszeni goście, których…

– Nieproszeni goście? Ciekawe, bo sprawdziłem monitoring z budynku. – Jego głos był stanowczy i chłodny. – Wygląda na to, że wszyscy ci „nieproszeni” goście to wasi znajomi, którzy nie bardzo wiedzieli, jak się zachować.

Zapadła cisza

Czułam, jak robi mi się gorąco, a złość na przyjaciół zaczyna narastać we mnie coraz bardziej. Mieliśmy być odpowiedzialni. Mieliśmy dbać o to miejsce.

– Czy ktoś z was zamierza wziąć odpowiedzialność za to, co się tutaj stało? – dodał właściciel, patrząc po naszych twarzach.

Byliśmy grupą przyjaciół, a jednak nikt nie potrafił przyznać się do winy. Spojrzałam na Olę, Bartka i Anię, którzy unikali mojego wzroku. Nawet Mateusz, który zawsze miał tyle do powiedzenia, teraz milczał.

– My… to naprawimy – powiedziałam w końcu, wiedząc, że muszę wziąć na siebie odpowiedzialność. To był moment, w którym zdałam sobie sprawę, że nie tylko mieszkanie zostało zniszczone, ale również moja wiara w przyjaciół.

Właściciel pokiwał głową z powagą, choć nadal widziałam w jego oczach irytację.

– Oczekuję, że przywrócicie mieszkanie do stanu sprzed imprezy. Będę miał też kontakt z waszymi rodzicami i uczelnią – powiedział, zanim wyszedł.

Był to moment konfrontacji, który otworzył mi oczy na to, jak kruche mogą być przyjaźnie i jak łatwo można je nadwyrężyć poprzez brak odpowiedzialności. Czekało nas trudne zadanie, nie tylko w sprzątaniu mieszkania, ale i w odbudowaniu wzajemnego zaufania.

Byłam zrozpaczona

Gdy drzwi zamknęły się za właścicielem, w mieszkaniu zapanowała głucha cisza. Wszyscy unikaliśmy swojego wzroku, jakbyśmy bali się, że konfrontacja otworzy niechciane emocje. Wiedziałam, że trzeba porozmawiać, ale czułam się tak, jakbym nagle obudziła się w zupełnie innej rzeczywistości, gdzie zaufanie do przyjaciół stało się kwestią sporną.

– Co teraz? – zapytała Ola cicho, przerywając ciszę, która stała się niemal namacalna.

Wzięłam głęboki oddech i zdecydowałam się przemówić.

– Musimy posprzątać to miejsce i przywrócić je do porządku. Ale to nie wszystko. Musimy zastanowić się, co dalej z kosztami napraw – powiedziałam, próbując utrzymać spokój w głosie.

Bartek, który zazwyczaj był najweselszym z nas, teraz wyglądał na zmęczonego i zmartwionego.

– Nie wiem, jak to się stało. To miała być zwykła zabawa…

– Zwykła zabawa, która wymknęła się spod kontroli – przerwałam mu, starając się nie podnosić głosu. – Wiedzieliśmy, jakie są zasady.

Mateusz podniósł wzrok, w jego oczach widać było poczucie winy.

– Tamara, masz rację. Pozwoliłem, by wszystko wymknęło się spod kontroli.

Czułam, że sytuacja zmusiła nas do zastanowienia się nad naszymi wartościami i tym, co naprawdę znaczy być przyjacielem. Zdałam sobie sprawę, że muszę przemyśleć swoje relacje z tą grupą.

Musimy zdecydować co dalej

– Proponuję, byśmy wszyscy po kolei wyjaśnili swoje postawy i powiedzieli, co chcielibyśmy zrobić, żeby naprawić szkody – zaproponowałam.

Reszta zgodziła się, choć z pewnym oporem. Każdy z nas przedstawił swoją perspektywę i zobowiązał się do wspólnej pracy nad sprzątaniem i pokryciem kosztów naprawy. Wiedziałam, że to początek trudnej drogi, ale czułam, że możemy to przetrwać, jeśli tylko będziemy szczerzy wobec siebie.

To był moment, w którym musiałam zastanowić się nad swoimi relacjami z przyjaciółmi. Czy warto było kontynuować te znajomości? Wiedziałam, że zaufanie zostało nadszarpnięte, ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że prawdziwa przyjaźń wymaga wysiłku i gotowości do wybaczania. Czekała mnie trudna decyzja, której nie mogłam podjąć z dnia na dzień.

Reklama

Tamara, 22 lata

Reklama
Reklama
Reklama