„To miała być rodzinna majówka, ale teściowa cały czas łgała w żywe oczy. Urządziła mi sprawdzian z bycia dobrą żoną”
„Coś mi zgrzytało. Dramatyczne gesty teściowej, jęki, teatralność. To nie wyglądało jak prawdziwa kontuzja, ale przecież nie mogłam odmówić jej pomocy”.

- Redakcja
Relacje z moją teściową od zawsze były… poprawnie. Tak to przynajmniej wyglądało dla kogoś z boku – uśmiechy, życzliwe pytania, komplementy rzucane jak z automatu. Ale wystarczyło być chwilę dłużej w tym samym pokoju, żeby poczuć, jak temperatura rozmowy spada do zera. Pod kurtuazyjną grzecznością krył się sarkazm, a każdy komentarz teściowej był jak szpilka wbita z premedytacją. Pamiętam pierwsze wspólne święta. Nakładałam pierogi na półmisek, kiedy zza pleców usłyszałam jej ton:
– Sama lepiłaś? A nie szkoda ci na to czasu, skoro i tak są gumowe?
Albo później, przy stole:
– Spróbuj ubierać się bardziej... klasycznie. Z twoją figurą nie wszystko ci pasuje.
Zawsze próbowałam się uśmiechać i nic nie mówić. Ale w środku gotowałam się ze złości. Zgodziłam się na ten wyjazd nad morze tylko dlatego, że Andrzej bardzo tego chciał.
– Rodzinna majówka, pierwszy raz od lat – mówił.
A ja, głupia, dałam się przekonać. Jeszcze przed wyjazdem, kiedy pakowaliśmy walizki, powiedziałam mu, nie kryjąc napięcia:
– A co, jeśli twoja mama znowu będzie udawać królową?
Mąż tylko westchnął, jak zawsze, gdy nie wie, co powiedzieć.
– Daj jej szansę. Może się zmieniła – rzucił cicho.
Może. A może to ja wciąż naiwnie wierzę, że zyskam jej akceptację. Że kiedyś powie, że jestem częścią rodziny. Ale z tyłu głowy szumiała mi inna myśl. To ja chciałam jej udowodnić, że nie jestem taka zła. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że cały ten wypad to nie będzie odpoczynek. To będzie test.
Zerwałam się jak oparzona
Drugiego dnia naszego krótkiego urlopu obudziłam się wcześnie, zaparzyłam kawę, włączyłam czajnik, chciałam nawet zrobić jajecznicę dla wszystkich. Gdy jeszcze cieszyłam się ciszą i spokojem, usłyszałam nagły hałas. Trzask, stłumiony jęk, a potem wrzask. Zerwałam się jak oparzona. Wybiegłam na korytarz i zobaczyłam teściową siedzącą na schodach i trzymającą się za kostkę. Twarz miała wykrzywioną w grymasie bólu, a jej okulary zsunęły się na koniec nosa.
– Co się stało? – spytałam, pochylając się.
– Chciałam zejść po kawę... i jakoś... noga mi się powinęła – jęknęła. – Strasznie boli... O matko, jak boli...
Zanim Andrzej zdążył się ubrać, już organizowałam przejazd na ostry dyżur. Oczywiście to ja prowadziłam. Andrzej siedział z tyłu, próbując pocieszyć matkę, a ja starałam się nie myśleć, jak bardzo ta sytuacja mnie irytuje. Bo coś mi zgrzytało. Dramatyczne gesty teściowej, jęki, teatralność – to nie wyglądało jak prawdziwa kontuzja. Ale przecież nie mogłam odmówić jej pomocy. Na izbie przyjęć siedziałyśmy ponad godzinę. Badanie, zdjęcie RTG, rozmowa z lekarzem. Kostka nie była złamana, tylko lekko skręcona. Dostała bandaż elastyczny, zalecono chłodzenie i odpoczynek. Wracając samochodem, jechałam wolniej niż zwykle. W środku czułam niepokój i coś w rodzaju irytacji. Z tyłu teściowa westchnęła:
– Nie wiem, jak ja bez ciebie bym sobie poradziła…
Spojrzałam na nią przez lusterko. Była blada, ale wyraz twarzy miała zadowolony, jakby coś osiągnęła. Odpowiedziałam sucho:
– Cóż… jestem tu.
Po powrocie do pensjonatu zaczęła się moja nowa rola. Robiłam zakupy, gotowałam obiady, znosiłam torby z pamiątkami, prałam jej bieliznę. Andrzej pomagał, kiedy go o to prosiłam, ale głównie siedział z mamą, grał z nią w karty albo opowiadał, co w pracy. A ja krążyłam jak cień. Wieczorem, kiedy znów musiałam wstać, żeby podać jej herbatę, pomyślałam, że jestem jej opiekunką, a nie synową. Ale może właśnie tego chciała rodzina Andrzeja?
Coś mi nie pasowało
Minęło kilka dni. Pogoda była kapryśna – raz słońce, raz wiatr, a czasem i deszcz, ale to nie pogoda najbardziej mnie męczyła. Teściowa wciąż leżała z nogą wyciągniętą na kanapie w salonie pensjonatu, z bandażem na stopie i pilotem do telewizora w ręce. Chodziłam wokół niej jak kelnerka z ambicjami. Tu podać zupę, tam przynieść gazetę, zapytać, czy coś jeszcze. Robiłam to wszystko, bo nie wypadało inaczej. Wszystko zmieniło się pewnego ranka, gdy zeszłam na śniadanie. Zwykle Danuta milczała przy stole albo komentowała, co jest przesolone, co przypalone, a co nie takie jak u niej. Tym razem, kiedy podałam jej herbatę z cytryną, spojrzała na mnie i powiedziała:
– Myślałam, że jesteś typem egoistki. A tu proszę. Niespodzianka.
Zamarłam. Przez chwilę nie wiedziałam, czy to ironia, czy prawdziwy komplement. Odchrząknęłam, próbując zyskać na czasie.
– Miło słyszeć. Chociaż nie wiem, czy powinno mnie to cieszyć…
Uśmiechnęła się, jakby naprawdę była zadowolona.
– Nigdy bym nie pomyślała, że jesteś taka oddana. Pomocna. Może się pomyliłam. Może jednak mój syn wybrał sobie dobrą żonę...
Wpatrywałam się w nią, próbując zrozumieć, o co jej chodzi. Bo nie wierzyłam, że nagle, po latach wzajemnych uszczypliwości, odkryła we mnie dobre cechy. Coś mi tu nie pasowało. A jednak... część mnie poczuła satysfakcję. Jakby czekałam na to zdanie całe życie. Ale od razu za tą satysfakcją przyszła nieufność. Czy to możliwe, że ona naprawdę mnie docenia? A może… coś kombinuje? Komplementy od teściowej były dziwne. Zupełnie do niej nie pasowały.
Te słowa krążyły mi w głowie cały dzień. Kiedy wieczorem teściowa powiedziała, że mogę wybrać film do obejrzenia, nawet Andrzej uniósł brwi z zaskoczenia. A ja, zamiast cieszyć się tym małym gestem, przez całe półtorej godziny patrzyłam na ekran, zadając sobie jedno pytanie: co ona planuje?
Stanęłam jak wryta
Ostatniego dnia czułam ulgę, że to już koniec tej farsy, ale z drugiej miałam w sobie dziwne napięcie. Coś wisiało w powietrzu. Teściowa od rana była w świetnym nastroju. Sama zaproponowała, że zrobimy jajka na miękko, chociaż zazwyczaj to ja byłam przy kuchence, a ona w roli kontrolera jakości. Kiedy wróciłam ze spaceru, pensjonat był cichy. Andrzej pojechał jeszcze zatankować samochód przed wyjazdem. Weszłam do kuchni, żeby sprawdzić, czy teściowa czegoś nie potrzebuje. I wtedy ją zobaczyłam. Stała przy zlewie, bez bandaża, w legginsach i związanymi włosami na czubku głowy. Ruszała się sprawnie, jakby nigdy nic. Żadnego grymasu bólu, żadnego oparcia o krzesło. Po prostu... chodziła. Stanęłam jak wryta.
– Przez ten cały czas udawałaś?
Odwróciła się powoli. Nie była zaskoczona, że ją przyłapałam. Wzruszyła ramionami.
– Chciałam zobaczyć, czy potrafisz się poświęcić. Dla rodziny.
Patrzyłam na nią bez słowa, próbując zrozumieć, co właśnie się stało.
– Czyli to był test?
– Cóż... nazwij to jak chcesz. Teraz wiem, że jesteś oddana i posłuszna, a Andrzej może być spokojny.
Nie odpowiedziałam. Nie umiałam. Wszystko we mnie się trzęsło – z gniewu, z żalu, z rozczarowania. Odwróciłam się bez słowa, wyszłam do pokoju i zaczęłam pakować walizkę. Ręce mi drżały, kiedy wkładałam do torby ubrania, kosmetyki, ładowarki. Teściowa coś jeszcze mówiła w tle, ale nie słuchałam. W tamtej chwili wszystko przestało mieć znaczenie.
Musiałam z tym skończyć
Wyszłam z pensjonatu bez pożegnania. Plecak ciążył mi na ramieniu. To jednak nic, w porównaniu z chaosem, jaki miałam w głowie. Nie zadzwoniłam do Andrzeja. Nie powiedziałam mu, gdzie idę. Nie chciałam nic tłumaczyć. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, chociaż nie byłam pewna, czy w ogóle był w to zamieszany. Szłam w deszczu, mokre włosy kleiły mi się do twarzy, a w oczach miałam łzy. Na stacji kupiłam bilet do domu. Usiadłam w pociągu, zapatrzona w okno. Obok mnie usiadł starszy mężczyzna, spojrzał z ciekawością.
– Pani wraca z wakacji?
– Coś w tym stylu. Wracam do siebie.
Nie wiem, czy wracam do Andrzeja, i do naszego do domu. Nikt w życiu tak nie nie ukorzył jak jego matka. Ale wiem jedno – wracam do siebie. Do tej Marioli, która już nigdy więcej nie będzie grała w cudzym teatrzyku.
Mariola, 31 lat
Czytaj także:
- „Przy wielkanocnym stole nie miałam do kogo gęby otworzyć. Dzieci się na mnie wypięły i zostawiły samą jak palec”
- „Teściowa traktowała mnie jak zwykłą wyrobnicę. Miałam jej gotować obiadki i myć okna, ale co z moimi marzeniami?”
- „Moja była teściowa to złota kobieta, traktuje mnie jak córkę. Nie znosi nowej synowej i jej wegetariańskiego pasztetu”