„To miała być tylko krótka wakacyjna przygoda w Chorwacji. Miesiąc później, zamiast się cieszyć, zaczęłam się bać”
„Zaczęliśmy do siebie pisać. On pytał, jak się czuję, jak Warszawa. Potem pisał, że żałuje, że nie pojechał ze mną na lotnisko. Dodawał, że nie przestaje o mnie myśleć, że może do mnie przylecieć choćby jutro. Zaczęłam panikować”.

- Redakcja
Warszawa. Moje miasto, które tętniło życiem nawet o trzeciej nad ranem, ale ja i tak czułam się w nim samotna. Praca w agencji reklamowej była szybka, głośna i nieprzewidywalna – jakby to miało mi zastąpić emocje, których tak bardzo mi brakowało od rozstania z Tomkiem. Byliśmy razem pięć lat. Myślałam, że będzie ślub, mieszkanie, wspólny kredyt, ale on po prostu się wypalił. Albo ja mu się znudziłam.
W lipcu uciekłam do Chorwacji. Z Olą, moją przyjaciółką. Miało być słonecznie, tanio i miło, tylko tyle. I tak było, dopóki nie pojawił się Leo. Chorwat z burzą czarnych włosów, nieidealnym angielskim i spojrzeniem, które mnie rozbrajało. Miałam być ostrożna, a jednak przy nim przestawałam być sobą – tą kontrolującą wszystko Julią z warszawskiej korporacji. Z nim śmiałam się inaczej, całowałam się na ulicy, pływałam w nocy nago.
Po powrocie do Polski próbowałam o nim zapomnieć. „To tylko wakacyjna przygoda”, powtarzałam sobie. Ale miesiąc później dostałam wiadomość: „Cześć Julia. Tęsknię”. I nagle wszystko wróciło. Oddech mi przyspieszył. Serce też.
Całkiem mnie zaskoczył
Leżałam na kanapie w legginsach i za dużej koszulce z logo agencji. W tle buczał serial, którego nie oglądałam – potrzebowałam tylko dźwięku. Ola pisała do mnie coś o jakiejś randce, ale nie miałam siły odpisywać. Telefon zawibrował i od niechcenia spojrzałam na ekran.
„Cześć, Julia. Tęsknię – Leo”.
Serce mi się zatrzymało. Jakby ktoś wcisnął pauzę. Spojrzałam raz jeszcze, bo może to jakiś spam albo głupi żart. Ale to był on. Leo. Miesiąc ciszy. Miesiąc, w którym starałam się wmówić sobie, że to było nic. I nagle to: „Tęsknię”.
Zaczęliśmy do siebie pisać. Najpierw ostrożnie. On pytał, jak się czuję, jak Warszawa. Potem pisał, że żałuje, że nie pojechał ze mną na lotnisko. Pisał, że nie przestaje o mnie myśleć, że każda dziewczyna od tamtej pory wydaje mu się bezbarwna. A ja? Odpisałam. Bo tak bardzo chciałam znów poczuć tamto wszystko – jego głos, jego dotyk, beztroskę. Tylko że teraz było inaczej. Zaczęłam się bać.
– On do ciebie napisał?! – Ola aż wstała z krzesła, kiedy jej o tym powiedziałam. – I co, ty mu odpisujesz?
– No… tak. Ale spokojnie. Nie robię sobie nadziei.
– Julia, ty nigdy nie jesteś „spokojna”. Zawsze dajesz się wciągnąć po uszy – pokręciła głową. – To był wakacyjny romans. To nie ma prawa działać.
Może miała rację. A może właśnie dlatego musiałam sprawdzić, czy nie miało.
Bałam się czegoś prawdziwego
„Przyleciałbym” – napisał Leo pewnego wieczoru. – „Tylko powiedz, czy tego chcesz”.
Zaniemówiłam. Z jednej strony – bicie serca. Z drugiej – panika. Co niby miałabym mu powiedzieć? „Cześć, tu Julia, teraz pracuję do 22, mam brudną lodówkę i nie wiem, czego chcę”? Pisał, że nie musi być od razu. Że może za dwa tygodnie. Że chciałby po prostu posiedzieć ze mną przy kawie. Przy mnie.
Leżałam na łóżku, wpatrując się w ekran, kiedy zadzwonił telefon.
– Tomek – wyszeptałam.
Odebrałam dopiero po trzecim sygnale.
– Hej… Nie przeszkadzam?
– Trochę mnie zaskoczyłeś – przyznałam.
– Wiem. Ale… nie wiem, jakoś ostatnio o tobie dużo myślę. Wiesz, że zawsze cię kochałem. I może nie jestem Leo z Chorwacji czy skądkolwiek, ale ja cię znam. Całą.
Zamilkłam. Skąd o tym wiedział? Któraś koleżanka się wygadała? Leo napisał właśnie: „Tęsknię za tobą – na serio”. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Czy ja tęskniłam?
– Spotkajmy się – powiedział Tomek. – Nie, żeby wracać do siebie, nie od razu. Po prostu pogadajmy. Bardzo mi ciebie brakuje.
Po rozmowie siedziałam z telefonem w dłoni i czułam się, jakby ktoś rozciągał mnie między dwie skrajności. Serce rozdzierało się na pół. Nie wiedziałam, czy to, co czuję, to tęsknota, strach, nadzieja czy tylko samotność.
Wzięłam głęboki wdech. I odpisałam Leo: „Nie wiem, co powiedzieć. Wszystko się we mnie kotłuje. Ale… jeśli przylecisz, już nie uciekaj”.
Byłam całkiem rozdarta
Tomek przyszedł punktualnie. Klasycznie ubrany, lekko spięty. Siedzieliśmy naprzeciw siebie w kawiarni, którą dobrze pamiętałam – to tu powiedział mi kiedyś, że mnie kocha. Dzisiaj patrzył na mnie z tym samym spojrzeniem. I chyba z tą samą miłością.
– Wiem, że wszystko schrzaniłem – zaczął. – Ale nie przestałem cię kochać, Julia. Naprawdę.
Przełknęłam ślinę. Nie chciałam słuchać wielkich słów. Chciałam… nie wiem, chyba żeby ktoś mnie przytulił i powiedział, że będzie dobrze.
– Nie wiem, czy potrafię wrócić – powiedziałam. – Może już nie jestem tą samą Julią. Może…
Wtedy zawibrował telefon. Przeprosiłam Tomka wzrokiem i zerknęłam na ekran. Zamarłam ze zdumienia. „Jestem już w Warszawie. Leo”.
Poczułam, jak w jednej sekundzie robi mi się gorąco i zimno jednocześnie. Gwałtownie wstałam.
– Przepraszam, ja… Muszę iść.
– Julia, co się stało? – zapytał zaskoczony Tomek.
– Ja… nie mogę teraz rozmawiać. Przepraszam – wybiegłam z kawiarni, a serce waliło mi jak młot.
Zadzwoniłam do Oli. Odebrała po pierwszym sygnale.
– Ola… on tu jest. Leo. W Warszawie. Naprawdę przyleciał.
– Co ty mówisz?! – jej głos podskoczył o oktawę. – Co teraz?
– Nie wiem… Nie wiem nic. Tylko że serce mi wyskoczy zaraz.
Z tego wszystkiego zaczęłam płakać. Jak spanikowane dziecko. Co mam teraz zrobić?
Wszystko się zmieniło
Spotkaliśmy się pod Pałacem Kultury. Leo wyglądał inaczej, niż zapamiętałam. Może przez to, że nie było już słońca, plaży i mojito. Miał na sobie szary płaszcz i szalik, ale ten sam uśmiech – niepewny, trochę chłopięcy.
– Hej – powiedział cicho.
– Hej.
Szliśmy bez celu, przelotny deszcz smagał nas po ramionach. Leo mówił, że Warszawa jest większa, niż myślał. Że ciężko mu się odnaleźć. A potem spojrzał na mnie tak, jakby chciał mnie zrozumieć całą w jednej chwili.
– Myślałem o tobie – powiedział. – Ale czuję, że coś się zmieniło. Ty się zmieniłaś.
Zatrzymałam się.
– Leo… Ja po prostu… Nie wiem już, co czuję. Jest we mnie tyle sprzecznych emocji. Tęskniłam. Ale życie tutaj to nie wakacje. Nie wiem, czy to, co było między nami, ma sens poza Chorwacją.
Patrzył na mnie długo.
– Chyba pomyliłem się co do nas – powiedział cicho. – Myślałem, że to było coś więcej.
Nie odpowiedziałam. Stałam, patrząc na kałużę pod moimi butami. I na swoje odbicie – zamazane, jak wszystko we mnie.
Leo westchnął i delikatnie dotknął mojej dłoni. Ale szybko ją cofnął.
– Jeśli chcesz… odezwij się – powiedział i odszedł. Bez pożegnania. Bez planu.
Zostałam. I nawet nie miałam siły go zatrzymać.
Zostałam znów sama
Niedługo później Leo wyjechał. Zostawił mi tylko krótką wiadomość: „Było warto. Nawet jeśli to tylko tyle”. Nie odpisałam. Nie potrafiłam.
Tomek jeszcze raz próbował się ze mną spotkać. Przyszedł z kawą, jakby nic się nie stało. Usiadłam naprzeciw niego na ławce w parku, zmarznięta i pusta.
– Julia, jeszcze możemy do siebie wrócić. Naprawdę. Zaczniemy od nowa.
– Nie mogę. Tomek… ja nie wiem, kim teraz jestem. Potrzebuję czasu. Nie chcę wracać do czegoś tylko dlatego, że to znane.
Pokiwał głową, jakby rozumiał. Ale widziałam, że to go boli. A mnie bolało jeszcze bardziej, że znowu kogoś zawodzę.
Z Olą siedziałyśmy później do nocy, owijając się kocem i popijając czerwone wino.
– I co teraz? – zapytała, kiedy przestałam mówić.
– Nie wiem. Może nic. Może powinnam... pobyć ze sobą. W ciszy. Bez wyjazdów, bez dramatów. Bez mężczyzn, którzy myślą, że mnie uratują.
Spojrzała na mnie uważnie.
– Może to pierwszy raz, kiedy naprawdę jesteś sobą?
Nie odpowiedziałam. Tylko się uśmiechnęłam.
Następnego dnia wyłączyłam powiadomienia. Nie odpisałam Leo. Nie zadzwoniłam do Tomka. Założyłam płaszcz, wzięłam słuchawki i poszłam przez miasto bez celu. Po raz pierwszy od dawna nie czułam się zagubiona. Może pusta, ale spokojna.
Odnalazłam siebie w tym wszystkim
Nie wiem, czy to było szczęśliwe zakończenie. Ale wiem, że było potrzebne.
Nie wybrałam Leo. Nie wróciłam do Tomka. Zostałam sama – ale to nagle przestało brzmieć jak wyrok. Raczej jak oddech. Jak początek. Przestałam szukać siebie w oczach mężczyzn. Przestałam czekać na wiadomości, które zmienią moje życie.
Wciąż mam zapisany numer Leo. Wciąż mam na półce ramkę ze zdjęciem z Chorwacji. Ale już do niej nie zaglądam codziennie. To była chwila, która należała do innej mnie – tej zagubionej, głodnej czułości i potwierdzenia, że jest coś warta. Teraz uczę się mówić to sobie sama.
Czasem, kiedy chodzę po Warszawie, przystaję pod Pałacem Kultury. Tam, gdzie Leo mnie ostatni raz dotknął. Ale nie czekam już, aż wróci. Nie tworzę w głowie scenariuszy.
Patrzę na ludzi, na światła, na psy ciągnące właścicieli na smyczy. I czuję coś, czego kiedyś mi brakowało. Spokój.
Julia, 30 lat
Czytaj także:
- „Włoski kochanek nawinął mi makaron na uszy. Gorący romans okazał się wstrętny jak odgrzewana pizza z mikrofali”
- „Babskie wakacje w Grecji przyniosły nietypowy finał. Będę się za to wstydzić do końca życia, ale mężowi nie powiem”
- „Na wakacjach nad Bałtykiem zgubiłam pierścionek zaręczynowy. Uznałam to za znak, żeby nie wychodzić za mąż”