„To miało być zwykłe Święto Zmarłych. Bratowa powiedziała coś, przez co mój brat prawie skończył w grobie”
„To, co Anka zrobiła na Wszystkich Świętych przy grobie naszej mamy, sprawiło, że dosłownie zamarłam. Nie tylko ja. Wszyscy w promieniu kilku metrów na chwilę przestali oddychać. Bo nie codziennie słyszy się takie rzeczy. I już na pewno nie na cmentarzu”.

- Redakcja
Zawsze uważałam, że moja rodzina to raczej spokojne towarzystwo. Może nie idealne, może trochę zbyt tradycyjne, ale na pewno nie takie, które robi sceny przy grobach. A jednak, jak się okazuje, nawet najspokojniejsza rodzina potrafi urządzić pokaz, którego nie powstydziłaby się żadna telenowela. A wszystko wydarzyło się dokładnie 1 listopada, na cmentarzu, między wiązankami chryzantem a zapachem zniczy.
Nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego. Pojechaliśmy jak co roku – ja, mój mąż, Kamil z Anką i dzieciaki. Było zimno, trochę wiało, wszyscy mieliśmy czerwone nosy i przemoczone buty. Jak zwykle na Wszystkich Świętych.
Kamil, mój brat, wyglądał jak zawsze – porządny, poukładany. Anka, jego żona, miała minę, jakby czekała tylko, żeby się stamtąd wyrwać. Ale nie to zwróciło moją uwagę. To, co Anka zrobiła przy grobie naszej mamy, sprawiło, że dosłownie zamarłam. Nie tylko ja. Wszyscy w promieniu kilku metrów na chwilę przestali oddychać. Bo nie codziennie słyszy się takie rzeczy. I już na pewno nie na cmentarzu.
Nie mogliśmy w to uwierzyć
Właśnie nachylałam się, żeby poprawić znicz, który zgasł od wiatru, kiedy usłyszałam, że Anka odchrząknęła. Głośno, teatralnie. Pomyślałam, że zaraz zacznie narzekać, że zimno, że dzieci marudzą. Zamiast tego powiedziała coś, co od razu postawiło mnie w stan gotowości.
– Muszę wam coś powiedzieć – rzuciła nagle.
Uniosłam brwi, ale jeszcze nic nie mówiłam. Kamil spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem.
– Teraz? – zapytał, trzymając zapalniczkę nad kolejnym zniczem.
– Tak, teraz – odpowiedziała i zsunęła rękawiczki. – Bo nie mogę już tego ukrywać.
– Czego? – wtrąciłam się, choć wiedziałam, że nie powinnam. Ale znając Ankę, mogło chodzić o wszystko: od zakupu nowego auta po zmianę koloru ścian w salonie.
Anka spojrzała na mnie, potem na Kamila. Westchnęła.
– Jestem w ciąży.
Na chwilę zamarło wszystko. Włącznie ze mną.
– To wspaniale, kochanie – Kamil nie krył szczęścia.
– Nie. Poczekaj – przerwała mu. – To jeszcze nie wszystko.
No to już wiedziałam, że zaraz będzie gorzej.
– Kamil, to nie twoje dziecko.
Zaparło mi dech. Zerknęłam na brata, który zamarł z zapalniczką w dłoni.
– Żartujesz, prawda? – wydusił.
– Nie żartuję.
Spojrzałam na Ankę, a potem na grób mamy. Serio? Tu i teraz?
– Naprawdę nie mogłaś powiedzieć tego gdzie indziej? – syknęłam. – Przy stole, w domu, w lesie... gdziekolwiek?
Anka tylko wzruszyła ramionami.
– Przynajmniej nikt nie podniesie głosu.
I to był moment, kiedy zrozumiałam, że Anka była wyrachowana i zimna jak lód
Brat był w szoku
Kamil wyglądał, jakby ktoś właśnie walnął go łopatą w twarz. Stał nieruchomo, patrzył gdzieś przed siebie, jakby próbował sobie przypomnieć, jak się oddycha.
– Kamil – powiedziałam cicho, ale on mnie nie słyszał. Albo nie chciał słyszeć.
Anka za to patrzyła, jakby właśnie zrzuciła z siebie jakiś ciężar i teraz jej wszystko jedno.
– Od kiedy o tym wiesz? – spytałam.
– Od trzech tygodni – odpowiedziała spokojnie, z irytującym spokojem.
– Trzy tygodnie? – Kamil się ocknął. – I przez trzy tygodnie nic nie mówiłaś?
– Mówię teraz.
– Mówisz… przy grobie mojej matki?! – jego głos zaczął drżeć, ale dalej trzymał się w pionie. – Naprawdę wybrałaś to miejsce?
– Bo nie miałam odwagi wcześniej – rzuciła, jakby to cokolwiek usprawiedliwiało.
Podeszłam bliżej do Kamila. Miał nogi jak z waty. Mój brat, który zawsze wszystko kontrolował – listy zakupów, plany wakacyjne, budżet rodzinny. A teraz ledwo trzymał się na nogach.
– I co teraz? – zapytałam, bo ktoś musiał zadać to pytanie. – Co zamierzasz?
– Nie wiem – Kamil pokręcił głową. – Nie wiem nawet, co czuję.
Anka wzięła głęboki wdech, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, ale się rozmyśliła.
– Możemy już iść? – spytała tylko, jakby to był zwykły spacer, a nie moment, który roztrzaskał życie mojego brata.
– Idź, skoro chcesz – powiedziałam. – Ale nie licz, że wszyscy za tobą pójdziemy.
Nie odpowiedziała. Odwróciła się i ruszyła w stronę bramy, zostawiając nas z mokrymi zniczami i grobową ciszą.
Chciałam przemówić mu do rozsądku
Siedzieliśmy u mnie w kuchni. Ja, Kamil i dwie filiżanki herbaty, które parowały, ale niczego nie ogrzewały. Kamil wciąż miał ten pusty wzrok, jakby cały czas był jeszcze na cmentarzu.
– Wiesz już, kto to? – zapytałam w końcu.
– Tak – odpowiedział cicho. – Znajomy z pracy.
– Jezu. – Oparłam się o krzesło. – A nie mógł być chociaż z innego miasta?
– Widocznie nie. – Wzruszył ramionami. – Podobno „to się tak jakoś stało”.
– Jasne. Samo się stało.
– Ewelina... – spojrzał na mnie, zmęczony. – Serio. Nie teraz.
Zamilkłam. Nie dlatego, że mi się zrobiło głupio – bo nie zrobiło – tylko dlatego, że widziałam, że już i tak ledwo siedzi. Jakby każdy kolejny oddech był wysiłkiem.
– I co teraz? – spytałam po chwili. – Zamierzasz z nią być? Wychowywać to dziecko?
– Nie wiem. Ona mówi, że nie oczekuje niczego. Że nie chce rozwodu, że to był „błąd”. Ale to błąd, który teraz rośnie jej w brzuchu.
– No właśnie – powiedziałam. – Bo to nie jest błąd w deklaracji podatkowej, tylko nowy człowiek. I to nie twój.
– Dzięki za przypomnienie.
– Nie żartuję, Kamil. Musisz podjąć jakąś decyzję. Albo przynajmniej przestać tkwić w miejscu jak mebel.
Spojrzał na mnie i pierwszy raz od początku tej katastrofy widziałam, że coś się w nim budzi. Może złość, może wstyd, może jedno i drugie. I dobrze. Bo jeśli miał teraz być ofiarą, to chociaż niech będzie ofiarą z charakterem.
Wszyscy udawaliśmy
Tydzień później spotkaliśmy się wszyscy u ojca. Tradycyjny niedzielny obiad – rosół, kotlety, ziemniaki i napięcie tak gęste, że można było je kroić nożem. Anka oczywiście przyszła, jakby nic się nie stało. Ubrana w sweter w kolorze kremowym, uśmiechnięta, z opanowaną miną jak na spotkaniu firmowym.
Ojciec jeszcze nic nie wiedział. Albo udawał. Zawsze był mistrzem w omijaniu tematów, które mogłyby zakłócić jego spokój.
– Kamil, podaj tacie mizerię – rzuciła Anka, podając półmisek, jakby właśnie nie rozwaliła naszej rodziny w drobny mak.
– Sama mu daj – burknął Kamil, nie podnosząc wzroku znad talerza.
Ojciec spojrzał na mnie. Ja tylko wzruszyłam ramionami.
– Coś się stało? – zapytał w końcu, odkładając widelec.
– Anka jest w ciąży – odpowiedziałam zamiast brata.
Ojciec spojrzał na nią zaskoczony, ale uśmiechnął się.
– O! No to gratulacje!
– Tylko że nie z Kamilem – dodałam spokojnie, popijając kompot. W tej rodzinie ktoś musiał być kurierem złych wiadomości, to akurat przyjęłam na siebie.
Ojciec znieruchomiał.
– Jak to?
Anka milczała. Kamil patrzył w blat.
– Tak to – powiedziałam. – I teraz siedzimy tu, udając, że jemy rosół, jakby nic się nie wydarzyło.
– Może to nie miejsce...
– A może już nie ma dobrego miejsca – przerwałam mu. – Skoro cmentarz był dobry, to i kuchnia może być.
Cisza, jaka zapadła, była bardziej wymowna niż jakiekolwiek kazanie.
Bratowa była bezczelna
Złapałam Ankę przy drzwiach, kiedy już wychodzili. Kamil z dziećmi zszedł pierwszy, a ona została jeszcze, żeby założyć płaszcz. Nie mogłam tego odpuścić.
– Serio myślałaś, że to przejdzie tak gładko? – zapytałam, opierając się o futrynę.
– Nie liczyłam na aplauz – odpowiedziała chłodno. – Ale nie chciałam dłużej udawać.
– Aha, czyli to była twoja wersja szczerości? Publiczne ogłoszenie zdrady nad grobem teściowej?
– Ewelina, wiem, że mnie nienawidzisz. Ale nie mów, że nie zasłużył.
– Kamil? – prychnęłam. – Co ci zrobił? Nie wstawił zmywarki?
– Był... nieobecny. Od lat. Myślał, że jak zapewni rachunki i dzieciom bajki na dobranoc, to wystarczy. A ja czułam się przezroczysta.
– No to gratuluję wyboru. Facet z pracy i dziecko jako komunikat.
– To nie miało się tak potoczyć.
– Ale się potoczyło – powiedziałam. – I teraz nie masz już nad niczym kontroli.
Zamilkła. Poprawiła szalik, spojrzała mi w oczy.
– Wiem, że was zraniłam. Ale nie żałuję, że powiedziałam prawdę.
– A ja nie żałuję, że się dowiedzieliśmy. Przynajmniej wiemy, z kim mamy do czynienia.
– Myślisz, że Kamil sobie poradzi?
– Myślę, że lepiej bez ciebie niż z tobą. – Cofnęłam się, robiąc jej miejsce. – A teraz zmykaj, zanim dzieci zapytają, czemu tata płacze w samochodzie.
Nie powiedziała nic więcej. Tylko po cichu wyszła. I pierwszy raz – bez cienia tej swojej pewności siebie.
Początek czegoś nowego
Minęły dwa miesiące. Kamil przeprowadził się do wynajętego mieszkania. Spokojnego, ciasnego, ale jego. Dzieci są z nim co drugi weekend. Nie mówi wiele, ale w jego oczach wróciło światło. Takie inne – bardziej ostrożne, mniej naiwne. Anka? Pracuje zdalnie, unika kontaktu. Podobno jej „kolega z pracy” też się zmył, gdy zrobiło się poważnie. Typowe. Siedzieliśmy ostatnio z Kamilem na kawie, w jakiejś kafejce pod blokiem.
– Czasem się zastanawiam, czy to wszystko było potrzebne – powiedział.
– Było – odpowiedziałam. – Tylko że prawda często przychodzi późno. I boli.
– Nadal boli.
– I będzie. Ale kiedyś przestanie. A ty wtedy będziesz wiedział, że nie zbudowałeś życia na kłamstwie.
Popatrzył na mnie z wdzięcznością, jakiej nie pamiętam od dzieciństwa.
– Dzięki, siostra.
Uśmiechnęłam się. Może i nie jestem ciepła. Ale jak trzeba, to potrafię. A to znaczy więcej niż jakieś udawane rodzinne uśmiechy. I tak, życie bywa pokręcone. Ale czasem, gdy prawda wyjdzie na jaw, nawet na cmentarzu – to dopiero początek czegoś nowego.
Ewelina, 42 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Rodzina wystawiła mnie do wiatru we Wszystkich Świętych. Z pewnością woleli postawić mi znicz, niż przyjechać na rosół”
- „Granitowy pomnik matki nie bez powodu świecił pustkami. Na pogrzebie wydało się, dlaczego nikt po niej nie płakał”
- „Przy grobie dziadka chciałam tylko ciszy. Ale mama szybko postawiła znicz i zaczęła planować, na co wyda cały spadek”