Reklama

– Facet, co się tak gapisz? – spytała i jakby na przekór sobie uśmiechnęła się figlarnie, prezentując urocze dołeczki w policzkach.

Reklama

Gapiłem się, bo po prostu nie sposób było jej nie zauważyć. W szaroburym autobusowym tłumie od razu rzucała się w oczy. Nawet gdyby nie miała na sobie kolorowej zimowej kurtki, wściekle turkusowego szaliczka i ufarbowanych na niebiesko włosów, to po prostu była niezwykle ładną dziewczyną.

Próbując złapać równowagę, gdy kierowca za bardzo szalał na zakrętach, jedną ręką ściskałem barierkę, a drugą próbowałem przytrzymać książkę, ale nie dane mi było czytać, bo przede mną siedziało to zjawisko. Niebieski był chyba jej ulubionym kolorem. Oprócz włosów – na niebiesko pomalowane miała również paznokcie, a oczy miały barwę tak intensywnie lazurową, że aż nieprawdopodobną.

„Jak nie z tej planety”– myślałem, wpatrując się intensywnie w dziewczynę ze słuchawkami na uszach bez reszty pochłoniętą lekturą. Był wczesny zimowy wieczór, a ja wracałem ze spotkania z dawno niewidzianym kumplem. Wypiliśmy po kilka piw i powspominaliśmy stare licealne czasy. Studiowaliśmy na innych uczelniach, więc rzadko się widywaliśmy. Po spotkaniu lekko szumiało mi w głowie. Na trzeźwo starałbym się dyskretniej obserwować dziewczynę, która mi się spodobała, ale w tym stanie nie zwracałem uwagi na dobre wychowanie i bezczelnie gapiłem się na nią. Co chyba wyczuwała, bo ciągle się wierciła, nie mogąc się skupić. Wreszcie nie wytrzymała i pokazała mi język. Oczy prawie wyszły mi z orbit, bo… jej język też był niebieski!

Przez chwilę musiałem wyglądać jak ostatni kretyn… W tym czasie dziewczyna wstała, minęła mnie bez słowa i po prostu wysiadła na przystanku. Zanim oprzytomniałem, drzwi się zamknęły i autobus pojechał dalej. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to także był mój przystanek.

Zobacz także

– Kosmitka – wymamrotałem, ale kiedy matrona, nad którą wisiałem, zgromiła mnie wzrokiem – pomyślałem, że już więcej nie wypiję takiej ilości piwa.

„Chyba się ubzdryngoliłem. Coś mi się przywidziało” – przyszło mi do głowy.

Jednak nie mogłem przestać o niej myśleć. Następnego dnia zastanawiałem się, czy w ogóle ją widziałem, czy też była całkowicie wytworem mojej wyobraźni. Ze smutkiem musiałem przyznać, że chyba coś mi się uroiło w pijanym widzie, chociaż byłem tylko po kilku kuflach. Ale z drugiej strony ludzie nie mają niebieskich języków, więc albo ona była kosmitką (w co na trzeźwo jakoś nie mogłem uwierzyć), albo mi się przywidziało. Być może w ogóle nie wyglądała tak, jak ją zapamiętałem.

Później, mimo starań, nie mogłem o niej zapomnieć

Udręczony postanowiłem przestać zawracać sobie głowę tym incydentem. Lecz serce nie sługa. Nie sądziłem, że jestem zdolny do romantycznych uniesień, a jednak… Po kilku dniach przyłapałem się na tym, że w autobusach rozglądam się, szukając niebieskiej czupryny i niesamowicie lazurowych oczu.

„W końcu ją spotkam. Przecież wysiadła na moim przystanku, pewnie tu gdzieś mieszka” – tłumaczyłem sobie. Minęło kilka tygodni, ale jakoś na siebie nie wpadliśmy. „ A może ona mieszka gdzie indziej i tylko tu wysiadła, bo miała dosyć, że ją molestowałem tym gapieniem się?” – pomyślałem i zrobiło m się smutno.

Postanowiłem wziąć się w garść i już naprawdę przestać o niej myśleć. I wtedy ją zobaczyłem. Jechała autobusem, rozmawiała przez komórkę. Gdyby nie jej charakterystycznie uniesiona brew i figlarny uśmiech, nie byłbym pewien, czy to ta sama osoba. Tym razem jej włosy miały kolor ciemny blond, oczy już nie były tak wściekle niebieskie, a szalik zamienił się we wściekły róż. Bardzo chciałem, żeby znów mi pokazała język, więc gapiłem się nie mniej bezczelnie niż za pierwszym razem.

Dziewczyna jednak po skończonej rozmowie od razu zatopiła się w lekturze i mnie nie zauważyła. Akurat miejsce naprzeciw niej było wolne. Skwapliwie skorzystałem z okazji. Nasze kolana niemal się dotykały, lecz nie podniosła wzroku znad książki. Zastanawiałem się, jak by tu zagaić rozmowę, ale los mi sprzyjał. Autobus ostro zahamował i niebieskooka piękność wpadła mi prosto w ramiona.

– Strasznie przepraszam – wyjąkała.

Widziałem, że się zarumieniła.

– Cała przyjemność po mojej stronie – powiedziałem wesoło i wtedy nasze oczy się spotkały.

Zauważyłem, że tym razem jej oczy były koloru zielonego. Gdzieś znikł cały ten intensywny lazur.

– W zasadzie teraz ja mógłbym pokazać ci język, ale jestem zbyt dobrze wychowany – zażartowałem.

Za wszelką cenę chciałem podtrzymać rozmowę. Popatrzyła na mnie nieprzytomnie i nagle jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu.

– Aha… Już wiem! To ty się wtedy tak bezczelnie na mnie gapiłeś w autobusie! – roześmiała się promiennie, moszcząc się na swoim miejscu.

– Przepraszam, że byłem nachalny, ale wyglądałaś inaczej niż wszyscy.

– Masz na myśli moje niebieskie włosy? – zapytała.

– I język – powiedziałem .

Spojrzała na mnie zdziwiona.

– Nie rozumiem?

– Włosy i paznokcie jakoś mnie nie zaskoczyły. Nie takie rzeczy widuje się u dziewczyn, ale język? Tego bym się nie spodziewał.

Nagle coś sobie chyba przypomniała, bo roześmiała się głośno.

– No tak, cukierki Zuzy! Mam młodszą siostrę i podkradam jej czasem cukierki. Lubi kolorowe, które barwią język. Akurat musiałam zjeść jakąś niebieską landrynkę. I obawiam się, że to jest cała moja tajemnica. Zwyczajna ziemianka ze mnie, a ty? – dodała zaczepnie. – Pewnie jesteś z Marsa, nie?

– O nie. Jestem w stu procentach ziemianinem. Na dodatek z naszej warszawskiej Saskiej Kępy.

– Witaj w klubie, ziemianinie z Saskiej Kępy – zawołała wesoło.

A może do tego czasu rozwieje się na dobre…

Przegadaliśmy kilka kolejnych przystanków. Okazało się, że Ada, bo tak miała na imię moja kosmitka, studiuje na Akademii Sztuk Pięknych i lubi „eksperymentować z kolorem”.

– Miałam wtedy szkła kontaktowe i niebieską płukankę na włosach. Dość szybko się zmywa, teraz już mam swój naturalny odcień. Ale niedługo znów pewnie coś wykombinuję – tłumaczyła.

Umówiliśmy się, że przyjdę na wernisaż wystawy jej prac, który miał się odbyć za kilka dni w jednym z małych klubów w centrum miasta.

– Mam nadzieję, że ci się spodoba – powiedziała na pożegnanie.

Reklama

Nie mogę się już doczekać naszego spotkania. Nie dała mi numeru telefonu, więc ze strachem myślę, czy moja kosmitka nie rozwiała się czasem na dobre. Czy aby na pewno jeszcze się zobaczymy? A może tylko mnie spławiła? Może nigdy już jej nie spotkam?
Teraz, kiedy stała się tak realna i normalna, wydaje mi się jeszcze bardziej interesująca. I nie o lazurowych, tylko o zielonych oczach ciągle myślę. Jeszcze kilka dni i zobaczymy się wreszcie na tej wystawie. Mam przynajmniej taką nadzieję…

Reklama
Reklama
Reklama