Reklama

Zawsze myślałam, że dzień ślubu to taka mała baśń. Że kobieta w białej sukni ma prawo czuć się najważniejsza, najpiękniejsza, najkochańsza. Że choćby przez te kilka godzin świat staje się inny, łaskawszy, mniej skomplikowany. Tak mnie uczyły komedie romantyczne, tak mi mówili znajomi. A ja w to wszystko naiwnie wierzyłam.

Reklama

Mój ślub z Tomkiem miał być właśnie taki. Wszystko było perfekcyjnie zaplanowane – sala w stylu rustykalnym, delikatna muzyka skrzypcowa, kwiaty i pastele. Nawet mama przestała mnie pytać, czy na pewno dobrze wybrałam. Nina, moja młodsza siostra, też jakby się uspokoiła. Nie krzywiła się na mój gust, nie krytykowała sukni, nie komentowała gości.

– Ale ty promieniejesz, Sylwia – powiedziała, kiedy przyszła do mnie przed ceremonią.

– Naprawdę tak uważasz? – spojrzałam na nią niepewnie.

– No jasne. Zresztą... to przecież twój dzień – odparła i uśmiechnęła się. Ten uśmiech był... inny. Nie irytujący, nie drwiący, ale jakoś dziwnie spokojny. I właśnie to mnie zaniepokoiło.

Miałam powody do niepokoju

Nasze relacje od zawsze były napięte. Nina była moim przeciwieństwem – żywiołowa, bezczelna, błyskotliwa. Zawsze w centrum uwagi. Ja – spokojna, uporządkowana, wiecznie w cieniu. Kiedy ja uczyłam się po nocach do egzaminów, ona szła na imprezy i wracała z nowymi przyjaciółkami. Kiedy ja czekałam na pierwsze zauroczenie, ona już miała trzech chłopaków za sobą.

A jednak tego dnia... miałam nadzieję. Że to może nowy początek. Że w bieli zobaczy siostrę, a nie rywalkę.

Pół godziny przed ceremonią siedziałyśmy razem w mojej garderobie.

– Denerwujesz się? – spytała Nina, popijając szampana, który miał mnie niby uspokoić.

– Trochę. Jak przed egzaminem życia.

– Oj, nie przesadzaj. Jak ci się nie spodoba, zawsze możesz się rozwieść – powiedziała i parsknęła śmiechem.

– Bardzo śmieszne – mruknęłam, starając się nie dać po sobie poznać, że mnie to zabolało.

– Żartuję. Wiesz, że ci życzę dobrze – dodała, patrząc na mnie z dziwną miną. – Tylko... nie ufaj wszystkim ślepo, okej?

Zanim zdążyłam zapytać, o co jej chodzi, wpadła Marta i zawołała, że wszystko gotowe. Nina wstała i przygładziła mi welon.

– No, siostrzyczko. Czas zobaczyć, jak sobie poradzisz z tym wszystkim – powiedziała cicho. I choć uśmiech nie schodził z jej twarzy, poczułam lodowaty dreszcz na karku.

Upokorzyła mnie przy wszystkich

Wesele rozkręcało się powoli. Goście zajęli już miejsca przy stołach, orkiestra grała spokojne tango, a kelnerzy roznosili pierwsze przystawki. Usiadłam obok Tomka, nadal oszołomiona emocjami po ceremonii. Trzymał mnie za rękę, jego dłoń była chłodna i pewna. Uśmiechał się, jakby wszystko było dokładnie takie, jak powinno.

Nina zniknęła na jakiś czas. Widziałam ją wcześniej, jak rozmawiała z Martą przy wyjściu na taras. Kiedy wróciła, miała już na sobie tę swoją minę – niby pogodna, ale oczy obserwowały wszystko z niepokojącą uwagą. Zajęła miejsce przy naszym stole i zerknęła na mnie tak, jakby coś sprawdzała. Chwilę później wstała i podeszła do zespołu. Wymieniła kilka słów z wokalistką, a potem sięgnęła po mikrofon.

Początkowo myślałam, że chce powiedzieć coś miłego, coś o mnie, o naszej rodzinie, może jakieś zabawne wspomnienie z dzieciństwa. Przecież wcześniej wydawało się, że wszystko jest w porządku. Spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem, ale ona go nie odwzajemniła.

– Kochani – zaczęła. – Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale chciałam powiedzieć kilka słów.

Zrobiło się ciszej, muzyka ucichła, kelnerzy się zatrzymali, a goście spojrzeli w jej stronę z zaciekawieniem.

– Wiem, że to dzień Sylwii. Wielki dzień. I nie chcę go psuć – powiedziała, patrząc prosto na mnie. – Ale skoro już wszyscy jesteśmy tu razem, to chyba warto, żebyśmy mieli jasność, co do podstaw, na jakich budujemy nasze szczęścia. Życzę wam... mniej kłamstw niż w narzeczeństwie.

Zanim zdążyłam zareagować, kontynuowała.

– Nie każdy wie, jak wyglądały zaręczyny Sylwii i Tomka. Że poprzedziły je tygodnie cichych dni, dziwnych rozmów, łez i podejrzeń. Nie każdy wie, że Sylwia jeszcze trzy miesiące temu dzwoniła do mamy z pytaniem, czy warto być z kimś, kto nie mówi całej prawdy. Albo że Tomek pisał do swojej byłej, że „nie wie, co dalej”. Ale cóż, liczy się efekt końcowy, prawda?

Zapanowało milczenie. Nie towarzyskie, nie grzecznościowe. To było to milczenie, które się pojawia, gdy nikt nie wie, czy to, co słyszy, jest jeszcze żartem, czy już upokorzeniem.

– Ale nie martwcie się – dodała Nina. – Może to wszystko nie ma znaczenia. Może miłość to tylko kwestia dobrej gry. W końcu każdy chce wierzyć, że to, co widzi, to prawda.

Wypuściła mikrofon z dłoni i wróciła na swoje miejsce jakby nic się nie stało. W sali nie padło ani jedno słowo. Marta patrzyła w stół, moja mama zamknęła oczy, a ojciec poprawiał widelec. Tomek próbował coś powiedzieć, ale jego głos zabrzmiał zbyt lekko.

– No, piękne wystąpienie. Nina zawsze miała talent dramatyczny – rzucił z wymuszonym uśmiechem.

Nikt się nie zaśmiał.

– Co to było? – zapytałam go, nie odrywając wzroku od siostry.

– Nie wiem. Naprawdę nie wiem, Sylwia. – Odwrócił twarz. – Przysięgam, że nie wiem, o co jej chodziło.

A ja... czułam, że wszystko powoli zaczyna mi się wymykać.

Byłam załamana

Wyszłam. Po prostu wstałam od stołu, nie mówiąc nikomu ani słowa. Czułam spojrzenia, szept za plecami, zapach rozgrzanego jedzenia, który nagle stał się mdlący. Przeszłam obok orkiestry, obok kwiatów, których kompozycje wybierałam przez dwie godziny. Nogi miałam jak z waty. Słyszałam, jak ktoś mnie woła, może Marta, może mama, ale nie odwróciłam się.

Znalazłam się na zewnątrz, gdzie powietrze było chłodne i ciche. Słońce już zaszło, tylko lampki na ścieżkach migały delikatnie. Usiadłam na schodach przed wejściem, wciąż w sukni, której tren leżał bezwładnie na bruku. Ściągnęłam welon, zsunęłam buty. Drżałam.

Po kilku minutach usłyszałam kroki. Tomek. Zatrzymał się kawałek za mną, jakby nie był pewien, czy powinien podejść.

– Sylwia... – zaczął cicho. – Wiem, że to było niespodziewane. Ale... nie traktuj tego poważnie. To tylko Nina. Przecież wiesz, jaka ona jest.

Odwróciłam głowę. Stał z rękami w kieszeniach, spięty. Niby spokojny, ale widziałam, jak zaciska szczękę.

– Wiem, jaka jest. Ale to nie ona pisała te wiadomości.

– Co?

Nie zaprzeczyłeś – powiedziałam. – Nic nie powiedziałeś, że to bzdura. Tylko próbowałeś obrócić to w żart.

– Bo to... – westchnął. – Bo to nie było tak. Pisałem do niej, ale nie o nas. Po prostu, o życiu. O tym, co się zmienia. Z ciekawości. Bez żadnych podtekstów.

– Trzy miesiące temu?

Milczał.

– I co wtedy napisałeś? Że nie wiesz, co dalej?

– Sylwia...

– Nie, powiedz mi. Chcę to usłyszeć od ciebie. Nie od niej. Od ciebie.

– Napisałem... że nie wiem, czy to wszystko ma sens. Że czasem czuję, że jesteśmy razem z rozpędu. Ale potem... potem mi przeszło. Naprawdę. Zrozumiałem, że jesteś dla mnie ważna. Bardzo ważna.

Zacisnęłam palce na kolanach. Słowa krążyły mi w głowie, zderzały się, traciły znaczenie.

– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? – zapytałam cicho.

– Bo wiedziałem, że zareagujesz tak, jak teraz. A to nie miało być nic złego. Każdy czasem się waha. Każdy ma moment słabości. Przecież to normalne.

– Normalne. – Powtórzyłam to słowo, próbując zrozumieć, czy jeszcze coś między nami jest normalne. – Ale to nie Nina wymyśliła. To nie były jej kłamstwa.

Tomek usiadł obok mnie, zachowując bezpieczną odległość. Nie próbował mnie dotknąć. Może wiedział, że nie zniosłabym teraz jego czułości.

– Sylwia, chcę z tobą być. To, co się wydarzyło, nie zmienia tego, co do ciebie czuję.

– A co ty do mnie czujesz? – Spojrzałam na niego. – Chcę to usłyszeć.

Patrzył gdzieś przed siebie, w ciemność. A potem odpowiedział.

– Zaufanie. Spokój. Wsparcie.

Nie powiedział „miłość”. I to bolało najbardziej.

W końcu usłyszałam prawdę

Nie wróciłam już na salę. Schowałam się w pokoju obok kuchni, gdzie kelnerzy trzymali zapasowe obrusy i wazony. Usiadłam na zimnym krześle i czekałam, aż wszystko się skończy. Nie miałam siły zdjąć sukni. W dłoni wciąż ściskałam welon, jakby to on miał mi pomóc wrócić do tamtej wersji mnie – sprzed przemówienia, sprzed rozmowy z Tomkiem.

Przez cienką ścianę słyszałam głosy. Ktoś włączył muzykę, ktoś inny próbował ożywić atmosferę. Kilka kieliszków brzdęknęło o siebie, ale to wszystko było już tylko odległym echem. Ludzie rozchodzili się po kątach. Nie było tańców, nie było oczepin. Mój ślub się skończył.

Tymczasem w ogrodzie, za oranżerią, Nina i Marta usiadły przy stoliku z widokiem na ciemniejące niebo. Nie wiedziały, że przycupnęłam tuż za ogrodzeniem.

– Ty naprawdę to zrobiłaś – powiedziała Marta, kręcąc głową. – Przysięgam, że myślałam, że się w ostatniej chwili rozmyślisz.

– A dlaczego miałabym? – Nina upiła łyk białego wina i spojrzała na kuzynkę z wyższością. – Przecież powiedziałam ci, że ona nie zasłużyła na tę biel.

– Ale tak publicznie? Na jej weselu?

– Marta, proszę cię. Ona całe życie udawała, że wszystko wie najlepiej. Że jest rozsądna, porządna. A wystarczyło tylko lekko podmuchać, żeby cała ta jej układanka się rozsypała.

– Ale przecież ona ci nic nie zrobiła – powiedziała cicho Marta.

– Nie zrobiła? – Nina parsknęła. – Całe życie robiła. Zawsze była tą „starszą”, tą „mądrzejszą”, tą, co wszystko robiła „we właściwym czasie”. Mama i tata nie zauważali mnie przy niej. Nawet jak miałam lepsze stopnie, to i tak było: „No, ale Sylwia zawsze była pilna, więc to naturalne, że ty też się starasz”. I teraz co? Miała jeszcze dostać pięknego męża i piękny ślub i żyć długo i szczęśliwie? A ja miałam się uśmiechać i klaskać?

– Wciąż nie rozumiem, po co ten teatr.

Żeby ją wybudzić z tego jej pięknego snu. Ona myślała, że ma wszystko pod kontrolą. A ja jej tylko przypomniałam, że nie ma.

Marta milczała. Po chwili spytała:

– Skąd to wszystko wiedziałaś?

– Tomek napisał do mnie, jeszcze zanim się zaręczyli. Szukał kogoś, kto go zrozumie. Przypadkiem trafiło na mnie. Potem się pokłócili z Sylwią, a on poleciał do swojej byłej. O wszystkim wiedziałam, tylko czekałam na odpowiedni moment. A jeszcze te rozmowy z mamą... Sylwia zawsze lubiła się żalić, ale zapomniała, że mama czasem się wygaduje.

– I to wystarczyło?

– To była tylko iskra. Reszta już płonęła sama.

Marta spojrzała na Ninę z czymś, co przypominało litość. Ale nie powiedziała nic więcej. Wiedziała, że i tak by jej nie przekonała.

A ja siedziałam dalej, w tej sukni, która miała być najpiękniejsza. I myślałam tylko o jednym.

Czy naprawdę przez całe życie nie zauważyłam, jak bardzo Nina mnie nienawidzi?

Sylwia, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama