„Toksyczna teściowa zatruwała mi życie, a mąż zapominał języka w gębie. Nie jestem synową na medal, ale bez przesady”
„– Michał, ja się staram. Każde cholerne spotkanie. Szykuję, gotuję, dekoruję! A ona patrzy na mnie jak na nieudolną idiotkę, która nigdy nie będzie wystarczająco dobra. Michał spuścił głowę. – Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz. – Chciałabym, żebyś... chociaż raz mnie obronił – szepnęłam”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęłam wierzyć, że jeśli wystarczająco się postaram, Barbara w końcu mnie zaakceptuje. Żyłam tym pragnieniem przez ostatnie lata. Wkładałam całą siebie w przygotowywanie niedzielnych obiadów, wybieranie najlepszych win do kolacji, a potem i tak widziałam, jak jej spojrzenie omiata stół w poszukiwaniu błędu. Jednego. Choćby najmniejszego.
Siedziałam właśnie w kuchni, mieszając sos, kiedy Michał wszedł do pomieszczenia.
– Anka, znów się spinasz. Mama przyjdzie na kawę, nie na inspekcję z sanepidu – zaśmiał się.
Odwróciłam się z chochlą w ręku.
– A jeśli znów powie coś o kurzu na parapecie albo o tym, że zupa za tłusta?
– Oj, daj spokój... Taka już jest – machnął ręką, jakby to załatwiało sprawę.
Piekło mnie w środku. Michał nigdy nie rozumiał. A ja... ja próbowałam. Każde spojrzenie Barbary traktowałam jak egzamin, którego nie potrafiłam zdać.
Zamieszałam sos gwałtowniej.
– Chciałabym, żeby choć raz powiedziała coś miłego – szepnęłam, ale on już wychodził, nie dosłyszawszy moich cichych słów.
Zostałam w kuchni sama. Znowu.
Jej uwagi wbijały mi się pod skórę
Barbara przyszła pięć minut przed czasem. Otworzyłam drzwi i od razu poczułam na sobie jej wzrok – badawczy, oceniający.
– Dzień dobry, Anno – powiedziała chłodno, wchodząc do środka. – Widzę, że zmieniłaś zasłony. Poprzednie były bardziej... klasyczne.
Uśmiechnęłam się sztucznie.
– Chciałam trochę odświeżyć salon.
– No tak, młodzi lubią eksperymenty – rzuciła, patrząc na zegarek. – Michał już jest?
– Zaraz zejdzie – odpowiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał pogodnie.
W kuchni pachniało pieczonym mięsem i świeżym rozmarynem. Postawiłam na stole zupę. Barbara spojrzała na nią krytycznie.
– Krem z dyni? Hm... bardzo nowocześnie. Kiedyś to była po prostu porządna pomidorowa.
Michał zszedł na dół i usiadł obok swojej matki. Rozpoczęli rozmowę o sprawach zawodowych. Ja podawałam kolejne dania, czując, jak każda uwaga Barbary wbija mi się pod skórę.
– Mięso trochę suche, ale dało się zjeść – powiedziała z wymuszoną życzliwością. – A ciasto? Mam nadzieję, że nie zmieniałaś nic za bardzo w przepisie?
Przełknęłam ślinę.
– To klasyczna szarlotka, pani Barbaro.
Zerknęła na Michała, potem na mnie.
– Dobrze, dobrze... Choć jabłka trochę za kwaśne.
Siedziałam nieruchomo, z każdym jej słowem kurcząc się w sobie. Wiedziałam, że jeśli teraz coś powiem, wybuchnę. Zacisnęłam więc dłonie na serwetce i udawałam, że wszystko jest w porządku.
Jak zawsze.
Mój mąż twierdził, że przesadzam
Wieczorem siedziałam na skraju łóżka, wpatrując się w ścianę. Michał czytał coś na telefonie, jakby nasz dzień był zwykły, spokojny. Mnie wewnętrznie aż rozrywało.
– Michał – zaczęłam cicho. – Czy ty naprawdę nie widzisz, jak ona mnie traktuje?
Podniósł wzrok, zmarszczył brwi.
– Przecież nic ci nie powiedziała... Przesadzasz.
Wstałam gwałtownie.
– Naprawdę? – głos mi zadrżał. – "Mięso za suche", "jabłka za kwaśne", "zasłony zbyt nowoczesne"? To są miłe rozmowy przy rodzinnym stole?
– Ona taka już jest, Anka – westchnął. – Co cię to obchodzi?
– Co mnie to obchodzi?! – krzyknęłam. – Michał, ja się staram. Każde cholerne spotkanie. Szykuję, gotuję, dekoruję! A ona patrzy na mnie jak na intruza! Jak na nieudolną idiotkę, która nigdy nie będzie wystarczająco dobra dla jej syna!
Michał spuścił głowę.
– Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz.
– Chciałabym, żebyś... chociaż raz mnie obronił – szepnęłam. – Żebyś stanął po mojej stronie.
Przez chwilę w pokoju było tylko słychać nasze oddechy. W końcu Michał odłożył telefon i przykrył się kołdrą.
– Jutro o tym porozmawiamy. Jestem zmęczony – mruknął.
Patrzyłam, jak odwraca się do ściany. Było coś gorszego niż krytyka Barbary. Była nim obojętność mojego własnego męża.
Byłam w totalnej rozsypce
Wróciłam wcześniej z zakupów. Drzwi do gabinetu Michała były lekko uchylone. Usłyszałam znajomy głos Barbary.
– Michał, nie rozumiesz... Ona nigdy nie będzie częścią naszej rodziny.
Zamarłam. Barbara mówiła powoli, spokojnie, bez emocji.
– Ale mamo... – zaczął Michał.
– Posłuchaj mnie. Ona jest inna. Nie ma klasy, nie ma tego... naszego czegoś. Próbujesz ją usprawiedliwiać, ale prawda jest taka, że to pomyłka. Ty zawsze byłeś zbyt miękki.
Michał milczał. Głos Barbary znów rozbrzmiał.
– Udajesz, że jesteście szczęśliwi, ale ja to widzę. Jesteś z nią, bo nie chcesz się przyznać do błędu.
Przymknęłam oczy. Serce biło mi jak oszalałe. Stałam za drzwiami, z siatkami w rękach, i czułam, jak rozsypuję się w środku.
– To nie jest twoja żona. To tylko kobieta, z którą się ożeniłeś – dodała cicho Barbara.
Odeszłam od drzwi bezszelestnie. Położyłam zakupy na blacie. Ręce mi się trzęsły. W głowie szumiało. Moje starania, moje kolacje, moje modlitwy, żeby mnie polubiła... wszystko na nic. Byłam kimś z zewnątrz. Niechcianą przystawką do jej idealnego syna. Po raz pierwszy naprawdę poczułam, że nie chodziło o zupę ani zasłony. Chodziło o mnie. Że po prostu zawsze byłam tą obcą, niewystarczającą, gorszą.
Miałam dość tej piekielnej farsy
Następnego dnia nie powiedziałam ani słowa. Przez cały ranek chodziłam po domu w ciszy, jakbym była tylko cieniem. Michał zauważył, że coś jest nie tak.
– Co się dzieje, Anka?
– Nic – odpowiedziałam bezbarwnie.
Nie chciałam krzyczeć. Chciałam zrozumieć, jak mogłam tak długo nie widzieć, że to wszystko nie miało sensu. Że walczę o miejsce przy stole, przy którym nie ma dla mnie krzesła.
Po południu, kiedy Michał znów schował się w swoim gabinecie, weszłam za nim bez pukania.
– Słyszałam waszą rozmowę wczoraj – powiedziałam spokojnie. – Wszystko.
Zbladł. Próbował coś powiedzieć, ale uciszyłam go ręką.
– Nie przerywaj mi. Przez lata próbowałam zdobyć aprobatę kobiety, której nie obchodziłam. Myślałam, że to coś zmieni, jeśli będę wystarczająco dobra. Ale nie jestem. I nigdy nie będę. Bo nie o to chodzi.
– Anka... – westchnął.
– Mam dość. Mam dość udawania. Wybierz. Albo twoja matka, albo ja.
Zamilkł. Cisza była jak nóż. Czekałam na odpowiedź, której nie potrafił mi dać.
Odwróciłam się i wyszłam z pokoju. W końcu zrozumiałam – jego niezdecydowanie bolało bardziej niż słowa Barbary. Bo to on miał być moją opoką. A tymczasem tylko patrzył spokojnie, jak tonę.
Wygarnęłam jej wszystko
Spotkałyśmy się w kawiarni. Barbara była punktualna, jak zawsze. Usiadła naprzeciwko mnie, z dłonią na eleganckiej torebce. Zerknęła na mnie chłodno.
– Michał mówił, że chcesz porozmawiać.
– Tak – odpowiedziałam cicho. – Ale nie po to, by się tłumaczyć. Tylko po to, by raz w życiu powiedzieć ci prawdę.
Uniosła brew, jakby to, co zamierzałam powiedzieć, już ją znudziło.
– Od lat próbuję zdobyć twoją akceptację. Gotuję tak, jak lubisz. Dekoruję dom jak z katalogu. Trzymam się zasad. A ty? Nigdy nie powiedziałaś nawet "dziękuję". Zawsze było coś nie tak. A wiesz, co boli najbardziej? Nie twoje słowa. Tylko twoje milczenie, kiedy się starałam. I twoja pogarda, której nawet nie próbowałaś ukryć.
Barbara milczała. Patrzyła w bok, nie potrafiąc utrzymać kontaktu wzrokowego.
– Nie chcę już tej farsy. Nie zamierzam walczyć o miejsce w twoim świecie. Możemy się nie lubić. Ale szanuj mnie. Bo jestem twoją synową. I kobietą, która nie da się więcej podeptać.
Uśmiechnęła się chłodno.
– Myślisz, że jedna rozmowa coś zmieni?
– Nie. Ale mnie już to nie obchodzi – powiedziałam spokojnie i wstałam. – Do widzenia, pani Barbaro.
Zostawiłam ją tam. Wśród porcelany, niewypowiedzianych słów i własnego chłodu. Ja wyszłam lżejsza.
Odnalazłam wewnętrzną wolność
Nie było wielkiego przełomu. Nie obudziłam się nagle w świecie, gdzie wszystko się ułożyło. Barbara nie przysłała bukietu z przeprosinami. Michał nie zaczął walczyć jak rycerz o moje dobre imię. Życie toczyło się dalej – podobne, ale inne. Bo ja byłam już inna. Przestałam się starać. Przestałam przygotowywać perfekcyjne kolacje, liczyć każdą przyprawę i dostosowywać się do gustów kogoś, kto nigdy mnie nie zaakceptuje. Odetchnęłam, pierwszy raz od lat. Przestałam być wersją siebie stworzoną dla kogoś innego. Michał? Nie odszedł. Ale też nie przeprosił. Trwał, cichy i zamknięty, jakby nie wiedział, co zrobić z moim buntem. Nie oczekiwałam już od niego więcej. Kiedy przestajesz walczyć o cudze uznanie, zaczynasz walczyć o siebie.
Zamówiłam fotel w kolorze, którego Barbara by nie zaakceptowała. Kupiłam zasłony w jaskrawy wzór. Zaczęłam chodzić na jogę i znów malować, jak kiedyś. Zaczęłam wracać do siebie. Małymi krokami. Niezgrabnie. Ale szczerze. Czasem czuję żal. Czasem wciąż zżera mnie poczucie porażki. Ale zaraz potem przypominam sobie, że nie byłam słaba. Byłam wierna sobie. Bo w końcu zrozumiałam – nie każda walka kończy się wygraną. Ale każda może zakończyć się wolnością.
Anna, 32 lata
Czytaj także:
- „Po maturze syn spakował manatki i się wyprowadził. Przez ambicje męża od 17 lat nie mam kontaktu z własnym dzieckiem”
- „Poszedłem na grilla u sąsiadów z bloku z uprzejmości. Między kiełbaską a karkówką poznałem przepis na życiowy sukces”
- „Po rozwodzie wpadłam w ramiona mojej pierwszej miłości. To prawda, żeby nie wchodzić 2 razy do tej samej rzeki”