„Tomek miał 25 lat i ciało greckiego boga, a ja byłam rozwódką po 40. Jednak to nie wiek stanął nam na drodze do miłości”
„Zaczęło się niewinnie. Kilka słów przy sprzęcie, uśmiech, pomoc przy maszynie. Myślałam, że to tylko uprzejmość młodego trenera. Ale potem zaczął mnie wypatrywać. Przynosił bidon, poprawiał ciężary, pytał, jak się czuję. A ja – głupia czterdziestka – zaczęłam się uśmiechać jak nastolatka”.

- Redakcja
Po rozwodzie czułam się jak cień samej siebie. Przez lata byłam „żoną Marka”, panią domu, matką. A potem nagle… nic. Cisza. Spokój tak głęboki, że aż bolał. Gdy sąd ogłaszał koniec naszego małżeństwa, nie czułam ulgi. Czułam pustkę. Marek miał już nową kobietę – młodszą, śliczną. A ja? Ja miałam tylko siebie. I siłownię. Wcześniej chodziłam tam rzadko, teraz codziennie. Żeby nie myśleć. Żeby wreszcie przestać płakać.
Zaczęło się niewinnie – kilka słów przy sprzęcie, uśmiech, pomoc przy maszynie. Tomek miał może z 25 lat i ciało greckiego boga. Myślałam, że to tylko uprzejmość młodego trenera. Ale potem zaczął mnie wypatrywać. Przynosił bidon, poprawiał ciężary, pytał, jak się czuję. A ja – głupia czterdziestka – zaczęłam się uśmiechać jak nastolatka.
– Asia, poważnie, zakochujesz się w gówniarzu? – zapytała Basia, moja przyjaciółka. – On mógłby być twoim synem!
– Wiem – odpowiedziałam cicho. – Ale to pierwszy raz od lat, kiedy ktoś na mnie tak patrzy. Czuję się jak nowo narodzona.
Moje ciało nie kłamało
Z Tomkiem wszystko działo się szybko, za szybko. Najpierw była kawa po treningu, potem kino, potem… noc. Pamiętam, jak leżeliśmy razem u mnie, jego ramię pod moją głową, a ja patrzyłam w sufit z niedowierzaniem. Pytałam siebie w myślach, co ja, do cholery, wyprawiam. Ale ciało nie kłamało. Było mi dobrze. Bezpiecznie. Czułam, że żyję.
Zaczęliśmy się spotykać coraz częściej. Śniadania u mnie, spacery po parku, wieczory z winem i długimi rozmowami. Tomek był czuły, zabawny, potrafił słuchać. Nie traktował mnie jak „dojrzałą kobietę z bagażem”, tylko jak dziewczynę, którą warto poznać. A ja? Znowu czułam się lekka. Jakbym zrzuciła dziesięć lat i tonę wspomnień z Markiem. A jednak… gdzieś w środku zaczynał kiełkować lęk. Przecież on ma całe życie przed sobą. Ja już tyle przeszłam. Kiedyś się znudzi. Kiedyś odejdzie. Leżeliśmy razem, kiedy się odezwał:
– Asia… chciałbym, żebyś poznała moją mamę.
Serce przestało mi bić na chwilę, przysięgam.
– Twoją… mamę?
– Tak. Myślę, że ją polubisz. Jest w porządku. A jeśli mamy być razem na serio, to… no wiesz. Chciałbym, żeby wiedziała.
Uśmiechnęłam się blado, ale w środku coś mnie ścisnęło. Jakaś niepokojąca myśl, ledwie uchwytna, ale uporczywa. Czułam, że coś było nie tak. Tylko jeszcze nie wiedziałam co.
Złamałam serce jego matce
Niepokój nie opuszczał mnie przez kolejne dni. Próbowałam go zagłuszyć – kolejnymi treningami, spacerami z Tomkiem, koronkową bielizną kupioną na przecenie. Ale wracał jak bumerang. Aż do tamtego wieczoru, gdy Tomek zostawił telefon na blacie w kuchni.
– Muszę zadzwonić do mamy, powiedzieć jej, że się spóźnię – rzucił z łazienki.
Podniosłam telefon, a wtedy ekran sam się odblokował – otwarte zdjęcie z profilu. Kobieta w moim wieku. Blond włosy, znajoma twarz. Serce mi zamarło.
– To niemożliwe – szepnęłam. – To… Sylwia?
Zamknęłam wszystko, zanim wrócił. Starałam się udawać, że nic się nie stało. Ale kiedy wróciłam do domu, cały świat zaczął mi wirować.
Zadzwoniłam do Basi.
– Basia, jego matka to Sylwia! Sylwia, pamiętasz ją? To matka Tomka.
– Żartujesz? – Basia zamarła.
– Nie. Widziałam jej zdjęcie. To ona. Zmieniła się, ale… nie ma wątpliwości. Basia… ja z nią zerwałam kontakt po tej aferze z Markiem. Pamiętasz? On też się zupełnie od niej odciął. A może to ona nic od niego już potem nie chciała? Nigdy już do tej sprawy nie wracaliśmy.
Basia westchnęła ciężko.
– Pamiętam aż za dobrze. Asia… chyba nie możesz być z synem kobiety, której złamałaś serce.
Nie odpowiedziałam. W głowie mi huczało. Przeszłość wróciła niespodziewanie, trzymana latami w zamknięciu. Sylwia… Marek… zdrada. A Tomek był jej synem.
Nie mogłam się już cofnąć
Przez kilka dni udawałam, że nic się nie stało. Tomek nie zauważył, że ucichłam, jestem bardziej nieobecna. Albo udawał, że nie zauważa. Miałam nadzieję, że się rozmyśli. Że jego mama odmówi spotkania. Że wszystko samo się rozwiąże. Ale życie nie jest takie łaskawe.
– Jutro jedziemy do mojej mamy – powiedział z entuzjazmem. – Upiekła sernik. Mówi, że dawno nie przyprowadziłem nikogo, kto nie był idiotką. No pressure.
Zaśmiałam się mechanicznie, ale wewnątrz miałam ochotę uciec gdzieś, gdzie nie sięgają wspomnienia. Gdy stanęliśmy przed drzwiami Sylwii, ręce mi drżały. Serce waliło jak szalone. Wiedziałam, że jeśli ona mnie rozpozna – nie będzie przebaczenia. W głowie słyszałam jej krzyk sprzed lat, kiedy dowiedziała się o mnie i Marku. Miała wtedy oczy pełne łez i nienawiści. Drzwi się otworzyły. Sylwia stała w progu, z tym samym spojrzeniem co kiedyś. Tylko teraz była starsza. I jeszcze bardziej twarda. Przez kilka sekund trwała cisza. Potem uniosła brwi.
– To ty? – wysyczała. – Masz czelność się tu pojawiać?!
Tomek zamarł, nic nie rozumiejąc.
– Mamo? Co się dzieje? Wy się znacie?
– I to jak – odpowiedziała lodowato. – Ale niech ci sama powie.
Spojrzał na mnie zdezorientowany, a ja poczułam, jak cały świat wali mi się na głowę. Nie mogłam się już cofnąć. Przeszłość przyszła do mnie w całej swojej brudnej, bolesnej postaci. I nie zamierzała odejść bez walki.
Nie chciałam nikogo ranić
Usiedliśmy w salonie. Tomek wyglądał na totalnie zagubionego. Sylwia stała przy oknie z założonymi rękami, jakby czekała tylko na moje potknięcie. Ja? Czułam się jak winna dwunastolatka przyłapana na kradzieży lizaka.
– Mamo… co się dzieje? – zapytał znów, bardziej nerwowo.
– Może Joanna ci opowie – odparła Sylwia, nie patrząc na mnie. – Bo ja nie mam siły.
Zebrałam oddech, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
– Tomek… ja… ja znałam twoją mamę. Dawno temu. W liceum byłyśmy blisko. Byłyśmy... przyjaciółkami.
– I co? Pokłóciłyście się o chłopaka? – próbował zażartować.
Sylwia wybuchła.
– O chłopaka?! Joanna… spała z moim wtedy przyszłym mężem i twoim ojcem! Z Markiem!
Tomek zbladł.
– Co?
– Nie wiedziałam, że… że jesteś jej synem. Przysięgam – powiedziałam, próbując się bronić.
– Odebrałaś mi wszystko – powiedziała cicho Sylwia. – Nie tylko Marka. Odebrałaś mi zaufanie. Przyjaźń. A teraz przychodzisz tutaj… z moim synem? Myślałaś, że zapomniałam? Odebrałaś mojemu synowi dzieciństwo i ojca.
– Nie zrobiłam tego, żeby cię zranić. Nie wtedy. I nie teraz.
Tomek spojrzał na mnie z mieszaniną żalu i wściekłości.
– Czyli wszystko było kłamstwem? Od początku?
– Nie. Tomek… ja cię kocham. Nie wiedziałam.
– Mamo, powiedz, że to nieprawda – szepnął.
Ale Sylwia tylko milczała. Bo prawda już padła. I nic nie mogło jej cofnąć.
Nawet łzy już nie przynosiły ulgi
Siedzieliśmy w moim mieszkaniu. Cicho, zbyt cicho. Tomek patrzył przez okno, jakby tam, w ciemności, miał znaleźć odpowiedzi. Ja siedziałam na kanapie z podkulonymi nogami. Nie płakałam. Już nie. Wypłakałam się w aucie, w drodze powrotnej. Teraz bolało za bardzo, żeby łzy mogły pomóc.
– Wiesz, co jest najgorsze? – odezwał się w końcu. – Że naprawdę chciałem, żebyś była częścią mojego życia. Myślałem o wspólnym mieszkaniu. Przyszłości.
– Ja też – szepnęłam. – Tomek, nie planowałam tego. Nie chciałam cię zranić. Ale to, co czuję… jest prawdziwe. Nie udawałam.
Odwrócił się i spojrzał na mnie. Oczy miał zaczerwienione.
– Zbyt wiele rzeczy się nałożyło. Za dużo rzeczy. Ty. Mama. Ten cały Marek... Widziałem go tylko raz w życiu. Przez to wszystko... Nie wiem już, kim jestem w tej historii. Ofiarą? Synem zdradzonej kobiety? Facetem, który zakochał się w kochance ojca?
Zacisnęłam powieki.
– Nie byłam z Markiem wtedy, kiedy Sylwia była w ciąży. Nie wiedziałam, że... że on jest z kimś innym. A potem było już za późno.
Tomek wstał, podszedł do drzwi.
– Muszę to sobie przemyśleć. Wszystko. Daj mi czas.
– Tylko mi nie mów, że już nigdy się nie odezwiesz – wyszeptałam. – Bo to mnie zabije.
Zatrzymał się w progu. Milczał dłuższą chwilę.
– Nie wiem, Asia. Naprawdę nie wiem.
I wyszedł. A ja zostałam. Sama. W ciszy, która kiedyś była ulgą, a teraz była karą.
Czasem miłość to za mało
Tomek nie wrócił. Mijały dni, potem tygodnie. Telefon milczał. Wszystko milczało. Jakby nasze wspólne chwile nigdy się nie wydarzyły. Tylko poduszka obok była czasem wilgotna od moich łez. Tylko kubek z jego ulubionym wzorkiem wciąż stał na półce, pokryty kurzem. Tylko ja – bez niego – stawałam się z każdym dniem bardziej niewidzialna. Basia próbowała mnie pocieszać.
– Może potrzebuje więcej czasu… może się odezwie.
Ale ja już nie czekałam. Przestałam. Nie dlatego, że przestałam kochać. Ale dlatego, że zrozumiałam: czasem miłość to za mało. Czasem historia, którą ciągniesz za sobą, jest jak betonowa kula u nogi. Ciągnie w dół. Dusi. Sylwia nigdy się już nie odezwała. I nie oczekuję, że mi wybaczy. W sumie, czy ja bym wybaczyła? Przeszłość to nie rozdział, który można zamknąć – to fundament. A ja kiedyś sama wysadziłam ten nasz, wspólny.
Zaczęłam terapię. Nie, żeby zapomnieć. Żeby zrozumieć. Dla siebie. Dla tej wersji mnie, która chciałaby jeszcze kiedyś zaufać. Może nawet pokochać. Czasem myślę, że Tomek wróci. Może za rok. Może za pięć. Ale nie robię sobie nadziei. Bo nie chcę już żyć przeszłością. Jedno wiem na pewno: przeszłość wraca. Czasem w postaci młodego chłopaka, który całuje cię jak nikt wcześniej. Czasem w postaci bólu, który zna twoje imię. Ale życie toczy się dalej. Nawet jeśli serce krwawi.
Joanna, 41 lat
Czytaj także:
- „Teściowa na mój widok robiła kwaśną minę. Myślałam, że mną gardzi, ale gdy poznałam prawdę, zrobiło mi się jej żal”
- „Żona chodziła do sąsiada po koper do ogórków małosolnych, ale myśli miała grzeszne. Nie umiem spojrzeć jej w oczy”
- „Na moim weselu pojawił się nieproszony gość. Nic nie mogło mnie przygotować na to, co usłyszałam tej nocy”