„Tonący brzytwy się chwyta. Ja w desperacji wysłałam list w butelce i zamówiłam sobie męża”
„Przyłożyłam się do spisania przymiotów, jakimi powinien odznaczać się mój przyszły ukochany, dopisałam swój mail i odcisnęłam pozostałości po szmince na skrawku papieru, który następnie włożyłam do szklanego naczynia. Efektownym ruchem cisnęłam osobliwą przesyłkę do morza.”

- listy do redakcji
Nie tak wyobrażałam sobie swój urlop
No cóż, moje wczasy nie zapowiadały się kolorowo. Na dwa tygodnie przed wycieczką koleżanka oznajmiła mi, przepraszając bardzo, że jednak musi odwołać nasze wspólne plany, ponieważ niedawno wpadł jej w oko sympatyczny chłopak. Zbliżyli się do siebie i spędzenie razem urlopu stało się niesamowicie ważne. Byłam wściekła na wszystkich i prawie zrezygnowałam z wyjazdu, ale potem przemyślałam to na spokojnie. W końcu zasuwałam przez cały rok, więc dwa tygodnie nad Bałtykiem to coś, na co w pełni zasłużyłam.
Sprawdziłam jeszcze grono moich dobrych znajomych, których mogłabym zaprosić na wspólne wakacje, ale praktycznie każdy z nich albo miał dzieci, był po ślubie lub chociaż w jakiejś relacji. No to klapa na całej linii. No nic, zapowiadały się „ekstra”, samotnicze wczasy... Pozostaje mieć nadzieję, że przynajmniej aura będzie sprzyjająca.
Prawdę mówiąc, pogoda dopisywała idealnie. W ciągu pierwszych dni słońce grzało tak mocno, że udało mi się nawet zdobyć apetyczną opaleniznę, której niestety nie miałam okazji jej nikomu pokazać. Ta lokalizacja, wybrana specjalnie ze względu na samotność i chęć kąpieli nago, teraz przerażała swoim spokojem. Kto by się spodziewał, że w sezonie letnim przyjeżdża tu mnóstwo ludzi, skoro w czerwcu panowała taka pustka, że ledwo dało się dostrzec na horyzoncie parawany i sylwetki wczasowiczów.
Nie bawiłam się najlepiej
Byłam ogromnie osamotniona. Od czasu do czasu wymieniałam parę zdań z panią prowadzącą pensjonat, ale poza tym nie miałam z nikim kontaktu. Przez pierwsze dni byłam jedynym gościem, a dopiero po tygodniu pojawił się jakiś facet. Niestety, zupełnie nie w moim typie, zarówno jeśli chodzi o aparycję, jak i sposób bycia, więc nawet nie marzyłam o jakimś przelotnym romansie. Najwyraźniej jednak ten wczasowicz miał o mnie trochę lepszą opinię, bo parę razy usiłował nawiązać rozmowę, a kiedy wpadliśmy na siebie na plaży, rzucił nawet propozycję wspólnego spaceru. Spławiłam go jednak dosyć szybko i chyba niezbyt grzecznie.
Jakby nie patrzeć, urlop nie należał do szczególnie udanych. Z wielkimi nadziejami na świetną zabawę, które miałam wraz z moją kumpelą, pozostało mi jedynie parę flaszek porządnego trunku w bagażu oraz irytacja. W związku z tym, gdy nadszedł moment wyjazdu, zabrałam wino nad morze i najzwyczajniej w świecie schlałam się jak bela, rzucając przekleństwa pod adresem boga mórz. Następnie naszła mnie chęć wygłupów, więc wyrwałam kartkę z mojego notatnika i złożyłam na niej... zamówienie na faceta, który miałby zostać moim mężem.
Zgadza się, przyłożyłam się do spisania przymiotów, jakimi powinien odznaczać się mój przyszły ukochany, dopisałam swój mail i odcisnęłam pozostałości po szmince na skrawku papieru, który następnie włożyłam do szklanego naczynia. Zatyczkę wbiłam z powrotem przy użyciu kamienia i efektownym ruchem cisnęłam osobliwą przesyłkę do nietypowej poczty. Jeszcze przez moment odpoczywałam nad brzegiem, po czym ruszyłam w stronę domu, gdyż nadciągała burza. W sypialni opadłam na posłanie kompletnie wyczerpana i pamiętam jedynie, że przyśnił mi się rybak, wyciągający z wody butelkę.
Niech morze znajdzie mi faceta
Obudziłam się w najmniej odpowiednim momencie – akurat, gdy jakiś przystojniak w moim śnie zamierzał mnie pocałować! Po wczorajszym piciu czułam się fatalnie, w ustach wciąż miałam posmak wina. Mimo kaca udało mi się spakować bagaż i opuścić pensjonat, żegnając się po drodze z panią właścicielką. Idąc na przystanek, spotkałam gościa, który mieszkał obok mnie przez całe wakacje. Grzecznie mi się ukłonił i życzył udanej podróży. Tylko kąciki jego ust drgały w dziwnym uśmiechu. Szybko sięgnęłam do torebki po lusterko, ale poza cieniami pod oczami i bladością nie zauważyłam na twarzy niczego, co mogłoby go tak rozbawić.
Przysiadłam na bagażu, wyczekując przyjazdu autokaru. Na dworcu w stolicy miała na mnie czekać Kasia. Jej wygląd wskazywał na to, że wolne chwile spędziła równie marnie, co ja.
– Matko, nawet nie masz pojęcia, co z niego za dureń! – przywitała mnie takimi słowami. – Po tygodniu musiałam nawiać – odetchnęła z trudem. – Oby przynajmniej twoje lato było udane.
– Poza imprezą na plaży i porannym bólem głowy, nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło – powiedziałam jej, dorzucając uszczypliwie: – Jakbyśmy się tam wybrały we dwie, mogłoby być zdecydowanie fajniej… – Kasia spuściła wzrok.
– No tak, jestem kompletną kretynką, nic dodać, nic ująć.
Chcąc zadośćuczynić, chwyciła mój bagaż i pomogła mi go wnieść do środka, a następnie go opróżniła i powyciągała ciuchy, kiedy ja w tym czasie brałam ekspresową kąpiel. Gdy opuściłam toaletę, wręczyła mi telefon.
– Chyba przyszło do ciebie jakieś powiadomienie…
Ktoś do mnie napisał!
Lewą dłonią osuszałam fryzurę, a prawą zaczęłam przeglądać wiadomość. Totalnie zaskoczona, opadłam na kanapę, a wtedy Katarzyna zaczęła drążyć temat.
– No co tam? Masz minę jakby coś się stało…
– A bo to takie dziwne. Byłam wczoraj na plaży, wypiłam trochę wina i zamówiłam sobie... męża. Kaśka spojrzała na mnie zdziwiona. – Znaczy się, opisałam na kartce, jakiego mężczyznę chcę znaleźć i zostawiłam swojego maila.
– No i?
– No i dostałam odpowiedź.
– Dawaj, pokaż! – Kaśka nie mogła się doczekać.
Telefon niemal wypadł mi z dłoni, kiedy przyjaciółka wyrwała go i zaczęła głośno czytać. „Piękna Syreno…”, zaraz, chwila, moment! Poczułam, jak policzki płoną mi niczym dwa rozżarzone węgle, gdy przyznałam, że faktycznie chyba tak się podpisałam. Kaśka parsknęła śmiechem i kontynuowała lekturę:
Co prawda nie mogę pochwalić się imponującym wzrostem, sylwetką greckiego boga ani tym bardziej oczami w odcieniu lazuru, a jedynie pospolitą szarością tęczówek, ale Twoja niecodzienna propozycja spotkania sprawiła, że postanowiłem odpisać. Bo jeśli w czasach internetu ktoś sięga po tak romantyczne sposoby, jak list w butelce, to może być to dobrym znakiem na przyszłość. Mam nadzieję, że moja wiadomość do Ciebie dotarła, Syreno. Sądząc po „kopercie, przed wysłaniem listu chyba trochę go pokropiłaś. Obawiam się więc, czy nie pomyliłaś przypadkiem kolejności znaków w adresie mailowym. Przesyłam pozdrowienia, Radek. P.S. Motocykla też nie mam. Ale za to jestem właścicielem kota. Rudego futrzaka o imieniu Stasiek.
– Rany, Monia! A może raczej Arielko... Nie spodziewałam się, że masz takie oblicze – Kaśka ewidentnie świetnie się bawiła, czytając mój list. – Trzeba jednak przyznać, że gość wykazał się refleksem. Widać, że to nie jest pierwszy lepszy koleś. Jakie masz plany? Na bank mu odpiszesz, co?
– Trudno powiedzieć... Liczyłam po cichu, że zgłosi się jakiś Szwed, ewentualnie w ostateczności Duńczyk – zażartowałam.
– Stuknij się w czerep, dziewczyno! – Kasia zatoczyła palcem duże kółeczko na czole. – Wysyłasz flaszkę na pełne morze i sądzisz, że nurt ją z powrotem do ciebie przygoni? – chichotała przez moment, a następnie chapnęła mój telefon i zaczęła coś skrobać.
– Co ty wyprawiasz?
– Piszę mu odpowiedź. Skoro ty się wzbraniasz, to ja biorę kolesia w ciemno! – Wyszarpnęłam jej smartfona z rąk.
– Spadaj i pisz wiadomość do własnego chłopa, a tego tu zostaw w spokoju! – wystawiłam język w jej stronę i sama zabrałam się za odpisywanie na maila.
Nie mogłam w to uwierzyć
Między nami nawiązała się ożywiona wymiana wiadomości. Okazało się, że Radek ma niesamowity dar snucia opowieści, choć przez dłuższy czas opierał się przed wysłaniem swojego wizerunku czy umówieniem się na spotkanie. Dopiero po dwóch tygodniach pisania ze sobą przystał na propozycję, byśmy zobaczyli się w stolicy, bo jak się okazało, obydwoje byliśmy warszawiakami.
Nie ukrywam, że perspektywa randki wprawiła mnie w niemałe podekscytowanie. Włożyłam dopiero co kupioną kieckę i nałożyłam makijaż z największą starannością, chcąc zrobić na nim piorunujące wrażenie. Gdy szłam na miejsce spotkania, niosłam w dłoni czerwoną torebkę, która miała posłużyć jako znak szczególny, po którym mnie rozpozna.
Spóźniona o kilka chwil, przekroczyłam próg kafejki, gdzie mieliśmy się spotkać. Zajęłam miejsce przy stoliku tuż obok okna i położyłam na blacie swoją torebkę. Umówiony znak od razu sprawił, że mężczyzna siedzący przy stoliku naprzeciwko wstał. Zbliżył się do mnie z uśmiechem na twarzy, a ja w tym momencie straciłam mowę.
– Serio? To ty? – powiedziałam takim tonem, jakbym była mega rozczarowana. Gość powinien poczuć się urażony i po prostu odejść.
– Syrenko, to ja. Pozwolisz, że dotrzymam ci towarzystwa? Stasiek kazał mi trzymać się z dala od domu przez najbliższe dwie godziny. Wiesz, on będzie naprawdę zawiedziony, bo zdążył cię polubić.
– Usiądź – pokazałam mu wolne miejsce. – Nie chcemy sprawić przykrości Staśkowi.
Radek rozgościł się na krześle naprzeciwko, z uśmiechem na twarzy.
– Masz pojęcie, jak długo goniłem za tą pechową butelką, aż w końcu fale wyrzuciły ją na plażę?
– Czy to oznacza, że mnie obserwowałeś? – zareagowałam lekko poddenerwowana.
– Nie do końca. Wyszedłem na przechadzkę i zamiast cię wyminąć, postanowiłem zostać, bo dziewczyna siedząca samotnie na plaży i pijąca alkohol prosto z butelki to raczej nietypowy widok. Zastanawiałem się nawet, czy nie będziesz potrzebowała pomocy, żeby dotrzeć do pensjonatu. Ale kiedy zobaczyłem, jak wkładasz kartkę do środka i pewnym krokiem idziesz w stronę domu, doszedłem do wniosku, że bardziej niż ty, pomocy wymaga ta biedna butelka.
– Prawdziwy z ciebie gentleman! – wykrzyknęłam, symulując oburzenie.
– No i widzisz, opłaciło się. Bo raczej się nie mylę, że jakoś nie zwróciłem twojej uwagi w czasie urlopu, mimo że od pierwszej chwili miałem ochotę cię lepiej poznać. Bo twoich oczu i brwi zwyczajnie nie da się wyrzucić z pamięci.
Poczułam, jak policzki mi płoną, ale starałam się zachować zimną krew.
– Daruj sobie te podchody i czcze pochlebstwa. Gdyby nie wzmianka o kocie w twojej wiadomości, mogłabym cię spławić. Po prostu!
Świetnie się dogadywaliśmy
Radka rozbawiły moje słowa. Gestem przywołał kelnerkę i poprosił o butelkę szampana.
– No cóż. Wypadałoby wznieść toast za Stasia. Gdyby nie on, zagadkowa Syrena nie zaszczycałaby mnie swoim towarzystwem…
Nasz wieczór był naprawdę fajny, a może nawet bardziej niż fajny. Radek pokazał mi, że to jak kogoś na początku oceniamy, często mija się z prawdą. Potwierdzał to za każdym razem jak się spotykaliśmy i robi to po dziś dzień. No i Stasiek, podobnie jak jego właściciel, od razu mnie polubił.
Tego lata planujemy urlop spędzić tylko we dwoje, gdyż Stanisława podrzucimy mamie Radka. Mój facet tak enigmatycznie się szczerzy, że podejrzewam, że szykuje jakieś wzruszające zaręczyny gdzieś nad Bałtykiem. Byleby tylko nie wpadł na pomysł schowania pierścionka w butelce. A nuż ją prąd morski poniesie do Danii albu Szwecji?
Monika, 29 lat