Reklama

Była piękna. Trudno nazwać inaczej aksamitną i lekko zaróżowioną od wiatru buzię, długie kasztanowe włosy i pełną kobiecego wdzięku figurę.

Reklama

Nosiła się elegancko, pachniała drogimi perfumami…

– Dzień dobry – przywitałam ją.

– Dzień dobry. Wczoraj do pani dzwoniłam – kobieta szybko przeszła w głąb mieszkania; zachowywała się trochę tak, jakby chciała się ukryć.

– Proszę się nie martwić. Nikt się nie dowie o tej wizycie.

Zobacz także

Skąd pomysł, że się tego obawiam? – spojrzała wzrokiem spłoszonej sarny.

– Przeczucie. W końcu jestem wróżką – uśmiechnęłam się, aby ją nieco uspokoić. – A teraz proszę zdjąć płaszcz, usiąść wygodnie i powiedzieć, o co chodzi.

– To chyba oczywiste – wzruszyła ramionami. – Chcę poznać przyszłość.

– Przyszłość? Jest pani pewna? – przyjrzałam się jej uważnie. – A mnie się wydaję, że bardziej chodzi o przeszłość.

– Gdybym chciała roztrząsać to, co przeżyłam, poszłabym do psychoanalityka – jej głos stał się oschły i mało przyjemny.

– Jasne. Chyba że niektóre wydarzenia z przeszłości mogą wpływać na to, co dopiero będzie. Właśnie to panią niepokoi.

– Czy możemy już zacząć? – syknęła.

Była zdenerwowana, żyły na białej szyi wyraźnie nabrzmiały

Wstałam bez słowa i sięgnęłam po aksamitny czerwony woreczek.

Wyjęłam talię kart. Rozrzuciłam je na stoliku i wybrałam damę reprezentującą klientkę. Położyłam ją na środku okrągłego obrusu. Resztę kart potasowałam.

– Proszę przełożyć. Lewą ręką.

Bardzo wolno, wsłuchując się w spokojniejszy teraz oddech kobiety, rozkładałam karty, które miały opowiadać o jej wcześniejszym, obecnym i przyszłym życiu.

Dużo tu mężczyzn – zaczęłam. – Na brak powodzenia raczej pani nie narzeka.

– Owszem!

Zamiast uśmiechu na twarzy piękności znów zagościł grymas niezadowolenia.

– Powiem pani, co widzę, ale… Nie może mnie pani traktować jak wroga. Takie nastawienie utrudnia pracę. Karty są wrażliwe. Wyczuwają nastroje.

– W porządku. Proszę mi wybaczyć. Fakt, jestem trochę zdenerwowana… Musi pani wiedzieć, że mam zazdrosnego narzeczonego. Jest sporo starszy ode mnie i traktuje mnie trochę jak swoją własność. Pewnie to wyolbrzymiam, ale…

– To on, prawda? – wskazałam ręką leżącego po prawej stronie damy króla.

– Szpakowaty brunet? Z pozycji, w jakiej się znajduje w karcianym układzie, wnioskuję, że jest bardzo dobrze sytuowany. To mężczyzna piastujący ważne i odpowiedzialne stanowisko…

– Tak. Mirek jest prezesem firmy sprzedającej oprogramowanie do komputerów. Ma kupę kasy. Ale nie jest skąpy. Obsypuje mnie prezentami. Na urodziny dał mi auto. Co roku jeździmy na egzotyczne wakacje. Nie mogę narzekać. A teraz buduje dla nas dom, prawdziwą willę. Mamy tam zamieszkać po ślubie.

Ślub jest powodem pani zmartwień?

– Tak, zgadła pani.

Wiedziałam już całkiem sporo. Piękna kobieta, która w przeszłości nie stroniła od mężczyzn, miała wyjść za dużo starszego od siebie, doświadczonego życiowo i zamożnego prezesa firmy. Z pewnością jej wiek i wygląd stanowiły spore atuty. Ale czy jedyne? Tak czy inaczej, coś ją martwiło. Nie kochała go? Nie była pewna jego uczuć? A może skrywała jakiś sekret?

Karty nie chciały wszystkiego odsłonić

– Waha się pani – spojrzałam na nią przenikliwie. – Sukienka już zamówiona, a jednak… Wyraźnie widzę przeszkodę. Nie wiem jeszcze, co to jest. Walet karo, dziesiątka pik i dama trefl? – zastanawiałam się na głos. – Ten mężczyzna z przeszłości… On już nic dla pani nie znaczy. Kojarzy się ze smutkiem i bólem. Widzę szpital, kobietę w białym stroju. To może być jego matka. Albo lekarz. Nie rozumiem…

– Proszę się skupić na przyszłości – przerwała mi. – Czy powinnam wyjść za Mirka? Czy będziemy szczęśliwi?

Pierwszy raz w życiu nie umiałam odpowiedzieć na takie pytanie. Na ogół karty jasno pokazywały, co się wydarzy. Z układu i sąsiedztwa figur mogłam wyczytać radość, powodzenie w interesach, spełnioną miłość, śmierć, nieoczekiwane wiadomości, podróż czy kłótnię kochanków. Tym razem jednak rozkład wydawał się zupełnie nielogiczny. Przypadkowy.

Ból i szczęście. Miłość obok zdrady. Kłamstwo następujące po zaufaniu. Jej teraźniejszość była niejasna, a przyszłość ukryta. Klucz do zagadki musiał tkwić w przeszłych zdarzeniach. Ponownie rozłożyłam karty.

Kobieta w milczeniu przyglądała się temu, co robię. Chyba czuła, że jestem bliska odkrycia prawdy.

Kolejne karty zaczęły wreszcie tworzyć sensowną całość. Pierwszy opowiedział mi swoją historię walet karo. Ujrzałam go w otoczeniu innych młodych mężczyzn, najprawdopodobniej szkolnych kolegów. Był beztroski i pełen szczenięcych marzeń. Chciał się bawić, korzystać z życia. Nie szukał stabilizacji. Wkrótce jednak u jego boku pojawiła się piękna dziewczyna – równie młoda i spragniona wrażeń.

Wyglądali na zakochanych, szalonych, szczęśliwych. Brakowało im jednak rozsądku. I wyobraźni. Egzamin z dojrzałości oblali w dniu, gdy ich nienarodzone dziecko przemocą zostało wyrwane z matczynego łona. Dziesiątka pik. Nieplanowana ciąża. Ból i łzy. Rozstanie.

Ile miała pani wtedy lat?

Wiedziała doskonale, o co pytam. Po jej policzku spłynęła łza.

– Osiemnaście. Byłam za młoda na dziecko. Obydwoje byliśmy…

– Rozumiem. I nie oceniam tego.

– Jednego dnia otrząsnęłam się z miłości. W szpitalu zrozumiałam, jak naiwna i nieodpowiedzialna byłam. Chciałam kosztować życia, a ono ze mnie zadrwiło.

– A chłopak?

– Widziałam go potem może ze dwa razy. Nie tęsknię za nim. Raczej staram się zapomnieć. Przez lata nie poświęciłam mu ani jednej myśli. Aż do teraz.

Spojrzałam w karty. Próbowałam odnaleźć damę trefl – brakujący element tej układanki. Wiedziałam już, że nie reprezentuje rodzicielskiej władzy. A jednak właśnie ona, jej słowa, zaważyły na dalszym życiu mojej klientki.

Skupiłam się. Ujrzałam bladozielone linoleum i sterylnie biały parawan. Za nim kobieta w lekarskim fartuchu pochylała się nad kimś, jednocześnie rozgrzewając w dłoniach metalowe narzędzie. Ostry snop światła prześlizgnął się po smukłych nagich udach. Gęstą od strachu ciszę przerwał dźwięk odkładanego do naczynia wziernika. Diagnoza była okrutna.

Rozumiem, że nie może pani mieć dzieci? – zapytałam skuloną na kanapie kobietę.

– Niestety. Wcześniej było mi wszystko jedno, ale gdy poznałam Mirka, zapragnęłam być dla niego stuprocentową kobietą. Zaczęłam odwiedzać ginekologów, przeszłam wiele badań…

– Dlaczego nie chce pani porozmawiać o tym z narzeczonym? Czemu pani ucieka, szuka pomocy u wróżki?

– Boję się. Nie mogę go stracić!

– Nie straci pani.

– Skąd ta pewność? Przecież on nie ma jeszcze dzieci, a widzę, jak bardzo je kocha. One zresztą też go uwielbiają. Jego siostra urodziła trzy lata temu córkę. Narzeczony oszalał na punkcie tej małej. Obsypuje ją prezentami i pozwala wchodzić sobie na głowę. Gdy są razem, wygląda na młodszego o 20 lat. Jak mogę mu powiedzieć, że nigdy nie zazna ojcowskiej miłości?

– Tego nie musi pani mówić. Ale łatwiej dzielić się z ukochaną osobą wszystkimi wątpliwościami, niż żyć w strachu i kłamstwie. A co do narzeczonego… – zawiesiłam głos i spojrzałam z uśmiechem w jej mokre od łez oczy. – Niech pani wreszcie uwierzy w jego miłość. Nie dziecko jest problemem. I nie zatajona przeszłość. Proszę zaakceptować siebie. Zasługuje pani na jego miłość – wstałam i podeszłam do niej. – A teraz biegnij, kochana, na przymiarkę. Suknia już prawie gotowa.

Podziękowała mi ciepło i stukając obcasami, wyszła z pokoju.

Reklama

Po miesiącu dostałam pocztówkę z egzotyczną palmą na tle szmaragdowego oceanu. Pozdrowienia z podróży poślubnej. I mały dopisek: „Po powrocie zaczniemy starania adopcyjne. Dziękuję”.

Reklama
Reklama
Reklama