„Sądziłam, że chwyciłam pana Boga za nogi, a wpadłam w niezłe bagno. Słono zapłaciłam za bycie dusigroszem”
„– Mieszkanie należy do mnie – wyjaśnił facet. – Kasia jest córką moich przyjaciół. Kiedy wyjeżdżałem na dwa miesiące, zostawiłem im klucze do podlewania kwiatów. Rozumiem więc, że ktoś wynajął pani mój lokal? Nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa”.

- Listy do redakcji
Jako nauczycielka nie zarabiam kokosów, więc nie stać mnie na wzięcie kredytu i kupno własnego mieszkania. Muszę więc wynajmować, choć moje doświadczenia w tej kwestii nie należą do najprzyjemniejszych. Od kiedy skończyłam studia, ciągle się przeprowadzam – jestem jak wieczny nomad. Bez przerwy pakuję i rozpakowuję rzeczy. Mój budżet pozwala mi tylko na wynajmowanie niewielkich, prostych pokoików.
Po raz kolejny właściciel niespodziewanie zdecydował się zakończyć naszą umowę najmu, bo znalazł kogoś, kto był gotów płacić wyższą stawkę. Znalazłam się pod ścianą i musiałam szybko chwycić się pierwszej lepszej dostępnej oferty. W ten sposób wylądowałam w malutkiej kawalerce – zaledwie 27 metrów, z kuchnią bez okna i mikroskopijną łazienką, gdzie prysznic ledwo się mieścił. Mieszkanie było w opłakanym stanie. Nikt od lat nie robił tam remontu, na ścianach rozwinął się grzyb, a gdzie indziej farba złaziła płatami. Nie miałam zamiaru pokazywać tego miejsca nikomu ze znajomych, jednak...
Wstydziłam się tego mieszkania
Razem z Anią, moją koleżanką ze szkoły, udałyśmy się do muzeum w sprawie zajęć edukacyjnych dla naszych podopiecznych. W drodze powrotnej pogoda zrobiła nam psikusa – spadł deszcz ze śniegiem, a temperatura mocno się obniżyła. Kuliłyśmy się pod parasolami przed zimnem, gdy wtem pędzące auto wpadło w sporą kałużę, a cała jej zawartość wylądowała na mnie! Na szczęście dla Ani, to ja stałam od strony ulicy, więc przypadkiem posłużyłam jej za tarczę. Przemokłam do suchej nitki, a moja spódniczka całkowicie się zniszczyła.
– Co ja teraz zrobię? – westchnęłam zrozpaczona. – Przecież muszę jeszcze poprowadzić dwie lekcje w szkole...
Nagle dotarło do mnie, że przecież mieszkam niedaleko, więc mogłabym wyskoczyć na moment do domu, by zmienić ciuchy. Powiedziałam Ani, że może iść prosto do szkoły, a ja spotkam się z nią później, gdy już się przebiorę. Moja koleżanka stwierdziła jednak, że chętnie zobaczyłaby, gdzie mieszkam. Spojrzała na godzinę i okazało się, że ma teraz okienko. Przemarznięta do kości, z chęcią wprosiła się na rozgrzewającą herbatę.
Nie miałam innego wyjścia w tej sytuacji. Postanowiłam zabrać ją do siebie, mimo że w środku czułam, co pomyśli o moim paskudnym mieszkaniu. Na początku będzie zaskoczona, a później zacznie mi współczuć.
– To tylko na jakiś czas – wymamrotałam przepraszającym tonem, bardzo skrępowana warunkami, w jakich przyszło mi mieszkać.
Gdy spojrzałam na swoje cztery kąty z perspektywy mojej znajomej, dotarło do mnie, że naklejanie plakatów w kolorowe wzory nie zamaskuje okropnych śladów pleśni. Na szczęście kumpela zachowała się bardzo taktownie – nie powiedziała ani słowa na ten temat. Po prostu wypiła swoją herbatę i ruszyłyśmy razem do roboty.
To była szansa dla mnie
Minęło parę dni. Siedziałyśmy w pokoju nauczycielskim, kiedy odezwała się do mnie ta sama koleżanka.
– Słuchaj, mam coś ciekawego... Niedawno się okazało, że moja koleżanka planuje wyjazd za granicę. Szuka kogoś do wynajęcia swojego mieszkania. Byłam tam i powiem szczerze - ten lokal naprawdę by ci odpowiadał.
„W sumie każde mieszkanie by mi pasowało, byle tylko nie było zagrzybione”, przeszło mi przez myśl.
– Jasne, chętnie rzucę okiem – odpowiedziałam.
Wchodząc do środka, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To było jak marzenie: przestronne dwa pokoje połączone z kompletnie urządzoną kuchnią. Łazienka okazała się prawdziwą perełką - nie dość, że z wanną, to jeszcze z małym okienkiem! Na samą myśl o relaksujących kąpielach w otoczeniu aromatycznej piany zrobiło mi się ciepło na sercu. Teraz najważniejsze pytanie: ile to wszystko będzie kosztować.
– Zależy mi przede wszystkim na tym, żeby ktoś się tym miejscem opiekował podczas mojego pobytu za granicą – powiedziała Kaśka, do której należało mieszkanie.
Byłam zdecydowana
Zaoferowała kwotę identyczną jak ta, którą opłacałam mój obecny koszmarny pokój. Aż mnie zatkało!
– Jest tylko jeden warunek – odezwała się.
„No i się zaczyna..." – przeszło mi przez myśl.
– Potrzebuję opłaty za sześć miesięcy od razu. Muszę szybko wynająć mieszkanie w Londynie, gdzie ceny są kosmiczne – wytłumaczyła bez emocji.
Sześć miesięcy? Sporo kasy jak na jednorazowy wydatek, ale…– Jasne, wchodzę w to! – wypaliłam bez zastanowienia.
„Jakoś to będzie”, przeszło mi przez myśl, choć świadomość, że będę kompletnie spłukana, nie napawała optymizmem. Po krótkiej rozmowie doszłyśmy do porozumienia: Kaśka miała wyjechać w sobotę, dzięki czemu już następnego dnia mogłam wprowadzić się do jej lokum.
Ale dziś miałam cudowną niedzielę! Po długiej kąpieli w wannie chodziłam sobie między pokojami i zachwycałam się tym, jak słońce pięknie oświetla wnętrza. Nagle przyszła mi do głowy myśl: „Nareszcie mogę bez skrępowania zapraszać tu gości". I wtedy wpadłam na świetny pomysł. „A może by tak zrobić imprezę w domu? Dokładnie! Czemu nie już w ten weekend?".
Zrobiłam parapetówkę
Poczułam ogromną radość i postanowiłam zorganizować wielkie przyjęcie. Na listę gości trafiło chyba pół miejscowości. Pojawiły się koleżanki ze studiów, znajomi z firmy i wszyscy moi bliscy przyjaciele. Dużo osób przyszło w towarzystwie i przyprowadzili swoich partnerów, małżonków... Co prawda niektórych widziałam pierwszy raz w życiu, ale sprawiało mi to czystą przyjemność, że mogę ich wszystkich gościć u siebie.
W którymś momencie zorientowałam się, że zabrakło przekąsek i wina. Chwyciłam brudne naczynia i wybiegłam na korytarz. Przy wieszaku przykrytym mnóstwem okryć dostrzegłam zdezorientowanego faceta.
– Słuchaj, jak nie ma już miejsca na wieszaku, to rzuć swoją kurtkę w sypialni na łóżko – powiedziałam, zerkając w jego stronę, nim ruszyłam do zatłoczonej kuchni.
„To pewnie czyjaś osoba towarzysząca, może ma dziewczynę albo nawet nosi obrączkę... Żal, że nie jest singlem, bo całkiem mi się podoba...” , przeszło mi przez myśl. „Zaraz się przekonam jak się nazywa, wystarczy że odkorkuję to wino”.
Wróciłam do pomieszczenia z butelką wina, ale wciąż miałam masę rzeczy do zrobienia. Zauważyłam, że ten koleś rozmawia ze znajomymi z moich studiów, a później wypatrzyłam go wśród grupy palaczy, którzy na balkonie próbowali jakoś rozgrzać swoje zimne ręce. W międzyczasie wciągnęłam się w babskie ploteczki z dziewczynami i ani się obejrzałam, jak zrobiło się późno, a ludzie zaczęli się rozchodzić.
Byłam w szoku
– Szkoda, że nie udało nam się zamienić nawet kilku słów... – zagadnęłam w końcu do przygnębionego chłopaka.
Zastanawiałam się, kto mu towarzyszy. Rozglądając się po pomieszczeniu zauważyłam, że każda z pozostałych dziewczyn trzyma się już z jakimś chłopakiem... Możliwe, że pojawił się tu bez towarzystwa?
– Zostanę tutaj jeszcze przez chwilę – powiedział z promiennym uśmiechem, który mimo uroku sprawił, że poczułam dziwny dyskomfort.
– Nazywam się Ewa i to ja zorganizowałam to przyjęcie! – powiedziałam, wyciągając rękę na powitanie.
– Miło mi, jestem Zbyszek i to jest mój apartament! – rzucił to tak naturalnie, że w pierwszej chwili nie dotarł do mnie sens jego słów.
– Słucham? Możesz powtórzyć? – spytałam kompletnie zdezorientowana.
– Ten lokal należy do mnie – wyjaśnił.
Poczułam się, jakby ktoś właśnie wylał mi na głowę kubeł zimnej wody.
– Zaraz, przecież Kaśka...
Nic z tego nie rozumiałam
Przerwano mi w pół zdania, ponieważ znajomi chcieli się ze mną pożegnać. Kiedy wszyscy wyszli, zostaliśmy tylko we dwoje: ja i ten tajemniczy mężczyzna. W głowie pojawiły się niepokojące myśli: „Co jeśli to jakiś wariat? Może zauważył otwarte drzwi i wykorzystał okazję, żeby mnie skrzywdzić?”. Poczułam, jak przechodzi mnie dreszcz. Odwróciłam się w jego stronę, próbując zamaskować niepokój wymuszonym uśmiechem. Rozważałam nawet ucieczkę na korytarz i wezwanie pomocy, gdy nagle...
– Proszę spojrzeć na mój dowód osobisty. Nie chcę, żeby brała mnie pani za szaleńca – odezwał się, jakby czytał w moich myślach, wyciągając w moją stronę dokumenty.
Zerknęłam na dokumenty i mnie zmroziło. Ten sam adres, który był tam zapisany jako miejsce zameldowania… To był adres mojego nowego mieszkania, które tak okazyjnie wynajęłam.
– Kompletnie się pogubiłam... – czułam, że robi mi się słabo. – Dopiero przed tygodniem wynajęłam to lokum od Katarzyny…
– Czy może pani to jakoś udowodnić?
Cholera, miał mnie. Nie dysponowałam żadnym dowodem!
– Właścicielka nie chciała żadnej formalnej umowy, bo bała się problemów z urzędem skarbowym... – wyszeptałam.
– I to nie wydało się pani podejrzane?! – facet spojrzał na mnie ze zdziwieniem, unosząc brwi do góry.
Do głowy mi nie przychodzi, jak mogłam wpaść w taką pułapkę. Przecież mam za sobą tyle lat wynajmowania mieszkań, a zachowałam się jak kompletny żółtodziób! Może zaważyło to, że dostałam namiary od Anki? A może oślepiło mnie to cudowne mieszkanko, które przy moim obecnym było jak pięciogwiazdkowy hotel? Cokolwiek to było, faktem jest, że wręczyłam tej babie kasę ot tak, bez żadnej weryfikacji. Nawet nie przyszło mi do głowy sprawdzić, czy faktycznie jest właścicielką. Emanowała takim spokojem i pewnością...
Zostałam oszukana
– Mieszkanie należy do mnie – wyjaśnił facet. – Kasia jest córką moich przyjaciół. Kiedy wyjeżdżałem na dwa miesiące, zostawiłem im klucze do podlewania kwiatów. Rozumiem więc, że ktoś wynajął pani mój lokal?
Nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa. Zamiast tego wybuchnęłam płaczem. Miałam wrażenie, że wszystko się wali... Szlochałam jak dziecko, nos mi się zatkał i marzyłam tylko o tym, żeby zapaść się pod ziemię! Ogarniało mnie potężne poczucie wstydu, a do tego kompletnie nie wiedziałam, co dalej. Gdzie ja się teraz podzieję?
– Policja nie wchodzi w grę? – spytałam ze zdziwieniem, nie mogąc pojąć jego spokojnego podejścia.
– Kiedy zobaczyłem w środku całe towarzystwo, przez moment o tym myślałem. Ale nikt nie wyglądał podejrzanie, a pani tak entuzjastycznie zajmowała się przyjęciem... Postanowiłem więc poczekać z interwencją do momentu, aż goście się rozejdą.
– Jestem panu tak bardzo wdzięczna! – powiedziałam z ulgą, patrząc na niego jak na wybawcę. – To byłby dla mnie ogromny wstyd!
– W porządku... To jak teraz z tym wszystkim będzie? – odezwał się, choć mógł po prostu kazać mi się wynosić.
Byłam zrozpaczona
Bezradnie opuściłam ramiona.
– Kompletnie nie wiem, co ze sobą zrobić – wyrwało mi się, gdy zobaczyłam jak jest opanowany.
– Mogę poczekać parę dni, dopóki nie znajdzie pani odpowiedniego lokum – odezwał się znienacka.
– Chodzi o to, że... – znów zaczęłam szlochać. – Zostałam bez pieniędzy. Ta oszustka zgarnęła całe moje oszczędności, które miały starczyć na pół roku wynajmu!
Byłam przekonana, że każe mi się wynosić i powie, że nic go to nie interesuje, lecz on tylko chwycił się za czoło i odezwał się:
– No dobrze, ale mam nadzieję, że znajdzie się osoba, która zaświadczy o tym wynajmie?
– Oczywiście... – przytaknęłam.
– Więc jakoś uda nam się to ogarnąć – oznajmił z entuzjazmem w spojrzeniu.
Kilka dni mieszkałam u Zbyszka. W międzyczasie on skontaktował się ze swoimi znajomymi i opowiedział im o zachowaniu ich córki. Potrzebowali kogoś, kto był świadkiem całej sytuacji, więc udało się taką osobę znaleźć. Ania wprost kipiała ze złości na Kaśkę za sposób, w jaki ta ją wykorzystała.
To była cenna lekcja
– Zupełnie przypadkiem napomknęłam o tym, jak mieszkasz, a ona od razu wymyśliła sobie ten podstępny plan! – powiedziała wzburzona.
– Wiedziała gdzie jej matka i ojciec trzymają zapasowe klucze od jego mieszkania, więc po kryjomu zrobiła duplikaty. Później wmówiła ci, że możesz tam zamieszkać, wzięła kasę i zwiała za granicę! Ciekawe czy naprawdę wierzy, że ujdzie jej to na sucho... Przecież możesz ją pozwać za oszustwo. Chętnie potwierdzę wszystko przed sądem. Chociaż tyle mogę zrobić, żeby ci jakoś pomóc w tej sytuacji.
– Daj spokój, nie obwiniaj się – powiedziałam. – Rodzice tej oszustki już powiedzieli, oddadzą mi forsę, a później sami będą musieli sobie poradzić ze swoim dzieckiem.
Odzyskanie pieniędzy było dla mnie wielką ulgą, a dzięki Zbyszkowi szybko znalazłam nowy kąt do mieszkania. Patrząc z perspektywy czasu, ta cała historia z Kaśką, choć pozostawiła nieco goryczy, koniec końców wyszła na dobre. Teraz na pewno będę ostrożniejsza i dwa razy się zastanowię zanim komuś zaufam.
Ewa, 35 lat